Ingulstad Frid - Wiatr nadziei 09 - Dziedzic.pdf

(580 KB) Pobierz
302375449 UNPDF
Ingulstad Frid
DZIEDZIC
Saga część 9.
ROZDZIAŁ PIERWSZY.
Kristiania, grudzień 1905 roku
Elise z hukiem zatrzasnęła drzwi i stała za nimi, głośno wciągając
powietrze. Serce tłukło się w piersi. Nie była w stanie patrzeć na Signe i
Emanuela, ale też nie miała odwagi odwrócić się i spojrzeć w oczy
Hildzie. Była pewna, że siostra wpatruje się spod zmrużonych powiek.
- Co się stało? - w głosie Hildy słychać było przerażenie.
- Nic takiego. - Słowa brzmiały tak, jakby wypowiadał je ktoś inny.
- Kim jest ta dziewczyna?
Elise nie odpowiedziała, nie była w stanie wykrztusić ani słowa.
Przecież chyba nie usłyszała źle, nie pomyliła się co do słów tamtej. Za
drzwiami stoi Signe. Signe Emanuela. I nowiny, którą mu przyniosła, nie
można było zrozumieć błędnie.
Hilda podeszła do siostry i chciała otworzyć drzwi.
- Nie! - Elise zaprotestowała z sykiem. - To nikt ważny! Nikt, kto
mógłby cię obchodzić!
Hilda posłała jej zdumione spojrzenie.
- Na Boga, co się z tobą dzieje?
- Nic, już mówiłam.
Hilda otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. Zamiast
tego stała bez ruchu z głęboką zmarszczką na czole i mierzyła siostrę
wzrokiem.
Elise poczuła, że zaczyna drżeć. Wkrótce całe ciało dygotało tak, że
słychać było szczękanie zębów. Prawda wdzierała się do jej mózgu. Signe
będzie miała dziecko z Emanuelem! Był wieczór wigilijny, wszyscy
dostali gwiazdkowe prezenty, najedli się do syta i tańczyli wokół choinki.
Chłopcy śmiali się wesoło, a oczy Pedera lśniły z radości. No i wtedy
wydarzyło się coś takiego... To jakby szyderstwo losu. Żeby Elise nie
uwierzyła przypadkiem, że ona też ma prawo do radości. Życie takie nie
jest.
- Elise, o co chodzi? - teraz w głosie Hildy brzmiał strach. Elise
pokręciła głową. Płacz dławił ją w gardle, łzy paliły pod powiekami, nie
była w stanie przełknąć śliny. Z całej siły próbowała z tym walczyć, nagle
jednak nie mogła już dłużej nad sobą panować i ze szlochem rzuciła się w
objęcia siostry.
- To Emanuel - łkała. - On będzie miał dziecko z inną kobietą. Poczuła,
że ciało Hildy sztywnieje.
- Kłamiesz.
Elise zaprzeczyła ze szlochem.
- Stoją teraz na dworze. Przyjechała, żeby mu o tym powiedzieć.
Hilda odsunęła ją i chciała otworzyć drzwi, twarz wykrzywiała jej
straszna złość.
- Nie, nie wolno ci! Ja tego nie zniosę, Hilda.
Hilda zwróciła się do siostry, jej oczy miotały błyskawice.
- Czego ty nie chcesz? Powiedzieć tej świni, co o nim sądzisz? Czy
masz zamiar oszczędzać drania? Do diabła z nim, mówię ci! - Hilda
splunęła. - Niech diabli porwą tę świnię!
Elise patrzyła na nią rozbieganym wzrokiem, przerażona obserwowała
reakcję Hildy, nie myślała już chyba o sobie.
- A ja byłam pewna, że ty w to nie uwierzysz.
Hilda zacisnęła wargi tak, że została z nich tylko wąska kreska.
- Rany boskie, jak bardzo naiwny może być człowiek! Musiałaś chyba
rozumieć, że on także... - nie dokończyła.
- Rozumieć, że on... Czy wiesz coś, czego ja nie wiem? Hilda pokręciła
głową.
- Nie, nie muszę niczego wiedzieć. - W jej głosie brzmiała pogarda. - A
co ty sobie wyobrażasz, co robią mężczyźni, kiedy muszą zabić czas,
każdego wieczora, przez wiele tygodni, a tu aż się roi od spragnionych
miłości wiejskich dziewuch, które przychodzą do obozu popatrzeć na
przystojnych facetów w mundurach?
Elise otworzyła usta, żeby zaprotestować, bo Emanuel nie jest taki, ale
nie powiedziała ani słowa.
- Czyż nie pisał do domu o pewnej dziewczynie, którą tam poznał? O
jednej takiej, co pięknie śpiewa i marzy o wstąpieniu do Armii Zbawienia?
Elise poczuła, że się rumieni.
- To mama ci opowiedziała o wszystkim? Hilda powstrzymała się od
odpowiedzi.
- Jestem od ciebie dwa lata młodsza, ale czasami mam wrażenie, jakbym
była dwadzieścia lat starsza. Teraz idę tam do nich i oznajmię tej pannie,
że ma się stąd zabierać! Jaka to bezczelność! Wiedziała przecież, że on jest
żonaty, a teraz ma odwagę przychodzić do niego do domu, i to na dodatek
w samą Wigilię.
- Nie, Hilda, proszę cię, nie rób tego! Poczekaj! - prosiła Elise. - Słyszę,
że tu idą! - Pośpiesznie otarła zapłakaną twarz, by usunąć wszelkie ślady
łez.
Drzwi się otworzyły i Emanuel wprowadził przed sobą zapłakaną i siną
z zimna dziewczynę.
Hilda skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła wyzywająco na obcą.
- Czyżby trafili nam się wigilijni goście tak późnym wieczorem?
Emanuel posłał jej błagalne spojrzenie.
- Powinnaś dzisiaj spać obok swojej matki, Hilda. Będziemy
potrzebować twojego posłania.
Hilda ani drgnęła.
- Ach tak? Będziecie mieć więcej gości na nocleg?
Elise zauważyła, jak bardzo Emanuel stara się nad sobą zapanować.
- A w ogóle to byłoby chyba najlepiej, gdybyś wróciła do swojego domu
- dodał. Potem zwrócił się do Elise. - To jest Signe, o której ci
opowiadałem. Przyszła tu sama aż z dworca, przedzierając się przez
śnieżycę, i nie wie, co ze sobą zrobić. Jest głodna i przemarznięta, nie zna
nikogo w mieście i nie ma pieniędzy, żeby pójść do jakiegoś pensjonatu.
Jego słowom towarzyszył szloch. Dziewczyna wciąż nie przestawała
płakać.
Elise spojrzała jej prosto w oczy.
- Więc chcesz, żeby u nas przenocowała, tak? - Sama słyszała, że jej
głos brzmi ostro. Szukała w jego spojrzeniu żalu i rozpaczy, dostrzegała
jednak wyłącznie bezradność. Głęboko wciągnęła powietrze.
- To nasz chrześcijański obowiązek zająć się kimś, kto cierpi. Elise
miała ochotę zacząć na niego krzyczeć, wyrzucić i jego, i dziewczynę z
domu, zamiast tego jednak zrobiła krok do przodu i wyciągnęła do Signe
rękę.
- Mam wrażenie, że nie zdążyłyśmy się jeszcze przywitać. Nazywam się
Elise Ringstad. Jestem żoną Emanuela.
Signe podała jej lodowatą dłoń i wymamrotała swoje nazwisko, nie
podnosząc wzroku.
Hilda odwróciła się od wszystkich i pomaszerowała w stronę izby.
Nawet nie próbowała być miła, przypuszczalnie chciała, żeby matka i
chłopcy się pobudzili i byli świadkami tego, co się tu dzieje.
- Zdejmij z siebie mokre rzeczy, Signe - zaczął Emanuel życzliwie. -
Czy zostało nam jeszcze trochę gorącej wody, Elise?
Nagle Elise poczuła się zakłopotana. Czyżby mimo wszystko źle
zrozumiała całą sytuację? Teraz Emanuel zachowywał się jak oficer Armii
Zbawienia. Otworzył drzwi ich domu dla zbłąkanego wędrowca. To
przecież Wigilia.
Niczym w transie podeszła do kuchni. Wciąż jeszcze pod płytą było
sporo żaru. Dołożyła kilka drew i postawiła więcej wody do zagrzania. No
a jeśli się pomyliłam? Może rzeczywiście źle zrozumiała to, co w
pierwszej chwili powiedziała Signe? Teraz, kiedy Hilda przypomina
dymiący wulkan, gotowy do wybuchu, ona musi uspokoić siostrę, zanim
tamta cokolwiek zrobi.
- Znajdę jakąś parę suchych skarpet - oznajmiła i wemknęła się do izby.
W środku było ciemno, musiała po omacku podejść do łóżka matki.
Matka chrapała, a chłopcy oddychali spokojnie. Wszyscy troje pogrążeni
byli we śnie.
- Hilda? Mnie się zdaje, że popełniłam błąd. Musiałam źle zrozumieć to,
co ona powiedziała. Czy mogę pożyczyć twoje pończochy, tylko na
dzisiejszy wieczór?
Hilda usiadła na łóżku.
- Źle zrozumiałaś? Nie słyszałaś, że ona to mówiła?
- Nie słyszałam wszystkiego, co powiedziała. Widocznie miała co
innego na myśli.
Hilda siedziała zamyślona. Elise odniosła wrażenie, że siostra jej nie
wierzy.
- Czy mogę pożyczyć te twoje pończochy? - powtórzyła trochę głośniej.
- Leżą w nogach łóżka. Elise znalazła je po omacku.
- Proszę - powiedziała, kiedy znowu znalazła się w kuchni, i podała
gościowi pończochy Hildy. Zawstydziła się, kiedy zobaczyła je w świetle
naftowej lampy. Stare pończochy były pocerowane tak, że prawie
niepodobna znaleźć w nich całe miejsce, i takie poprzecierane, że można
przez nie oglądać świat.
Signe usiadła na jednym z kuchennych stołków i ściągała z nóg swoje
przemoczone pończochy.
- Mogłabyś przynieść butelkę koniaku, Elise? Myślę, że ona potrzebuje
czegoś mocniejszego na rozgrzewkę.
Elise skinęła głową, coraz bardziej pewna, że na początku musiała się
pomylić. Emanuel zachowywałby się inaczej, gdyby sprawy miały się tak
jak początkowo sądziła. Pośpiesznie weszła do dużej izby.
Niemal drgnęła na widok choinki. Pomyśleć, że dopiero co siedzieli tu
wszyscy i rozpakowywali prezenty, śmiali się i rozmawiali tak, jakby na
świecie nie istniało żadne zło! Najpiękniejsza Wigilia, jaką kiedykolwiek
przeżyła. „Dla mnie to też najpiękniejsze święta", zapewniał Emanuel.
Dlaczego nie cieszyła się jeszcze bardziej wtedy, kiedy tamte chwile
trwały? Dlaczego po prostu nie rozkoszowała się wszystkim, zamiast
rozmyślać, skąd Emanuel wziął na to pieniądze?
Teraz wszystko jest wyłącznie trudne i bolesne. Rzeczywistość
powróciła w całej okazałości. Elise nie powinna wierzyć, że życie może
Zgłoś jeśli naruszono regulamin