Nelson De Mille "SZKO�A WDZI�KU" Tom II Prze�o�y� ANDRZEJ SZULC Tytu� orygina�u THE CHARM SCHOOL Opracowanie graficzne ADAM OLCHOWIK Redaktor JOANNA WR�BLEWSKA Redaktor techniczny JANUSZ FESTUR Copyright (c) 1988 by Nelson DeMille Cover illustration used by John Knights. By arrangement with Harper Collins For the Polish edition Copyright (c) 1993 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. Published in cooperation with Wydawnictwo Mizar Sp. z o.o. ISBN 83-7082-089-1 Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. Warszawa 1993. Wydanie I Sk�ad: Zak�ad Fototype w Milan�wku Druk: Drukarnia Wojskowa w �odzi CZʌ� IV Gdziekolwiek trafisz, podr�uj�c po Zwi�zku Sowieckim, zajrzyj do tego przewodnika. Znaj- dziesz w nim adresy najbli�szych oboz�w, wi�zie� -i szpitali psychiatrycznych. *Komunizm buduj� niewolnicy... Odwied� ich! Avraham Shifrin Przewodnik po sowieckich wi�zieniach i obozach koncentracyjnych 31 Szko�a Wdzi�ku - powt�rzy�a Lisa. - Szko�a Wdzi�ku pani Iwanowej. - Tak. - Miejsce, o kt�rym wspomina� Gregory Fisher - m�wi�a dalej, jakby sama do siebie. - Miejsce, sk�d uciek� major Dodson i o kt�re zahaczyli�my w drodze do Mo�ajska... Teraz b�dziemy mieli okazj� bli�ej mu si� przyjrze�, prawda? - Tak. B�d� ci� na pewno wypytywa� - doda� Hollis - wi�c im mniej wiesz, tym lepiej. - Wypytywa� mnie? B�d� przes�uchiwana? - Tak. - Poczu� zaciskaj�ce si� na jego d�oni jej palce. - Po prostu przygotuj si� na pewne nieprzyjemno�ci - powiedzia�. - B�d� dzielna. Wzi�a g��boki oddech i skin�a g�ow�. Marczenko odwr�ci� si� w fotelu i u�miechn��. - To nie Szeremietiewo - rzuci�. - Ale i tak o tym wiedzieli�cie. - Job twoju mat' - powiedzia� Hollis. - Job twoju mat' - zgodzi�a si� Lisa. - Fuck you - zrewan�owa� si� Marczenko. Mi�dzy fotelami pokaza�a si� twarz Wadima. Popatrzy� na Sama i Lis� i przeci�gn�� d�oni� po gardle. Helikopter wci�� zbli�a� si� do l�dowiska, kt�re jak zauwa�y� Hollis, znajdowa�o si� na poro�ni�tej wysok� ��t� traw� naturalnej polanie. Na jej po�udniowym skraju sta�a drewniana chata, kt�r� ogl�da� na zdj�ciu satelitarnym. Bieg�a od niej na po�udnie ledwo widoczna mi�dzy koronami drzew w�ska alejka, kt�ra ko�czy�a si� po mniej wi�cej stu metrach przy g��wnej obozowej drodze. 7 Wi�ksza cz�� po�o�onego na obszarze jednego kwadratowego kilometra obozu, zorientowa� si� Hollis, nie by�a wcale lepiej widoczna z wysoko�ci kilkuset metr�w ni� z satelity wisz�cego kilkaset kilomet- r�w nad Ziemi�. Ale poniewa� nieraz ju� przygl�da� si� Ziemi z powietrza, m�g� wyrobi� sobie pewne zdanie o tym, co znajduje si� na dole. Wewn�trz ogrodzenia otacza�a ob�z �wirowana alejka, s�u��ca prawdopodobnie zaopatrzeniu wie� stra�niczych. �rodkiem bieg�a kr�ta, dwupasmowa asfaltowa droga, dziel�ca ob�z, z grubsza rzecz bior�c, na cz�� wschodni� i zachodni�. Dociera�a do g��wnej bramy i stanowi�a w�a�ciwie przed�u�enie drogi, w kt�r� skr�cili, jad�c z pola bitwy pod Borodinem. Kiedy zeszli na wysoko�� oko�o trzydziestu metr�w, zobaczy� stoj�cy przy g��wnej drodze, w �rodku obozu, ponury budynek z betonu, w kt�rym mie�ci�o si� prawdopodobnie dow�dztwo. Troch� dalej sta� d�ugi drewniany, kryty zielonym dachem dom, kt�rego przeznaczenia nie potrafi� si� domy�li�. W pewnej odleg�o�ci od tych dw�ch budynk�w ujrza� kolejn� polan�, tym razem b�d�c� dzie�em ludzkich r�k - prostok�tny plac wielko�ci boiska do gry w pi�k� no�n�, gdzie wedle wszelkiego prawdopodobie�stwa odbywa�y si� mecze, a ponadto apele i parady, bez kt�rych nie spos�b sobie wyobrazi� �ycia w �adnej szkole ani obozie karnym. Faktycznie, kiedy helikopter zszed� troch� ni�ej, dostrzeg� trybuny, kt�re mog�y pomie�ci� oko�o- pi�ciuset os�b. Za boiskiem, tu� przy po�udniowej granicy obozu widnia�y metalo- we dachy d�ugich, przypominaj�cych baraki budynk�w, w kt�rych m�g� by� zakwaterowany oddzia� Stra�y Granicznej KGB. Hollis naszkicowa� w pami�ci mapk� ca�ego obozu, staraj�c si� nie zapomnie� o �adnym szczeg�le. Kiedy znajdowali si� na wysoko�ci oko�o pi�tnastu metr�w, jego wzrok przyku�o co� dziwnego. Patrz�c na korony drzew mi�dzy budynkiem dow�dztwa a barakami, zorientowa� si�, �e widzi wielk� sie� kamufla�ow�, rozci�gaj�c� si� na obszarze mniej wi�cej jednego akra i rozpi�t� na �ywych sosnach, kt�rych szczyty znajdowa�y si� powy�ej niej. Podstawowa zasada walki i rekonesansu powie- trznego g�osi, �e ani zdj�cia, ani loty zwiadowcze nigdy nie zast�pi� relacji naocznego �wiadka. U�wiadomi� sobie, �e jemu w�a�nie przy- pad�a ta rola. Helikopter siad� na pokrytym �niegiem l�dowisku. Drugi pilot wyci�gn�� pistolet i odsun�� drzwi. Pierwszy wysiad� Marczenko, za nim Wadim. Drugi pilot machn�� pistoletem w stron� Lisy. Wzi�a swoj� torb� i ikon� i zeskoczy�a na d�, nie korzystaj�c z pomocy 8 Marczenki, kt�ry wyci�gn�� do niej r�k�. Drugi pilot utkwi� wzrok w Hollisie. - Gdzie zamierza�e� porwa� ten helikopter? - zapyta�. - Nie tw�j interes. - Mo�e do ameryka�skiej ambasady? - Drugi pilot zerkn�� na swego koleg�. - �aden z nas nie zgodzi�by si� tam lecie�. Hollis wzi�� w skute kajdankami r�ce swoj� torb�. Wsta�, chyl�c g�ow� w niskiej kabinie. - Wtedy zabi�bym was obu i sam poprowadzi� helikopter. Drugi pilot odsun�� si� od Hollisa. - Prawdziwy z ciebie morderca. - Bynajmniej. Jestem oficerem ameryka�skich si� powietrznych. Zosta�em porwany. Drugi pilot rozszerzy� oczy ze zdumienia. - Naprawd�? - Wychod�! - wrzasn�� z zewn�trz Marczenko. - Zadzwo� do mojej ambasady i powiedz im, �e jest tutaj pu�kownik Hollis. Dopilnuj�, �eby�cie obaj, ty i tw�j kolega, dostali po pi��dziesi�t tysi�cy rubli. Drugi pilot ponownie obejrza� si� przez rami�. - Ruszaj - powiedzia�. Hollis stan�� w otwartych drzwiach. - Nie powiniene� �ama� nadgarstka temu facetowi - szepn�� drugi pilot. - Wiesz, kim s� ci dwaj? - Przewodnikami Intouristu. Pami�taj o mojej ofercie - powie- dzia� Hollis i zeskoczy� na ziemi�. Marczenko, Lisa i Wadim stali obok zi�a-6, pojazdu Armii Czerwonej, kt�ry przypomina� ameryka�skiego jeepa, cho� by� od niego troch� wi�kszy. Hollis us�ysza� warkot odlatuj�cego helikoptera i poczu� popychaj�cy go do przodu podmuch �opat wirnika. Marczenko otworzy� tylne drzwi zi�a. - Najpierw pu�kownik Hollis, potem Wadim, a potem pani Rhodes. Hollis podsun�� Marczence pod nos swoje skute kajdankami r�ce. - Zdejmij je. Grubas pokr�ci� g�ow�. - Niech pan wsiada - rozkaza�. - Wsi�d� pierwsza - powiedzia� Lisie Hollis. Wskoczy�a do �rodka i kiedy Wadim chcia� wsun�� si� za ni�, Hollis odepchn�� go ramieniem i usiad� obok niej. Wadim usadowi� si� obok niego. 9 - St�uk� ci g�b� na miazg� - powiedzia� po rosyjsku. - Kt�r� r�k�? - Ty gnoju... - Prosz�! - zawo�a� Marczenko. - Dosy� tego! - Usiad� obok kierowcy. - Do dow�dztwa - poleci� kierowcy. Zi� ruszy� na prze�aj w stron� oddalonego mniej wi�cej o sto metr�w drewnianego domku. Hollis przyjrza� mu si� dok�adnie i domy�li� si�, �e by�a to pierwotnie chatka trapera - pozosta�o�� czas�w, kiedy mo�na by�o jeszcze spotka� w Rosji tych �yj�cych na marginesie cywilizacji samotnik�w. Ale teraz stercza�y nad ni� dwie anteny i s�u�y�a prawdopodobnie jako obs�uguj�ca l�dowisko stacja radiowa. Zi� wjecha� w w�sk� alejk�, kt�ra bieg�a przez ciemny sosnowy las. Lisa dotkn�a r�ki Sama. - B�d� dzielna - szepn�a mu do ucha. - Ju� jeste�. Dojechali do ko�ca alejki i skr�cili w g��wn� obozow� drog�. Hollis zauwa�y�, �e rosn�ce po jej obu stronach sosny by�y wysokie, si�gaj�ce pi�tnastu, dwudziestu metr�w, a ich ga��zie tak g�ste, �e na d� dociera�o bardzo ma�o �wiat�a. Tu i tam widzia� odchodz�ce od g��wnej drogi, wy�o�one drewnianymi palikami alejki. Prowadzi�y do zabudowa�, kt�rych nie widzia� z helikoptera. Ze zdziwieniem, ale bez zbytniego zaskoczenia ujrza� wy�aniaj�ce si� zza drzew ameryka�skie ranczo, a zaraz potem bia�y drewniany bungalow. W tych w�a�nie domach, pomy�la�, mieszkali najprawdopodobniej studenci Szko�y Wdzi�ku i ich ameryka�scy instruktorzy. Wzniesione w rosyjskim borze mia�y stworzy� iluzj�, kt�ra nada�a temu miejscu tak niepo- wtarzalny charakter. Lisa zauwa�y�a jeden z ameryka�skich dom�w. - Popatrz tam! - zawo�a�a. - Widz�. - Dziwne. Co to takiego? - �adnych pyta�. - Dobrze - odpar�a kiwaj�c g�ow�. Marczenko tak�e gapi� si� przez szyb�. - To rzeczywi�cie bardzo dziwne. - Zwr�ci� si� do Hollisa. - Wie pan, co to za miejsce? Hollis doszed� do wniosku, �e Marczenko, poza tym, �e kazano mu ich tu przywie��, niewiele wie o ca�ej sprawie. - To tajny ob�z szkoleniowy CIA - powiedzia�. - Jeste� aresztowany, Marczenko. Grubas odwr�ci� si� gwa�townie w fotelu i Hollis zorientowa� si� 10 po jego minie, �e rzekomy przewodnik Intouristu prawie mu uwierzy�. Co za kraj. W ko�cu twarz Marczenki wykrzywi�a si� w u�miechu. - Trzymaj� si� pana �arty - powiedzia�. - Niech mi pan powie, co to za budowle stoj� w tym lesie? - Ludzie nazywaj� je domami. - Tak? Widzia�em kiedy� na filmie ameryka�skie domy. To s� ameryka�skie domy. - Bardzo dobrze. Marczenko odwr�ci� si� z powrotem do przodu i nie odrywa� oczu od szyby. - Nie rozumiem, co jest tutaj grane - mrukn��. Hollis zauwa�y�, �e �nieg zatrzyma� si� g��wnie na ga��ziach drzew i niewiele spad�o go na poro�ni�t� mchem ziemi�. W tym miejscu, pomy�la�, panuje wieczny mrok. Nawet w letnie s�oneczne po�udnie dociera tutaj niewiele �wiat�a. - Nie widz� ani jednego cz�owieka - powiedzia�a Lisa. Hollis kiwn�� g�ow�. On tak�e nikogo nie zauwa�y� i zacz�a mu �wita� my�l, �e nikogo tu nie ma, �e wszyscy przeniesieni zostali w inne miejsce, tak jak to si� zdarzy�o, kiedy ameryka�ska ekspedycja ratowni- cza dotar�a do obozu jenieckiego w Son Tay w Wietnamie P�nocnym. Ale kiedy przyjrza� si� uwa�niej domom, zobaczy� zapalone tu i �wdzie �wiat�o i dym unosz�cy si� z komin�w. Nie, pomy�la�, oni wci�� tutaj s�. KGB b��dnie oceni�o sytuacj� i nie podj�o decyzji o likwidacji obozu. Jad�cy powoli zi� mija� po prawej stroni...
sindi211