ZAKAZ MYŚLENIA Fundamentalizm w chrześcijaństwie i islamie.doc

(428 KB) Pobierz

ZAKAZ MYŚLENIA – Fundamentalizm w chrześcijaństwie i islamie – Hubertus Mynarek

Prawdziwe słowa nie są przyjemne.

Przyjemne słowa nie są prawdziwe.

Lao Tse

Zwięźle, interesująco i rzeczowo opisuje Mynarek najróżniejszego rodzaju fundamentalizmy, które niczym epidemie wyłaniają się z “postmodernizmu”: ich źródła religijne, agresywny fanatyzm, tendencję do zniewalania, a także głupotę, szarlatanerię ich głosicieli, zwłaszcza chrześcijańskich, wśród których ci “najbardziej postępowi” zawsze są najniebezpieczniejsi — zwykli, nowi inscenizatorzy starego repertuaru.

Karlheinz Deschner

Nasilanie się fundamentalizmu na całym świecie zagraża naszej sytuacji społeczno-politycznej. Podczas gdy większość teologów traktuje to zjawisko jako przejaw upadku pierwotnie czystej idei Dobrej Nowiny i nauki wiary, religioznawca prof. Hubertus Mynarek przyjmuje bardziej radykalny punkt widzenia: w swej zaangażowanej polemice wykazuje, że fundamentalizm religijny leży u podstaw zasadniczych prawd wiary wszystkich religii monoteistycznych. Wszystkie one wcześniej czy później ustanawiają zakazy myślenia, zamykające drogę rozumowi, których — jako że obstają przy wartościach absolutnych — nie sposób pogodzić z religijną tolerancją.

Hubertus Mynarek urodził się w roku 1929 na Opolszczyźnie, w rodzinie pochodzenia niemieckiego. Studiował teologię katolicką, filozofię i psychologię. W latach pięćdziesiątych był księdzem na Śląsku. Od roku 1958 mieszka na stałe w Niemczech. Tam zrobił karierę naukową. Wykładał — jako profesor — w Republice Federalnej Niemiec i w Austrii. W roku 1972 porzucił stan duchowny i w związku z tą decyzją wystosował krytyczny wobec Kościoła list otwarty do papieża Pawła VI. Reakcją na to było pozbawienie go przez Kościół prawa nauczania. Odtąd żyje jako osoba prywatna, ojciec rodziny. Wiele pisze i publikuje. Szczególnie ważne w jego dorobku są następujące książki: Mystik und Vernunft (Mistyka a rozsądek), Eros und Klerus (tytuł chyba zrozumiały bez tłumaczenia), Zakaz myślenia. Fundamentalizm w chrześcijaństwie i islamie, Jezus i kobiety. Miłosne życie Nazarejczyka (wydanie polskie Wydawnictwo URAEUS 1995).

Wywód Mynarka jest wysoce kompetentny i nadzwyczaj pouczający.

Wirklichkeit und Wahrheit

Mynarek przekonuje szczerością i niezmienną kompetencją wykładu. Sugestywność relacji sprawia, że czytelnik czuje się poinformowany dokładniej, niżby to zapewniły traktaty polityczne czy naukowe.

TAZ

Mynarek usiłuje uczynić “wolną religię” zrozumiałą także i nade wszystko dla ludzi współczesnych oraz uratować ją na przyszłość, a jest w tych usiłowaniach zawsze przekonujący. Ponieważ w oficjalnym Kościele i jego nauce teologicznej nadal brak odważnych publikacji tego rodzaju, Mynarek wyświadcza niebagatelną przysługę swoim byłym kolegom. Trzeba jednak wykluczyć ich wdzięczność za tę pionierską działalność.

Prof. dr Horst Herrmann, Frankfurter Rundschau

Przy lekkości pióra, Mynarek łączy dogłębną znajomość faktów i związków między nimi z klarownością przedstawiania poszczególnych zjawisk i umiejętnym puentowaniem.

Hessisch-Niedersachische Allgemaine

Ktoś znajomy, o niezwykłej odwadze, czym przypomina Lutra i Muntzera, bez tej nawet skłonności do kompromisu, jaką wykazał Galileusz. Obce mu są oportunizm i konformizm — we wszelkiej postaci.

Prof. dr Werner Peiser, były ambasador, w piśmie okólnym genueńskiej gminy ewangelicko-augsburskiej

Mynarek pokazuje, jaka powinna być religia: niedogmatyczna, nigdy zamknięta, zawsze wymagająca korekty, niesprzeczna z żadnym nakazem człowieczeństwa i ludzką wolnością, wciąż w swojej istocie gotowa do ofiary z samej siebie. Powinna być zorganizowana na podobieństwo otwartego ustroju demokratycznego.

Mynarek opiera się w tym, co pisze, na niewątpliwie osobistym doświadczeniu i świetnej znajomości przedmiotu. Udzielił on ważkich odpowiedzi na ciągle stawiane pytania o sens i duchowe oblicze człowieczeństwa.

Der Humanist

Mynarek potrafi pisać w sposób fascynujący. Nic boi się łamać tabu i czasem nawet posunąć się dalej, niżby to wynikało z celów, jakie sobie stawia. Zawsze można się od niego czegoś nauczyć.

Freies Christentum

Mynarek pisze “nic po profesorsku i, co cieszy, konkretnie (…), sprawność literacka idzie w parze z przekonującym wykładem psychologicznym.”

Dr Karlheinz Deschner

To połączenie obiektywizmu krytyka z nawiązaniem do własnych doświadczeń życiowych trzeba uznać za w pełni udane.

Homo Humanus — Buchweiser

Mynarek “dokumentuje, w pewnych fragmentach wręcz dramatycznie, historię świata i historię umysłowości — wszystko odnosi się do konkretnych ludzi i epok. Czytelnik staje się chętnym świadkiem burzliwych wydarzeń i przemian duchowych.”

Unitarische Blatter

Sam autor okazuje się rzecznikiem radykalnej postawy etycznej.

Publik-Forum

Ten człowiek czerpie siłę swojego zaangażowania religijnego z własnych doświadczeń życiowych i nic jest skory do kompromisów.

Vorgange. Zeitschrift fur Gesellschaftspolitik

Spis treści

I. Niebezpieczeństwo fundamentalizmu

II. Jak rodzi się fundamentalizm?

III. Religijne źródła wszelkich fundamentalizmów

IV “Czyste” i “doskonałe” źródła fundamentalizmu

V. Każdy monoteizm jest fundamentalistyczny

Bibliografia

I
Niebezpieczeństwo fundamentalizmu

“Nie żyjemy dzisiaj pod znakiem Oświecenia, lecz w znacznie większej mierze pod wszechstronnym wpływem prądów fundamentalistycznych.” Oto słowa Richarda von Weizsackera, wygłoszone podczas mszy ekumenicznej z okazji rocznicy zbombardowania Drezna 13 lutego 1945 roku. Rzeczywiście, różnego rodzaju fundamentalizmy — wielkie i małe, ideologiczne i militarne, filozoficzne, teologiczne, ekologiczne i ekonomiczne, kulturalne i społeczne, religijne i kościelne, polityczne i pozornie apolityczne, regionalne i ponadregionalne — wyrosły jak grzyby po deszczu w naszej złożonej sytuacji u schyłku drugiego tysiąclecia, a zagrażając pokojowi na świecie, zmniejszają w sposób bardzo istotny szansę przeżycia ludzkości. W tej sytuacji — kontynuował Weizsacker — “trzy religie Abrahamowe mogą i muszą przyczynić się” do wyeliminowania niebezpieczeństw zrodzonych przez fundamentalizm. Czy jednak nie oznacza to wpuszczenia wilka do owczarni? Czy judaizm, chrześcijaństwo, islam nie mają same charakteru fundamentalistycznego i czy w pewnym stopniu same nie zainicjowały prześladowań oraz wojen religijnych?

Nawet prezydent Republiki Federalnej Niemiec przyznaje we wspomnianym przemówieniu, że “w imię każdej z tych trzech religii wyrządzono wiele krzywd i zadano wiele cierpień. Żadna z nich nie może w historii dwu pozostałych znaleźć uzasadnionych powodów do prowadzenia w ich pojęciu sprawiedliwych wojen.” Przede wszystkim chrześcijanie powinni zrezygnować z “bezpodstawnych roszczeń”, aby uważano ich za “jedyną ostoję rozumu, oświecenia i prawa.”

W istocie rzeczy fundamentalizmy pochodzenia chrześcijańskiego również dzisiaj w dużym stopniu powiększają i pomnażają negatywny bilans naszej planety pod względem politycznym, gospodarczym, społecznym i ekologicznym. Zacznijmy od szczególnie ważnego fundamentalistycznego aspektu chrześcijaństwa rzymskokatolickiego, które w porównaniu z chrześcijaństwem prawosławnym i protestanckim natychmiast rzuca się w oczy z powodu liczby wiernych, których ilość sięgnie niebawem miliarda, co stanowi jedną piątą ludności świata, a tym samym uczyni z Kościoła rzymskiego największą organizację wyznaniową na naszym globie. Mam na myśli prowadzoną przez przywódcę tej organizacji, “namiestnika Chrystusa”, i jego podwładnych fanatyczną, fundamentalistyczną wojnę z antykoncepcją. Nie jest to wojna we własnych szeregach, w granicach własnego wyznania, chociaż byłoby to wystarczającym złem. Jest to wojna, która w istotny sposób wpływa na ogólną sytuację socjopolityczną i ekonomiczną na świecie. “Na całej kuli ziemskiej kościelny zakaz stosowania antykoncepcji przyczynia się z całą mocą do pogłębienia nieświadomości, ucisku i cierpień ludzi. Konserwatywna hierarchia Kościoła, wspierana przez równie konserwatywną kastę lekarzy katolickich i prawicową organizację Opus Dei, czyni wszystko, aby zahamować upowszechnianie zasad planowania rodziny i wychowania seksualnego. Ci ludzie dążą usilnie do udaremnienia wysiłków, służących ochronie przed katastrofą demograficzną. Ich niechęć do prezerwatyw sprzyja szerzeniu się AIDS. Ta doktryna katolicka powoduje więcej zła niż polityka apartheidu” (Brenda Maddox).

“Książęta Kościoła” wykorzystują wszelkie kanały polityczne, dyplomatyczne, a — w zakresie finansów, jak się okazało — nawet ciemne kanały mafijne, wywierają presję na wszelkie dostępne ich wpływom rządy, administracje, media i szkoły wyższe, aby tylko przeforsować swoje fundamentalistyczne zakazy myślenia i działania.

Nie wolno ani przez chwilę zapominać, że mocarzom kościelnym zawsze chodzi o władzę, o władzę nad światem. Dlatego należy sobie uzmysłowić, jak wielka władza znajdzie się w rękach namiestnika Boga w trzecim tysiącleciu, jeśli zdoła on zaprzęgnąć do swych celów w dużym stopniu niewykształcone, fundamentalistycznie nastawione masy ponad miliarda katolików. Nie ulega wątpliwości, że strategia Kościoła zmierza również w tym kierunku: im bardziej bezwzględny zakaz kontroli urodzin — tym większa produkcja katolików w krajach Trzeciego Świata! Albowiem w krajach wysoko rozwiniętych katolicy nie przejmują się już prawie papieskim “lamentem na temat seksu” (“Ojcze Święty, Pawle Szósty, już nie jęcz na temat rozpusty”, napisał pewien oburzony czytelnik do “Spiegla” w związku z ogłoszoną właśnie encykliką papieża Pawła VI Humanae vitae). Tylko 12 procent wiernych poniżej 50 roku życia i 25 procent powyżej tego wieku jest (co wynika z różnych ankiet) gotowych dawać posłuch słowom papieży, dotyczącym moralności seksualnej. Zainteresowanie to zdaje się jeszcze spadać w świecie zachodnim.

Po upadku fundamentalistycznego socjalizmu w Europie Wschodniej hierarchia Kościoła katolickiego przymierza się już do przeprowadzenia nowej akcji misyjnej w Rosji i jej niedawnych satelitach. Z Watykanu i konferencji biskupów państw zachodnioeuropejskich dochodzą głosy, że w imię nowego ładu chrześcijańskiego należy zmienić oblicze Starego Kontynentu. Głównym tematem czterodniowych tajnych obrad biskupów katolickich, które odbywały się podczas sierpniowej konferencji w Fuldzie w 1991 roku, było właśnie ustanawianie nowego porządku w Europie! Ich motto brzmiało: “Pragniemy zbudować Europę nadziei chrześcijańskiej!”, Europę, która przypomni sobie “głębokie tchnienie nadziei chrześcijańskiej”. Triumfalnie głosi się zwycięstwo Kościoła nad ideologią Wschodu. W porównaniu z tego typu propagandowymi wypowiedziami instytucji kościelnych hasło Norberta Bluma “Marks umarł; Jezus żyje” brzmi nieomal łagodnie. W rzeczywistości wszystko przemawia za tym, że stoimy w obliczu nowej, wielkiej ofensywy chrześcijaństwa rzymskokatolickiego. Papież daje sygnał do ataku na kruchą twierdzę Europy. Należy zapoczątkować nową ewangelizację pogańskiej Europy, ponieważ zachodnioeuropejski liberalizm i konsumpcjonizm, które grożą teraz zalaniem krajów na wschód od Łaby, produkują “niewolników przyjemności”. W toku owej ewangelizacji prawa boskie (czytaj: kościelne) należałoby wpoić na nowo z całą surowością, a ponadto — taki jest program Watykanu — miałyby one obowiązywać jako “wieczne prawa natury ludzkiej”. Nie trzeba dodawać, że do tych “wiecznych praw” należy naturalnie zakaz rozwodu, “sztucznej” regulacji urodzin, aborcji i przedmałżeńskiego współżycia seksualnego. Wiara chrześcijańska w swej doktrynalnej, dogmatycznej i fundamentalistycznej postaci, wolna od wszelkiej “liberalnej gadaniny” postępowych teologów, ma stanowić jedyny możliwy fundament społecznego i państwowego współistnienia w Europie. Stworzenie nowego ładu europejskiego jest możliwe wyłącznie na “wspólnym gruncie chrześcijaństwa”. Państwa europejskie powinny również w swym prawodawstwie podporządkować się w nowy, zdecydowany sposób katalogowi wartości chrześcijańskich. Albowiem, jak mówi przewodniczący kongregacji do spraw wiary, kardynał Ratzinger: “Władza państwowa, która nie chce nic wiedzieć o Bogu, staje się bandą rozbójników.”

Karierę robi hasło “bioetyka”. Kościelni propagandyści mają tu na myśli zwłaszcza rodzinę jako centrum zdrowego życia w społeczeństwie, życia polegającego na skanalizowaniu i ograniczeniu pociągu seksualnego do spółkowania par połączonych ślubem kościelnym, z absolutnym zakazem stosowania wszelkich “sztucznych” środków zapobiegających prokreacji. “W planie boskim miłość seksualna zaczyna się dopiero w małżeństwie!”

Władcy kościelni podejmują bardzo wiele wysiłków w celu realizacji swego programu fundamentalistyczno-chrześcijańskiego, Nowego Ładu w Europie. Obok Watykanu mamy tu centralę “Ewangelizacja 2000″, ponieważ do końca tego tysiąclecia Europa ponownie ma stać się chrześcijańska — co naturalnie znaczy katolicka. Filie tej organizacji ewangelizacyjnej powstają we wszystkich krajach europejskich. Nowa fundamentalistyczna “fabryka myśli” przedstawia: Chrystusa jako największego myśliciela w dziejach ludzkości; słowo Boże jako niezłomną, niewątpliwą prawdę, jako jedyne światło, jedyną mądrość; Kościół jako jedyną instytucję, która ma do zaoferowania wskazówki i motywacje do sensownego życia, dla “nowej cywilizacji miłości”; papieża jako osobę, pod której wyłącznym przewodnictwem i protektoratem marsz ku nowej szczęśliwej Europie może osiągnąć swój cel. Autonomia, wolność, różnorodność są przeklęte, a przynajmniej podejrzane jako maski rozpasanego libertynizmu.

Uporczywe kwestionowanie którejś z prawd wiary, twierdzi kardynał Ratzinger w swym Raporcie o stanie wiary (Rapporto sulla fede), stanowi “wykroczenie przeciw religii i jedności Kościoła” (które zgodnie z kanonem 751 nowego watykańskiego prawa kościelnego z roku 1983 jest karane ekskomuniką). Wiarę chrześcijańską proklamuje się jako rozwiązanie wszelkich problemów. Całość opatrzona jest mottem: “To nie chrześcijaństwo należy zmodernizować, to świat trzeba zewangelizować.” Państwa zaś mają poddać się posłusznie prymatowi, dominacji Kościoła. To nowe chrześcijaństwo z łaski papiesko-watykańskiej występuje z totalitarnym roszczeniem, twierdząc, że jedynie ono, jako dawca norm, posiada właściwe środki i słuszne rozwiązania wszystkich problemów państwowych, ekonomicznych, społecznych i duchowych.

Godnymi misji nawrócenia Europy są jedynie kapłani absolutnie wierni papieżowi. Zaprosił on niedawno do Rzymu pięć tysięcy takich oddanych legionistów na zaszczytne spotkanie najwierniejszych i najbardziej zdecydowanych. Mają oni stanowić trzon mobilnych oddziałów bojowych namiestnika Boga we wszystkich krajach Europy. W obliczu defetyzmu i krytyki papieża w kręgach klerykalnych należało dodać im otuchy. Im też należało wpoić szczególną świadomość, iż są wybrańcami.

Jednakże papieski marsz ku czasom średniowiecza, kiedy to Europa była tworem monolitycznym i chrześcijańsko-katolickim, jest wspierany oczywiście nie tylko przez kapłanów-legionistów. Świeccy katolicy i organizacje świeckie są często pod tym względem jeszcze bardziej dziarskie i dynamiczne, bardziej waleczne i gorliwe. Po pierwsze należy tu wymienić Opus Dei, najukochańsze dziecko papieża spośród wszystkich organizacji kościelnych i zbliżonych do Kościoła. Jest to zarazem jedyna z ogólnopolitycznych i kościelnopolitycznych grup nacisku podległa bezpośrednio papieżowi. Wszystkie pozostałe kościelne lub zbliżone do Kościoła związki, grupy i organizacje podlegają kontroli biskupów. Opus Dei jednak nie musi się nimi przejmować, będąc w rozumieniu prawa kościelnego personalną prałaturą, by tak rzec, biskupstwem na płaszczyźnie personalnej, a nie terytorialnej. Dla znawców środowiska kościelnego jest to z punktu widzenia prawa Kościoła niesłychane podniesienie wartości tej organizacji, która zresztą liczy na świecie około 80000 członków, z czego tylko 2% jest kapłanami. To “dzieło Boże” dysponuje olbrzymimi pieniędzmi, olbrzymią władzą i olbrzymimi wpływami, nie tylko w Hiszpanii, jego kraju macierzystym. Z biegiem czasu bowiem rozprzestrzeniło się ono “niczym plama ropy na cały Kościół katolicki” (Knut Walf). Władcze, wielokrotnie już uwieńczone sukcesami działania Opus Dei zmierzają ku posiadaniu własnych przedstawicieli we wszystkich ważnych instancjach państwowych, społecznych, w koncernach gospodarczych, przedsiębiorstwach przemysłowych i __ach, by mogli oni wywierać wpływ na politykę światową, gospodarczą, finansową i społeczną w rozumieniu fundamentalistycznych zasad i celów Kościoła papieskiego. “Wszelkimi środkami popierana jest (…) ingerująca w działalność __ów, uniwersytetów i rządów polityczno-teologiczna, reakcyjna, hiszpańska tajna organizacja Opus Dei, która (…) ma cechy średniowieczno-kontrreformacyjne i przez tego papieża, który czuł się z nią związany jeszcze w Krakowie, została pozbawiona nadzoru biskupów.” (W tej lub podobnej formie nawet wewnątrzkościelni krytycy ostrzegają przed Opus Dei. Jest ona obecna w dość znacznej części sfery mediów (prasa, radio, telewizja, film, agencje informacyjne) prawie wszystkich państw. W raju podatkowym, jakim jest Liechtenstein, Opus Dei utrzymuje Internationale Akademie fur Philosophie (IAP) (Międzynarodową Akademię Filozofii), która ma pomóc dotrzeć do nauczycieli szkół wyższych w Europie i Ameryce Północnej; na Filipinach założyła wpływową polityczną “fabrykę myśli”, Center for Research and Communication (CRC); posiada silne i wpływowe kontakty w Zurychu, światowym centrum __owym, gdzie członkowie Opus Del zasiadają podobno w radach nadzorczych wszystkich wielkich __ów i gdzie rezyduje Fundacja Limmat, założona przez ludzi z Opus Dei. W Monachium istnieje od 1977 roku powiązana z fundacją zuryską Rhein-Donau-Stiftung (jej członkiem jest były minister stanu Fritz Pirkl, CSU). Opus Dei ma również swe przedstawicielstwa we wszystkich większych miastach i ośrodkach uniwersyteckich w Republice Federalnej Niemiec.

Silnie zhierarchizowana struktura Opus Dei pod kierownictwem przewodniczącego generalnego (obecny, Alvaro del Portillo, miał decydujący wpływ na powstanie nowego kodeksu katolickiego z roku 1983), “w połączeniu z ideologią kształtuje u swoich członków świadomość elitarną, której nieobce są cechy wojownicze. Społeczeństwo, a także Kościół, mają zostać poddane pracy misyjnej, a nawet zdobyte, aby wszędzie przeforsować ideologię Opus Dei. Członkowie tej organizacji muszą okazywać zwierzchnikom absolutne posłuszeństwo. Lektura książki założyciela Opus Dei demonstruje, że mamy tu do czynienia z ruchem fundamentalistycznym par excellence (…)! należałoby (…) przeczytać oryginalną wersję hiszpańską, ponieważ przekład niemiecki jest wygładzony. (Co zresztą dotyczy również innych kościelnych dokumentów podstawowych. Dlatego zawsze należy sięgać po wersje oryginalne)” (K. Walf).

Oszczędzę sobie omawiania dalszych fundamentalistycznych organizacji i ugrupowań Kościoła katolickiego, jak Comunione e Liberazione (bądź co bądź, mająca 300000 zwolenników i wpływ na młodzież szkolną i studentów w około 20 krajach), podejrzane Engelwerk (Dzieło anielskie) (Opus angelorum) z siedzibą główną w klasztorze St. Petersberg koło Silz w Tyrolu, Chańsmatische Erneuerung (Odnowa charyzmatyczna), Focolarini, Schonstatter, Neokatechumenale itd. Bez względu bowiem na to, jak bardzo fundamentalistyczne mogą one być pod pewnymi względami, to są dość nieistotne w porównaniu z główną fundamentalistyczną strukturą, jaką stanowi sam w sobie Kościół katolicki.

Wspomnijmy jeszcze tylko o nowej fundamentalistycznej kampanii w sferze mediów. Myślę tu o organizacji Lumen 2000 holenderskiego multimilionera Pieta Derksena. Lumen 2000, założony w 1986 roku w Dallas (USA) między innymi przez Derksena i głównie przez niego finansowany, ma dzisiaj swoją siedzibę główną w Eindhoven. Celem tej organizacji jest “ewangelizacja całego globu” poprzez stworzenie przeciwwagi dla złego, pogańskiego świata. Służyć temu mają “audycje religijne w radiu, telewizji i na kasetach, audycje, których celem w Ameryce Łacińskiej, Azji i Afryce jest szerzenie nauki chrześcijańskiej, przeważnie na bazie fundamentalizmu amerykańskiego” (“Publik-Forum”, Nr 14/1991). Również Europa Wschodnia została w ostatnim czasie włączona w elektroniczną kampanię ewangelizacyjną. Derksen, “cudownie ozdrawiały” po chorobie, chciałby zgodnie z własnymi słowami “podarować Jezusowi Chrystusowi prezent w dwutysięczną rocznicę jego urodzin: chrześcijański świat.” Jest to realne dzięki zastosowaniu wszelkich technicznych środków komunikacji. Podobnemu celowi służy także założone w Dallas międzynarodowe centrum szkoleniowe, w którym kształci się dla potrzeb radia i telewizji studentów z całego świata; jak również zainicjowany i finansowany przez Derksena Instytut Roberta Schumana w Brukseli, założony w roku 1988 i przygotowujący “młodych mężczyzn i kobiety do pracy w mediach z myślą o roku 2000″ (jak czytamy w prospekcie reklamowym). Absolutnie lojalne, wierne papieżowi, niezawodne, wypróbowane przez Kościół, gruntownie sprawdzone osoby mają po uzyskaniu wykształcenia zostać wprowadzone do wszystkich wpływowych publicznych mediów, jak również do najważniejszych prywatnych organów komunikacji.

Jak poważnie papież, ten “wielki komunikator”, traktuje organizację Lumen 2000, świadczy fakt, że w swym liście polecającym, wysłanym do ogółem 117 nuncjatur apostolskich na całym świecie, zwrócił na nią uwagę. Jeśli ponadto uwzględnimy masowo już obecnie nadawane do całej Europy Wschodniej programy telewizyjne ewangelizujących kaznodziejów ze Stanów Zjednoczonych, to wtedy prawdziwa okaże się diagnoza amsterdamskiego eksperta do spraw mediów, Joana Hemelsa: “Ewangelizujące i fundamentalistyczne programy telewizyjne mają już tak czy inaczej zapewnioną karierę na świecie.”

Nie należy także ignorować fundamentalistyczno-chrześcijańskich tonów w proklamowanym przez Busha i Bakera “nowym ładzie świata” ze Stanami Zjednoczonymi w roli światowego policjanta. Ta globalna wizja nowej pax panameńcana znalazła ponownie swojego diabła, wizerunek nowego wroga: gdy Związek Radziecki jako “królestwo Zła” (Reagan) odpadł z wyścigu, królestwo to jest teraz uosabiane przez Saddama Husseina — przywódcę części świata muzułmańsko-arabskiego.

Nie należy zapominać, że istnieje również wojowniczy fundamentalizm islamski: irański Chomeiniego i jego następców z dziesiątkami tysięcy dręczonych i torturowanych ofiar oraz iracki Saddama Husseina, który w wyrafinowany sposób posłużył się religią islamu dla osiągnięcia własnych celów militarnych i gospodarczo-terytorialnych. “Zaborca Saddam Hussein wystylizował się na muzułmańskiego bojownika bożego — i powszechnie dano temu wiarę” w świecie arabsko-muzułmańskim, pisał “Spiegel”. Dla wielu muzułmanów ucieleśnia on możliwość historycznego rewanżu “za całą niedolę, jaka spotkała Wschód, w rozumieniu wielu jego mieszkańców (…), ze strony Zachodu”. Melodię prowadzonej przezeń w zastępstwie za cały świat islamski “świętej wojny” Saddam zagrał doskonale, przede wszystkim w przemówieniach radiowych podczas wojny w Zatoce Perskiej: “W imię Boga, Miłosiernego, Litościwego. O, wielki narodzie, o wy, dzielni wojownicy dżihadu (świętej wojny) i wiary…” Walka toczyła się “przeciw agresji i armiom niewiernych, którzy sprzymierzyli się w niegodziwej koalicji 30 państw”. “W imię Allacha, Miłosiernego, Litościwego! O, bohaterscy mężowie naszych odważnych sił zbrojnych, prawi muzułmanie, którzy jesteście wszędzie, ludzie na całym świecie. Zachowanie w dzień wielkiego wezwania (tzn. wkroczenia Irakijczyków do Kuwejtu 2 VIII 1990 r.) było samoobroną Iraku i obroną wszystkich szlachetnych wartości. Jeżeli w niektórych kręgach zaistniało na ten temat niezrozumienie, to wynika ono z uprzedzeń Zachodu wobec Arabów.” Irackie siły zbrojne “zwyciężą wytrwałością w boju, błogosławionym przez Boga… Allahu akbar! Zmiłuj się nad naszymi męczennikami. Śmierć nikczemnikom!” “Kto sądzi, że Irak wyrzeknie się ofiar, ten się myli, albowiem [Irak] nie może zboczyć ze ścieżki świętej wojny, na którą wkroczył, gdyż każda inna droga oznacza ciemność, utratę wiary i honoru.”

Jeżeli dzisiaj, rok po wojnie w Zatoce Perskiej, uzmysłowimy sobie te słowa Saddama Husseina, to pojawi się pytanie: czy Saddam nadal obstaje przy świętej wojnie, czy dlatego trzyma obserwatorów ONZ z dala od kryjówek swoich atomowych, chemicznych i bakteriologicznych potencjałów zbrojeniowych, że planuje jeszcze Wielką, Wszechogarniającą, Świętą Wojnę? Należy jednak zwrócić uwagę na inny aspekt i tło tego zagadnienia: “To nie iracki dyktator Saddam Hussein, lecz «zniewolenie» przez kulturę gospodarczą opartą na ropie naftowej jest rzeczywistym wrogiem, który sprawia, że musi się koniecznie zmienić sposób myślenia” (katolicki teolog moralności B. Haring).

Reakcja na Szatańskie wersety Salmana Rushdiego również pokazuje, jak silny jest fundamentalizm panarabsko-islamski. Wyrok śmierci imama Chomeiniego (kara śmierci dla autora “bluźnierczego i obscenicznego” dzieła o kobietach w rodzinie proroka) jest popierany przez wszystkie islamskie szkoły prawa i został również zatwierdzony przez 46 członków Organizacji Konferencji Islamskich (OIC)!

Na koniec wspomnijmy jeszcze o fundamentalistycznym, fanatycznym Bractwie Muzułmanów, największej i najznaczniejszej ze wszystkich radykalnych organizacji muzułmańskich Bliskiego Wschodu. Jej militarystyczny odłam w Palestynie nazywa się Hamaz i swymi okrutnymi zamachami terrorystycznymi szerzy strach i grozę pośród Izraelczyków. Od czasu wojny w Zatoce Perskiej milionowe subsydia, np. od Saudyjczyków, nie płyną już do OWP (Organizacja Wyzwolenia Palestyny), której część gotowa jest do rokowań z USA i Izraelem, lecz do tych fundamentalistów, którzy wzorem Mahometa i pierwszych kalifów pragną opanować świat i uczynić zeń idealną wspólnotę bez socjalizmu i bez kapitalizmu. Przy pomocy zdyscyplinowanej hierarchii, niewzruszonej bez-kompromisowości oraz radykalnej i pryncypialnej wiary pragną one opanować przede wszystkim Palestynę, która jest dla nich niepodzielna i należy wyłącznie do Palestyńczyków: od Morza Śródziemnego po Jordan, od granicy z Libanem po pustynię Negew. Dlatego Żydzi są w ich oczach przeciwnikami wszystkich wiernych. “Są oni celami, które zgodnie z prawem należy zabić”, nakazuje pewien pamflet i żąda “uwolnienia Palestyny aż do ostatniego ziarnka piasku”. W przeciwieństwie do wszystkich umiarkowanych czy świeckich partii Palestyńczyków, Bracia Muzułmańscy i ich palestyński odłam Harnaś zyskują coraz więcej zwolenników. “Tymczasem organizacje muzułmańskie nadają ton nie tylko w Gazie”, pisze “Spiegel”, “również na zachodnim brzegu Jordanu całe ulice, dzielnice i wsie stały się enklawami fundamentalizmu”.

To, co powiedzieliśmy dotychczas o fundamentalizmie chrześcijańskim i islamskim, powinno wystarczyć dla zasygnalizowania, jak niebezpieczny może on być w aspekcie politycznym, społecznym, gospodarczym, ekologicznym i militarnym, i jak silny wpływ wywiera na rządy, systemy społeczne i życie ludzi na całym świecie. Kościoły uznawane za oficjalne, zorganizowane związki, bractwa itd. mogą wywierać potężne naciski polityczne i gospodarcze. Fundamentalizm religijny przejawia silne tendencje do mieszania religii z polityką, Kościoła z państwem (tendencja ta osiągnęła w islamie swój punkt kulminacyjny w radykalnym zakazie rozdzielania państwa od Kościoła).

Pozytywna cecha islamu uwidacznia się jednakże w tym, że nie jest on nacjonalistyczny, lecz ponadnarodowy. “Islam nie wydał na świat żadnego nacjonalizmu, żadnych specyficznie narodowych symboli; ludzi klasyfikuje się według ich wyznania, a nie według narodowości czy terytorium, na którym mieszkają” (Peter Glotz). Glotz twierdzi również, że Saddam Hussein stworzył “straszną miksturę”, łącząc europejską ideę państwa narodowego z radykalizmem Koranu. Skutkiem zaś wojny w Zatoce Perskiej, według słusznej prognozy tego samego autora, będzie “głębokie upokorzenie mentalności arabskiej, islamizacja wielu części świata i wojowniczy, wysoce wątpliwy nacjonalizm panarabski (…) Na znacznych obszarach Trzeciego Świata zmniejszy się rola ONZ (…) — jako instrumentu amerykańskiego super mocarstwa.

II
Jak rodzi się fundamentalizm?

U wielu ludzi można zaobserwować fazę niepewności i poszukiwań, gdy próbują różnych sposobów i stylów życia, tworząc własne idee i sprawdzając przydatność dla siebie różnych systemów światopoglądowych, politycznych lub religijnych. Już z tego widać, jak ważne jest posiadanie fundamentu, czegoś stałego, czego można się trzymać, na czym można budować. Poszukiwanie to jest niezmiernie pozytywną cechą, gdyż póki szukamy, jesteśmy otwarci na to, co nowe. Jeśli nie zadowolimy się od razu pierwszym lepszym fundamentem i nie staniemy w miejscu, rozpoczniemy proces poszukiwania, myślenia i poznania, który z pewnością doprowadzi do pogłębienia i poszerzenia naszej świadomości.

Poszukiwanie fundamentu nie jest jeszcze fundamentalizmem. Pojawia się on dopiero wówczas, gdy przedwcześnie zaniechamy poszukiwań, gdy jakąś tezę, pogląd, formułę, przekonanie, dogmat, wartość, zjawisko czy jakiś aspekt rzeczywistości uznamy za absolutnie obowiązujący, jedynie prawdziwy, gdy uczynimy go punktem archimedesowym całej swojej egzystencji i nie będziemy w ogóle podawać go w wątpliwość, i z takiego to punktu widzenia będziemy wyłącznie, bez reszty, rozpatrywać i pojmować całą rzeczywistość. Własne myślenie i działanie, a także myślenie i działanie innych ludzi będzie zorientowane na ten ostateczny fundament jako na niepodważalną ideę przewodnią.

Na płaszczyźnie indywidualnej może to być jeszcze dość nieszkodliwe, jeśli tak fundamentalistycznie nastawiony człowiek uda się z misją do kilku sąsiadów. Sprawa wygląda jednak inaczej, gdy zjawisko to staje się masowe. Stąd też typową cechą fundamentalizmu jest ilość. Większa liczba jednostek ludzkich, zaprzysiężonych i zobowiązanych do wiary w wartości względne, przedstawiane przez przywódców lub instytucje jako coś absolutnego, bezwarunkowego, ostatecznego, niewzruszonego, wiecznego, zaczyna stanowić niebezpieczeństwo dla wszystkich pozostałych, którzy nie są skłonni zaakceptować tego fundamentu, tak “oczywistego” i “wyrazistego” dla jego zwolenników. Ów quasi absolut obowiązuje bowiem jako nieomylnie prawdziwy i jedynie zbawczy, nie stanowi więc wyłącznie prawdy poznawanej, lecz jest również prawdą i siłą uszczęśliwiającą i zbawienną. Maksyma Extra ecclesiam nulla salus (Poza Kościołem nie ma zbawienia) obowiązuje bezwzględnie w każdym prawdziwym fundamentalizmie. Poza jego granicami mogą istnieć jedynie ślepota lub upór, zamykające się na światło. Tym “Poza” są “niewierni”, których należy zwalczać. Jest to walka, z konieczności i w najwyższej perspektywie podniesiona do rangi ostatecznej walki apokaliptycznej, walka między światłem i ciemnością, dobrem i złem, niebem i piekłem, wybrańcami i potępionymi, Nowym Światem i starą erą, Nowym Ładem (por. to, co napisałem w rozdziale I o pax panamericana) i starym porządkiem.

W tej walce, i tylko w niej jako “świętej wojnie”, takie ludzkie przywary jak nietolerancja, fanatyzm, zaślepienie wobec “wrogów”, zemsta, nienawiść, bezwzględność i brutalność, wola nawracania, zdobywania, a w razie konieczności nawet niszczenia, stają się cnotami. Wszak chodzi tu rzekomo o najwyższe i najświętsze wartości i zasady, o wzniosły ostateczny cel historii, dla którego osiągnięcia żadna ofiara nie jest zbyt wielka.

Typowe dla każdego fundamentalizmu jest również ekstatyczne obstawanie przy fundamentalnych aksjomatach (dogmatach) oraz arbitralne ustanawianie granic (“Wolno ci myśleć stąd dotąd, w przeciwnym razie grzeszysz przeciw «Bogu» albo «Wielkiemu Wodzowi», albo «Prorokowi», albo przeciw «Pismu Świętemu» albo «Świętej Wspólnocie», albo «Świętej Tradycji», albo przeciw «Partii»” itd.) Nie istnieje więc fundamentalizm bez podstawowych zakazów myślenia, bez radykalnej nieufności i sceptycyzmu wobec innych obrazów świata i koncepcji życia oraz ich zwolenników. Autorytaryzmowi i stagnacji w myśleniu odpowiada nadmiar kaznodziejstwa, pochwała wiary w przeciwieństwie do “Dziwki rozumu” (Luter); trzeźwą analizę zastępują patos i entuzjastyczna, polemiczna, bądź prowokacyjna retoryka.

Na czele prądów czy ruchów fundamentalistycznych stoi przeważnie charyzmatyczny przywódca. Kto np. przeżył fanatyczny aplauz mas, prowadzące do omdlenia owacje zakonnic, egzaltowane dowody sympatii — również ze strony wielu niekatolickich gazet — podczas pierwszych wystąpień polskiego papieża po objęciu przezeń urzędu w 1978 roku, ten musiał zauważyć, że mieliśmy tu do czynienia z “fundamentalistyczną hipnozą”, tj. z masową tęsknotą nie znajdujących w sobie samych oparcia jednostek za leadership, za duchowym przywództwem i absolutnie słuszną orientacją w kwestiach życia i wartości, uosobioną w rzekomo wybitnej osobowości. Można by tu również podejrzewać dziecięce fiksacje osób dorosłych na temat ustanawiającej sens życia przewodniej funkcji ojca jako uosobionego wcielenia społecznego super-ego w rozumieniu psychoanalizy. Te drzemiące fiksacje zaktualizowały, zaktywizowały i umożliwiły, przy nawet całkiem błahych okazjach, pojawienie się obrazu “nowego ojca” (wystarczył przyjazny gest, uśmiech papieża!).

Kult Stalina, Hitlera, Mao, kult Jezusa w ruchu Jesus People, kult Bhagwana, Rona Hubbarda (Scientology Church), kult Yogi maharadży Mahesha (medytacja transcendentalna), kult Wojtyły — podobnie jak Chomeiniego — wszystkie one były i są podporządkowane prawidłowościom fundamentalistycznym.

Należy do nich również przyjmowanie hipotezy objawienia. Masy myślące fundamentalistycznie wierzą nieświadomie, że ich charyzmatyczni przywódcy, prorocy i guru mają szczególny kontakt z “metafizycznymi głębiami” bytu, z — rozmaicie pojmowaną nadnaturalnością, nadzmysłowością, nadziemskością. Niekiedy wierzą w to również sami przywódcy. Hitler nierzadko ufał znacznie bardziej swojej “wyższej” intuicji niż strategicznym wątpliwościom najwyższych rangą oficerów ze sztabu generalnego. Cała gestykulacja, język ciała, rytuał dobrze wyważonych gestów mają jednak — w intencji przywódców charyzmatycznych — przekonać masy o tym, że oni istotnie mają większy kontakt z praprzyczyną rzeczywistości niż normalny śmiertelnik, że wyłącznie oni posiadają zdolność komunikowania się ze światem nadprzyrodzonym. Sytuacja, gdy “Wielki Komunikator” Wojtyła całuje betonowe pasy startowe lotnisk, na których właśnie ląduje jego luksu sowy samolot, kiedy pomimo tłumu gapiów potrafi nagle pogrążyć się w najgłębszej medytacji, świadczy o jego wielkich umiejętnościach, których rzeczywiście nikt tak łatwo nie zdoła naśladować. Czy odgrywa tu jakąś rolę kurs sztuki aktorskiej, jaki podobno przeszedł w młodości?

Wszelkie psychologiczne rozważania i fenomenologiczne analizy “objawień” potwierdzanych w historii religii prowadzą nieodmiennie do antyfundamentalistycznego wniosku, że nie istnieje objawienie, tylko inspiracja, przeżycie oświecenia, doświadczenie katharsis o szczególnej intensywności i energii. Jeżeli jakiś człowiek czuje się opanowany przez najwyższe wyżyny, najgłębsze głębie rzeczywistości (albo tak się zachowuje), to pociąga za sobą lud, zazwyczaj przesądny w głębi duszy, i w magiczny sposób przykuwa do siebie masy, które często (z braku prawdziwej informacji) wierzą w cuda. Prawdopodobnie działa tu również syndrom praojca w rozumieniu Freuda albo archetypiczny model Wielkiego Ojca, Wielkiej Matki w rozumieniu Junga. Gandhi powiada słusznie: “Ludu nie porusza się rozumem, lecz sercem.” Co jednak zrobić, jeśli ktoś z ręką na sercu udaje? Istnieje z pewnością — nie należy temu przeczyć — prawdziwa inspiracja (przynajmniej z punktu widzenia podmiotu). Z psychologicznego punktu widzenia ktoś może żywić absolutne przekonanie, że inspiruje go sama praprzyczyna rzeczywistości. W przypadku Chomeiniego, Hitlera, Stalina, Ho Chi Minha, Mao Tsetunga, Wojtyły itd. mamy jednak z całą pewnością do czynienia z jednostkami, które wykorzystały (wykorzystują) swą rzeczywistą, bądź rzekomą inspirację, aby pozyskać sobie masy i wywierać na nie wpływ (pomiędzy inspiracją rzeczywistą a prawdziwą nie zawsze można stawiać znak równości, co znaczy, że człowiek natchniony wcale nie musiał posiąść nowych prawd).

Religia objawienia w socjologicznym związku z władzą, którą zdobywa się nad naiwnymi umysłami twierdząc, iż objawienie stało się udziałem wybrańca lub elity, prowadzi do coraz większego poszerzania rzekomo objawionych prawd. Istnienie diabłów i czarownic, dysydentów, odszczepieńców i heretyków, którzy odstępują od rzekomo objawionych prawd instytucji wiary istnienie inkwizytorskiej konieczności utrzymywania kontroli nad prawdą

— wszystko to z czasem samo zostaje ogłoszone dogmatem, objawioną prawdą. _

Personifikacja diabła jest całkiem osobliwym dziedzictwem fundamentalizmu judaistyczno-chrześcijańsko-islamskiego. Chrześcijańską ideologią diabła zajmiemy się bardziej szczegółowo w następnym rozdziale. Tutaj tylko przykład z islamu. W Republice Federalnej Niemiec istnieje między innymi związana z fundamentalizmem islamskim grupa Milli Gorus, licząca około 20.000 członków. Grupa ta korzysta z nakazu tolerancji i praw zapisanych w gwarantującej wolność wyznania ustawie zasadniczej, podążając jednak wiernie i w tym punkcie za “Wielkim Wodzem” Chomeinim, uważa demokrację za “ideologię Szatana”. Są to słowa znajdującego się na pierwszej linii frontu, wydalonego z Turcji i pozbawionego jej obywatelstwa fundamentalistycznego imama Cemalettina Kaplana, który “w tym siedlisku szatana, w Kolonii, utrzymywał przez wiele lat szkołę z internatem dla dzieci tureckiej imigracji zarobkowej. Tutaj, jak pewnie w wielu popołudniowych szkołach w innych miejscowościach tego kraju, rokrocznie przyuczano tysiące dzieci, wiele z nich już od najmłodszych lat, do walki przeciw prawom człowieka, demokracji i tolerancji, za pieniądze Chomeiniego, w duchu Chomeiniego i w imię islamu.” (Thomas Meyer z Akademii Gustava Heinemanna utworzonej przez Fundację Friedricha Eberta).

Wróćmy jednak do charyzmatycznych przywódców, którzy uzurpują sobie prawo do profetycznych objawień. Rozumie się samo przez się, że taki przywódca, posiadający wiedzę z “objawionych głębi rzeczywistości”, może wymagać od swych zwolenników absolutnego posłuszeństwa, a nawet oddania, ba, całkowitej zależności, ponieważ tylko ci, którzy podporządkują się bezwarunkowo, mogą uzyskać świadomość wybrańców. Przywódca lub guru, będąc w profetyczno-mistycznej bliskości z praprzyczyną świata, dysponuje “ocalającą zasadą”. Bezwarunkowe posłuszeństwo grupy jest środkiem prowadzącym do wzięcia udziału w ocaleniu, zbawieniu. Konsekwencją tego jest — a jak widać, nawet niektórym intelektualistom i osobom na wysokich stanowiskach kierowniczych wcale nie przychodzi to z trudem — zaniechanie myślenia, to bowiem bardzo przeszkadza w dążeniu do osiągnięcia tego rodzaju zbawienia. “Wchodząc odłożyć na bok buty i rozum”, można było przeczytać napis u wejścia do aśramu w Punie*.

* Miasto w Indiach Zachodnich z ośrodkiem prowadzonym przez Bhagwana Rajneesha.

I rzeczywiście, gdy człowiek widzi, z jakim entuzjazmem niektórzy członkowie grup New Agę występują przeciw “szkodliwej intelektualizacji”, chociaż często sami nie mieli do czynienia z racjonalizmem i nauką, budzi to najwyższy lęk i napawa ogromną troską.

A przecież humanistyczna psychologia Abrahama Maslowa i transpersonalna psychologia Kena Wilbera, Stanisława Grofa i innych prezentują niekiedy trzeźwą naukową i zróżnicowaną myśl. Tyle że większość grup i zwolenników “Nowego Wieku” nie zajmuje się niestety naukowymi podstawami New Agę. Przeciwnie, na wielu kongresach i seminariach przypuszcza się ślepy i entuzjastyczny szturm na “zgubne przeintelektualizowanie” spowodowane przez naukę i racjonalizm, zaś boskie uwielbienie okazuje się nowym dogmatom serca, łona matki, niekontrolowanego przepływu czułości, wielkiego zbratania (czytaj: relacji “kumpelskich”). Wystarczy zobaczyć te oczy szeroko otwarte w ekstazie, te pełne żarliwości twarze. Wydaje się, że akceptacja i chęć wydawania pieniędzy są tym większe, im bardziej bezsensowna jest fundamentalna teza jakiegoś guru, im bardziej sprzeczna z naszą, często smutną, empiryczną rzeczywistością.

Jednakże nowi inkwizytorzy, kościelni mandatariusze sekt nie mają powodu piętnować moralnie tego przypływu datków na rzecz ruchów, błędnie nazywanych religiami młodzieżowymi. Gdyby któraś z nowych grup spirytualnych, religijnych czy pseudoreligijnych, podobnie jak każdy z dwu wielkich Kościołów w Niemczech, miała roczne dochody w wysokości ponad 8 miliardów marek z samego podatku kościelnego, wtedy ceny kursów, seminariów, terapii, ćwiczeń i porad byłyby z pewnością znacznie niższe. A podkreślany chętnie przez Kościoły i ich mandatariuszy własny racjonalizm w przeciwieństwie do okultystycznego irracjonalizmu wszystkich niekościelnych ruchów spirytualnych, jest jedynie fundamentalistycznym uprzedzeniem, jak to dokładnie wykażę w następnym rozdziale. Chrześcijaństwo pod wieloma względami wymaga więcej irracjonalnej wiary, niż próbuje tego żądać większość grup New Agę od swoich członków (przy czym ci ostatni właściwie nigdy nie mówią o wierze, lecz o wiedzy wyższej).

Jestem też świadom, że termin New Agę nie oddaje precyzyjnie celów licznych nowych ruchów spirytualnych czy religijnych. Fritjof Capra, jeden z ojców ruchu New Agę, powiedział wiele lat temu, że nie może już słuchać tego określenia. Kościoły uznawane za oficjalne wydają się przede wszystkim zaszokowane faktem, że nie potrafią wykorzystać po swojej myśli now...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin