SYDONIA-_wiedĹşma.doc

(40 KB) Pobierz
SYDONIA

SYDONIA

dwa oblicza klasztornej wiedźmy

Do czego może być zdolna zdradzona i odtrącona kobieta? Gdzie może ją zaprowadzić rozpacz? Czy aby się zemścić, jest w stanie zbratać się z szatanem?

 

Sydonia von Borcke przyszła na świat w 1548 roku w Strzmielu w szlacheckiej rodzinie Borcków. Jak przystało na dobrze urodzoną pannę, wychowywała się na książęcym dworze. Los skierował ją do zamku w Wołogoszczy, gdzie poznała potomka książęcego rodu Gryfitów, Ernesta Ludwika. Piękna i inteligentna dziewczyna zawładnęła sercem księcia. Było gorące uczucie, oświadczyny i małżeństwo, tyle że... z inną. Sydonia okazała się niegodną wstąpienia do znamienitej familii. Książę wybrał słynącą z urody księżniczkę burgundzką.

 

Przeklnę cię, jeżeli mnie porzucisz

 

Na wieść o książęcych planach Sydonia rzuciła klątwę na niewiernego kochanka - wraz z nim przeklęła cały jego ród. Poprzysięgła, że w przeciągu półwiecza przerwie linię dynastii Gryfitów, i opuściła pospiesznie Wołogoszcz.

Po wieloletniej tułaczce znalazła schronienie w zakonie w Marianowie. Tam, zamiast poświęcać się klasztornym zajęciom, zgłębiała tajniki czarnej magii. Przyjaźniła się ze znachorką Wolde Albrechts i spotykała z Cyganami. Stroniła od mniszek. Jej jedynym towarzyszem był czarny kocur o imieniu Chim. Mówiono, że jest to wcielenie szatana, któremu Sydonia oddaje się w zamian za złoto.

Od chwili przyjazdu Borckówny do klasztoru zaczęła się tam seria niewyjaśnionych zgonów: zmarła główna przeorysza, wyzionął ducha opat, skonał proboszcz, rozstał się z życiem człowiek zajmujący się zaopatrzeniem. Wszyscy w jakiś sposób narazili się Sydonii, niektórym z nich groziła śmiercią.

 

Siły witalne zamknięte w kłódce

 

Tymczasem w domach familii Gryfitów kołyski wciąż były puste. Coraz częściej zdarzały się przypadki przedwczesnych zgonów członków rodu. W końcu skojarzono to z osobą Sydonii i oskarżono ją o czary. Została aresztowana. Udowodniono jej paranie się czarami i szkodzenie ludziom za pomocą uroków. Wykryto, że "zamknęła w kłódce siły witalne Gryfitów i wrzuciła ją w najgłębsze miejsce jeziora klasztornego". Zapadł wyrok - spalenie na stosie. W noc przed egzekucją książę Franciszek z rodu Gryfitów odwiedził Sydonię w więzieniu i błagał ją o zdjęcie klątwy. Odpowiedziała, że "klucz i kłódka, na którą zamknęła klątwę, jest nie do wydobycia nawet przez Chima". Nazajutrz zapłonął jej stos. Niedługo po tej egzekucji zmarł książę Franciszek. Pięć lat później wyzionął ducha jego brat Filip Juliusz. Żaden z nich nie pozostawił po sobie dziedzica. Ostatni z Gryfitów, Bogusław XIV, umarł bezpotomnie w 1637 r. Tak wypełniła się klątwa.

 

Druga strona medalu

 

Historię o klasztornej wiedźmie Sydonii von Borcke można też opowiedzieć inaczej. W świetle pewnych dokumentów historia ta traci wydźwięk magiczny, ale nie przestaje przerażać. Grozę w niej budzą jednak nie rzekome konszachty dziewczyny z szatanem, lecz ludzka chciwość. (Chciałoby się powiedzieć: jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze.) Jak więc było naprawdę? Ano tak: akta sądowe mówią, że oskarżenia o czary skierowane przeciw Sydonii były w rzeczywistości pretekstem do zawłaszczenia jej majątku. Łasi na spadek krewni, chcąc pozbyć się kłopotliwej współpretendentki do fortuny, sponiewierali dziewczynę, okradli i wrobili, bogu ducha winną, w ukartowany proces o czary.

 

Idź do klasztoru!

 

Doznany zawód miłosny trwale zaważył na życiu Borckówny. Chociaż otrzymywała wiele propozycji matrymonialnych, nigdy nie wyszła za mąż. Poza tym musiała się zmagać z kłopotami materialnymi. Jej starszy brat Ulryk zagarnął sumy należne jej po zmarłych rodzicach. Sydonia i jej siostra Dorota, by zapewnić sobie godziwą egzystencję, musiały podjąć batalię sądową o schedę po rodzicach. Choć wydawano sprzyjające dla nich wyroki, Ulryk nic sobie z tego nie robił. Sydonia nie otrzymała nawet spadku po śmierci Doroty. Należne jej dobra trafiły w ręce jej kuzyna Josta von Borcke.

Pozbawiona źródła utrzymania, Sydonia zamieszkała w klasztorze w Marianowie. Podczas pobytu w zakonie nie chciała poddać się tamtejszym zwyczajom. Zajmowała się ziołolecznictwem i często zażywała kąpieli z dodatkiem ziół, co dziwiło i gorszyło mniszki. Poza tym wielokrotnie opuszczała mury klasztoru, by brać udział w kolejnych, toczących się w jej sprawie procesach. Z racji swego pochodzenia, cieszyła się pewnymi przywilejami: miała więc do swojej dyspozycji dwie cele, piwniczkę i mały, odosobniony domek. Swoją niezależnością budziła niechęć zakonnic.

 

Siła katowskich argumentów

 

W 1619 roku do Marianowa przybył tamtejszy administrator - Jost von Borcke, ten sam, który przejął należne Sydonii dobra. Rozmawiając z mniszkami, usłyszał o Wolde Albrechts i postanowił uknuć intrygę, która pozwoliłaby mu pozbyć się kłopotliwej kuzynki. Psychicznie chorą guślarkę poddano daleko posuniętym czynnościom śledczym. Wyjawiła wówczas, że Sydonia uśmierciła wiele osób i była utrzymanką diabła. Zeznania Wolde stały się pretekstem do aresztowania Sydonii. Zarzucano jej utrzymywanie stosunków z demonami, czarownicami, liczne morderstwa oraz spowodowanie niepłodności książąt i księżniczek z rodu Gryfitów. Przesłuchano rzesze świadków (najbardziej zajadłych wrogów oskarżonej). Borckówna odpierała pomówienia, prokurator zalecił więc tortury i Sydonia pod wpływem "argumentów" kata przyznała się do zarzutów. Skazano ją na ścięcie i spalenie. Co prawda, po ogłoszeniu werdyktu sądu Sydonia odwołała swoje słowa, ale jedynym tego efektem było wznowienie tortur, a wówczas "czarownica" znowu przyznała się do winy. Wyrok wykonano 1 września 1620 r. Prochy Borckówny rozsypano po okolicznych polach.

Oto do czego doprowadzić może ludzka chciwość.

 

Dorota Szlendak

 

 

Wyobraź sobie proces o czary

 

Liczne akta sądowe świadczą o makabrycznych zbrodniach popełnianych podczas procesów o czary. Przeraża zarówno okrucieństwo sędziów, jak i ich niezwykła pomysłowość w zadawaniu cierpień. Żaden wyposażony w instynkt samozachowawczy człowiek nie chciałby się znaleźć w skórze oskarżonej. Pozwólmy sobie jednak na mały eksperyment i dajmy się ponieść fantazji...

Wyobraź sobie, Droga Czytelniczko, że żyjesz w czasach prześladowań czarownic. Ktoś, komu zawadzasz (niewierny mąż, złośliwa sąsiadka, odrzucony konkurent), wnosi oficjalne lub półoficjalne doniesienie o tym, że parasz się czarną magią... Zbagatelizowałabyś to? Niesłusznie! Zgłoszenie o popełnieniu przestępstwa w tamtych czasach potraktowano by bardzo poważnie. Ze względu na wysoką szkodliwość czynu zostałabyś niezwłocznie zatrzymana i osadzona w małej celi bez okien i dopływu świeżego powietrza. Mogłabyś tam liczyć jedynie na towarzystwo insektów i gryzoni. Po pewnym czasie trafiłabyś przed oblicze sądu. Przedstawiciel inkwizycji, dysponujący serią opracowanych na tego typu okazje testów, starałby się upewnić, czy oskarżenie jest prawdziwe. Mógłby Cię poddać kilku próbom lub poprzestać na jednej z niżej wymienionych:  "Argumenty", jakimi posługiwali się kaci, aby wymusić na czarownicach odpowiednie zeznania, były nie do odparcia. 

 

Próba łez - zaklinano by Cię na łzy Chrystusa, abyś - jeśli jesteś niewinna - roniła łzy, w przeciwnym razie powinnaś powstrzymać się od płaczu.

 

 

Próba ognia - poproszono by Cię o ujęcie w dłonie rozpalonego żelaza. Odmowa byłaby równoznaczna z przyznaniem się do winy, a zgoda świadczyłaby o tym, że pomaga Ci, Miła Czytelniczko, pozostający na Twych usługach demon.

 

 

Próba wagi - zostałabyś zważona. Gdyby okazało się, że jesteś nieprzepisowo lekka, znaczyłoby to, że bywasz na sabatach - potrafisz przecież unosić się w powietrzu. Przed wejściem na wagę zostałabyś wnikliwie przeszukana. Uniemożliwiłoby Ci to ukrycie w jakimś zakamarku ubrania czy ciała przedmiotu, który zwiększałby Twoją wagę.

 

 

Próba wody - zostałabyś poddana pławieniu: skrępowano by Cię, po czym wrzucono do wody. Gdyby Twoje ciało unosiło się na powierzchni, uznano by, że jest zdolne do latania, więc... splugawione kontaktem z szatanem. Nic nie pomogłoby nurkowanie, bo uważano wtedy, że czarownica może wytrzymać bez powietrza nawet pół godziny.

 

 

Poszukiwanie szatańskich znamion - sędziowie staraliby się znaleźć na Twoim ciele diabelskie pieczęcie. Uznano by za nie wszelkie przebarwienia, brodawki itp. Nakłuto by je, aby sprawdzić, czy krwawią. Gdyby okazało się, że nie, uznano by je za piekielne piętno. Wcześniej zostałabyś doszczętnie ogolona (diabelski ślad może ukryć się pod włosami).

Gdyby choć jedna z powyższych prób potwierdziła zasadność oskarżenia, rozpoczęto by przesłuchania. Kat zaprezentowałby Ci narzędzia tortur i nakłaniał do dobrowolnych zwierzeń.

Gdybyś nie uległa tej sugestii, doświadczyłabyś działania owych przyrządów. Repertuar serwowanych doznań zależny byłby od pomysłowości kata: miażdżenie i wyciąganie kości, wbijanie w ciało rozmaitych przedmiotów, przytykanie do ciała rozżarzonego metalu. Potem zaczęłyby padać szczegółowe pytania. Czas pomiędzy odpowiedziami wypełniłyby kolejne tortury. Trwałyby dopóty, dopóki nie udzieliłabyś odpowiedzi. Nie mogłabyś sobie pozwolić na odmowę wyjaśnień, kluczenie czy uniki. Pytanie - odpowiedź, pytanie - odpowiedź; w utrzymaniu tego rytmu pomagałyby tortury. Sędziego interesowało by przede wszystkim, gdzie i od kogo nauczyłaś się czarować (nie zapominaj, że musiałabyś szczegółowo omówić to zagadnienie!). Później sędzia starałby się zebrać dane na temat Twoich wspólniczek. Wymienione kobiety zostałyby aresztowane. Musiałabyś opowiedzieć, w jakich okolicznościach i w jaki sposób czarowałaś. Ustalono by prawdopodobnie, że to właśnie Ty przyczyniłaś się do wszystkich zgonów w okolicy, chorób, pomorów i klęsk żywiołowych. Wyrok nie zapadłby bez Twojego przyznania się do winy. O rzeczone "mea culpa" postarałby się kat. Mogłabyś potem odwołać zeznania, ale trafiłabyś ponownie w ręce oprawcy i skonała podczas kolejnych przesłuchań. Innego wyjścia, poza stosem, nie było.

D.S.

 

Okiem grafologa

 

Do dzisiejszych czasów zachował się list Sydonii von Borcke, postanowiliśmy więc zapytać o to, czy mogła być ona czarownicą, Barbarę Scudder, grafologa. Oto, co udało się ustalić na podstawie charakteru pisma Sydonii. Sydonia była osobą skromną i trzymającą się raczej na uboczu. Była uczuciowa i wrażliwa, współczuła ludziom i pragnęła im pomagać, a to z pewnością nie są cechy wiedźmy mającej konszachty z diabłem. Była szczera, uprzejma, odpowiedzialna, lojalna i uduchowiona. Jej sposób pisania wskazuje na to, że miała naturę badacza, że była bystrą i obiektywną obserwatorką, osobą rozsądną i mocno stojącą na ziemi. Z pewnością potrafiła walczyć z przeciwnościami losu, co nie znaczy, że nie miała prawa się załamać - kształt liter zdradza, że Sydonia cierpiała na depresję, a nawet miała myśli samobójcze.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin