King Rebecca - Zakazany owoc.pdf

(702 KB) Pobierz
15229442 UNPDF
REBECCA KING
Zakazany owoc
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Sydney
Sztokholm • Tokio • Warszawa
wykonanie - Irena
15229442.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Możesz sobie mówić, co chcesz, Elaine, a ja i tak
jestem absolutnie pewna, że ktoś nas śledzi. - Znowu
poczuła, jak dreszcz przebiega jej po plecach.
- Jade, na litość boską. Tłumaczę ci już od godziny,
że coś ci się przywidziało.
Przyjaciółka z uporem potrząsnęła głową.
- Nie. Pewnie myślisz, że zwariowałam, ale wiem
z całą pewnością, iż on jest gdzieś tu, na tym placyku,
i obserwuje nas, a raczej mnie - dodała z przekona­
niem.
- On? - spytała Elaine unosząc brwi.
- Tak, to niewątpliwie mężczyzna.
- No to jesteśmy w domu. Nie bądź niemądra,
Jade. Przecież wiesz równie dobrze jak ja, że większość
mężczyzn w tej kawiarni zerka na ciebie. Powinnaś
już do tego przywyknąć, - Spojrzała z nie ukrywanym
rozbawieniem. - Nie pozostaje ci po prostu nic innego.
Jeżeli nie życzysz sobie, żeby mężczyźni zwracali na
ciebie uwagę, musisz włożyć na głowę worek - tylko
pamiętaj o dziurkach na oczy.
- Nie denerwuj mnie.
- To naprawdę jedyna metoda, żeby ich powstrzy­
mać. Kasztanowate włosy i zielone oczy to najlepsza
kombinacja, a jeśli dodać do tego jeszcze kremową
cerę...
- Przestań, Elaine. Czytasz za dużo kobiecych
wykonanie - Irena
pism - przerwała Jade, zarazem rozbawiona i za­
kłopotana.
- ...i idealny owal twarzy - Elaine westchnęła
teatralnie. - Cóż, masz szczęście, że nie ma we mnie
odrobiny zazdrości, bo inaczej wydrapałabym ci te
piękne oczy. Ale wiesz, nie spotkałam jeszcze kogoś,
kto by tak mało dbał o swój wygląd - dodała
poważniejąc.
- A muszę? - Jade wzruszyła ramionami.
- Ale naprawdę wyglądasz szałowo.
- To czysty przypadek.
- Powiedzmy, ale mężczyzn naprawdę porusza to
twoje trzymanie ich na dystans. Sama widziałam, jak
wychodzili ze skóry, żeby zrozumieć, co się za tym
kryje. Założę się, że i teraz to robią. Ten tam w kącie
- wskazała nieznacznym ruchem głowy - cały czas
wprost rozbiera cię oczami.
- Nie, to nie on, ten jest niegroźny- odpowiedziała
Jade spokojnie, ale czuła narastający niepokój.
- Twoje zdrowie, Elaine - powiedziała, podnosząc
kieliszek białego wina.
- Dzięki. Już tylko tydzień do wyjazdu - odrzekła
jej przyjaciółka z zapałem. - Mówię poważnie, Jade,
masz szczęście, że jesteś niezależna. Ta zabawa w nianię
postarzyła mnie o parę lat. Tylko nadzieja na końcową
premię powstrzymała mnie od zrobienia czegoś
paskudnego tej straszliwej czwórce.
Jade przybrała współczujący wyraz twarzy. Już od
pięciu tygodni przebywała w małej wiosce u stóp
Pirenejów, położonej formalnie we Francji, ale w rze­
czywistości należącej do jednej z prowincji kraju
Basków. Obie z Elaine zbliżyły się do siebie jako
jedyne Angielki w okolicy. Podczas ich rzadkich
wykonanie - Irena
spotkań, gdyż przyjaciółka nieczęsto miewała wolny
wieczór, Elaine zawsze raczyła ją opowieściami
o wybrykach tej rozpuszczonej przez rodziców groma­
dki.
- Ale mimo wszystko będzie ci chyba żal stąd
wyjeżdżać, bo mnie na pewno tak - stwierdziła Jade.
Objęła spojrzeniem wiejski placyk. Promienie za­
chodzącego słońca przedostające się przez korony
platanów oświetlały metalowe stoliki i krzesła przed
kafejkami. Jak zwykle o tej porze było tłoczno.
Zewsząd dobiegał gwar baskijskiej mowy.
Wiedziała, że miejscowi mówili dobrze po francusku,
ale ich przysłowiowa duma i przywiązanie do tradycji
sprawiały, że między sobą woleli porozumiewać się
własnym językiem.
Z położonego obok kościoła boiska do peloty
dolatywały odgłosy uderzeń wiklinowej rakiety o piłkę.
To ojciec Ksawier, podkasawszy sutannę, trenował
z chłopcami ze wsi. W oddali, za przysadzistą kościelną
wieżą, wznosiły się postrzępione szczyty Pirenejów,
nieomal czarne na tle nieba.
Hm, dopiero teraz, kiedy je sama zobaczyła,
zrozumiała, dlaczego Roddy mógł bez przerwy opo­
wiadać o swoich ukochanych górach. Uśmiechnęła
się lekko na jego wspomnienie. Zobaczy go pewnie
znowu za jakiś tydzień. Kurs angielskiego jeszcze się
nie skończył, a dla niej będzie to rekompensata za
powrót do Londynu. Pełen życia, radości i tak jej
oddany Roddy...
- Jak się nazywa ten twój kuzyn?
- Co? Ach, Dave - odpowiedziała Jade auto­
matycznie. Wyrwana z zamyślenia ogarnęła wzrokiem
placyk raz jeszcze, tym razem starając się dostrzec
wykonanie - Irena
w tym znanym, przyjaznym otoczeniu ukrytego
obserwatora. Była przekonana, że nieznajomy kryje
się gdzieś w tłumie i nie jest jej przychylny. Ogarnął
ją nagły lęk. Ściągnęła usta, aby nie krzyknąć ze
strachu, i szybko zerknęła na Elaine. Choć wydawało
się to niemożliwe, rozsądna, rzeczowa, szczęśliwa
Elaine nie reagowała w ogóle na te sygnały.
- Spóźnia się, prawda?
- O Boże, tak. Żeby tylko nie zabłądził.
- Wybierzesz się z nim? Chciałabyś pójść na
wycieczkę w Pireneje?
- Chyba tak. Już prawie skończyłam robotę. Dziś
po południu nadeszły z Bayonne ostatnie zasłony
i trzeba je tylko zawiesić. Muszę zrobić przerwę. Nie
miałam wakacji od dwóch lat.
- No właśnie. - Elaine potrząsnęła karcąco głową.
- Wiem, że jesteś zwariowana na punkcie pracy,
chcesz jak najszybciej osiągnąć sukces w swoim
zawodzie, ale nie możesz się tak zaharowywać, bo się
rozchorujesz.
- Mówisz jak prawdziwa niańka - odrzekła Jade
z uszczypliwym uśmiechem - ale praca dobrze mi robi.
- No cóż, w takim razie wypijmy za Jade Lorrimer,
genialną dekoratorkę wnętrz, i za jej firmę, która
wkrótce stanie się sławna na całym świecie.
- O tak, za to mogę wypić.
Jade próbowała śmiechem skwitować nagły przypływ
tak dobrze sobie znanego zwątpienia. Gdyby sukces
zależał tylko od stanowczości i ciężkiej pracy, dawno
już by go osiągnęła. Tymczasem zaś wciąż dzielił ją
od niego ogromny dystans. Przeróbka starej chałupy
na skraju tej wsi w luksusową siedzibę była jej
pierwszym zagranicznym zleceniem. Zdobyła je tylko
wykonanie - Irena
Zgłoś jeśli naruszono regulamin