Nie mam orgazmu-dlaczego.pdf

(314 KB) Pobierz
130420002 UNPDF
Nie mam orgazmu. Dlaczego?
Zdarza się, że jest ci w łóżku cudownie, a jednak orgazm nie przychodzi. To znak, że na
drodze do spełnienia występują jakieś przeszkody. Wytropiliśmy te najczęstsze i
podpowiadamy, w jaki sposób można się z nimi uporać.
Andrzej Depko - specjalista seksuolog, kierownik Poradni Seksuologicznej, wiceprezes
Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej
Wydaje się, że to tuż-tuż… już prawie, prawie… i znów klapa. Nie możesz doświadczyć tej
megarozkoszy, jaką jest orgazm. Albo udaje ci się to tylko raz na jakiś czas. Stanowczo za
rzadko! Martwisz się, czy wszystko z tobą w porządku, czy jesteś zdolna do regularnego
szczytowania. Z pewnością tak. Wystarczy, że zastanowisz się, co może utrudniać ci dotarcie
do intymnego raju. Kiedy już rozpoznasz wroga, będziesz mogła wyzwać go na pojedynek i
wywalczyć prawo do niebiańskich przeżyć. Rady naszego specjalisty na pewno ci w tym
pomogą.
Za krótka gra wstępna
Dlaczego panie udają orgazm? Bo panowie udają grę wstępną! W tym żartobliwym
powiedzeniu jest dużo prawdy. Wielu panów nie przykłada się zbytnio do miłosnej
rozgrzewki, nie poświęca wystarczająco dużo czasu początkowym pieszczotom. Jeśli twój
partner należy do grona takich leniuszków, możesz mieć problemy ze szczytowaniem.
Wartość gry wstępnej dla kobiecej seksualności jest wręcz nieoceniona. Służy temu, by
przygotować twój układ krwionośny i nerwowy do odczuwania przyjemności, zwiększa
wrażliwość ciała na bodźce. Gdy jesteś pieszczona, układ nerwowy daje sygnał naczyniom
krwionośnym w obrębie miednicy małej, by się rozszerzyły – w ten sposób do narządów
płciowych dopływa więcej krwi i stają się one bardziej wrażliwe na dotyk. Wtedy nawet
najlżejsze pieszczoty wywołują reakcje erotyczne i doprowadzają cię na upragniony szczyt.
Jeśli jednak kochanek zaniedba grę wstępną, w twe okolice intymne napłynie zbyt mało krwi i
siła doznań może być słaba.
Co radzi seksuolog
Lek. med. Andrzej Depko: Mężczyźni często mylnie sądzą, że kiedy u kochanki pochwa
stanie się wilgotna, jest ona gotowa do stosunku i grę wstępną można przerwać. Tymczasem
pojawiająca się „mokrość” to tylko początkowy etap rozbudzania twojego ciała, nie zawsze
130420002.001.png
oznaczający rzeczywistą gotowość do zbliżenia. Przeważnie potrzebujesz 20–30 minut do
osiągnięcia orgazmu, dlatego im dłuższa „rozgrzewka”, tym lepiej – biorąc pod uwagę fakt,
że sam stosunek trwa zwykle tylko 10–15 minut. Postaraj się to wszystko wytłumaczyć
ukochanemu. Takie konkretne informacje na pewno go przekonają. Kiedy zrozumie, jak duże
znaczenie ma gra wstępna dla twego spełnienia, będzie skłonny do współpracy. Jeśli brakuje
wam pomysłów na dobry początek, możecie od czasu do czasu spróbować zabawy jak w
filmie „9 i pół tygodnia”, polegającej na wodzeniu kostkami lodu po swoich nagich ciałach.
Doskonałym preludium do orgazmu będą też pocałunki składane przez ukochanego na twoim
intymnym centrum – ale przez majteczki. Ciepło jego oddechu i delikatny, aczkolwiek wiele
obiecujący dotyk ust pobudzą intymne struny w twoim ciele. Możesz też poprosić partnera,
by więcej czasu poświęcił na pieszczoty twych piersi, które są bardzo erogenne. A jeśli
chcesz, żeby było pikantniej, niech na przemian całuje je i pociera główką wzwiedzionego
penisa.
Stres codzienny
Gdy jesteś zdenerwowana, twój mózg zalewają hormony stresu (adrenalina i noradrenalina).
Zmniejszają one szansę na orgazm na dwa sposoby. Po pierwsze, blokują wydzielanie
endorfin – substancji odpowiedzialnych za odczuwanie przyjemności. Po drugie, pod ich
wpływem organizm „reglamentuje” dostawę krwi do narządów płciowych i skóry. Gorzej
ukrwione – są mniej wrażliwe na bodźce, stąd pieszczoty sprawiają mniejszą rozkosz i
trudniej ci osiągnąć orgazm. Poza tym stres nie pozwala skoncentrować się na obecnych
doznaniach. Zamiast cieszyć się bliskością ukochanego, uciekasz myślami do nie przyjemnej
rozmowy z szefem czy innych przykrych sytuacji. Mało tego, kiedy jesteś spięta, dotyk
kochanka (np. pieszczoty pośladków) możesz odbierać jako natarczywy i reagować niechęcią.
I nawet jeśli dojdzie do zbliżenia, nie będziesz czuła przyjemności.
Co radzi seksuolog
Lek. med. Andrzej Depko: Zanim udasz się z ukochanym do sypialni, zrób coś, co cię
odpręży. Może to być np. kąpiel w relaksujących olejkach eterycznych. Jeszcze lepiej: włącz
partnera w seans odstresowywania. Zasugeruj mu, że jest w stanie sprawić, iż zapomnisz o
troskach minionego dnia (doceniony mężczyzna poczuje się uskrzydlony). Poproś go np., by
zrobił ci masaż karku i ramion – tam bowiem gromadzi się duża część napięcia. Może też
natrzeć ci ciało pachnącym balsamem. Skierowanie twej uwagi na coś przyjemnego sprawi,
że się rozluźnisz i otworzysz na pieszczoty. Ale jeśli w ciągu dnia naprawdę dużo się działo i
czujesz się wyjątkowo spięta, lepiej nie decyduj się na zbliżenie. Jeżeli będziesz powtarzać
doświadczenia intymne mimo stresu, możesz doprowadzić do sytuacji, w której seks będzie ci
się kojarzył z problemami dnia codziennego zamiast z rozkoszą. I w przyszłości (nawykowo)
zaczniesz myśleć o kłopotach, kiedy mężczyzna będzie cię dotykał. Dlatego wtedy lepiej się
tylko do siebie przytulić i iść spać, a kochać się innego dnia.
Zmiany tempa stosunku
Jeśli pod koniec zbliżenia partner zbyt często zmienia ruchy (czyli np. zwiększa i zmniejsza
siłę pchnięć, przyspiesza albo zwalnia – nawet w jednej i tej samej pozycji), to twoje szanse
na szczytowanie maleją. Dlaczego? Kiedy zaczynasz czuć zbliżającą się rozkosz,
potrzebujesz, by tempo stosunku i rodzaj ruchów frykcyjnych pozostały niezmienione przez
jakiś czas. Twoja rozkosz rodzi się w wyniku pewnej rytmiczności, powtarzalności bodźców.
Właśnie to jednorodne tempo umożliwia ci dojście do orgazmu. Zresztą tak naprawdę z
mężczyznami jest podobnie – jednostajny, monotonny ruch przybliża ich do orgazmu. Stąd
zmieniają intensywność oraz szybkość pchnięć, by za wcześnie nie mieć wytrysku.
Co radzi seksuolog
Lek. med. Andrzej Depko: Nie masz innego wyjścia, jak wysłać ukochanemu czytelny sygnał
– uświadomić mu, że lubisz zmiany tempa (w tym również pozycji) na początku zbliżenia, ale
kiedy finiszujesz, chcesz większej jednorodności. Że gdy twoje podniecenie zaczyna sięgać
zenitu, potrzebujesz utrzymania stałego tempa, by móc osiągnąć całkowite spełnienie.
Najlepiej powiedz mu to wprost – przed zbliżeniem albo po nim. Warto też, byś napomknęła
mu o swych preferencjach podczas miłosnych uniesień, w czasie których może się zapomnieć
i zmienić sposób poruszania się. Szepnij więc tuż przed kulminacyjnym momentem:
„Kochanie, rób tak jak teraz, nic nie zmieniaj, jest idealnie. Zaraz eksploduję”.
Myślenie tylko o orgazmie
Wiele szkody może przynieść (dość częste u pań) założenie, że koniecznie trzeba mieć
orgazm podczas stosunku. Stąd, gdy partner cię pieści, a ty wciąż nie możesz dojść na szczyt,
zaczynasz się martwić, niecierpliwić, gorączkowo starać o orgazm. Jeśli nie przychodzi po
odpowiednio krótkim czasie, boisz się, że partnera rozboli dłoń, którą cię pieści; zmęczą mu
się usta, jeśli stymuluje cię oralnie; lub nie będzie mógł dłużej wstrzymywać wytrysku. Z
drugiej strony, nie chcesz porzucić myśli o orgazmie, bo obawiasz się, że mężczyzna brak
twego spełnienia weźmie do siebie i pomyśli, że nie umiał cię zaspokoić. To wszystko
dodatkowo cię blokuje. Orgazm tym bardziej ci się wymyka, im bardziej próbujesz go
dogonić. Usilne starania, by go przeżyć, przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego.
Co radzi seksuolog
Lek. med. Andrzej Depko: Przede wszystkim postaraj się uwierzyć, że orgazm nie jest
niezbędnym warunkiem twojej satysfakcji. Bliskość z ukochanym mężczyzną, jego
pieszczoty czy sprawienie mu przyjemności mogą dać ci wiele radości. Warto, żebyś
wyrobiła w sobie takie przekonanie, bo wtedy będziesz podchodziła do seksu z mniejszym
„ciśnieniem” na orgazm. Zamiast usilnie o niego się starać, spróbuj się wyluzować i nie
myśleć o tym, że koniecznie musisz GO mieć. Pomoże ci w tym skupienie się na doznaniach
– na tym, co teraz czujesz (np. na dotyku dłoni przesuwającej się po twoim ciele czy na
wrażeniach, jakie wywołuje poruszający się w twojej pochwie penis). Kolejną rzeczą, która
pomoże ci się oderwać od myślenia o szczytowaniu, będzie tzw. oddech jogina. Nie chodzi
oczywiście o to, żebyś nagle zaczęła uprawiać seks w pozycji kwiatu lotosu, ale byś zaczęła
oddychać powoli i głęboko. Zaproponuj także ukochanemu zsynchronizowanie swoich
oddechów – dzięki temu ty łatwiej skoncentrujesz się na odczuwanej przyjemności, a
jednocześnie oboje silniej poczujecie łączącą was więź.
Choroby kobiece
To coś, co rzadko bierzesz pod uwagę, szukając „zabójców orgazmu”. Tymczasem np. stany
zapalne w obrębie pochwy i przydatków są częstą przeszkodą w drodze na szczyt. Sprawiają,
że pochwa nie jest odpowiednio nawilżona, a przez to stosunek mało przyjemny (czy wręcz
bolesny) i stąd trudno o orgazm. Satysfakcję seksualną mogą ci też odbierać zaburzenia
hormonalne. Niski poziom estrogenów powoduje nie tylko suchość pochwy, ale sprawia
również, że spada ogólne napięcie seksualne i twoje ciało nie jest nawet zainteresowane
kochaniem się.
Co radzi seksuolog
Lek. med. Andrzej Depko: By wyeliminować tego rodzaju przeszkody, powinnaś zatroszczyć
się o swoje zdrowie. Odwiedź ginekologa, jeśli zauważyłaś upławy, świąd czy pieczenie
podczas oddawania moczu, a w trakcie stosunku odczuwasz bolesność. Tak samo, gdy
wystąpiły zaburzenia w miesiączkowaniu, okresowe krwawienia nabrały innego charakteru
(stały się bardziej skąpe lub obfite) czy zmienił się twój intymny zapach. Jeżeli infekcje
intymne powtarzają się często, warto też, żebyś skontrolowała poziom cukru we krwi, bo
cukrzyca sprzyja nawracającym zaburzeniom flory bakteryjnej okolic intymnych. Usunięcie
przyczyn sprawi, że powróci doświadczanie rozkoszy. Ale do momentu wyleczenia lepiej
powstrzymaj się od stosunków, by – po pierwsze – nie pogłębiać stanu zapalnego, a po drugie
– nie zarazić drobnoustrojami partnera. Jeśli jednak odczuwasz suchość miejsc intymnych z
powodu zaburzeń hormonalnych, możesz kochać się, zanim kuracja (która jest z reguły
długotrwała) dobiegnie końca. Sięgnij wtedy po specjalne żele nawilżające, zastępujące
naturalną wydzielinę stref intymnych kobiety.
Niedocenianie łechtaczki
Najnowsze badania dowodzą, że tylko 15 proc. kobiet szczytuje podczas stosunku bez
dodatkowego pobudzania łechtaczki. Ten mały „guziczek” (umieszczony między wargami
sromowymi większymi, nad wejściem do pochwy) składa się aż z 8 tysięcy (!) włókien
nerwowych i dlatego jest niezwykle czuły na dotyk. Warto więc poświęcić mu trochę uwagi,
by przeżyć kosmiczną przyjemność.
Co radzi seksuolog
Lek. med. Andrzej Depko: Oboje powinniście zaprzyjaźnić się z twoim guziczkiem rozkoszy.
Na początek pokaż partnerowi, jakiego dotyku oczekujesz, ponieważ panowie czasem mają
rękę drwala i mało subtelnie masują to czułe miejsce. Na tym twoje dbanie o swoją rozkosz
się nie kończy. Podczas zbliżeń staraj się inicjować odpowiednie pozycje. Najpierw takie, w
których przy okazji stosunku automatycznie stymulowana będzie łechtaczka. Świetnie nadaje
się do tego pozycja na jeźdźca, w trakcie której możesz ocierać się swym wrażliwym punktem
o miednicę ukochanego. Później warto wybierać pozycje, w których kochanek ma łatwy
dostęp do łechtaczki i może podbudzać ją dłońmi podczas wchodzenia w ciebie (tu sprawdzi
się np. pozycja na łyżeczkę albo taka, w której siedzisz na mężczyźnie plecami do niego).
Jeśli jednak nie udało ci się dotrzeć na szczyt podczas stosunku, nie martw się. Zawsze
możecie się umówić, że w takiej sytuacji partner zadba o twoją przyjemność po zbliżeniu.
Może to zrobić ręką, ustami albo… użyć jakiegoś erotycznego gadżetu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin