Knut Hamsun Wiktoria Historia pewnej mi�o�ci Ksi��ka i Wiedza 1989 1. Syn m�ynarza wa��sa� si� tam i sam i rozmy�la�. By� to ch�opak czternastoletni, silny, ogorza�y od s�o�ca i wiatr�w, pe�en najr�niejszych pomys��w. Gdy doro�nie, zostanie fabrykantem zapa�ek. Dopiero� to b�dzie awantura ucieszna, kiedy uka�e si� z siark� na palcach i nikt nie b�dzie mia� odwagi poda� mu r�ki. Jakiego� respektu za�ywa� b�dzie w�r�d koleg�w z racji swego diabelskiego rzemios�a! W lesie rozgl�da� si� za swymi ptaszkami. Zna� je wszystkie, wiedzia�, gdzie ich gniazda, rozumia� ich krzyki i odpowiada� im na�laduj�c ich g�osy. Nieraz ju� zanosi� im kulki z ciasta, zagniecione z m�ki z m�yna ojca. Wszystkie drzewa nad �cie�k� le�n� to jego dobrzy znajomi. Wiosn� puszcza� z pni osko��, zim� za� opiekowa� si� nimi jak dobry ojciec, od �niegu je uwalnia�, prostowa� ga��zie. Tak�e hen w g�rach, w opuszczonym kamienio�omie �aden kamie� nie by� mu obcy; powykuwa� w nich litery i znaki i poustawia� w takim porz�dku, jakby gmin� parafialn� doko�a swego pasterza. Dziwy dokonywa�y si� w starym kamienio�omie. Skr�ci� w boczn� drog� i zszed� nad staw. M�yn by� w ruchu, potworny i og�uszaj�cy �oskot rozlega� si� doko�a. Przechodz�c t�dy zwyk� g�o�no ze sob� rozmawia�. Ka�da kropla wody mia�a tu swoje odr�bne, zamkni�te w sobie �ycie, o kt�rym mo�na by�o zawsze co� nowego powiedzie�; tam za�, przy �luzie, woda spada�a ju� w d� i wygl�da�a jakby tkanina l�ni�ca, rozwieszona do suszenia. W stawie, poni�ej wodospadu, znajdowa�y si� ryby; nieraz wystawa� tam z w�dk�. Gdy doro�nie, zostanie nurkiem. Tak, nurkiem. Z pok�adu okr�tu b�dzie schodzi� wtedy w g��biny m�rz, w krainy nieznane i kr�lestwa, gdzie wielkie i osobliwe rosn� lasy, chwiej�c si� cicho i tajemniczo, i gdzie na dnie wznosi si� zamek z korali. I wtedy z okna zamku kr�lewna skinie na niego i powie: - P�jd� do mnie! Wtem s�yszy za sob� g�os. To ojciec wo�a: - Janek!... Przys�ano po ciebie z zamku. Masz zawie�� m�odych pa�stwa na wysp�! Pobieg� co tchu. Nowa i wielka �aska sp�yn�a na syna m�ynarza. "Dw�r pa�ski" wznosi� si� na tle zielonego pejza�u niby ma�y zameczek, ba, niby pa�ac olbrzymi w samotni. By� to dom bia�y, drewniany, z mn�stwem okien �ukowych w �cianach i w dachu, a z wie�y okr�g�ej powiewa�a flaga na znak, �e w domu s� go�cie. Lud nazywa� dworek zamkiem. Przed dworkiem z jednej strony rozci�ga�a si� w�ska zatoka, a z drugiej - wielkie lasy; w dali widnia�o kilka chat wie�niaczych. Janek pobieg� na pomost i pom�g� m�odym ludziom wsi��� do �odzi. Zna� ich od dawna: by�y to dzieci z zamku i ich koledzy z miasta. Wszyscy mieli na nogach buty wysokie, przydatne do brodzenia, Wiktoria natomiast mia�a tylko trzewiki spi�te klamr�. By�a panienk� dopiero dziesi�cioletni� i dlatego te�, kiedy dop�yn�li do wyspy, trzeba j� by�o przenie�� na brzeg. - Czy mog� ci� przenie��? - spyta� Janek. - Nie, ja! - rzek� Oton, panicz z miasta w wieku konfirmacyjnym, i wzi�� j� na r�ce. Janek sta� i patrza�, jak j� Oton ni�s� wysoko na l�d. S�ysza�, jak mu dzi�kowa�a. Po czym Oton zwr�ci� si� do niego: - A ty pilnuj �odzi... Jak on si� w�a�ciwie nazywa? - Janek - odpar�a Wiktoria. - Tak, on b�dzie pilnowa�. Pozosta� sam. Tamci z koszami w r�ku poszli w g��b wyspy na poszukiwanie jaj. Sta� chwil� i medytowa�; ch�tnie by z nimi poszed�, ��d� mo�na przecie� na brzeg wci�gn��. Ci�ka? Wcale nie! Chwyci� ��d� i do po�owy na l�d wyci�gn��. S�ysza� �miech i paplanin� oddalaj�cej si� m�odzie�y. Ano - do widzenia. W�a�ciwie mogli go byli zabra� ze sob�. Zna� gniazda, do kt�rych by ich zaprowadzi� bez d�ugiego szukania; zna� niezwyk�e, w g�rach ukryte jaskinie, w kt�rych gnie�dzi�y si� ptaki drapie�ne z ow�osionymi dziobami. Nawet �asic� widzia� tam pewnego razu. Zepchn�� ��d� z powrotem na wod� i pop�yn�� doko�a na drug� stron� wyspy. Zrobi� ju� kawa� drogi, kiedy nagle us�ysza� wo�anie: - Wracaj. Tu ptaki nam p�oszysz! - Chcia�em jeno paniczom pokaza�, gdzie mo�na znale�� �asic�. - odrzek� niepewnym g�osem. Czeka� chwil�. - A potem mogliby�my okurzy� mrowisko? Mam przy sobie zapa�ki. Nie dano mu odpowiedzi. Wtedy zawr�ci� i pop�yn�� zn�w do przystani. Tu ponownie wci�gn�� ��d� na brzeg... Gdy doro�nie, kupi od su�tana wysp� i nikogo na ni� nie wpu�ci. Dost�pu do wyspy b�dzie broni�a kanonierka. "Wasza Wysoko��", oznajmi� mu niewolnicy, "��d� jaka� osiad�a na mieli�nie. Znajduj�cy si� w niej m�odzi ludzie zgin�". "Niech zgin�!", odpowie. "Wasza Wysoko��, b�agaj� o ratunek, mogliby�my ich jeszcze uratowa�. Mi�dzy nimi jest jaka� dama w bia�ej sukni". "Ratujcie ich!", rozkazuje g�osem gromowym: Tak wi�c po wielu latach spotyka znowu dzieci z zamku i Wiktoria do n�g mu pada i dzi�kuje za ratunek. "Zbyteczne dzi�kowanie. Spe�ni�em tylko sw�j obowi�zek", odpowie. "Mo�ecie tu na mych ziemiach chodzi� swobodnie, gdzie wam si� �ywnie podoba". A potem otworzy� ka�e bramy swego pa�acu i ugo�ci ca�e towarzystwo; potrawy ka�e poda� na z�otych misach, a trzysta czarnych niewolnic ta�czy� b�dzie i �piewa� przez ca�� noc. Kiedy jednak dzieci pa�acowe zbiera� si� b�d� do odjazdu, wtedy Wiktoria, nie mog�c zapanowa� nad sob�, do st�p mu si� rzuci z �kaniem, �e go kocha. "Wasza Wysoko��, pozw�l mi zosta�, nie odtr�caj mnie, zatrzymaj mnie, panie, jako jedn� ze swych niewolnic..." Wzruszony i rozmarzony powl�k� si� w g��b wyspy. Tak, musi stanowczo uratowa� dzieci zamkowe. Kto wie, mo�e teraz w�a�nie zab��dzi�y na wyspie? Mo�e Wiktoria zawis�a mi�dzy ska�ami i grozi jej niebezpiecze�stwo? A on - wystarczy mu tylko rami� wyci�gn��, aby j� wyswobodzi�. Lecz dzieci, ujrzawszy go, zdziwi�y si� wielce. Czy�by o�mieli� si� pozostawi� ��d� bez opieki? - Ty odpowiadasz za ��d� - rzek� Oton. - M�g�bym wam pokaza�, gdzie rosn� maliny - proponuje Janek. Towarzystwo milczy. Jedynie Wiktoria ujawnia �ywe zainteresowanie: - Ach, maliny? Gdzie� one rosn�? Panicz miejski wszelako inaczej zdecydowa�: - Nie pora teraz na szukanie malin. Janek odezwa� si� znowu: - Wiem tak�e, gdzie s� muszle. - A czy s� w nich per�y? zapyta� Oton. - Pomy�l tylko, gdyby by�y w nich per�y! - zawo�a�a Wiktoria. Janek odpowiedzia�: Nie, tego nic wiem. Ale muszle le�� daleko st�d, na bia�ym piasku. Trzeba by �odzi� podp�yn�� i jeszcze nurkowa�. Pomys� ca�kowicie wy�miano, a Oton rzuci�: - Tak, ty w�a�nie wygl�dasz na nurka. Janek pocz�� ci�ko oddycha�. Gdyby�cie chcieli, m�g�bym wej�� na tamt� g�r� i du�y kamie� zepchn�� do jeziora - rzek�. - A to po co? - Ach, tak sobie. Zobaczyliby�cie, jak spada. Ale i t� propozycj� odrzucono i Janek milcza� ju� zawstydzony. Potem z dala od innych, na drugim ko�cu wyspy, zacz�� szuka� ptasich jaj. Kiedy ca�e towarzystwo zebra�o si� znowu na brzegu przy �odzi, okaza�o si�, �e Janek uzbiera� najwi�cej jaj. Ni�s� je ostro�nie w czapce. - Jakim sposobem znalaz�e� tak du�o jaj? - zapyta� panicz z miasta. - Wiem, gdzie znajduj� si� gniazda - odpar� Janek uszcz�liwiony. - Z�o�� je do twoich, Wiktorio. - St�j! - krzykn�� Oton. - Na co to? Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. Oton wskaza� czapk� i zapyta�: - Kt� mi zar�czy, �e czapka jest czysta? Janek nic na to nie odpowiedzia�. Szybko min�o jego szcz�cie. Odwr�ci� si� i poszed� z powrotem w g��b wyspy. - Co mu si� sta�o? Dok�d�e znowu si� wlecze? - spyta� Oton niecierpliwie. - Dok�d idziesz, Janku? - wo�a Wiktoria i biegnie za nim. Przystan�� w postawie pokornej i odpowiedzia� g�osem przyciszonym: - W�o�� jajka z powrotem do gniazd. Stali chwil� i patrzyli na siebie. - A potem p�jd� do kamienio�omu, po obiedzie - rzek�. Wiktoria milcza�a. - Wtedy m�g�bym ci pokaza� jaskini�. - Tak, ale ja si� bardzo boj� - odpar�a. - Opowiada�e�, �e w niej tak ciemno. W�wczas Janek, mimo swego wielkiego strapienia, u�miechn�� si� i rzek� odwa�nie: - Tak, ale ja przecie b�d� z tob�! Ca�ymi dniami bawi� si� tam, hen na g�rze, w dawnym kamienio�omie. Ludziska nieraz go tam widzieli buszuj�cego i rozmawiaj�cego, jakkolwiek by� sam jeden; czasami udawa� plebana i odprawia� nabo�e�stwo. Miejsce to by�o od dawna opuszczone, kamienie mchem poros�y i zatar�y si� wszelkie �lady r�k ludzkich. Ale wewn�trz owej tajemniczej jaskini syn m�ynarza wszystko uporz�dkowa� i bardzo pomys�owo przyozdobi�, i tam te� przebywa� jako dow�dca najwaleczniejszej w �wiecie bandy zb�jnik�w... Uderza w srebrny dzwon. I w tej�e chwili wskakuje do �rodka male�ki cz�owieczek, karze� z brylantow� sprz�czk� u czapy. To jego s�u��cy. Do ziemi si� schyla w niskim pok�onie. "Gdy nadejdzie ksi�niczka Wiktoria, wprowad� j� tu natychmiast" - rozkazuje Janek g�osem dono�nym. Karze� k�ania si� ponownie do samej ziemi i znika. Janek wyci�ga si� wygodnie na mi�kkim dywanie i duma. Poprosi j�, aby tam usiad�a, po czym poda jej wyborne potrawy na misach srebrnych i z�otych; jaskini� o�wietli p�on�cy stos drewna. Za ci�k� brokatow� zas�on� w ko�cu jaskini mie�ci� si� b�dzie jej �o�e, a dwunastu rycerzy stanie na stra�y... Janek podnosi si�, wype�za z jaskini i nas�uchuje. Rozlega si� szelest i trzask ga��zi. - Wiktorio! - wo�a. - Jestem - brzmi odpowied�. Idzie jej naprzeciw. - Prawd� m�wi�c, boj� si� - rzek�a. Janek wzrusza ramionami i m�wi: - Dopiero co tam by�em. W�a�nie wracam. Wchodz� do jaskini. Janek wskazuje jej miejsce na jednym z kamieni i obja�nia: - Na tym kamieniu siedzia� olbrzym. - Ach, nie m�w mi o tym! I nie ba�e� si�? - Nie. - Tak, ale przecie opowiada�e� mi, �e on ma tylko jedno oko. To na pewno z�y duch. Janek namy�la si�. - Nie, on mia� dwoje oczu, ale na jedno by� �lepy. Sam to m�wi�. - Czy jeszcze co m�wi�? Albo lepiej wcale mi o nim nie opowiadaj. ...
sindi211