Mokołajkowa Przygoda.doc

(55 KB) Pobierz

MOKOŁAJKOWA PRZYGODA
  boy4U



  Znowu święta. I kolejny raz muszę się przyjąć do roboty jako Mikołaj „na życzenie”. Moja sytuacja finansowa jest fatalna, odkąd straciłem pracę. Muszę chwytać się wszystkiego, żeby zarobić na czynsz. Mam nadzieję, ze nie będzie dużo zleceń i tego dnia szybko wrócę do domu.
  Wykorzystałem swoje doświadczenie z zeszłego roku i poszedłem się „wynająć” do tego samego biura usług. W końcu znam ich i wiem, że nieźle płacą. W tej samej agencji już było przyjętych kilku nowych „wypożyczanych” Mikołajów, panowała duża konkurencja, ale dostałem się, powołując się na zeszłoroczną umowę. Praca zaczynała się o dwudziestej. Musieliśmy jeździć po domach, udawać prawdziwego świętego i rozdawać dzieciakom prezenty. Po wszystkim trzeba było jechać z powrotem na miejsce, zostawić wypożyczane kostiumy, rozliczyć się z „usług” i przebrać się w swoje ciuchy.
  Nie bawią mnie takie eskapady. Nawet nie lubię dzieci, a co dopiero słuchać ich ględzenia i narzekań, bo dostały nie ten prezent, jaki chciały. Pierwsze zlecenie miałem właśnie na dwudziestą. Kawał drogi musiałem przejechać, żeby dotrzeć do wyznaczonego miejsca. Dzieciaki darły się i biegały po całym domu jak oszalałe, jakbym ich miał co najmniej zamordować. Istny chaos. Uspokoiły się, gdy zrozumiały, że dostaną prezenty. Czym prędzej zrobiłem więc swoje i z ulgą wsiadłem do windy. Następny adres. I tak w kółko… Gdy już myślałem, że koniec na dziś – a była prawie dwudziesta trzecia – komóra mi się odezwała. Kto? Agencja? Jak się okazało, dwóch Mikołajów zawaliło i ktoś musi wykonać ich zlecenia. Między innymi padło na mnie. Podyktowali adresy, zapisałem na szybko. Miałem odwiedzić trzy domy więcej, ale w drugim końcu miasta. Trudno, odwiedzę, przynajmniej więcej zarobię.
  Tę charówkę skończyłem tuż po północy. W końcu złapałem taryfę i z powrotem do agencji, żeby zakończyć te przebieranki. Kwadrans jazdy i byłem na miejscu. Jak się okazało, wróciłem jako ostatni, inni już skończyli i porozjeżdżali się do domów, a w szatni zostało jeszcze dwóch Mikołajów. Jeden, podobnie jak ja, dopiero wrócił, drugi właśnie wychodził.
  Zostałem z tym jednym sam na sam. On też nie był zadowolony z tej roboty. I jeszcze te głupie stroje, wypchane tu i tam, bo Mikołaj ma być gruby, z wydatnym brzuchem, a my wszyscy byliśmy szczupli. Byliśmy spoceni i mokrzy jak diabeł po święconej wodzie. Weszliśmy do szatni i zaczęliśmy się przebierać. Mnie szło to trochę szybciej. Po chwili stałem tylko w bokserach i szukałem ręcznika, bo po takim wyczynie bez prysznica się nie obejdzie. Mój Mikołaj numer dwa stał w tych czerwonych spodniach i nie wiedział, co ma zrobić. Jakby się wstydził albo jakby coś ukrywał. Wyglądał nieziemsko. Do tego jeszcze ta głupia czerwona czapeczka. Porównałem go do striptizera – albo prostytutki – bo wyglądał tak, jakby pod spodniami nie miał nic z własnej garderoby. Gdy tak kręcił się na boki, wyraźnie widziałem, jak jego mięcho w gaciach przewraca mu się na wszystkie strony. Od razu pomyślałem: ładne mięsko. A może on jest homo i boi się z tym zdradzić? – pomyślałem tuż potem. A miał boskie ciało. Chętnie bym go schrupał. A może on po prostu potrzebuje zachęty? Zacząłem zdejmować swoje boksery, bo w końcu znalazłem ręcznik. Stałem do niego tyłem, tak, że wdział tylko moje pośladki, ale to właśnie miało być dla niego na zachętę. Jak jest homo, musi się zdradzić, nie wytrzyma. Moje gacie poszły w dół, owinąłem się ręcznikiem i już miałem iść pod natrysk, kiedy patrzę, że on nie może sobie z tymi spodniami poradzić. Podejść do niego i zapytać uprzejmie: „W czym mogę pomóc?”, czy go zostawić, niech sobie sam radzi? Zastanawiałem się i stałem w drzwiach, gapiąc się na niego. W końcu on sam poprosił mnie o pomoc.
  - Zaczepiło się cholerstwo – wystękał. –  Możesz mi pomóc?
  Co zaczepiło? – pomyślałem, ale odpowiedziałem, że ok., zobaczę, co da się zrobić.
Zdecydowanym i pewnym krokiem podszedłem do niego.
  Wyglądało to tak, jakby suwak jego spodni o coś zawadzał i nie dawał się zsuwać. Złapałem go za spodnie i zobaczyłem, co jest grane. Dwa suwaki? Jeden sczepił się z drugim. Jak? I od czego był ten drugi suwak?
  - Trzeba je jakoś poluzować – powiedziałem.
  - To poluzuj, tylko mnie z tego uwolnij.
  Zacząłem grzebać mu przy tych spodniach. Te cholerne dwa suwaki, po co tu jest ten drugi? Jeden od góry, drugi od dołu? Brakło im na jeden dłuższy? Zaparłem się. Żebym ja nie dał temu rady? W pewnym momencie zauważyłem, że jego mięsko w nogawce rośnie, co wyraźnie świadczyło, że podnieca go ta cała moja akcja ratunkowa. No, mnie gdyby ktoś tak palcami przy gaciach robił, też by podnieciło… A może lubi być „ratowany” przez takich przystojniaków jak ja?
  Chłopak już był spocony. Współczułem mu. Tu jest gorąco, a co dopiero w tym stroju. Patrzyłem, jak te czerwone spodnie mocno opinają jego pośladki i pomyślałem, że ładną ma dupę. A tuż pod moją ręką takie mięsko, że… Super samiec. Ja też byłem spocony. Nareszcie udało mi się.
  - Ok. Gotowe – powiedziałem.
  Uwolniłem go. Suwaki się rozpięły, a spodnie same spadły, zatrzymując mu się na mokrych od potu łydkach. Teraz wyraźnie zobaczyłem, jak w jego szerokich gatkach kołysze się to mięsko. Ma tego wyjątkowo dużo.
  Chłopak się zaczerwienił, widział, na co patrzę. Podziękował.
  Wyglądało, że na tym się wszystko zakończy. Nie ukrywam, że liczyłem na coś więcej, ale on po prostu teraz się odwrócił. Zaczął szukać rzeczy w swojej szafce, a ja poszedłem w końcu pod upragniony prysznic.
  Znałem te ich agencyjne „łazienkowe warunki” z zeszłego roku. Żadnej kabiny, tylko trzy sitka rzędem wystające z jednej rury pod sufitem, i koniec. Zastanawiałem się, czy on też weźmie prysznic. Był gorzej spocony niż ja. Stałem teraz tak beztrosko, a woda penetrowała moje ciało. Niesamowite uczucie po tej ciężkiej pracy w mokrych, przepoconych ciuchach.
  Minęły ze dwie minuty i drzwi do natrysku otworzyły się. A w nich mój Mikołaj numer dwa, bez niczego, nawet bez ręcznika na biodrach, który trzymał w ręku wraz z innymi kosmetykami. Chłopak w całej krasie swoich męskich wdzięków. Od razu rzuciłem okiem w jego grubego, spasionego kutasa, który teraz wisiał mu spokojnie. A więc chłopak chyba właśnie na to czekał, żeby mu się ten drąg uspokoił. Położył z boku ręcznik i stanął obok mnie. Udawałem, że teraz na niego nie patrzę, ale zauważyłem, że przez cały czas on mnie obserwował. Odniosłem wrażenie, że uczy się mnie na pamięć, analizuje mnie, sprawdza moją „męską jakość”. Aż w którymś momencie główka jego kutasa wysunęła się spod napletka. Zorientował się, poprawił penisa i w końcu zaczął się myć. Jakimś pachnącym mydłem nacierał swoje ciało, a ja znowu z ukosa na niego patrzyłem. Był boski, na samą myśl o tym, że to ja mógłbym wcierać w niego to mydło, robiło mi się ciepło w kroczu. Musiałem odwrócić się do niego plecami, żeby niczego nie zauważył.
  Nagle usłyszałem, jak jego mydełko wypada mu z hałasem w rąk na podłogę i toczy się wprost pod moje nogi. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Jak się odwrócę, to zobaczy mojego walca, a jak się nie odwrócę, to zacznie coś podejrzewać. Jak się schylę, żeby mu podnieść mydełko, to znów wypnę do niego dupę! Gejowska klasyka, a raczej gejowska szmira w najgorszym wydaniu! Ani tak, ani tak. Postanowiłem nie reagować. Więc on sam sięgnął po mydełko, a jego ręce przez moment penetrowały moje stopy, aż przeszedł mnie dreszcz. To jeszcze bardziej mnie pobudziło, jaja mnie zaswędziały, chuj nagle zaczął mi się podnosić i stanął teraz w pełni gotowy do akcji. Jak go przed nim schować? To była tortura, niewiele mi brakowało, żeby się zlać na stojąco.
  - No, mam cię…
  Zabrzmiało to tak, jakby mówił do mnie. Zrobiło mi się gorąco. Ale to nie było do mnie, tylko do mydełka. Gdy się podnosił, z mydełkiem w ręku, zdarzyło się coś niespodziewanego. Ja cofnąłem się odruchowo pół kroku, a wtedy on twarzą delikatnie zahaczył o moje pośladki. Wyraźnie poczułem jego wargi, które dotknęły mnie lekko, ale tak dziwnie gorąco. Teraz te wargi przemknęły po moich plecach. Odwróciłem się szybko i w tej samej sekundzie nasze usta się spotkały, a nasze języki zderzyły się ze sobą. Odwróciłem się w jego stronę, nie przerywając pocałunku. Nasze penisy złączyły się ze sobą i wtuliły w siebie. Ładne mięsko, dopiero teraz w pełni mu twardnieje. Ale przecież i mojemu też nie brakowało centymetrów. Ocieraliśmy je jednego o drugiego. Dwa czerwone wały pasowały jak ulał do poprzedniego czerwonego mikołajowego wdzianka.
  Zdawało mi się, że mikołajowy prezent sam do mnie przyszedł. Brakowało mu tylko wstążki na biodrach, która dopełniałaby reszty stroju, którego nie miał. Nasze usta zwarły się ze sobą, języki biły się, walcząc o lepszą pozycję do penetracji drugiego, a nasze ręce penetrowały całe ciała, nie czując żadnych ograniczeń. Moje dłonie natychmiast spłynęły do pośladków Mikołaja. Jędrne ciało samo prosiło się o pieszczoty, od których nie mogłem się powstrzymać.
  - Weź go… – usłyszałem.
  Jasne, że wezmę! Postanowiłem zrobić mu dobrze. Moje pocałunki i ręce spływały teraz kaskadami i w nieopanowanym szale kierowały się do wulkanu czekającego tylko na kolejną erupcję. Jego krater aż dymił, rozpalony do czerwoności i w pełnej gotowości czekał na przyjęcie mnie. Moje usta wciąż przemierzały jego ciało. Najpierw dokładnie zbadałem jego usta, posmakowałem jego szyi, nadgryzałem uszy, a on aż jęczał. Oddał mi się całkowicie. Dopiero później powiedział mi, że nigdy nie czuł czegoś takiego. Widocznie nieczęsto miał okazję, pomyślałem wtedy. Tymczasem swoimi wargami wysączałem z niego ostatnie pierwiastki heteroseksualizmu, a językiem w to miejsce zaszczepiałem mu zaczątki jego nowej orientacji, która coraz głębiej drążyła jego umysł.
  Teraz moje usta badały klatkę, dobrze zbudowaną, niesamowicie umięśnioną i jeszcze smaczniejszą. Jego sutki aż prosiły się o rozkosz, ale nie dałem mu jej dużo. Chciałem zachować trochę na później, na ostateczny atak. Mój język schodził nieustannie w dół i zbliżał się do czerwonej czapeczki. Na moment jeszcze zabłądził przy jego pępuszku, później długim ruchem zapełzł do uda, które stało się w moim ręku kolejną zabawką rozkoszy. Nie chciałem dłużej czekać. Powoli, ale pewnie moje pocałunki zbliżały się do pięknego, sprężystego, twardego drąga. Boże, jak ja bym chciał mieć taką pałę!!! Ze dwadzieścia dwa na oko, piękny, wcale nie za gruby do swojej długości, po prostu idealny, niesamowicie proporcjonalny i taki „świeży”, jakby nigdy jeszcze nie był męczony podobnymi przygodami. Przed kulminacją mojego pokazu spojrzałem jeszcze na niego, a on delikatnie chwycił mnie za głowę i zbliżył ją do swojej pały, zostawiając mi ostateczną decyzję, co mam z nią robić.
  Myślałem, że mi rozerwie pałę z podniecenia. Mam dobre mięsko, trochę ponad osiemnaście, ale to moje w porównaniu z nim jemu dawało przewagę. W końcu chwyciłem jego rurę. Pochłaniałem ją i obrabiałem, aż mlaskał. W tym czasie przystojniak macał mnie po głowie, gładził mnie po niej jedną ręką, a druga pieściła moją wyrzeźbioną klatę. Chciałem więcej. Nie miałem zamiaru poprzestać tylko na lodziku, chciałem poznać go od środka, zbadać jego całe ciało. Wyjąłem jego fallusa z ust i obróciłem go tyłem. Pokazałem mu, żeby uklęknął na posadzce. Jeszcze przez chwilę pieściłem jego ciało, badając te niezbadane centymetry. Przytuliłem się do niego i powoli zacząłem w niego wchodzić. Powoli i z trudem wdzierałem się do środka. Nie obchodziło mnie, że cała dupa mu drży pode mną. Woda nie przestawała oblewać naszych ciał, a ja tylko do przodu i do przodu! Wiem, że wejdzie. Już niejeden tak dupę wykręcał pod moim kutasem, ale jak puścił, dopiero było dobrze... Puścił... No, wiedziałem, aż mu cała dupa zmiękła. Teraz do końca, całego...
  Najpierw chłopak mi pomagał, gdy wykonywałem swoje powolne ruchy, żeby gto do końca rozluźnić, potem przyspieszyłem, chcąc całkowicie wykorzystać takiego nieziemskiego faceta.
  - Nie tak, zaczekaj…
  Ta pozycja nie podobała mu się. Kolana na posadzce, mnie też by się nie podobało. Wysunął moją pałę ze swojej dupy, podszedł do ławeczki, na której leżały nasze ręczniki i ułożył się na nich na plecach. Uniósł nogi i czekał, aż w niego wejdę.
  - Teraz wchodź…
  Lepszej zachęty nie potrzebowałem. Nawet gdyby milczał, i tak nie powstrzymałby mnie. Chciał widzieć moją twarz, a ja chciałem podziwiać jego męskość. Po raz drugi wbiłem w niego swoje żądło i patrzyłem, jak zaciska zęby, dopóki cały w niego nie wszedłem. Czekałem na nektar, jego i swój, żeby podlać nim zasiane wcześniej gejowskie ziarno. Posuwałem go z całych sił, a on brandzlował swojego potężnego drąga. Czułem, że zbliża się ten jedyny moment, po którym na pewno mnie przez długi czas nie zapomni. On chyba czuł to samo. Moje jaja obijały się o jego okrągłą napiętą dupę, a nasze ciała klaskały uderzając o siebie. Chciałem, żeby wyszło nam w tym samym czasie, ale natura wzięła sprawy w swoje ręce i chłopak zlał się pierwszy. Długa struga gęstej spermy zalała nie tylko jego, ale i mnie. Teraz moja kolej. Czułem, jak nadchodzi ekstaza, jak się zbliża, przebija i toruje sobie drogę. W końcu strzeliłem w niego całą zawartością jąder. Nie wyszedłem z niego od razu, tylko położyłem się na nim tak, żeby nasze twarze czuły na sobie swój oddech, a nasze usta mogły sobie podziękować w długim, namiętnym pocałunku.
  Wróciliśmy pod natrysk, żeby zmyć z siebie naszą spermę, a ta, zmieszana z tą, która wypływała mu spomiędzy pośladków, od razu spłukana przez wodę popłynęła do kanału. Wiedzieliśmy, że tu, o tej porze, nikt nie mógł nas zobaczyć, więc poszliśmy na całość. Nie hamowaliśmy się do ostatniej chwili.
  Po całej akcji, wykończeni i wymyci, wróciliśmy do szatni bez ręczników, które teraz by nam tylko przeszkadzały. Nasze fiuty ciągle jeszcze były w półwzwodzie, poruszone tym samym podnieceniem, które przed chwilą nami zawładnęło. Mimo to ubraliśmy się w swoje rzeczy, mikołajowe stroje zostały zapakowane do kartonów i poszliśmy je zdać do biura do oczekującej nas tam pani, która zaraz potem wypłaciła nam w gotówce naszą należność.
  Wyszliśmy razem. Nie wiedzieliśmy, co mamy sobie powiedzieć, jak się pożegnać. Wtedy powiedziałem, że jak chce, to zapraszam go do siebie. Zgodził się.
  Byliśmy razem w łóżku. Dosiadłem go tylko raz, ale długo i tak  wyczerpująco, że po wytrysku czułem pustkę w jajach i pulsujący żar spracowanego kutasa. Potem zrobiłem mu lodzika i usnęliśmy.
  Rozstaliśmy się rano. Myślałem, że to było definitywne rozstanie. Ale nie. Spotkaliśmy się – w sam dzień Wigilii, na drugiej turze mikołajowej roboty. Po powrocie nie poszliśmy już pod natrysk. Zaprosiłem go do siebie. W końcu w Wigilię nikt nie powinien być sam.  
  Od tego dnia jesteśmy razem. Za mieszkanie płacimy po połowie, więc o kasę na czynsz nie muszę się już martwić. Układa nam się super. Chodzimy razem na różne imprezy, a potem łóżko. Powiedział, że wydaje mu się, jakbyśmy się znali od lat i jak bysmy byli dla siebie stworzeni. Powiedziałem, że mnie tez się tak wydaje.
  Takiego upominku na Mikołaja nikt mi jeszcze nie dał. Ciekawe, co będzie w przyszłym roku? Czy cokolwiek zdoła przebić ten prezent?

                                                                                             boy4U

Zgłoś jeśli naruszono regulamin