Ludzie17.txt

(10 KB) Pobierz
257
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
        SZEWSKA PASJA
                    Sposobem z roku na rok praktykowanym Krzywos�d za�atwia� szlamowanie 
        stawu, gdy wtem ju� w pierwszej po�owie czerwca zjecha�o tyle kuracjusz�w, �e 
        uko�czy� roboty nie by�o mo�na. Tylko z cz�ci stawu od strony rzeki mu� by� 
        wybrany do g��bi. Reszta przedstawia�a si� w postaci bagna, kt�re woda ledwo 
        by�a w stanie przykry�. Po spuszczeniu jej b�otko wysychaj�ce okry�o si� 
        zielonym ko�uchem wodorost�w i szerzy�o wo� ohydn�. Robotnicy pracuj�cy przy 
        rydlu i taczkach dostawali febry, nawet sam Krzywos�d mia� gor�czk� i dreszcze.
                    W okoliczno�ciach tak trudnych, gdy przy obcych nie by�o sposobu 
        wywozi� za park furami zgni�ego szlamu, Krzywos�d wpad� na my�l genialn�. Nic 
        nikomu nie m�wi�c, kaza� w pewnym miejscu rozkopa� grobl� do gruntu, wstawi� w 
        ten otw�r pochy�� rynn� z desek szeroko�ci �okcia i pu�ci� na ni� strug� wody, 
        kt�ra s�czy�a si� na dnie spuszczonego stawu. Utworzy�o to rodzaj kaskady, kt�ra 
        zlatywa�a do�� bujnie do koryta rzeki. W�wczas Krzywos�d postawi� kilkunastu 
        silnych ludzi z taczkami, innych z rydlem, rozkaza� im wybiera� szlam, zwozi� go 
        po narzuconych deskach do rynny i rzuca� w to drewniane �o�ysko strumienia. Woda 
        p�dz�ca z wysoka porywa�a szlam i nios�a go w stron� Morza Ba�tyckiego.
                    By� to figiel tak wyborny, �e wszyscy zdumieni byli jego 
        oryginalno�ci�. Ci�kie wozy nie roznosi�y po parku ciek�cego szlamu, brudni 
        ludzie nie �azili �cie�kami - i tylko sam staw cuchn�� jeszcze ile si� da�o. 
        Liczono jednak, �e przy wzmo�onym nat�eniu pracy za dwa, trzy tygodnie dno 
        stawu obni�y si� i wod� mo�na b�dzie wstrzyma�.
                    Judym zatopiony po uszy w mi�o�ci nie wiedzia� o niczym. Gdy id�c 
        przez grobl� do zak�adu na obiad zobaczy� po raz pierwszy maszyneri� wodn�, 
        stan�� oniemia�y. Tak dalece nie rozumia�, co to ma znaczy�, �e zapyta� 
        pierwszego z brzegu pracownika:
        - Co to, ch�opcy, robicie tutaj?
        - A szlam na wod� puszczamy, prosz� pana doktora.
        - Na wod� szlam puszczacie?
 
        - Ju�ci.
        - A przecie� nad t� wod� stoj� wasze wioski. Jak�e ludzie b�d� byd�o poili i 
        korzystali z tej wody?
        - A to nie nasze dzie�o. Pan administrator kaza�, my wywalamy, i spok�j.
        - A... skoro pan administrator kaza�, to wywalajcie, i spok�j.
        - Tu ju� ch�opy przylatywa�y z Siekierek - rzek� kt�ry� - prawowa�y si� z panem, 
        z administratorem, �e, padaj�, w ca�ej rzece woda zmulona, ale ich pan skl�� i 
        wygna�. Tyle wygrali.
                    Judym odszed�. Uda� si� brzegiem strumienia w zamiarze, nie bardzo 
        zreszt� wyra�nie sformu�owanym, zbadania, czy w istocie woda jest zmulona. Szed� 
        d�ugo po ��ce �wie�o skoszonej i z wzrastaj�c� w�ciek�o�ci� patrza� na bur�, 
        gliniast� ciecz, kt�ra leniwie toczy�a si� w korycie rzeki.
                    W pewnej chwili z�o�� ta usta�a. Zast�pi�o j� promienne 
        przypomnienie czego� mi�ego... Judym zapomnia� o rzece. Zapomnia� tak doskonale, 
        jak gdyby straci� z oczu rzeczywisto��, i sam widzia� senne marzenia, daleko 
        bardziej realne i niew�tpliwe ni� staw, rzeka, szlam, ch�opi, Krzywos�d... 
        Dopiero w parku ockn�� si� i podni�s� g�ow�.
                    Przy �wie�o zbudowanej �luzie sta� Krzywos�d i dyrektor.
                    Na ich widok m�ody lekarz uczu� wstr�t fizyczny. Uczu�, jakby te 
        dwie figury wydziela�y ze siebie ohydny fetor szlamu. Postanowi�, �e nie zbli�y 
        si� do nich, uda, jakoby ich nie widzia�, i odejdzie inn� drog�.
                    C� go, u stu tysi�cy, obchodz� wszelkie sprawy ze szlamem! Czy ta 
        rzecz jest jakim� wa�niejszym nadu�yciem w szeregu miliarda innych? Czemu� jej 
        w�a�nie ma po�wi�ci� tyle uwagi? A niech robi� dziady, co im si� �ywnie podoba! 
        To ich rzecz. Zamiast le�e� od dawna, niech bryka jeszcze ten chodz�cy cmentarz! 
        Do�� si� z nim i tak nasiepa�. Wykaza� wszystko, co uwa�a za z�e i dobre. Nie 
        chc� go s�ucha�, robi� swoje - no to niech b�dzie!
                    Szybkimi kroki szed� w swoj� stron� i na samym szczycie wszelkich 
        innych argument�w znalaz� w g�owie jeszcze jeden:
 
                    �To jest rola zak�adu leczniczego: dostarcza� najciemniejszej 
        warstwie ludno�ci zmulonej wody do picia. Zamiast t� warstw�... Cha, cha... 
        Pyszna ilustracja ca�ej afery. Ten �mierdz�cy szlam w rzece - to jest dzia�anie 
        zak�adu leczniczego. Ilustracja szumnych frazes�w o >>roli spo�ecznej zak�adu w 
        Cisach<<�.
                    Nie m�g� wytrzyma�. Ten tylko dowcip im powie - no i basta! Powie to 
        Krzywos�dowi, nie, nie, nie Krzywos�dowi! Powie dyrektorowi w �ywe oczy i raz na 
        zawsze sko�czy dyskusj�. B�dzie to ich Pyrrusowe zwyci�stwo .
                    Zdawa�o si�, jakby ten argument uj�� go za ko�nierz i nawr�ci� z 
        drogi. Jasno�� faktu i logika rozumowania by�a tak o�lepiaj�ca, �e wobec niej 
        wszystko znik�o jak cie� wobec �wiat�a. Gdyby kto biciem zmusza� Judyma w owej 
        chwili do wyszukania argumentu kt�ry by os�abi� si�� konceptu o tej mniemanej 
        roli zak�adu, nie wydusi�by z niego ani jednej my�li. Dyrektor i Krzywos�d 
        widzieli zbli�enie si� m�odego asystenta, ale udawali, �e prowadz� ze sob� 
        dyskurs wa�niejszy ni� wszystko na �wiecie. Dopiero gdy wita� si� z nimi, 
        zwr�cili si� do� nie przerywaj�c zreszt� ani na chwil� o�ywionego traktatu o 
        jakim� w�osieniu do materac�w. Judym d�ugo milcza�, oboj�tnie patrz�c na ch�op�w 
        unurzanych w b�ocie, bosych, bez ubrania, kt�rzy pchali przed sob� wielkie 
        taczki.
                    Wszystko kipia�o w nim i przewraca�o si� do g�ry nogami. W my�li 
        powtarza� sw�j dowcip i uk�ada� go w form� literack�. Chcia� to wyrazi� w uwadze 
        niewinnie zjadliwej, kt�ra by pomog�a tre�ci wej�� jak lekkie uk�ucie, a na 
        zawsze otru�a umys�y przeciwnik�w.
                    Rzek� wreszcie, pasuj�c si� ze sob�, �eby ani jeden dreszcz musku�u 
        nie zdradza� wzruszenia:
        - Co to panowie robi� tutaj? Czy mo�na zapyta�?
        - Jak kolega widzi... - rzek� dyrektor, troszk� blady.
        - Tak, widzie� widz�, ale wyznaj�, �e nie rozumiem.
        - Wozi� teraz nie mo�na, wi�c Krzywos�d wymywa staw wod�.
 
        - A... wymywa staw...
                    Dyrektor umilk�. Po chwili zapyta� tonem zimnym i zdradzaj�cym 
        gniew:
        - Panu si� to nie podoba?
        - Mnie? Owszem. Dlaczeg� mia�oby mi si� nie podoba�? Jako motyw do rodzinnego 
        pejza�u...
        - Jako motyw do rodzinnego...
        - Jest to zasada dobrego gospodarstwa, �eby zu�ytkowa� ka�dy �rodek na korzy�� 
        przedsi�wzi�cia. Skoro mam... - m�wi� Krzywos�d.
                    Judym, z ostentacj� nie s�uchaj�c tego, co m�wi� admilnistrator, 
        powt�rzy� z naciskiem, zwr�cony tylko do dyrektora:
        - Jako motyw do rodzinnego pejza�u. Przekona�em si�, �e to, co cz�stokro� 
        zowiemy rol� zak�adu w historii okolicy, przypisywanie mu jakiego� spo�ecznego 
        czy higienicznego znaczenia, jest tylko rodzim� blag�, efektem, reklam�, 
        obliczon� na g�upot� histeryczek. Dla mnie tedy jest to widok taki sam jak ka�dy 
        inny.
        - Nie lubi� tych pa�skich lekcji! Jestem cz�owiek stary...
        - A ja jestem cz�owiek m�ody, kt�ry starcem w danej chwili �adn� miar� by� nie 
        mo�e.
        - M�j �askawy panie!
        - Jestem lekarz! Uwa�am za rzecz ze stanowiskiem lekarza niezgodn� to, co pan 
        dyrektor pozwala czyni� swemu totumfackiemu.
        - M�j dobrodzieju! - mrukn�� gro�nie Krzywos�d - rachuj no si�, z �aski swej, ze 
        s�owami! Tak�e! Totumfacki... Nec sutor ultra crepidnm.
        - No, no! daj no pok�j z twoj� tam �acin�...- krzykn�� dyrektor. - Ja ci tu dam 
        �acin�!
                    Zwracaj�c si� za� po chwili do Judyma, m�wi� z cicha, ale dobitnie:
        - Pa�skie admonicje nie wywr� tutaj �adnego wp�ywu ani na mnie, ani na nikogo.
        - Wiem o tym dobrze. Ja...
 
        - Je�eli pan wiesz o tym dobrze, to nie rozumiem, po co si� mi�szasz w nie swoje 
        rzeczy. To do pana, kochany panie, wcale nie nale�y.
        - Czy kwestie higieny nale�� do pa�skiego totumfackiego?
        - Tu nie ma wcale ani kwestii higieny, ani tym mniej nie ma totumfackiego. Co 
        si� panu wydaje? Gdzie Rzym, gdzie Krym? Higieny!
        - Higiena jest, ale dla ludzi bogatych. Ch�opy i ich byd�o niech pij� mu� z 
        naszego stawu. Ot� ja panu dyrektorowi kr�tko powiem: przeciwko temu, co si� tu 
        robi, ja kategorycznie protestuj�!
        - A protestuj sobie, kochany panie, ile wlezie... Ile tylko wlezie! Krzywos�d, 
        najmiesz mi na jutro dwa razy tyle robotnik�w co dzi�.
        - Panie Pi�rkiewicz - zawo�a� Krzywos�d do ekonoma - ka� pan p�j�� komu po wsi, 
        �eby do roboty przysz�o jeszcze z o�miu, z dziesi�ciu.
                    Zwracaj�c si� do Judyma, administrator za�mia� si� szyderczo, z 
        ca�ego serca, i rzek�:
        - No, i c� pan na to, panie reformatorze?
        - Ja nic na to, stary o�le! - rzek� Judym spokojnie
                    Krzywos�d przez chwil� patrza� w niego wlepionymi oczyma. Wtem 
        zblad� i, wznosz�c pi��, o krok si� posun��. Judym dostrzeg� ten ruch i straci� 
        �wiat z oczu. Jednym susem przypad� do Krzywos�da, chwyci� go za gardziel, 
        targn�� nim z dziesi��...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin