D415. Lewis Linda - Kawowa królewna.pdf

(659 KB) Pobierz
117435728 UNPDF
Linda Lewis
Kawowa królewna
117435728.002.png
Prolog
Zachary Steele wszedł do biura federalnej policji celnej. Biuro znajdowało się
na drugim piętrze, więc trochę się zadyszał. Pewnie dlatego, Ŝe pokonywał dwa
schody naraz. A schody były wysokie, marmurowe. Wchodziłby wolniej, gdyby
nie śliczna straŜniczka, która patrzyła na niego z litością, jakby był niedołęŜnym
starcem. Zach nie cierpiał, kiedy ktoś się nad nim litował. Jeszcze bardziej nie lubił
własnej słabości i braku kondycji.
– Nazywam się Zachary Steele – przedstawił się siedzącej za biurkiem
sekretarce. – Czy narada juŜ się zaczęła?
– Wątpię. – Sekretarka spojrzała wymownie na wiszący ścienny zegar. –
Czekają na pana. Spóźnił się pan – dodała na wypadek, gdyby nie pojął aluzji.
– Wiem. Gdzie ma się odbyć spotkanie?
– W sali konferencyjnej. Musi pan wrócić do holu. Drugie drzwi po prawej.
Zach bez trudu znalazł salę konferencyjną. Wszedł bez pukania. Wokół
owalnego stołu siedziało trzech męŜczyzn i kobieta. Dwóch z nich znał, lecz
trzeciego męŜczyznę i kobietę widział po raz pierwszy w Ŝyciu.
– Nareszcie jesteś, Steele – powiedział John Allen, szef nowoorleańskiej sekcji
policji celnej. – Przedstawiam państwu jednego z naszych agentów – zwrócił się do
pozostałych. – Zachary Steele. Dopiero co wyszedł ze szpitala. Trochę
przeszarŜował podczas ostatniej akcji i w rezultacie zarobił parę kul. Jeremiego
Bakera znasz. – John mówił teraz do Zacha. – To jest Bobby Williams. To on
prowadzi śledztwo. Marilyn Charles odpowiada za sprawy techniczne. Baker
będzie twoim łącznikiem.
Agenci wstali i przywitali się z Zachem.
– Dobra, Bobby, moŜemy zaczynać.
– To dochodzenie prowadzimy na prośbę naszych kolegów z Kolumbii – zaczął
Bobby. – W transporcie kawy do Stanów Zjednoczonych wykryli skradzione dzieła
sztuki prekolumbijskiej. Prosili, Ŝebyśmy sprawdzili, dokąd prowadzi ten ślad w
Ameryce. Mamy niezbite dowody na to, Ŝe transport, o którym mowa, trafił do
Nowego Orleanu, do Betancourt Coffees. Od kilku tygodni mamy na podsłuchu
telefon właścicielki tej palarni kawy, lecz nic kompromitującego nie znaleźliśmy.
Dlatego wystąpiliśmy o pozwolenie na wprowadzenie do firmy naszego agenta.
Chcemy mieć na miejscu swojego człowieka, który będzie obserwował transporty i
dowie się, w jaki sposób i do kogo trafiają skradzione przedmioty. W zeszłym
117435728.003.png
tygodniu dostaliśmy zgodę wraz z informacją, Ŝe najlepszym kandydatem do
wykonania tego zadania jest Steele.
Mówiąc to, Bobby przyglądał się Zachowi. Widać było po jego minie, Ŝe nie
dowierza otrzymanej rekomendacji.
– Rozpracowałem kilka przypadków przemytu dzieł sztuki – powiedział Zach.
– Poza tym jestem w znacznie lepszej kondycji, niŜ wam się wydaje.
Dopiero tego dnia przysłano z Waszyngtonu dokumenty Zacha. Między innymi
była tam zgoda na jego powrót do pracy operacyjnej. Warunkowa zgoda. Zach
musiał długo prosić, zanim lekarz wreszcie zgodził się usunąć z dokumentów
słowo „warunkowa".
– Masz niewiele ponad tydzień, Ŝeby się zainstalować na miejscu. Zresztą to
zadanie nie wymaga zbyt wielkiego wysiłku fizycznego. – Bobby powiedział to
tak, jakby samego siebie chciał upewnić, Ŝe to słuszna decyzja. – Jedyne, czego od
ciebie chcemy, to uwaŜna obserwacja celu. Masz być jak najbliŜej podejrzanej.
Najlepiej, Ŝebyś ani na chwilę nie spuszczał jej z oka. Twoja sprawa, jak to
załatwisz.
– Poradzę sobie. Tym bardziej Ŝe znam się trochę na sztuce prekolumbijskiej.
– O tym teŜ wiemy – powiedział John. – Napisałeś podręcznik dla naszych
pracowników. Ale nie to jest głównym powodem, dla którego chcemy, Ŝebyś się
podjął tego zadania.
– Nie? – zdziwił się Zach. – Więc dlaczego wybraliście właśnie mnie?
– Bo potrafisz pisać na maszynie.
117435728.004.png
Rozdział 1
– Potrzebuję męŜczyzny. – Chloe Betancourt skrzywiła się z obrzydzeniem. –
Nienawidzę sytuacji, kiedy potrzebny mi męŜczyzna.
– Wiem. – Sylvie Sheridan była trochę zniecierpliwiona. Zresztą nigdy nie
potrafiła usiedzieć długo na jednym miejscu. KrąŜyła po gabinecie Chloe,
poprawiając obrazy i porządkując bibeloty. – Szkoda, Ŝe z Markiem tak głupio
wyszło.
– Jak on mógł mi coś takiego zrobić? OŜenił się jak gdyby nigdy nic. Jednego
dnia był facetem, na którym zawsze mogłam polegać, z którym wszędzie mogłam
się pokazać, a juŜ nazajutrz stał się czyimś męŜem.
Chloe oczywiście trochę przesadzała. Mark przestał jej towarzyszyć dobrych
parę miesięcy przed swoim ślubem, ale ona nawet tego nie zauwaŜyła. Odczuła
jego brak dopiero teraz, kiedy gwałtownie wzrosła liczba słuŜbowych koktajli i
bankietów.
– Sama mogłaś zostać jego Ŝoną.
– To od początku nie wchodziło w rachubę.
– Wobec tego nie moŜesz mieć do niego pretensji o to, Ŝe zajął się inną.
– Ale to wszystko stało się za szybko – narzekała Chloe.
– Podobno jego narzeczona Ŝyczyła sobie, Ŝeby ślub odbył się na jesieni. –
Sylvie poprawiła krzywo wiszący kalendarz.
– Chloe spojrzała na otwarty terminarz leŜący na jej biurku. Na czerwono
zaznaczyła w nim sobotę, dwudziesty ósmy listopada. Tego dnia miał przypłynąć
następny transport kawy z Finca Velasquez, plantacji kawy, z której sprowadzano
towar do Betancourt Coffees. NaleŜało się przygotować...
– Chloe? – Sylvie machała ręką przed oczami przyjaciółki. – Jesteś tu?
– Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś?
– Mówiłam, Ŝe narzeczona Marka chciała brać ślub jesienią. Dlatego wszystko
stało się tak szybko. – Sylvie przysiadła na brzegu ogromnego biurka Chloe. –
Dzięki temu jeszcze przed BoŜym Narodzeniem nowoŜeńcy wrócą z podróŜy
poślubnej.
Sylvie z poŜądaniem patrzyła na zabytkowe, mahoniowe biurko. Pogłaskała
jego blat. Pieszczotliwie, jak ukochanego kota. Chloe wiedziała, Ŝe bardzo
chciałaby mieć ten mebel. Nie raz i nie dwa proponowała przyjaciółce spore sumy
za to jedno biurko, lecz Chloe nie miała zamiaru go sprzedawać. Biurko było jedną
117435728.005.png
z niewielu odziedziczonych po ojcu rzeczy, jakie nie wzbudzały w niej Ŝalu.
– Wiem – westchnęła Chloe. – Rodzina Marka zawsze w Wigilię wydaje
wielkie przyjęcie. JuŜ mi przysłali zaproszenie. Mogę przyjść z „osobą
towarzyszącą". Nie mam pojęcia, z kim mogłabym tam pójść. Nie znam nikogo,
kogo miałabym ochotę zaprosić.
– PrzecieŜ moŜesz iść sama.
– Próbowałam. Było okropnie. Nie rozumiem, dlaczego faceci koniecznie
muszą mnie dotykać.
– Nie mam pojęcia. – Sylvie się uśmiechnęła. – MoŜe dlatego, Ŝe lubią małe
blondynki o zaokrąglonych kształtach.
– Tak twierdzą. – Chloe wzruszyła ramionami.
– Nie lubiła, kiedy mówiono o niej, Ŝe jest mała. Przez całe lata walczyła o
dodanie sobie choć kilku centymetrów. Nosiła buty na niebotycznie wysokich
obcasach, czesała się w wysoki kok. Ale od. obcasów bolały ją nogi, a w koku
wyglądała jak jej własna babka. Wobec tego przyjęła do wiadomości fakt, Ŝe jest
niska i Ŝe w Ŝaden sposób nie da się tego zmienić. Teraz jej buty miały normalne
obcasy, a jasne włosy były krótko obcięte.
Zerknęła w lustro zawieszone naprzeciw biurka. Stwierdziła, Ŝe ma całkiem
niezłe kości policzkowe i ładny, prosty nosek. Usta teŜ były w porządku, choć
moŜe lepiej by wyglądały, gdyby wargi były nieco pełniejsze. Uśmiechnęła się.
– Moim zdaniem bardziej ich pociąga moja firma niŜ ja – powiedziała. – A
Markowi zaleŜało na mnie, a nie na moim majątku. Dlatego mogłam mu
całkowicie zaufać.
– Mark Michelet jest najbogatszym męŜczyzną w Nowym Orleanie. Nie
powinnaś go była pozwolić sobie odebrać.
– Nigdy nie był mój, więc nie mogłam go przy sobie zatrzymać. Kiedy uznał,
Ŝe chce się oŜenić, zaraz przestał się mną zajmować. On dobrze wie, co myślę o
małŜeństwie. Nigdy Ŝadnemu męŜczyźnie nie dam władzy nad sobą.
– Trzeba się było zdecydować na małŜeństwo z rozsądku. Wydaje mi się, Ŝe
Mark nie jest męŜczyzną, który lubi dominować.
– Nie był taki, kiedy ze sobą chodziliśmy, ale to jeszcze o niczym nie świadczy.
Dopiero wtedy, kiedy facet cię zaobrączkuje i zaczniesz nosić jego nazwisko,
zmienia się w dyktatora.
– Nie moŜesz oceniać wszystkich męŜczyzn według tego, jaki był twój ojciec.
Naprawdę jest na świecie kilku porządnych facetów.
– MoŜe, ale ja nie mam czasu ich szukać. Gdybym miała...
117435728.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin