997_01-07.pdf

(3577 KB) Pobierz
Miesięcznik Policja 997
Sier˝ant Justyna Zawadka i m∏odszy aspirant Tomasz Twardo. Zgin´li na s∏u˝bie.
nr 1 (22), styczeƒ 2007 r.
cena 3 z∏ (w tym 7% VAT)
nr indeksu 321109
www.gazeta.policja.pl
20282463.009.png
POLICJA 997 styczeƒ 2007 r.
3
s. 4
s. 10
TYLKO S¸U˚BA
Âmierç w bagnie
Ostatni wyjazd – Anna Krawczyƒska
Dlaczego? – Irena Fedorowicz
Wszystkim Czytelnikom ˝yczymy,
by rok 2007
by∏ bardziej pomyÊlny ni˝ ten,
który zakoƒczy∏ si´ tak smutno.
Redakcja
Raport policyjnych psychologów
Wypaleni – Gra˝yna Bartuszek
s. 11
s. 24
Przes∏uchania metodà FBI
Klienci Policji – Gra˝yna Bartuszek
PRAWO
Broƒ w prywatnych r´kach
Czy Policja sprawdza, jak u˝ytkownicy przechowujà broƒ?
s. 22
s. 32
Po katastrofie w Halembie
Szok po szoku – Gra˝yna Bartuszek
s. 38
Komentarz do kodeksu karnego
Handel ludêmi – Janusz Bryk
s. 33
Podwy˝ka 2007
B´dzie na pewno – Pawe∏ Chojecki
s. 34
Przetarg na SIS
Do Schengen z konkursu
– Tadeusz Noszczyƒski
OD NAS
Z Kosowa dla Orkiestry
Polscy policjanci wystawili na licytacj´ dla WOÂP
symbol swojej misji
s. 26
s. 36
Kursy j´zykowe
Nieobce j´zyki obce
– Aleksandra Wicik
ÂWIAT
Misja w Kosowie
„Blade” – polski policjant z doborowej jednostki AT w si∏ach ONZ
opowiada o swojej s∏u˝bie.
Z pe∏niàcym s∏u˝b´ w Kosowie funkcjonariuszem CBÂ rozmawia
Pawe∏ Ostaszewski
s. 28
TYLKO ˚YCIE
Interwencja rzecznika praw obywatelskich
Aresztowany – El˝bieta Sitek
s. 30
s. 15
s. 17
POSZUKIWANI
Policja francuska
˚andarm i policjanci – Aleksandra Wicik
s. 44
PROWOKACJE
Jak szukano Krzysztofa Olewnika
Pi´ç lat niemocy organów Êcigania – Przemys∏aw Kacak
s. 18
POLICYJNY PITAWAL
˚o∏nierz zabi∏ policjanta
Strza∏y w urz´dzie – Jerzy Paciorkowski
s. 42
Nowe mundury
Niebieskiej rewolucji
ciàg dalszy
s. 46
SPORT
Kalendarz imprez sportowych dla policjantów w pierwszym
pó∏roczu 2007 r.
s. 16
s. 48
ROZRYWKA
Patrycja Szczepanowska – aktorka
Mój policyjny ˝yciorys – Monika Dàbrowska
zdj´cie na ok∏adce Pawe∏ Chojecki
20282463.010.png 20282463.011.png 20282463.012.png 20282463.001.png 20282463.002.png 20282463.003.png 20282463.004.png
 
CzeÊç Ich pami´ci!
„Wiem, ˝e s∏owa w obliczu tej tragedii
niewiele znaczà” – to zdanie genera∏
Marek Bieƒkowski wypowiada∏ w grud-
niu dwa razy. Nad grobem 28-letniej
sier˝ant Justyny Zawadki i na pogrzebie
m∏odszego aspiranta Tomasza Twardo,
który nie do˝y∏ 33. urodzin.
Oboje zgin´li na s∏u˝bie 2 grud-
nia 2006 roku.
9 grudnia w Garwolinie po˝egnano
Justyn´ Zawadk´. 12 grudnia na war-
szawskim Cmentarzu Bródnowskim
– Tomasza Twardo.
W obu konduktach sz∏y t∏umy. Zroz-
paczonym rodzinom towarzyszyli poli-
cjanci i oficjele. By∏ smutek, ∏zy i salwy
honorowe. „Âmierç jest zawsze okrut-
na. Zabiera spoÊród nas ludzi, których
cenimy i szanujemy, których kochamy
i potrzebujemy” – mówi∏ komendant
g∏ówny Policji.
Ludwik Dorn, minister spraw wew-
n´trznych i administracji, przeprosi∏
rodzin´ Justyny Zawadki za cierpie-
nia. Wobec bólu wdowy po Tomaszu
Twardo zabrak∏o mu s∏ów...
Garwolin, 9 grudnia
Warszawa, 12 grudnia
20282463.005.png 20282463.006.png
POLICJA 997 styczeƒ 2007 r.
Âmierç w bagnie T YLKO S¸U˚BA 5
Sobota, siódma rano: – Tomek nie wróci∏ ze s∏u˝by. By∏am w szoku.
Niedziela, po po∏udniu: – Bo˝e, dopomó˝. Nie pozwól, ˝eby Justynie sta∏a si´ krzywda.
Poniedzia∏ek: – Nie traçmy nadziei.
Wtorek, tu˝ po czternastej: koniec. NIE ZDARZY¸ SI¢ CUD.
teÊciowa i szwagier. W napi´ciu i pe∏nej gotowoÊci trzy-
majà ich nerwy. Tymi samymi emocjami, te˝ od trzech
dni, ˝yjà najbli˝si Justyny Zawadki. Nie Êpià, prawie nie jedzà, spraw-
dzajà, czy jest sygna∏ w s∏uchawce telefonu, czy komórka na pewno
na∏adowana. Czekajà, wierzà, p∏aczà. Nie mogà si´ poddaç.
Kasia nie zna Justyny. Tylko raz s∏ysza∏a jej g∏os, z oddali, gdy
przez telefon rozmawia∏a z m´˝em. Mi∏y g∏os. Pogodny. Tamtego
dnia jej mà˝, sier˝ant Tomasz Twardo i starsza posterunkowa Justy-
na Zawadka mieli s∏u˝b´. Chyba po raz pierwszy razem. Teraz by∏
drugi raz. Teraz, czyli w nocy z piàtku na sobot´, z pierwszego
na drugiego grudnia. Dla ich rodzin to by∏a ostatnia spokojnie prze-
spana noc.
kwentnie dà˝y∏a do celu. Kocha∏a mundur. W komisariacie kolejo-
wym by∏a od trzech miesi´cy.
Jedziesz, us∏ysza∏a. Szybko narzuci∏a p∏aszcz. Dyrektor z MSWiA
ju˝ czeka∏. Sier˝ant ubrany w cywilne ciuchy wskoczy∏ za kó∏ko.
Mam telefon? – sprawdzi∏ jeszcze przy pasku po prawej stronie.
Taki odruch. Tomek nie rozstawa∏ si´ z komórkà. Z bronià te˝, ale
do Siedlec jej nie wzià∏.
A Justyna odwrotnie. Broƒ zabra∏a ze sobà, a telefon komórkowy
zostawi∏a w szafce. W komisariacie zosta∏a te˝ radiostacja. Nie by∏a
potrzebna. Oko∏o drugiej wyruszyli spod Centralnego nieoznako-
wanym zielonym polonezem. Rz´chem. Tak mówi∏ o policyjnych
wozach Tomek. Bo rozklekotane, ledwo zipià i z oszcz´dnoÊci ca∏y
rok na ∏ysych, letnich oponach je˝d˝à.
PRZEKL¢TA WK¸ADKA
W Êrodku nocy w komisariacie kolejowym na warszawskim Dworcu
Centralnym rozdzwoni∏ si´ telefon. Sam szef, komendant Walde-
mar P∏oƒski. Trzeba by∏o odwieêç do domu, do Siedlec, Tomasza
Serafina, dyrektora Departamentu Bezpieczeƒstwa Publicznego
w MSWiA. P∏oƒski i Serafin sà kolegami. Zresztà dyrektora Serafi-
na zna wi´kszoÊç policjantów z komisariatu kolejowego. Zanim
zosta∏ oddelegowany do pracy w ministerstwie, pracowa∏ tam naj-
pierw jako zwyk∏y policjant, potem jako szef sekcji prewencji.
Teraz poprosi∏ o przys∏ug´. Zbyt d∏ugo zabawi∏ ze znajomymi
i przeoczy∏ pociàg do domu. Pomó˝my koledze, mia∏ powiedzieç
P∏oƒski, i kaza∏ oddaç do dyspozycji dyrektora radiowóz.
Tej nocy s∏u˝b´ na Centralnym pe∏ni∏o trzynaÊcie osób. Nie
ka˝dy móg∏ jechaç. Nie ka˝dy mia∏ uprawnienia. Tomek mia∏.
Tak zwanà wk∏adk´, czyli dokument zezwalajàcy na prowadzenie
samochodów s∏u˝bowych. Przekl´ta, mówi∏ nieraz do ˝ony, prze-
kl´ta ta wk∏adka. Pad∏o na niego. Dy˝urny zapyta∏ go, czy pojedzie?
Mia∏ odmówiç? On – ponad cztery lata w Policji, doÊwiadczony,
odpowiedzialny, lubi∏ prowadziç. Za kó∏kiem czu∏ si´ Êwietnie.
– Siedzia∏ pewnie w fotelu, r´ce opiera∏ lekko na kierownicy
i tylko pyk, pyk, paluszkami rusza∏ – opowiada Kasia.
Do Siedlec mia∏a z nim pojechaç Justyna. Radosna, dobra dziew-
czyna. I z charakterem. Upar∏a si´, ˝e b´dzie policjantkà i konse-
CZAS SI¢ ZATRZYMA¸
– JesteÊ chodzàcy czy je˝d˝àcy? – Kasia pami´ta, ˝e tego wieczoru
zada∏a Tomkowi przez telefon to pytanie, ale nie pami´ta, co
odpowiedzia∏. Wylecia∏o jej z g∏owy. Kompletna pustka. Nie
potrafi te˝ przypomnieç sobie, czy w piàtek wieczorem rozma-
wia∏a z m´˝em dwa czy trzy razy. Na pewno nic nie mówi∏ o wy-
jeêdzie do Siedlec. Widocznie wtedy jeszcze nie wiedzia∏, bo
przecie˝ mówi∏ jej o wszystkim. Zawsze. Byli jak papu˝ki
nieroz∏àczki. Rozmawiali ze sobà non stop, a ludzie si´ dziwili
i pukali w czo∏o.
– Bez przerwy, na okràg∏o ze sobà gadali. Co pi´ç minut pyta∏,
co s∏ychaç, jak niunia. Niunia, czyli ich trzyletnia córka Weronika
– mówi Piotr, brat Tomka.
– On je obydwie uwielbia∏. Âwiata poza nimi nie widzia∏ – doda-
je matka policjanta.
– Wcale si´ nie wstydzi∏ ze mnà czy z dzieckiem rozmawiaç. Nie
wstydzi∏ si´ przy kolegach powiedzieç, ˝e mnie kocha, ani mówiç
do Weroniki w jej dzieci´cym j´zyku. Koledzy us∏yszeli raz takie
a-gu-gu i nazwali go GuguÊ.
– A mog´ zadaç pani prywatne pytanie? – zagai∏ jà kiedyÊ jeden
z policjantów niedaleko Dworca Wschodniego. Zaczepi∏ jà, bo ∏ad-
na dziewczyna. Postraszy∏a, ˝e zadzwoni do m´˝a, Gugusia z Cen-
tralnego. – Ile wy p∏acicie za telefon? – zapyta∏.
Ostatni wyjazd
Od trzech dni Kasia Twardo prawie nie sypia. Podobnie jak jej
20282463.007.png
6
T YLKO S¸U˚BA Âmierç w bagnie
POLICJA 997 styczeƒ 2007 r.
Wybuchn´∏a Êmiechem. Mia∏a wykupione bezp∏atne po∏àczenia
z numerem m´˝a.
Feralnej nocy sz∏a spaç o 2.20 i te˝ chcia∏a zadzwoniç, ale si´
zawaha∏a.
– Pewnie jest zaj´ty, skoro si´ nie odzywa – pomyÊla∏a. – Za par´
godzin si´ zobaczymy.
Na Justyn´ w rodzinnej Woli R´bkowskiej te˝ czekali. Rodzice,
siostra, wujostwo. Poprzedniego dnia tato mia∏ urodziny. Justy-
na mówi∏a, ˝e przyjedzie w sobot´. Prosto po nocnej s∏u˝bie. Tym-
czasem o siódmej rano przestraszy∏ ich telefon.
– Czy Justyna jest w domu? – dzwoni∏ kolega z komisariatu kole-
jowego. Jak to? Przecie˝ ma s∏u˝b´. Czas si´ zatrzyma∏. W ciàgu
kilku godzin, które trwa∏y wiecznoÊç, nic si´ nie wyjaÊni∏o. Wr´cz
przeciwnie. Wersje zmienia∏y si´ jak w kalejdoskopie: ˝e Justyna po-
jecha∏a z konwojem, ˝e odwozi∏a aresztanta i wreszcie, ˝e wykonu-
je zadanie specjalne. ˚adna z nich nie dodawa∏a otuchy. Mama
Justyny coraz bardziej s∏ab∏a. Ojciec powtarza∏: bez paniki. Podob-
nie siostra. Ale wszyscy doskonale pami´tali ostatni sen Justyny.
– Âni∏ jej si´ Ojciec Âwi´ty, macha∏ do niej r´kà, ona by∏a taka
radosna – opowiada Ania, starsza siostra policjantki.
Jagodne, 5 grudnia 13.50
20282463.008.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin