Mittermeyer_Helen_Maska_Blekitne _oczy_Tybetu_RPP056.pdf

(512 KB) Pobierz
The Mask
Helen Mittermeyer
Maska
Mężczyznom i kobietom, którzy ukrywali, kim są,
ponieważ tylko w ten sposób mogli odkryć
prawdę o sobie.
Oraz moim dzieciom: Paulowi, Annie, Danielowi, Cristy,
a także synowej Markey i wnuczce Kendrze.
159450093.002.png
Prolog
- Mówię ci, że jest za młoda, żeby odwiedzać wróżki i
zajmować się jakimiś nadprzyrodzonymi zjawiskami. Chyba
zauważyłaś, Ione, jak bardzo ją to rozstraja.
- Naprawdę, Ivor, jesteś śmieszny i nadopiekuńczy. Ona
ma już piętnaście lat i jest wystarczająco dojrzała, żeby nie
traktować tego poważnie.
- Jakiś szarlatan mówi jej, że młodo umrze i zostanie
wyzwolona z poprzedniego życia, aby ponownie się narodzić,
a ty mówisz, że ona potrafi sama dać sobie z tym radę.
- Wyjesz jak kojot, Ivor, a ja czuję się urażona. Mimo
wszystko jestem twoją żoną.
- A Margo od dnia śmierci jej rodziców jest moim
dzieckiem. Nie dopuszczę do tego, aby cokolwiek ją zraniło.
Zapamiętaj to sobie, Ione.
- Powinieneś pamiętać, Ivor, że nie możesz przez całe
życie kierować jej postępowaniem.
1978
159450093.003.png
Rozdział 1
Listopad 1988 Słońce, które skrzyło się w wodzie,
nadawało jej wygląd falującego strumienia czystego złota.
Jasność raziła oczy. Wiecznie głodne florydzkie mewy
polowały z wrzaskiem rzucając się na jedzenie. Drzewa na
brzegu gięły się i kołysały w podmuchach bryzy. Tego
pogodnego poranka wszystkie stworzenia, duże i małe,
rozkoszowały się życiem.
Tymczasem Lancastera McCrossa Griffitha ogarnęły
mroczne, przygnębiające przeczucia. Jakby diabeł przeszedł
po jego grobie, Cas zadrżał i dostał gęsiej skórki. I nagle
przebłysk, w którym zobaczył, jak jego życie zmienia
kierunek i eksploduje światłem. Wszystko się zmieniło.
Przetarł rękami oczy i potrząsnął głową. „Omamy" -
powiedział sobie. Wyobraźnia płata mu figle albo to kac. Tak,
to na pewno skutek zabawy do późnej nocy: karty i „Jack
Daniel's".
Cas ziewnął i spojrzał z ukosa na piękne pogodne
otoczenie. „Cholera" - pomyślał. Czuł się jakoś dziwnie - nie
miał żadnych konkretnych pragnień, a równocześnie był
wzburzony i zmęczony. Nie mógł spać, podenerwowany
bliskością czegoś, czego nie potrafił określić. Usiłował
otrząsnąć się z tego niepokojącego stanu. Oparł się o poler i
skrzywił się czując nagłe ukłucie za oczami. Może zamiast
wstać od stolika karcianego, szybko zmienić ubranie i dopaść
łodzi, powinien najpierw przespać się parę godzin. Gra w
karty trwała nieprzerwanie aż do świtu. Umysł miał
stosunkowo jasny - jak zawsze kiedy uprawiał hazard, ale
wypił zbyt dużo, zapominając o dodawaniu do whisky wody
„Saratoga" - zaczął to robić dopiero nad ranem.
Zamknął oczy za okularami słonecznymi i zmuszał się do
zebrania myśli. Dlaczego, do diabła, był na Florydzie, zamiast
w Aspen Colorado - to znaczy tam, gdzie chciał być. Do
159450093.004.png
diabła ze słońcem, chłodną bryzą i gorącem na plecach.
Pragnął śniegu, szusów, zielonosrebrzystych świerków,
sięgających aż do nieba, gór, których wierzchołki ginęły w
kłębach chmur i czapach śniegu. Wzdychając oderwał się od
polera.
Potwornie bolała go głowa. Miał wrażenie, że ból
zaczynał się od kostek i grał ostrego bluesa, dopóki nie
doszedł do szyi. Gdy ją rozcierał, żałował, że nie opierał się
bardziej stanowczo ojcu, który chciał jechać na Południe.
Towarzyszenie rodzicom i ich przyjaciołom w eleganckiej
restauracji „Grand Palm Inn" nie stanowiło dla niego atrakcji.
Wolałby mieć tydzień na narty i kobiety, nie darowałby ani
jednym, ani drugim. Zamiast tego kręcił się w rodzinnej polce,
którą dyrygował ojciec. Cholera, kochał tego człowieka, ale
czasami... Cas zacisnął zęby i przymknął powieki.
Wschodzące słońce zapowiadało upał, ale teraz powietrze
było jeszcze balsamiczne. Dlatego zamiast położyć się do
łóżka albo chodzić z dudniącą głową postanowił okazać
rozsądek i pozwolić, by morska bryza wywiała z niego to
wszystko. Teraz zaczynał wątpić w słuszność tej decyzji.
Szedł długim nabrzeżem powoli, zatrzymując się przy
żaglówkach. Odpowiadał uśmiechem na zachęcający uśmiech
pięknej blondynki, która wskazywała mu łódź. Była bardzo
atrakcyjna, ale w tej chwili pragnął tylko samotnie żeglować
na „Holie Cat". Wiatr smagający twarz mógł uciszyć koncert
bębnów w jego głowie, a nawet uspokoić przewracający się
żołądek. Zszedł na dwukadłubowiec i szybko go otaklował.
Chwycił rumpel i odepchnął się od nabrzeża. Lekka, ale nie
cichnąca bryza wydęła żagiel i pochyliła katamaran na
sterburtę. Był jednak dobrym sternikiem i potrafił konkurować
z wiatrem. Wyciągając się na całą długość zmniejszył uścisk
rumpla i skierował się kanałem morskim do Laguny Siedmiu
Mórz. Spojrzał w górę i mrugnął ku błękitnemu niebu.
159450093.005.png
Sterując leniwie wypłynął z kanału na lagunę. Był
przekonany, że ponury nastrój wkrótce mu minie.
Ponieważ było wcześnie i większość gości jeszcze spała,
na wodzie nie było zbyt wielu ludzi. Znalazł się w
towarzystwie jedynie kilku jednoosobowych, popularnych
motorówek kręcących się zwykle na wodnych szlakach. Na
środku laguny wiatr wzmógł się; katamaran zareagował
natychmiast, unosząc się i znowu nabierając przechyłu. Cas
westchnął błogo i przymknął oczy. Wkrótce przestanie go
boleć głowa. Poświsty łodzi przecinającej wodę uspokajały
jego rozkołatane nerwy. Dźwięki te były tak delikatne, że
słyszał je tylko dlatego, że był oddalony od innych łodzi.
Dobre samopoczucie ogarniało całe jego jestestwo. Mimo
wszystko dobrze zrobił wychodząc, aby żeglować.
Zignorował odgłosy zbliżającej się motorówki - nie chciał,
aby cokolwiek zakłóciło jego zadumę. Motorówka minie go i
znowu będzie spokój. Kiedy jednak dźwięk przerodził się w
niski ryk, zerknął przez ramię i głęboko zaczerpnął powietrza.
- Hej! Co, u licha? - Jedna z tych cholernych łódek
kierowała się prosto na niego. - Ustąp mi drogi, do cholery -
krzyknął ze złością. Szarpnął żagiel, by zawrócić katamaran i
skierować go na tor prostopadły do motorówki, ale łódź
zwróciła się w tę samą stronę. Osoba sterująca łodzią stała i
patrzyła przez przednią szybę, wykrzykując coś i machając
ręką.
Co się z nim, do diabla, dzieje? Czy facet nie rozumie, że
statki bez silników mają na wodzie prawo pierwszeństwa? Cas
znowu próbował zmienić kurs, ale wiedział, że nie zdąży. Ta
cholerna rzecz zbliżała się zbyt szybko i leciała prosto na
niego. Wychylił się najdalej, jak tylko mógł, aby zawrócić
dziób - miał nadzieję, że ten idiota jakoś go ominie. Na
czworakach przedostał się na lewą stronę katamaranu i w tym
momencie motorówka uderzyła w sam środek prawej strony.
159450093.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin