Quinnell_A.J._-_Czarny_rog.txt

(452 KB) Pobierz
   A.J. QUINNELL
   Czarny R�g
   T�umaczyli Jan Zakrzewski i Ewa Krasnod�bska
   
   Dla Elsebeth
   
   PROLOG
   
   
   My�liwego nie interesowa�y zwierz�ta. Siedzia� w kucki za ska�ami oko�o pi�ciuset metr�w od rzeki Zambezi. Po lewej stado antylop schodzi�o do wody, by przed zachodem s�o�ca zaspokoi� pragnienie - m�odzie� podskakiwa�a i kr�ci�a si� wok� starszych. Po prawej para zebr zmierza�a w tym samym kierunku, a za nimi rysowa�a si� pos�gowa sylwetka samca kudu, strojnego spiralnie zwini�tym poro�em.
   Oczy my�liwego by�y utkwione w du�ym namiocie w barwach ochronnych ustawionym w cieniu pot�nego baobabu. Zerkn�� szybko na chowaj�ce si� za horyzontem s�o�ce. Mia� nadziej�, �e nie b�dzie musia� tkwi� tu jeszcze jednej nocy. Nie modli� si� jednak o to do Boga, �adnego bowiem boga nie uznawa�.
   Karabin sta� obok, oparty o ska��, stary Enfield Envoy L4A1 - ukochana bro� snajper�w podczas II wojny �wiatowej. Mia� jeszcze oryginalny celownik teleskopowy, trzydziestk� dw�jk�. My�liwy wychowa� si� i dorasta� z t� broni�.
   Znieruchomia�, gdy spostrzeg� jaki� ruch p�achty przy wej�ciu do namiotu. Po chwili pojawi� si� bia�y m�czyzna pot�nej postury o p�omiennorudych w�osach. Na sobie mia� tylko zielone szorty. Podszed� do tl�cego si� ognia i nog� podrzuci� par� polan.
   My�liwy si�gn�� po karabin. Patrz�c przez lunet� celownika stwierdzi�, �e z pewno�ci� jest to cz�owiek, kt�rego fotografi� mia� w tylnej kieszeni spodni. Nie by�o mowy o pomy�ce, mimo �e na zdj�ciu rude w�osy przes�ania� kapelusz.
   My�liwy zaj�� wygodn� pozycj�. Plecami opar� si� o ska��, �okcie opu�ci� na kolana, przybieraj�c siedz�c� pozycj� strzeleck�. Zamar� w bezruchu, s�ysz�c czyj� g�os. Oderwa� oko od celownika i spojrza� na namiot. Wysz�a z niego kobieta. Mia�a na sobie tak�e zielone szorty, i nic wi�cej. Oko my�liwego powr�ci�o do okularu celownika. Skierowa� go na kobiet�: d�ugie blond w�osy i bardzo opalona twarz. W�ska talia, m�ode j�drne piersi. U�miecha�a si� do m�czyzny.
   My�liwy zakl�� pod nosem. Powiedziano mu, �e m�czyzna b�dzie sam. Rzuci� okiem na zachodz�ce s�o�ce. Nie ma ju� czasu na w�dr�wk� do ukrytego Land-rovera i pytanie przez radio o instrukcje.
   Musia� sam podj�� decyzj�.
   Rudy m�czyzna przykucn�� nad ogniskiem i patykiem usi�owa� przywr�ci� mu �ycie. Kobieta stan�a obok i z lekkim u�miechem przygl�da�a si� w�druj�cym antylopom. My�liwy zabi� j� pierwsz�. Prawie natychmiast potem odda� drugi strza�. M�czyzna zd��y� si� unie�� do po�owy. Pocisk trafi� go w �o��dek. Kobieta le�a�a bez ruchu, m�czyzna wi� si� na ziemi trzymaj�c obur�cz za brzuch. My�liwy raz jeszcze �ci�gn�� spust, trafiaj�c ofiar� w plecy. Nie strzela� po raz drugi do kobiety. Nie lubi� marnowa� amunicji.
   
   * * *
   Jecha�a bardzo szybko, wiatr rozwiewa� jej czarne w�osy, r�wnie czarne jak lakier karoserii jej ukochanego sportowego MG. Ze wszystkich posiadanych rzeczy najbardziej ceni�a ten samoch�d, chocia� mia� prawie tyle lat, co ona. I, podobnie jak ona, by� �wietnie utrzymany. W wieku dwudziestu o�miu lat mia�a zgrabn� sylwetk� m�odej dziewczyny, a to dzi�ki racjonalnemu od�ywianiu i gimnastyce. Kwok Ling Fong, w�r�d przyjaci� znana jako Lucy, bardzo �pieszy�a si� do domu. Samolot z Tokio wyl�dowa� z op�nieniem i Lucy chcia�a jeszcze zd��y� na urodziny ojca. Nie by�o to �adne wielkie przyj�cie. Tylko rodzice i brat. Podobnie jak inne chi�skie rodziny, jej by�a r�wnie� bardzo z�yta i wola�a obchodzi� rodzinne �wi�ta we w�asnym gronie. - Przemkn�a przez tunel Kowloon - Hongkong nieco powy�ej dozwolonej pr�dko�ci, a nast�pnie stromymi ulicami zacz�a pod��a� ku szczytowi wielkiej ska�y. Cieszy�a si� z oczekuj�cych j� kilku wolnych dni. Po trzech latach nadal lubi�a prac� stewardesy i podr�owanie, niemniej kilka dni wolnego stanowi�o mi�� odmian�. Zaparkowa�a w�z tu� obok Hondy ojca, chwyci�a z siedzenia podr�n� torb� i pobieg�a do domu.
   Poczu�a zapach dymu. Zbli�aj�c si� do zamkni�tych drzwi gabinetu ojca, dostrzeg�a, �e dym wys�cza� si� w�a�nie spod nich. Drzwi nie mog�a otworzy�, wi�c pobieg�a w kierunku salonu.
   I tam ich wszystkich znalaz�a. Wisieli. W rz�dku. Nago. Na stropowej belce! Twarze mieli wykrzywione paroksyzmem �mierci. Z piersi ojca jeszcze skapywa�a krew. Nim zemdla�a, jej wzrok zarejestrowa� ideogram 14K, wyci�ty czym� ostrym na piersiach wisz�cych.
   
   KSI�GA PIERWSZA
   
   1
   
   
   By�a stara. Pi�kna niegdy� twarz emanowa�a b�lem i smutkiem. Podobne do szpon�w paznokcie zaciska�a na oparciu inwalidzkiego w�zka, wpatruj�c si� w siedz�cego za biurkiem senatora Jamesa S. Graingera. Znajdowali si� w gabinecie jego rezydencji w Denver.
   Nie odrywaj�c od niej spojrzenia Grainger odpar� spokojnym g�osem:
   - Wiem, co czujesz, Glorio. Up�yn�o ju� pi�� lat od �mierci Harriet, a mimo to cierpi�, wi�c dobrze rozumiem co ty mo�esz odczuwa�.
   Ptasia, szara twarz starej kobiety wykrzywi�a si� w grymasie.
   - Wiem, �e rozumiesz, Jim, i je�li jest troch� prawdy w plotkach, to nie popu�ci�e�, nie darowa�e�.
   Skin�� potwierdzaj�co g�ow�. Pukn�� par� razy palcami w le��c� przed nim akt�wk� i �agodnym, przekonuj�cym g�osem powiedzia�: - Tak, zem�ci�em si�... Ale wiedzia�em, gdzie szuka�. Jednak�e sprawa Carole jest beznadziejna. Wykorzysta�em wszystkie doj�cia w Departamencie Stanu. Rozmawia�em osobi�cie z naszym ambasadorem w Harrare. Sw�j ch�op. Zawodowy dyplomata. Prawdziwy profesjonalista. Zimbabwe otrzymuje od nas poka�n� pomoc, wi�c ambasador mia� wsz�dzie drzwi otwarte. Dotar� do samego Mugabe. Jak wiesz, ich policja nie trafi�a na �aden �lad. Nic nie zrabowano. Gwa�t wykluczony. Carole i jej przyjaciel obozowali w tym miejscu nad rzek� Zambezi od trzech dni, a wi�c odpada mo�liwo��, �e przypadkowo zaskoczyli jak�� band� k�usownik�w. Na nieszcz�cie tej samej nocy przesz�a wielka burza i zmy�a jakiekolwiek �lady. Doskonale jest ci te� wiadomo, �e z czas�w walk o niepodleg�o�� w kraju znajduj� si� dziesi�tki tysi�cy karabin�w... Obawiam si�, �e nie ma �adnych szans wykrycia sprawcy. Jest mi niezmiernie przykro, Glorio... Zna�em Carole od dziecka... Wspania�a dziewczyna. Mog�a� by� z niej dumna. - Jim Grainger by� twardym cz�owiekiem. Odnosi� sukcesy w interesach i w polityce. Ostry wyraz oczu senatora z�agodnia�.
   - Ci�kich dozna�a� cios�w, Glorio. Przed dwoma laty Harry, a teraz jedyne dziecko.
   Kobieta jeszcze mocniej zacisn�a palce na oparciach inwalidzkiego w�zka.
   - I tym razem nie zrezygnuj�, Jim. Mam sze��dziesi�t lat i jeszcze nigdy z niczego przedwcze�nie nie zrezygnowa�am. Gdyby moje bezu�yteczne cia�o nie by�o przykute do tego przekl�tego w�zka, sama bym tam polecia�a, �eby dosta� w swoje r�ce tego zbrodniarza czy zbrodniarzy.
   Senator uczyni� pe�en wsp�czucia gest, ale nie odpowiedzia� ani s�owem.
   Kobieta wzi�a g��boki oddech.
   - Harry zostawi� mi prawdziw� fortun�. Wi�cej ni� mi potrzeba. Bo po co mi miliony, kiedy jestem przykuta do fotela.
   Grainger wzruszy� ramionami.
   - Pomagam ci z dwu powod�w, Glorio. Po pierwsze, jest to m�j obowi�zek senatora-seniora stanu Colorado... skoro nale�ysz do grona moich wyborc�w. A po drugie... chocia� cz�sto �ciera�em si� z Harrym przy interesach, mia�em dla niego g��boki szacunek i zalicza�em go do przyjaci�... A do policzenia moich przyjaci� wystarcz� palce jednej r�ki.
   Obdarzy�a go s�abiutkim u�miechem.
   - A jeden z palc�w zarezerwowa�e� dla mnie?
   Skin�� g�ow�.
   - Nale�ysz do kobiet, kt�re m�wi� to, co my�l�, nie owijaj�c s��w w bawe�n�. Ja te� tak post�puj�. Sk�ama�bym, gdybym powiedzia�, �e przez te wszystkie lata nasze stosunki uk�ada�y si� bez problem�w. Potrafisz by� cholernie trudna i nawet obra�liwa. Powiedzia�em, �e nale�ysz do grona moich wyborc�w, ale nie pr�buj mi wm�wi�, �e w ci�gu minionych dwudziestu lat cho� raz odda�a� na mnie g�os. Nie uwierz�.
   - Nie b�d� ci tego wmawia�a. Oczywi�cie, �e na ciebie nigdy nie g�osowa�am i nie b�d� g�osowa�a. Na m�j gust zawsze by�e� i pozostajesz zbyt na lewo jak na republikanina.
   Wzruszy� ramionami.
   - Jestem, kim jestem, droga Glorio, i dzi�ki Bogu w Colorado mieszka do�� wyborc�w, kt�rzy we mnie wierz�. - Zby� temat lekcewa��cym ruchem r�ki. - Wracaj�c do sprawy. Wiem, �e gdyby Harry �y�, nie zrezygnowa�by nigdy i do ostatniego dolara poszukiwa�by mordercy czy te� morderc�w Carole. I wiem, �e ty jeste� taka sama.
   - Jestem taka sama, Jim. Kiedy nasz ambasador w Harrare obwie�ci�, �e dochodzenie znalaz�o si� w �lepym zau�ku i nie ma sensu bi� dalej g�ow� o mur, postanowi�am wynaj�� specjalnych ludzi, �eby pojechali na miejsce i wytropili morderc�w.
   Grainger g��boko zainteresowany pochyli� si� w fotelu.
   - Jakich ludzi? - spyta�.
   D�oni� zas�oni�a usta i zakaszla�a. Suchy kaszel by� podobny do darcia papieru. - Twardych ludzi, Jim. Bardzo twardych. Szwagier Harry�ego by� komandosem. Zielone Berety. Walczy� w Wietnamie. Zachowa� kontakty z pewnymi lud�mi...
   - Bo�e drogi, najemnicy! - Senator g��boko westchn��.
   - No to co?... W ka�dym razie nie s� tani.
   Grainger raz jeszcze westchn��.
   - Pos�uchaj mnie, Glorio, i s�uchaj dobrze, bo ja si� na tych rzeczach znam. W swoim czasie zap�aci�em frycowe. Po pierwsze, ameryka�scy najemnicy nie znaj� Afryki, tej cz�ci Afryki. Zw�aszcza tej. Tylko wyrzucasz pieni�dze.
   G�os kobiety zlodowacia�.
   - Radzisz mi wi�c nic nie robi�? - Szparkami oczu obserwowa�a jego twarz. By� g��boko zamy�lony.
   - Jest jeden cz�owiek... Amerykanin - powiedzia� po chwili namys�u. - Te� najemnik...
   - I zna Afryk�?
   - O tak! Zna Afryk� lepiej, ni� ty zawarto�� swojej torebki.
   - Ja jak si� nazywa?
   Senator lekko i z wyra�n� satysfakcj� wypowiedzia� jedno s�owo: - Creasy.
   
   * * *
   Przeszli do ogrodu i wolno okr��ali owalny du�y basen. Senator pcha� inwalidzki w�zek. Towarzyszy�a im czarna suka rasy doberman.
   Grainger wyja�nia�.
   - Pozna�em Creasy�ego tutaj, u mnie w domu. By�o to w jakie� dwa miesi�ce po �mierci Harriet. Tak, te...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin