Syśka.doc

(165 KB) Pobierz
PART 1

PART 1

To był jeden z tych dni, kiedy czuła się nie na miejscu. Zamiast ścierać obumarły naskórek z pięt o nadmorski piach, siedziała w dusznym czteroosobowym pokoju zalewając się potem. Myśli o chłodnym wietrze wplątującym się w kasztanowe loki i delikatnej brzoskwiniowej opaleniźnie sprawiły, że na jej twarzy zagościł uśmiech nieobecności.
„Jeszcze tylko tydzień” – pomyślała.
Lubiła swoją pracę, niekończące się obliczenia i szukanie optymalnych rozwiązań. Była w tym naprawdę dobra. Żałowała jednak zawsze, że proste obliczenia czy dwie tabelki nie wystarczały do znalezienia najlepszych rozwiązań w życiu prywatnym. Tutaj zbyt dużo zależało od szczęścia, zbiegów okoliczności i cholera wie jakiej siły. Musiała więc zdać się na intuicję.
- Marta… Marta! - zniecierpliwiony głos pulchnej blondynki oderwał ją od myśli o urlopie. – Czy też uważasz że dieta węglowodanowa jest lepsza?
- Tak, tak uważam – odpowiedziała pospiesznie nie odrywając wzroku od monitora. Widziała

Wiedziała

, że udzielenie prawdziwej odpowiedzi – „Nie mam pojęcia o czym mówisz i gówno mnie to obchodzi” mogłoby narazić ją nie tylko na dwugodzinny wykład dietetyczny, ale i obrazę ze strony tych znawczyń tematu. Wszystkie trzy jej współpracowniczki wyglądały podobnie, mówiły podobnie i żyły podobnie. Ubierały się w tych samych sklepach, w tym samym rozmiarze 44 i malowały się na jedno kopyto. W dodatku miała bardzo niskie mniemanie o ich inteligencji, zastanawiając się niejednokrotnie czy tylko ona dostała tu robotę bez znajomości. A jednak przyglądając się tym kobietom od ponad dwóch lat widziała, że na swój sposób były szczęśliwe, skoro ich największym problemem był rodzaj diety…

jedna kropka


Czy sama była szczęśliwa? Wolała się nad tym nie zastanawiać. Gdzieś tam w głowie kołatały jej się słowa babci, która w takiej sytuacji powiedziałaby pewnie „Nie grzesz Dziecko!”. Miała rodzinę, nie musiała się martwić czy starczy jej do pierwszego, stać ją było na egzotyczne wakacje, a jednak coś sprawiało, że to nie było to! Niby karciła się w myślach zgodnie z potencjalnymi zaleceniami babci, ale z drugiej strony myślała, że dlaczego ma chcieć tylko tyle, czy nie ma prawa do pełnego szczęścia?! Ha, tyle że konia z rzędem temu, kto byłby chociaż o metr od odpowiedzi czego tak naprawdę chciała.

Usłyszała pukanie do drzwi, więc skupiła na nich wzrok. Rozprawa dietetyczna też, została

chyba bez ,

urwana jednym krótkim cięciem. W drzwiach stał teraz dyrektor Marski z jakimś młodym chłopakiem.
- Witam Panie – powiedział dyrektor z galanterią – oto nasz nowy współpracownik, Pan

pan

Tomasz Łabędzki. Właśnie skończył studia informatyczne i rozpoczyna z nami współpracę w dziale IT, więc myślę, że w razie potrzeby mogą Panie

panie

na niego liczyć.
Szybko oceniła w myślach, że Nowy idealnie pasuje na syna pani Stasi Łabędzkiej – głównej księgowej. Gdyby nie fakt, że chłopak wyglądał naprawdę sympatycznie pewnie znów powiesiłaby jakiegoś psa na polityce kadrowej tej firmy.
- Bardzo mi miło – powiedział chłopak, uśmiechając się słabo do kolejnych kobiet zgromadzonych w pokoju. Gdy wreszcie spojrzał na nią uśmiechnął się szerzej, jakby spotkał kogoś kogo zna od dawna. Sama też odniosła podobne wrażenie, zaczęła się więc zastanawiać czy nie widziała go już na jakimś firmowym pikniku.
- Cześć – powiedziała przyjaźnie zanim lawina powitań, utyskiwań jaki to jest chudziutki i zachwytów jak on wyrósł nie posypała się na Tomka zza jej pleców.
Dyrektor chrząknął tylko przywołując cały ten kurnik do porządku i chłopak cofnął się do drzwi, a kobiety posłusznie usiadły przy swoich biurkach.
- No dziękujemy, do widzenia. – powiedział Marski zamykając za sobą drzwi.
Teraz dopiero nastąpiła erupcja komentarzy na temat tego małego Tomeczka, którego pani Jadzia zna od dwudziestu lat, o którym Agnieszka słyszała, że jak studiował w tej Hiszpanii to poznał dziewczynę, z którą zamierza się żenić, a Kasia dodała swoje trzy złośliwe grosze,

chyba bez ,

na temat zatrudniania po znajomości.
„Trzeba być durnym do reszty, żeby sądzić, że nikt się jeszcze nie zorientował, że jest siostrzenicą Marskiego” pomyślała w duchu.
- Skoro skończył studia i to na zagranicznym uniwersytecie to chyba nadaje się do tej pracy lepiej niż niektórzy…

jedna kropka

- mruknęła pod nosem, nie wiedząc sama po jaką cholerę włącza się do rozmowy. Na szczęście mogła liczyć na niskie IQ swoich koleżanek i jej uwaga przeszła bez echa. Wstała więc i chwyciła z biurka swój kubek. Kawa była teraz najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Po drodze zajrzy też do Asi, jedynej rozumnej osoby, którą tu poznała.


Witaj! – krzyknęła Asia, gdy tylko zobaczyła Martę w progu swojego pokoju. Była pięknie opalona i uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Widzę, że urlop udał Ci się znakomicie?!

bez ?, słowo „widzę” jest twierdzące

– przytuliła koleżankę, jakby chcąc odebrać od niej choć cząstkę wakacyjnego humoru. – Opowiadaj.
- Było bosko. Wszystko Ci opowiem, ale to dłuższa historia. Zdjęcia też zostawiłam w domu więc

przed więc ,

może będzie wreszcie okazja, żebyś mnie odwiedziła. Jacek zresztą też bardzo chętnie Cię

cię z małej litery

pozna.
Jacek był nową miłością dwudziestodziewięcioletniej Asi. Marta patrzyła z niedowierzaniem jak koleżanka kolejny raz zakochuje się na zabój obsesyjnie

po zabój, chyba ,

wręcz starając się zmienić swój stan cywilny. Miała jednak dziwnego pecha,

tu chyba powinno kończyć się zdanie

nawet gdy wszystko wydawało się iść doskonale przychodził dzień, w którym znajdowała Asię zamkniętą w swoim pokoju, obłożoną toną zużytych chusteczek i opowiadającą kolejną historię zawiedzionej miłości. Z drugiej strony

po z drugiej strony ,

ta dziewczyna miała w sobie jakąś magiczna

magiczną

moc powstawania niczym Feniks z popiołów i podchodzenia do każdego związku z niczym nie wzruszoną wiarą w sukces.
Tego jej chyba zazdrościła najbardziej.
- Dobrze umówmy się na czwartek. Poproszę Krzysztofa, żeby odebrał Młodego z treningu, a my pojedziemy na ploty prosto po pracy, OK? – jej analityczny umysł układał plany organizacyjne w ciągu kilku milisekund.
- Super, tak zrobimy

Super. Tak zrobimy.

. – Aśka wręcz promieniała.
Marta widziała ją już jednak zarówno w bezgranicznym szczęściu jak i potem w otchłani nieszczęścia i mimo, iż kibicowała jej związkom z całych sił nie potrafiła wierzyć w ich powodzenie. Uśmiechnęła się więc i poszła do kuchni.
Stanęła jednak w progu przyglądając się scenie w jej wnętrzu z lekkim rozbawieniem. Świeżo nabyty pracownik działu IT zaglądał do każdej szafki po kolei, wyraźnie czegoś szukając.
Przyglądała się jeszcze chwilę jak chłopak dzielnie próbuje dać sobie radę, zanim zaproponowała pomoc. Odwrócił się speszony. Jednak gdy zorientował się z kim stoi w jednym pomieszczeniu uśmiechnął się szeroko z ulgą.
- Dziękuję. Bardzo się cieszę, że Panią spotkałem…

Jedna kropka

– powiedział szybko, jakby się bał, że ktoś mu przerwie.
Uśmiechnęła się lekko wtapiając w jego twarz zielone oczy. Chłopak jakby pod ich naporem spuścił wzrok. Zapomniała już jakie to miłe uczucie onieśmielić faceta, nawet gdy jest to dziesięć lat młodszy chłopak, speszony jest samą obecnością w nowym miejscu.
- Mówmy sobie po imieniu – zaproponowała. Podeszła do niego na odległość kroku – Jestem Marta – powiedziała wyciągając rękę.
- Tomek – chwycił jej dłoń i próbował rycersko pocałować w rękę.
- Nie wygłupiaj się – mówiąc to pospiesznie zabrała rękę i uśmiechnęła się szeroko. Ostatni gest przyjaźni nie pomógł jednak wystarczająco. Na twarzy chłopaka pojawił się rumieniec.
- Przepraszam – bąknął pod nosem prawie niedosłyszalnie.
- Nie ma sprawy. Szukasz kawy? – powiedziała szybko zmieniając temat. Zrobiło jej się głupio, że naraża chłopaka na stres. Korona by jej wszak z głowy nie spadła, gdyby pozwoliła mu się pocałować w dłoń. „Głupia” – skarciła się w myślach.
- Tak, proszę. – powiedział cicho. Zalał sobie kubek i wyszedł pospiesznie

nie jestem pewna, ale może pośpiesznie. Choć mówi się też pospiesznie. Do sprawdzenia w słowniku.

, równie szybko się żegnając.

- Znasz go?! – usłyszała po chwili za sobą podniecony głos Ewy

Później mówisz o niej pani Ewa

, największej plotkary w firmie.
- Dopiero poznałam – odwróciła się z parującym kubkiem kawy gotowa do wyjścia.
Ewa pochyliła się nad jej uchem i włączyła swój bieg podstawowy – konspiracyjny szept. Marta choć nie była zwolenniczką plotek, a tym bardziej Ewki

po Ewki ,

postanowiła poświęcić 5 minut ze swojego cennego czasu. Po pierwsze nie chciała narazić się temu Pleciuchowi, bo jutro zapewne okazałoby się, że nie wiadomo kto jest ojcem jej syna , a mąż dorobił się na przemycie. Po drugie – była po prostu ciekawa.
Wracając do pokoju konsumowała zasłyszane informacje. Wiedziała, że to co wychodzi z ust Ewy należy dzielić przez dziesięć, ale mimo wszystko dowiedziała się trochę o chłopaku, który nie wiedzieć czemu ją zaciekawił. Okazało się że 24-letni Tomasz ostatnie 5

dwudziestoczteroletni, pięć lat

lat spędził w Madrycie, gdzie poznał swoją obecną narzeczoną, śliczną absolwentkę prawa, że kupili małe mieszkanie w centrum miasta i że chłopak ma 187 cm wzrostu. Choć tą

ostatnią informację, była w stanie uzyskać sama o

bez , po informację, ale , po sama

ile w ogóle była ona istotna.

Przez kolejne dwa dni nie spotkała go ani w kuchni, ani w korytarzu i gdyby nie fakt, że stał się ulubionym tematem rozpraw swoich pokojowych

jej koleżanek, bo to chodzi o jej, a nie jego koleżanki

koleżanek mogłaby uznać jego pojawienie się w firmie jako ułudę.

 

PART 2

Otworzyła drzwi do pokoju Aśki, chcąc potwierdzić popołudniowe spotkanie i natknęła się na ciekawą scenkę. Koleżanka siedząc w swoim fotelu zaśmiewała się w najlepsze, a na skraju jej biurka siedział Tomek z równie uśmiechniętą twarzą. Jednak gdy zorientował się kto wchodzi, zerwał się na równe nogi a

przed a ,

jego twarz momentalnie przybrała nieodgadniony wyraz.
Aśka odwróciła się do drzwi i wstała na powitanie.
- O! Cześć… Nasze dzisiejsze spotkanie aktualne? – zapytała, by zaraz zreflektować się – Wy się znacie?
- Tak – powiedziała Marta uśmiechając się promiennie.
- Ja niestety muszę już iść… – powiedział cicho chłopak – Do widzenia – dokończył grzecznie, wychodząc.
- Fajny chłopak, co? – zapytała Aśka, gdy tylko drzwi się zamknęły – gdyby nie to, że spotykam się z Jackiem… - kobieta kokieteryjnie przewróciła oczami.
Marta parsknęła śmiechem. Perspektywa Aśki uganiającej się za synem pani Stasi wydawałaby się nawet zabawna, gdyby nie fakt, że koleżanka mówiła całkiem serio.
- Ale widzę, że się zaprzyjaźniliście? – Marta sama nie wiedziała, czemu

chyba bez ,

nie zmienia tematu.
- Och, bo to przesympatyczny i inteligentny chłopak – uśmiechnęła się Aśka – a sama wiesz, że w naszej firmie to towar deficytowy. A do tego, gdybyś już nie zauważała takich rzeczy, jest bardzo przystojny – zakończyła złośliwą nutką.
- Dla Ciebie każdy w wieku reprodukcyjnym jest przystojny – Marta odpowiedziała bez zastanowienia. Nie powinna była tego mówić, ale Aśka nie powinna uderzać w ten ton. Nie miała szans.
- Ty złośliwcze… – brunetka

to określenie już zawsze będzie mi się kojarzyć z Cuddy

uśmiechnęła się jednak, była jedną z niewielu osób, które potrafiły przetrwać z godnością rozmowę z Martą. – Tak czy inaczej wychodzimy o szesnastej i przedstawię Ci mojego przystojniaka, który aktualnie jest na topie.
- Zgoda – Marta uśmiechnęła się łagodnie, aby zatrzeć spięcie sprzed chwili.

Te babskie spotkania może i nie tętniły życiem, nie miały w sobie tej nuty szaleństwa, co koedukacyjne mitingi w gronie sprawdzonych przyjaciół, jednak stanowiły dla Marty wystarczającą odskocznię od zimnego domowego ogniska, żeby potrafiła się nimi cieszyć. Musiała przyznać też, że z niecierpliwością czekała, by poznać nowego chłopaka Asi, mając nadzieję, że tym razem się udało. Sama przed sobą starała się ukryć fakt, że łatwowierność przyjaciółki i jej nieograniczona wiara w dobrą wolę jako czynnik napędzający człowieka nie mogły być w tej kwestii dobrym omenem.
Ponad półgodzinną opowieść Aśki, o tym jak pięknie jest na Korfu, okraszoną milionem zdjęć, które cykała nawet przydrożnej trawie, przerwało wejście Jacka. Zdjęcia, na których go właśnie oglądała uchwyciły fakt, że był niewysokim blondynem o delikatnie pulchnej acz ładnej twarzy. Nie pokazywały jednak dziwnej rezerwy w jego zachowaniu – na zdjęciach był uśmiechnięty, w rzeczywistości twarz miał surową, spojrzenie sugerowało dystans.
Marta uśmiechnęła się na przełamanie, ale miała już pewność, że faceta nie lubi. Zresztą miała tendencję do rychłych osądów. Pewnie nie raz źle na tym wyszła, ale ostatecznie jej intuicja nie była jakaś

jakąś

pierwszą lepszą i przynosiła więcej pożytku niż szkód.
- Jestem Jacek. Miło mi Cię

cię

poznać – powiedział siląc się na uprzejmość i wyciągając w stronę Marty rękę. – Tylko coś zjem i nie będę Wam przeszkadzał. Mam masę roboty.
Szybko zniknął w drugim pokoju, a Aśka uśmiechnęła się szeroko i konspiracyjnie ściszyła głos.
- Fajny jest, prawda? – zapytała szczerząc zęby ze szczęścia.
Marta stanęła przed odwiecznym dylematem: szczerość czy dobre samopoczucie rozmówcy. Zresztą i tak uważała, że górnolotne hasła o pełnym oddaniu przyjaciół to towar przereklamowany.
- Tak, bardzo fajny. – powiedziała z lekkim uśmiechem. Uznała, że będzie lepszy moment, aby uzmysłowić Asi, że Jacek to nie jest dobry pomysł.
Nie była dumna z faktu, że znała się na ludziach aż tak. Przecież skreślając kogoś zaraz na początku mogła się pomylić, jednak nigdy nie dawała sobie szansy by się do kogoś przekonać. Raz naznaczony więcej dla niej nie istniał. Jacek właśnie został naznaczony.

- Czytałaś już maila?!

jakie uzasadnienie dla ?

– zapytała Agnieszka gdy

przed gdy ,

Marta pojawiła się rano w drzwiach.
- Jeszcze nie – odpowiedziała tonem wskazującym totalne niezrozumienie dla obecności koleżanki w biurze zamiast najbliższym wariatkowie. Włączyła komputer i usiadła przy biurku. Zanim jednak otworzyła pocztę wiedziała już, że na początku września planowany jest firmowy wyjazd integracyjny. Zanim doczytała wiadomość do końca wiedziała już, że nigdzie nie jedzie. Przebywanie pięć dni w tygodniu w murach tego budynku, z tymi ludźmi to był wystarczający powód

, po ludziach i po powód

by odmówić sobie kolejnych dwóch i to jeszcze w jakimś lesie.
Wiedziała też, że musi sobie znaleźć naprawdę dobry powód odmowy wyjazdu, bo przeprawa z dyrektorem będzie ciężka. Zastanawiała się nawet czy życzenie grypy własnemu dziecku tylko po to, by stała się ona wymówką od wyjazdu jest moralne. Aby jednak nie narażać się na powszechna krytykę, postanowiła na razie nie zdradzać swojego szatańskiego planu i z przyklejonym uśmiechem na twarzy wdawać, na ile będzie to konieczne, w rozmowy dotyczące integracyjnych atrakcji.

Ten urlop był jej bardzo potrzebny. Cieszyła się, że spędzi z rodziną chociaż 7 dni. Nie oznaczało to, że Krzysztof zostawił laptop w domu a

laptopa; przed a ,

komórkę utopił… ale przynajmniej siedział z nimi na plaży i nawet raz pomógł Młodemu w budowaniu zamku z piasku. Miała sporo czasu, aby zastanowić się, jak to możliwe, że człowiek który był jej tak bliski teraz spał obok w łóżku, jadł z nią śniadanie i razem z nią wychowywał syna, a jednak niewiele ich łączyło. Nawet nie chodziło o to, że chciała się z nim rozstać. Nadal kochała go, a jednak nie było w tym ani ognia ani grama żadnego innego żywiołu. Pomyślała, że ich przeznaczeniem jest spędzić w spokoju, wręcz bezruchu kolejnych 40

czterdzieści

lat.
Wtedy przyszedł jej na myśl Tomasz. Pewnie dlatego, że sam miał niedługo rozpocząć małżeńskie życie. „Ciekawe czy on też, jak ja kiedyś, wierzy że tak cudownie będzie już zawsze, że będzie ją kochał i za 10 lat nadal całował na dobranoc każdego dnia?” – uśmiechnęła się z rezygnacja do swoich myśli.
Zanurzyła palce w dużej, plażowej torbie i wyjęła telefon. Wstukała numer z pamięci.
- Dzień dobry, Tomasz Łabędzki. Słucham? – głos w słuchawce zdecydowanie nie należał do Aśki. Spojrzała jeszcze raz na numer na wyświetlaczu – nie pomyliła się.
- Ja… eee…znaczy… - próbowała się ogarnąć. Jego głos sprawił, że w głowie miała mętlik. – Czy mogę prosić z panią Korzyńską? – powiedziała najbardziej chłodnym głosem na jaki udało jej się z siebie wydobyć. Liczyła, że się nie zorientował.
- Dzień dobry pani Marto, już daję Asię. – odpowiedział szablonowo, ale głos mu zadrżał. I to by było na tyle, jeśli chodzi o zachowanie twarzy. Sama sobie jeszcze zacisnęła pętlę głupią odpowiedzią.
- O! przepraszam

Przepraszam

, nie pozna….
- Cześć! – cienki, kobiecy głos zabrzmiał w jej uszach jak wybawienie. – Właśnie Tomek naprawia mi kompa. Coś się schrzaniło. No co tam u Ciebie? Jaką macie pogodę? Jesteś już skwarkiem? – wyrzucane jak z karabinu słowa Aśki pozwoliły jej już całkiem ochłonąć.
- Hej – uśmiechnęła się – Właśnie robią mi zdjęcia do National Geographic – rzadko spotykają

spotyka się

naturalnie rude murzynki.
- Musisz się strasznie nudzić na tych wakacjach skoro do mnie dzwonisz. No chyba że się stęskniłaś? – zapytała przyjaciółka.
- Odpowiem przecząco, żeby nie psuć sobie reputacji – sama nie wiedziała co ją skłoniło do tego telefony,

telefonu

więc każda odpowiedź mogła być prawdziwa. – A u Ciebie, wszystko OK? – zapytała by nadać konwersacji jakikolwiek sens.
- Bardzo OK., mam Ci

Bardzo OK. Mam ci dużo do opowiedzenia

dużo do opowiadania – słyszała nutkę tajemniczości w głosie Asi.
- Dobrze, czyli umawiamy się na jakieś dobre żarełko jak wrócę, a tymczasem kończę – chciała jeszcze coś powiedzieć, ale rzuciła tylko „Pozdrawiam” zanim nacisnęła czerwoną słuchawkę.
Marta postanowiła podczas urlopu nie wracać więcej myślami ani do pracy, ani do współpracowników.

Powrót do pokoju, w którym testów IQ można było użyć wyłącznie jako podkładki pod krzywo stojące biurko, był dla Marty katorgą. Przez dwa dni trwało dochodzenie w sprawie „Gdzieś Ty się tak opaliła”, jednak wobec jej niechęci do zeznań w środę znów powrócił na wokandę temat dietetyczny, co zapewniło jej spokój co najmniej do końca tygodnia. Aśka natomiast bezustannie trajkotała o wyjeździe integracyjnym, który miał się zamienić w jakieś odbijanie z rąk terrorystów części współpracowników. Marta od razu wyobraziła sobie w

w do wyrzucenia

sytuację, w której jako członek brygady antyterrorystycznej, mający uratować,

, do wyrzucenia

swoje koleżanki z pokoju robi

przed robi ,

jedyną słuszną rzecz to jest wysyła do porywaczy liścik o treści: CZYŃCIE SWOJĄ POWINNOŚĆ. Przyjaciółka rozpływała się jednak w zachwytach jaka to czeka ich wspaniała zabawa w towarzystwie „tak sympatycznych ludzi jak Tomek”. Wyglądało na to, że podczas jej nieobecności naprawdę się zaprzyjaźnili. Dzięki temu poczuła ulgę, że okłamywała również Aśkę co do swoich planów związanych z tym wyjazdem. „Przynajmniej nie zostanie zupełnie sama z tą bandą kretynów” – pomyślała usprawiedliwiająco. Sama zaś planowała od poniedziałku spać przy otwartym oknie i wychodzić rano z domu z mokrymi włosami.

 

PART 3

Jak zwykle szybko, bez pukania otworzyła drzwi do pokoju Aśki. Widok jaki tam zastała trochę ją zaskoczył, choć właściwie nie był niczym nowym. Biurko przyjaciółki tonęło w zużytych chusteczkach do nosa. W przeciwieństwie jednak do powodu, który zaśmiecał w równym stopniu jej miejsce pracy, był jej własnym osiągnięciem. Powód Aśki, domyślałam

narracja nie w tej osobie

się, nie był w żaden sposób zamierzony i był prawdopodobnie „osiągnięciem” Jacka.
- Co jest? – zapytała z troską w głosie, choć te ciągłe zrywania i nowe związki Aśki zaczynały ją już irytować.
Kobieta podniosła na przyjaciółkę czerwone od płaczu oczy. Wszystko było jasne. Marta pomyślała, że pewnie historia, którą sama by opowiedziała na podstawie wyglądu Aśki różni się od tej prawdziwej jedynie szczegółami.
- Czy to jakaś klątwa?! – Aśka zaniosła się szlochem chwytając po

sięgając po

kolejną chusteczkę. – Przecież wszystko świetnie się układało. Nawet jego mama była dla mnie taka miła… - kobieta mówiła jednym tchem raz po raz pociągając nosem.
- I niech zgadnę… – Marta nie miała zamiaru po raz kolejny wysłuchiwać tej samej historii. Zresztą coś czego nie znosiła najbardziej to było użalanie się nad sobą. – Wymówiłaś magiczne słowo „ślub” ?
Aśka podniosła na nią zrozpaczony wzrok, popatrzyła przez chwilę nie rozumiejąc i znów się rozpłakała. Nie wiedzieć czemu Marta nie potrafiła jej współczuć. Niby się przyjaźniły, niby to nie wina Aśki, że jej się nie układało, a jednak Marta dla bliskich sobie osób miała jeszcze mnie

mniej

wyrozumiałości niż dla obcych. Zdobyła się jedynie na drobny gest złapania Aśki za ramię i wypowiedzenia banalnych słów najłagodniejszym na jaki mogła się zdobyć tonem.
- Wiesz dobrze, że jutro już będzie znośnie, a za tydzień nie będziesz pamiętała jak się nazywał.
- Tak, z tym wyjątkiem, że pojutrze – Aśka nadal chlipała pod nosem – zgraja starych bab będzie dowcipkowała na temat mojego staropanieństwa.
Marta musiała przyznać jej rację. Wiedziała, że weekend po rozstaniu spędzony w towarzystwie pracowego pleciucha i jej popleczników

pleciuch?, czy plociuch, czy pleciuga  jego popleczników

rysował się zdecydowanie gorzej, niż

przed niż nie ma ,

przyszłość Aśki bez Jacka.Wtedy powiedziała coś, czego pożałowała już kilka sekund później.
- Jeśli chcesz pojadę z Tobą na to durne szkolenie.
- Ale przeciez jesteś chora… - powiedziała słabo Asia, ale głos miała przepełniony nadzieją.
- O ile obiecasz, że zbunkrujemy się gdzieś z butelką Johnny’ego zamiast błąkać się po lesie – zaryzykuję – Marta przywdziała dzielną minę.
- Umowa stoi! – wyraz twarzy przyjaciółki zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Dantejskie sceny jakich była świadkiem w autobusie wiozącym pracowników firmy Poli-Tech uświadomiły Marcie jak bardzo jej altruistyczna decyzja była pochopna, a w konsekwencji głupia. Niekończące się karawany kołyszących się na wszystkie strony współpracowników i odór alkoholu opanowały cały środek lokomocji. Marta zastanawiała się się czy

jedno się i przed czy ,

wszyscy ci entuzjastycznie pragnący uwolnić więźniów z rąk terrorystów nie zgubią się w lesie prędzej niż ona, która planowała to zrobić z pełną premedytacją. Chociaż nie, wystarczy, że jedna z grup znajdzie drogę, a reszta już powinna bez trudu dotrzeć na miejsce „pawim” szlakiem. Ostatecznie trzygodzinną podróż spędziła z Aśką, która musiała jeszcze kilkakrotnie powtórzyć całą historię z Jackiem, aby poczuć się oczyszczona. Marta dzielnie podawała jej co jakiś czas chustki, których sama o dziwo już nie potrzebowała. Dwie polopiryny i sześć tabletek witaminy C bez trudu opanowały infekcję, na którą z takim mozołem pracowała przez ostatni tydzień. Wyglądało na to, że nic jej nie rusza.
Kilkakrotnie rozglądając się autokarze

po autokarze

, by ocenić stan zaawansowania Sodomy i Gomory natrafiła na spojrzenie Tomka. Ten jednak zazwyczaj szybko odwracał wzrok lub przenosił go na Aśkę. Można było odnieść wrażenie, że martwi się jej stanem ducha. Swoją drogą, aż dziw brał, że udało mu się zachować trzeźwość. Wszak zarówno polewający pan Janek z finansów, jak i rozlewający pan Wiesio- technik nagabywali go jak mogli. Raz nawet dotarła do uszu Marty wymówka, że „nie będzie pił przy mamie”. Było coś śmiesznego ale i urzekającego w fakcie, że dorosły facet powoływał się oficjalnie na autorytet matki.

Instalacja w pokojach przebiegła bez zakłóceń i mogły razem z Aśką przekręcić klucz w drzwiach chroniąc się tym prostym zabiegiem przed szturmem nastawionych na dwudniową imprezę współpracowników. Usadowiły się wygodnie na jednym z łóżek z herbatą i paczką czekoladowych ciastek. Dla kamuflażu zapaliły tylko małą, nocną lampkę i mówiły ściszonymi głosami, by ręka, która co jakiś czas brutalnie szarpała klamkę ich drzwi nie miała powodu znęcać się nad nią dalej.
- Dobrze, więc jakie masz teraz plany

na końcu ?

– zapytała Marta przełykając kęs ciastka. Oceniła że stan Aśki jest już na tyle dobry, by ta mogła zastanowić się nad przyszłością. Zresztą Marta była pewna, że jeśli jeszcze raz usłyszy imię „tej wrednej, męskiej gnidy” popełni seppuku.
- Kursu nie zmieniam – Aśka spojrzała na przyjaciółkę wesoło – co najwyżej zmienię majtka pokładowego.
Wyglądało na to, że blondynka wraca do siebie i tak jak jej poprzednie związki tak i ten z Jackiem właśnie odchodzi do lamusa.
- Pamiętam, że jeszcze kilka dni temu chciałaś tę zaszczytną funkcję powierzyć Tomaszkowi – rzuciła Marta lekko złośliwym tonem. Musiała przyznać, że sama zastanawiała się nad taką ewentualnością. Z opowieści Aśki wynikało wszak, że świetnie się rozumieli i mieli podobne, młodzieńczo- beztroskie podejście do świata.
- Wiesz przecież, że żartowałam! On mam narzeczoną – powiedziała twardo Aśka przerywając jej rozważania.
- Nie mów, że jakaś obca baba mogłaby wpłynąć na zmianę Twojego kursu – roześmiała się Marta, próbując obrócić swoją uwagę w żart.
Aśka spojrzała na nią jednak surowo zupełnie nie rozumiejąc z czego przyjaciółka się śmieje.
Właściwie Marta podziwiała tą dziewczynę

tę dziewczynę

. Przy całej swej trzpiotowatej osobowości i infantylnych pomysłach na życie miała twarde moralne zasady , których nie przekraczała nawet na milimetr. Bez względu na własne korzyści. Marta była pewna, że z tego powodu płakała częściej niż inni, ale zapewne też spała spokojniej niż większość znanych jej osób.
- Nie złość się – powiedziała łagodnie Marta – pomyślałam tylko, że możesz właśnie przegapić swoje szczęście…
- Dziękuję – Aśka nie potrafiła się gniewać, szczególnie na przyjaciół – Będę je musiała chyba znaleźć jednak gdzie indziej…

- Proszę Państwa

Proszę państwa

, na mapach obszar zabawy zaznaczony jest na zielono – głos prowadzącego szkolenie był donośny i pewnie większość uczestników musiała zakryć uszy, by nie rozsadziło im nadwyrężonych trwającym do rana piciem głów

po im i piciem ,

. Było coś zadziwiającego w zachowaniu dorosłych ludzi, którym nagle przypomniały się kolonijne czasy z ukrywaniem się w cudzych pokojach i wyczynianiu

wyczynianiem

wszelkich „zabronionych” rzeczy.
Trener ubrany w pseudo- wojskowy mundur, podobny do strojów uczestników szkolenia, cierpliwie tłumaczył zasady szkoleniowej gry. Zasady jakie ustaliły Marta z Aśką wydawały się być o wiele prostsze. Znaleźć w miarę dobrze zamaskowane miejsce w jakichś krzakach i dokonać zmieszania w żołądkach whisky z plecaka Marty z transportowaną na plecach Aśki colą. Pech chciał jednak, że kobiety przydzielono do dwóch różnych grup szturmowych i Aśka wylądowała z

w

żółtej grupie naznaczonej obecnością jej sennego koszmaru, czyli pani Ewy.

wcześniej używałaś tylko imienia

Marta na prędce zmodyfikowała więc plan dodając do niego punkt o przypływie u obu nagłej potrzeby fizjologicznej równo o 10.15, mającej na celu definitywne odłączenie się od swoich grup, a następnie zbiórkę w zaznaczonym na mapce punkcie C6. Dalsze punkty pozostały bez zmian.

O godzinie „zero” Marta dyskretnie poinformowała panią Halinkę, że „musi na stronę” i „żeby na nią nie czekać”. Szybki slalom między krzakami pozwolił jej oddalić się na bezpieczną odległość. Drużyna czerwonych, do których jeszcze niedawno należała uznała na szczęście, że zdobycie lauru pierwszeństwa w zabawie przedkłada ponad potrzebę poszukiwania zbłądzonego członka załogi. Dyrektor byłby zapewne z nich dumny – kto sobie nie radzi idzie na odstrzał, za to cel na pewno zostanie osiągnięty!
Marta uznała punkt zbiorny za zbyt odsłonięty i licząc na inteligencję Aśki i szczyptę telepatii schroniła się w pobliskiej kępce krzaków. Miejsce okazało się być idealne. Dwumetrowej długości leżący pień dokładnie otoczony liśćmi – lepszej kryjówki nie znalazłaby nawet w slumsach Rio de Janeiro, a tu było zdecydowanie bezpieczniej.

- No jesteś wreszcie! – powiedziała Marta do odgarniającego gałęzie ramienia opasanego żółtą chustką. – Pozwoliłam sobie zacząć bez ciebie. Dawaj colę.
- Pani Marta

Pani Marta?

– usłyszała zaskoczone bądź radosne słowa z ust Tomasza Łabędzkiego, który w całej okazałości stanął w jej kryjówce.
- Ty?! – zająknęła się Marta, chowając za plecami butelkę whisky – A gdzie jest Aśka?
Po twarzy błąkał się jej zawstydzony uśmiech jak u wiążącego dziadkowi pod stołem sznurówki pięciolatka. On przez chwilę studiował jej łobuzerską twarz otoczoną zadziornymi kasztanowymi kosmykami zanim się zreflektował.
- Ja też jej szukam – powiedział szybko – razem z panią Ewą skręciły gdzieś na siku i chyba się zgu… - urwał.
Hasło „siku” spowodowało na jego twarzy jątrzący się rumieniec wstydu, Marta zaś buchnęła śmiechem. Spuścił skrępowany wzrok i zaczął rozglądać się z drogą

za drogą

ewakuacji.
- To ja już pójdę – bąknął pod nosem i próbował przedrzeć się przez krzak.
- Czekaj! – Marta złapała go za ramię, próbując jednocześnie opanować śmiech – Jak je przyłapiesz na tym sikaniu pani Ewa gotowa założyć ci sprawę o molestowanie.
Uśmiechnął się słabo. Nadal nie podnosił wzroku, ale już nie próbował uciekać. Marta klapnęła z powrotem na pieniek i podniosła butelkę whisky w jego stronę.
- Przypuszczam, że nie masz coli ? – zagadnęła wskazując mu miejscówkę obok siebie.
- Dla ciebie – wszystko! – rzucił Tomek, a jego oczy znów błysnęły młodzieńczą radością – Trochę już wypiłem – dokończył wyjmując z plecaka butelkę z czerwono- białą etykietą.
- Moja też nie dziewica

może lepiej – niedziewicza

– zaśmiała się podając mu alkohol.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin