Pastoreau Michael - Zycie codzienne.rtf

(384 KB) Pobierz
SCAN-dal.prv.pl

MICHAEL PASTOREAU

 

 

 

 

Życie codzienne we Francji i Anglii

w czasach rycerzy Okrągłego Stołu


Rozdział pierwszy

 

1. Rytm życia

 

Jak się zdaje, człowiek XII wieku dość obojętnie odnosił się do cza­su. Liczenie godzin i dni, wyznaczanie świąt ruchomych i problemy ka­lendarzowe to domena wyłącznie duchowieństwa. Jedynie obowiązujące obrzędy religijne podkreślają doniosłość pewnych momentów życia, któ­rym towarzyszą. Czas należy do Kościoła. Ani rycerze, ani chłopi nie rządzą rytmem swojego życia. Biernie obserwują bieg czasu. Są bezsil­nymi świadkami przepływu dni i lat, które ich nieubłaganie posuwają ku starości i nieustannie wyznaczają każdej rzeczy własne miejsce. Stąd zapewne wynika rezygnacja, która sprawia, że ludzie bardziej się trosz­czą o pogodę niż o przemijający czas.

 

Zaludnienie Francji i Anglii

 

Interesujący nas okres mieści się w długiej fazie rozkwitu demogra­ficznego, ciągnącej się od początku XI do ostatnich dziesięcioleci XII wie­ku. Zjawisko to miało takie rozmiary i tak było doniosłe dla historii Euro­py Zachodniej, że historycy mówią o “rewolucji demograficznej". Przy­czyn tego rozkwitu można wymienić wiele: rozszerzenie się pokoju i wzrost bezpieczeństwa, wzmocnienie władz publicznych, ożywienie ru­chu handlowego, a zwłaszcza zwiększone zasoby płodów rolnych, dzięki postępom techniki i objęciu większych obszarów ziemi pod uprawę. Ob­licza się, że między rokiem 1000 i 1300 ludność Europy Zachodniej po­troiła się.


W tej długotrwałej fazie lata 1160-1220 stanowią okres szczególnie intensywnego rozkwitu. Nie sposób zmierzyć bezpośrednio tego przy­spieszenia wzrostu, lecz świadczą o nim liczne wskaźniki: powiększenie się obszaru upraw, zwyżka ceny ziemi, podział wielkich majątków ziem­skich, powstawanie nowych wiosek, parafii, klasztorów, przeobrażanie się małych wsi w miasteczka, rozrost miast, które, dusząc się w starych murach, zmuszone są - jak Paryż w latach 1190-1213 - budować so­bie nowe, otaczające większy obszar.

Oczywiście, nie da się ustalić dokładnie liczby ludności angielskiej i francuskiej w każdym momencie tego okresu. Można wszakże przyjąć przybliżone dane, zaczerpnięte w większości z pracy amerykańskiego hi­storyka J. C. Russela. Około roku 1200 liczba ludności Europy wynosiła około 60 milionów, a cały świat miał 350-400 milionów mieszkańców. Francja była najludniejszym królestwem Europy Zachodniej: w jej ów­czesnych granicach - około 420 000 km2 - żyło co najmniej 7 milionów ludzi. Znaczy to, że na jej dzisiejszym obszarze, 551 000 km2, liczba lud­ności przekroczyłaby 10 milionów. Uboższe pod tym względem były Wy­spy Brytyjskie, liczące tylko 2,8 miliona mieszkańców, z czego 1,9 milio­na na terenie samej Anglii. Jednakże różnica w gęstości zaludnienia obu królestw była nieznaczna: 16 mieszkańców na 1 km2 we Francji, 14 - w Anglii.

Dla porównania przytoczmy jeszcze kilka liczb: na początku XIII wieku Półwysep Pirenejski (królestwa chrześcijańskie łącznie z teryto­riami opanowanymi przez islam) liczył przypuszczalnie 8 milionów miesz­kańców; Italia nieco mniej; kraje germańskie (Niemcy, Austria i Szwaj­caria) łącznie 7 milionów, Węgry 2 miliony, Polska 1,2 miliona, a Cesar­stwo Bizantyńskie 10-12 milionów.

Około 1200 roku Paryż miał mniej więcej 25 000 mieszkańców, roz­mieszczonych bardzo nierównomiernie na 253 hektarach, objętych nowy­mi murami, wzniesionymi za Filipa Augusta. Tyleż, a może nawet nieco więcej ludzi mieszkało w Londynie. Inne “duże" miasta Francji, Rouen i Tuluza, nie dosięgają nawet połowy ludności Paryża. W Anglii Londyn (już wtedy!) stanowi wyjątkowe zjawisko urbanistyczne, gdyż pozostałe ważniejsze miasta (York, Norwich, Lincoln i Bristol) nie przekraczają liczby 5000 mieszkańców.

Ale Paryż i Londyn nie były wcale największymi miastami chrześci­jaństwa. W pierwszej połowie XIII wieku Rzym i Kolonia mogły się po­szczycić co najmniej 30 000 mieszkańców, Wenecja i Bolonia miały ich po 40 000, a Mediolan i Florencja po 70 000. Największym miastem chrze­ścijańskim pozostawał Konstantynopol, gdyż w momencie zdobycia tego miasta przez krzyżowców w 1204 roku żyło tam 150 000 - 200 000 ludzi.

Liczby te nie mogą jednak zamaskować luk istniejących w naszej wiedzy, dotyczących takich zagadnień, jak liczbowy stosunek ludności osiadłej w miastach do całej ludności w kraju. Nie sposób też przedsta­wić na mapie gęstości zaludnienia, gdyż była ona niezmiernie zróżnico­wana na obszarze każdego regionu. Nie sposób nade wszystko wyciągać ogólnych wniosków na podstawie poszczególnych przypadków. Demogra­fia końca XII wieku składa się z mnóstwa kontrastów: między strefami, gdzie ludzie skupiają się gromadnie, a innymi, całkowicie bezludnymi; między rodzinami licznymi a małżeństwami bezdzietnymi; między wyso­kim wskaźnikiem śmiertelności niemowląt a znaczną liczbą osób doży­wających sędziwej starości.

 

 

 

Narodziny i chrzest

 

Ludzie XII wieku mieli zaufanie do życia i przestrzegali biblijnego nakazu, aby się rozmnażali. Stopa narodzin wynosiła rocznie około 35 promile. Regułą we wszystkich warstwach społecznych była rodzina liczna. Zresztą pary królewskie starają się pod tym względem świecić przykładem: Ludwik VI i Alicja Sabaudzka, Henryk II i Alienor Akwi­tańska, Ludwik VIII i Blanka Kastylijska - wszyscy ci koronowani małżonkowie spłodzili po ośmioro dzieci.

Przez cały czas tego okresu płodność, jak się zdaje, wzrasta: badania pozwoliły stwierdzić, że w Pikardii w środowisku arystokratycznym ro­dziny liczne (to znaczy mające 8-15 dzieci) stanowiły w 1150 roku 12 procent, w 1180 roku - 33 procent, a w 1210 roku - 42 procent. Mamy więc do czynienia ze znacznym wzrostem.

Na przekór temu, co przez długi czas sądzili historycy, kobiety w XII i XIII wieku nie różniły się od dzisiejszych długością okresu płod­ności. Jeśli przypuszczano, że był on wówczas krótszy, to dlatego że nie brano pod uwagę częstych wtedy śmierci kobiet przy porodach i wczes­nej utraty mężów, zwykle dużo starszych od swoich żon. Poza środo­wiskiem arystokracji młode wdowy rzadko bowiem wychodziły powtórnie za mąż. Pierwsze dziecko przychodziło na świat, jak się zdaje, stosunko­wo późno, toteż odstęp lat między pokoleniami był dość duży, lecz mniej jaskrawy niż w naszej dobie, z powodu często znacznej różnicy wieku dwojga małżonków, a także między ich pierwszym i ostatnim dzieckiem.

Znamiennym przykładem jest Alienor Akwitańska. Urodzona w 1122,3 mając piętnaście lat zaślubiła (1137 r.) dziedzica tronu Francji, późniejszego Ludwika VII, któremu urodziła dwie córki: Marię w 1145 ro­ku i Alicję w 1150. Odtrącona przez męża po piętnastu latach pożycia wkrótce zaślubiła Henryka Plantageneta, młodszego od niej o dziesięć lat. Z tego drugiego związku przyszło na świat ośmioro dzieci: Wilhelm (1153 r.),                        Henryk (1155 r.), Matylda (1156 r.), Ryszard (1157 r.), Gotfryd (1158 r.), Alienor (1161 r.), Joanna (1165 r.) i Jan (1167 r.). Kolejne ma­cierzyństwa przypadają więc na jej wiek 23 i 28 lat, a w drugim mał­żeństwie - 31, 33, 34, 35, 36, 39, 43 i 45 lat. Narodziny pierwszego i ostat­niego dziecka dzieli okres 22 lat.

A oto drugi, bardzo wymowny przykład: Wilhelm zwany Marszał­kiem, hrabia Pembroke, regent Anglii w latach 1216-1219, ożenił się do­piero osiągnąwszy 45 lat i wybrał bogatą dziedziczkę Izabelę de Clare, 0 30 lat młodszą od niego. Mimo różnicy wieku małżonkowie zdążyli spło­dzić dziewięcioro dzieci. Przy czym w obu przykładach liczymy tylko dzieci, których istnienie potwierdzają dokumenty, a przecież zmarłych w niemowlęctwie nie notują zazwyczaj żadne akta ani kroniki.

Śmiertelność była wśród dzieci ogromna. Na troje tylko jedno prze­kraczało wiek 5 lat, zaś co najmniej 10 procent niemowląt umierało w pierwszym miesiącu życia. Dlatego chrzczono je bardzo wcześnie, zwykle nazajutrz po przyjściu na świat. Z tej okazji odbywał się w kościele pa­rafialnym obrzęd nie różniący się od dzisiejszej ceremonii. W XII wieku prawie powszechnie już zaniechano zwyczaju zanurzania nagiego nowo­rodka w chrzcielnicy. Chrzest odbywał się przez polewanie. Kapłan trzy­krotnie polewał wodą święconą czoło dziecka, znacząc je znakiem krzyża i wymawiając formułę: “Ego te baptiso in nomine Patris et Filii et Spi­ritus Sancti."

Zwyczaj każe zapraszać kilka par rodziców chrzestnych. Ponieważ nie ma urzędu stanu cywilnego, warto się postarać, aby wiele osób za­chowało to wydarzenie w pamięci. Wiemy, że Filip August został ochrz­czony 22 sierpnia 1165 roku, nazajutrz po narodzinach, przez biskupa Pa­ryża Maurycego de Sully (tego samego, który w 1163 roku zadecydował o przebudowie katedry Notre-Dame) i że miał trzy pary rodziców chrzestnych, a byli to Hugon, proboszcz kościoła Saint-Germain-des-Pres, Herve, proboszcz kościoła Saint-Victor, Odon (Eudes), były proboszcz ko­ścioła Sainte-Genevieve, ciotka noworodka Konstancja, małżonka hra­biego Tuluzy, oraz dwie wdowy zamieszkałe w Paryżu.

Dziecko otrzymywało na chrzcie tylko imię chrzestne, nie było to wszakże imię w dzisiejszym rozumieniu, lecz jedynie jego imię praw­dziwe, które miało mu służyć przez całe życie. To zaś, co dziś uważamy za nazwisko, było wówczas przydomkiem - nazwą miejscowości, okre­śleniem zawodu czy przezwiskiem - po prostu dodatkiem wiążącym się tylko z danym osobnikiem, nie z całą jego rodziną. Co prawda za pano­wania Filipa Augusta (1180-1223 r.) przydomki te w niektórych regionach (Normandia, Ile-de-France) zaczynają być dziedziczone, lecz proces ten rozwijał się powoli. W ówczesnych tekstach oznacza się poszczególne osoby zazwyczaj imieniem chrzestnym, dodając miejsce pochodzenia czy zamieszkania, piastowaną funkcję lub rangę.

Na ogół dawano dziecku imię jednego z rodziców chrzestnych. Wsku­tek tego moda na imiona niewiele się zmieniała. Najbardziej rozpowszech­nione, zarówno we Francji, jak w Anglii, imiona męskie to Jan i Wil­helm. Później pojawiają się w Anglii coraz częściej imiona: Robert, Ry­szard, Tomasz, Gotfryd, Hugon i Stefan, a we Francji Piotr, Filip, Hen­ryk, Robert i Karol. Pewne imiona cieszą się powodzeniem w poszczegól­nych prowincjach, a więc: Baldwin we Flandrii, Tybald w Szampanii, Ryszard i Raul w Normandii, Alan w Bretanii, Odon w Burgundii; nie­kiedy wiąże się to z kultem pewnych świętych patronów, rozpowszech­nionym na bardziej ograniczonym terenie, a więc św. Remi w okolicy Reims, św. Medard w okolicy Noyon, św. Martial w okolicy Limoges; a w Anglii najwięcej Gilbertów spotykało się w diecezji Lincoln.

Trudniej jest ustalić statystykę imion żeńskich. W obu królestwach najpopularniejsze były imiona Maria i Joanna; następne na liście były, jak się zdaje, Alicja, Blanka, Klementyna, Konstancja, Izabela, Małgo­rzata, Matylda i Petronela (Perrine). Forma może się zmieniać zależnie od prowincji (Elisabeth w Artois, lecz Isabelle w Poitou; Mahaut we Flandrii, lecz Mathilde w Normandii, a Maud w Langwedocji) lub zależ­nie od warstwy społecznej: Perrine, Perrette i Pernelle to zazwyczaj plebejuszki, podczas gdy bardziej uczona forma, Petronille, przystoi ko­bietom z arystokracji. Podobna relacja zachodzi między formami Jacqui­ne, Jacquette i Jacquotte a wykwintniejszą Jacqueline.

Dziecko przez sześć, siedem pierwszych lat życia pozostawało pod opieką kobiet. Czas wypełniały mu zabawki i gry. Były to: kulki, klocki, kostki, drewniane koniki, piłki ze szmat lub ze skóry, lalki rzeźbione z drewna, ze zginającymi się kończynami, miniaturowe naczynia stołowe i gliniane garnuszki, gra w chowanego, w ślepą babkę itp. Jak się zdaje, dorośli ludzie dość obojętnie odnosili się do małych dzieci. Mało jest tek­stów i dzieł sztuki z tej epoki, które by przedstawiały rodziców zachwy­conych, rozczulonych lub zaniepokojonych jakimś gestem swego potom­ka w wieku, gdy nie pora jeszcze na jego edukację.

 

Małżeństwo

 

Małżeństwo ma doniosłe znaczenie, zarazem rodzinne, rodowe i eko­nomiczne. Jako związek dwóch rodzin lub dwóch gałęzi rodu przyczynia się niekiedy do zakończenia dawnych waśni. Oznacza też połączenie dwóch majątków, dwóch potęg. Toteż trzeba wybierać współmałżonka rozważ­nie. Jak wiemy, Wilhelm zwany Marszałkiem czekał do ukończenia czter­dziestu pięciu lat, zanim się ożenił z Izabelą de Clare; małżeństwo to uczyniło niezamożnego młodszego syna jednym z najbogatszych ludzi Anglii. Możny pan przed ożenieniem syna lub wydaniem za mąż córki zasięgał rady nie tylko u najdalszych nawet krewnych, lecz również u swoich wasali; poza tym prawo feudalne wymaga, żeby prosił o radę i zezwolenie swojego suzerena. Suzeren ze swej strony obowiązany jest dołożyć starań, aby jak najprędzej i jak najkorzystniej wydać za mąż córkę zmarłego wasala.

Przede wszystkim wszakże małżeństwo jest sakramentem. Polega na wymianie zobowiązań w obecności księdza. Władze świeckie pozosta­wiają Kościołowi ustalanie prawnych przepisów małżeństwa. Miejscowy obyczaj nie ma wpływu na te przepisy, które są mniej więcej identyczne we wszystkich krajach Europy Zachodniej. Kościół za istotny element małżeństwa uznaje zgodę obojga małżonków. Zgoda rodziców nie jest konieczna i teoretycznie zabrania im się wywierania przymusu na dzie­ci, aby wbrew własnej woli zawarły związek małżeński. Jednakże litera­tura epicka dostarcza mnóstwa przykładów łamania tego zakazu, przed­stawia dziewczęta zmuszane wbrew swojej woli przez ojców, opieku­nów lub suzerenów do małżeństwa z bogatym, możnym starcem. Roza­munda, bohaterka Chanson d'Elie de Saint-Gilles otwarcie wyraża swój wstręt:

“Nie chcę starucha z pomarszczoną skórą (...J Ta skóra tylko z po­zoru jest zdrowa, od środka zżera ją robactwo i nie zniosłabym tego zwiędłego ciała, wolałabym uciec jak branka z niewoli [...]"

Przepisy wymieniają kilka przeszkód uniemożliwiających zawarcie związku małżeńskiego: wiek poniżej lat 12 dla dziewcząt, poniżej 14 dla chłopców; otrzymanie wyższych święceń; pokrewieństwo zbyt bliskie, a za takie na ogół uważano pokrewieństwo -poniżej siódmego stopnia (to znaczy wspólny pradziad dziadków). Można było jednak uzyskać dyspen­sę od tego ostatniego warunku.

Małżeństwo jest nierozerwalne od chwili, gdy zostało dopełnione. Nie wolno żony odtrącić, rozwód nie istnieje. Jedyny sposób, żeby związek zerwać, to unieważnienie, a można je uzyskać powołując się na impoten­cję lub bezpłodność jednego ze współmałżonków albo też udowadniając pokrewieństwo, o którym nie wiedziano w chwili ślubu. Nie jest to więc zerwanie małżeństwa, lecz po prostu stwierdzenie, że legalne jego zawar­cie było niemożliwe, a zatem ono nie istnieje. Kościół wykazywał w tej dziedzinie niekiedy wielką ustępliwość. Wiadomo, że w marcu 1152 roku zostało anulowane przez synod w Beaugency małżeństwo Ludwika VII z Alienor. Za pretekst posłużył fakt, że Hugo Capet, pradziad dziada Ludwika, był żonaty z siostrą pra-pra-pradziadka Alienor. W rzeczy­wistości związek rozpadł się z powodu niezgody między małżonkami (cho­ciaż kronikarze niewątpliwie przesadzili przypisując królowej różne przy­gody), a nade wszystko dlatego, że w ciągu piętnastu lat pożycia Alienor obdarzyła króla tylko dwiema córkami.

Filip August w podobnej sprawie miał mniej szczęścia niż jego oj­ciec. Po śmierci (1192 r.) pierwszej żony, Izabeli z Hainaut, zaślubił 14 sierpnia 1193 roku Ingeborgę, siostrę króla duńskiego. Z przyczyn, któ­rych historykom nigdy się nie udało dociec, już nazajutrz po ślubie po­czuł nieprzezwyciężony wstręt do nowej małżonki i zaczął starania, aby się jej pozbyć, pod pretekstem, że jest ona kuzynką jego pierwszej żony. Na żądanie króla zgromadzenie prałatów i baronów unieważniło więc to małżeństwo. Lecz zamknięta w jakimś flamandzkim opactwie królowa zdołała wysłać skargę do papieża, który z kolei anulował unieważnienie. Filip August nie przyjął do wiadomości decyzji papieskiej i szukał sobie następnej żony. Napotkał wszakże niemałe trudności: wszyscy królowie i książęta Europy odmawiali mu ręki swej siostry lub córki. Znalazł w końcu w dalekim Tyrolu córkę skromnego wasala, księcia Bawarii, Ag­nieszkę z Meranu. klub odbył się 14 czerwca 1196 roku. Wtedy konflikt jego z papieżem jeszcze się zaostrzył. W styczniu 1200 roku Innocenty III zwołał do Wiednia synod biskupów, który obłożył interdyktem kró­lestwo Filipa. Nie wolno było tam odprawiać nabożeństw ani udzielać sakramentów. Kara wymierzona władcy zaciążyła nad całym jego lu­dem, a była tak dotkliwa, że król musiał się ugiąć. (Tymczasem ślub jego syna, późniejszego Ludwika VIII, z Blanką Kastylijską trzeba było 23 maja 1200 roku przenieść do Port-Mort, pod Andelys, na terytorium kró­la angielskiego.) Król pod koniec roku odesłał więc Agnieszkę i przyjął z powrotem Ingeborgę, ale dopiero w 1212 roku przywrócono jej ostatecz­nie w pełni prawa królowej.

• Nie wolno też udzielać ślubów w pewnych okresach roku: od pierw­szej niedzieli adwentu do oktawy po Trzech Królach; od trzeciej niedzieli przed Wielkim Postem do Niedzieli Przewodniej; od poniedziałku przed Wniebowstąpieniem do oktawy Zielonych Świąt. Ceremonia ślubna, za­zwyczaj odbywająca się w soboty, niewiele się różniła od dzisiejszej. Pań­stwo młodzi nie występowali w specjalnych ubiorach, lecz po prostu w swoich najpiękniejszych strojach, w welonie czy też w koronie na gło­wie. Wymieniali ślubowania i obrączki w kruchcie - gdzie także odby­wały się chrzty i zrękowiny - gesty i formułki po dziś dzień prawie nie zmienione. Potem dopiero wchodzili do kościoła, aby uczestniczyć we mszy świętej, a po wyjściu z kościoła udawali się zgodnie ze zwyczajem na cmentarz, na chwilę medytacji. Wreszcie następowało wesele, trwają­ce z reguły kilka dni, i to nie tylko w domach bogatych baronów, lecz także w chatach chłopskich. W pierwszym przypadku gromadzili się na te uroczystości wszyscy okoliczni arystokraci, w drugim - sąsiedzi z całej wioski. Najdłużej trwało wesele, najwspanialsze podarki otrzymywali no­wożeńcy i najobfitsze były uczty, gdy któryś z możnych panów żenił pierworodnego syna.

 

Starość i śmierć

 

Średniowiecze nie znało starości w tym sensie, jaki teraz nadajemy temu słowu; nikt się “nie wycofywał" z czynnego życia, chyba że wstę­pował do klasztoru. Każdy aż do śmierci pozostawał człowiekiem do­rosłym i jeżeli nie zniedołężniał całkowicie, spełniał swoje powinności. Mężczyzna siedemdziesięcio- czy osiemdziesięcioletni brał udział w robo­tach polnych, regularnych bitwach i dalekich pielgrzymkach, nie rezyg­nował z władzy politycznej.

Ludzie tej epoki nie umierali też tak młodo, jak mogłoby się nam wydawać. Przeciętna długość życia wynosiła 30-35 lat (niewiele mniej niż w pierwszej połowie XIX wieku), ale trzeba pamiętać, że na tę prze­ciętną wpływała ogromna śmiertelność wśród dzieci; co trzeci noworodek nie przekraczał pięciu lat życia. W ten sposób dokonywała się naturalna selekcja i ci, którzy przeżyli, mieli szansę osiągnąć wiek stosunkowo po­deszły. Ocenia się, że w Anglii XIII stulecia na 1000 dzieci urodzonych w danym roku tylko 650 osiągało wiek 10 lat, 550 dożywało trzydziestki, 300 - pięćdziesiątki, a 75 - siedemdziesiątki.

Bardziej wyraziście można to przedstawić na konkretnych przykła­dach. Niestety wszystkie są wybrane z kręgu władców lub książąt Ko­ścioła, ponieważ znamy daty urodzenia i zgonu jedynie takich dostojnych osobistości. W XII wieku wielu ludzi nie wiedziało dokładnie, ile mają lat, nie znając daty własnego urodzenia. Nawet Wilhelm zwany Marszał­kiem uważał się za starszego, niż był rzeczywiście, i w 1216 roku, obej­mując regenęję królestwa angielskiego, mówił, że ma “z górą osiemdzie­siąt lat", chociaż można z całą pewnością stwierdzić, że urodził się po­między 1144 a 1146 rokiem.

Ludwik VII umarł mając 60 lat. Filip August przeżył lat 58, Inge­borga duńska - 60; Ludwik VIII żył tylko 39 lat, lecz jego żona Blanka Kastylijska - 65; cesarz Fryderyk Barbarossa umierając miał lat 68, Wilhelm Lew, król Szkocji - 71, Henryk II Plantagenet - 56, jego sy­nowie, Ryszard Lwie Serce i Jan Bez Ziemi, dożyli tylko do 42 i 49 lat, natomiast ich matka Alienor doczekała osiemdziesiątego trzeciego roku życia i przeżyła ośmioro ze swoich dziesięciorga dzieci.

Częściej niż inni osiągali dostojny wiek duchowni: święty Bernard przeżył lat 63; tyleż co Abelard, mimo swoich nieszczęść; Wilhelm o Bia­łych Rękach, arcybiskup Reims, żył lat 67, Hugues z Puiset, biskup Dur­ham - 70; Robert Wielkogłowy, biskup Lincolnu - 78; Gilbert Foliot, biskup Londynu - 79, papież Grzegorz VIII - 87, a następca jego na­stępcy, Celestyn III - 92 lata. Wiek XII pozostawił nam pamięć o pew­nym stulatku: był nim święty Gilbert z Sempringham, założyciel zakonu gilbertynów, urodzony w 1083, zmarły w 1189 roku!

Jak widać, w kręgach arystokratycznych ludzie nierzadko przekra­czali sześćdziesiątkę, a życie po siedemdziesiątce nie uchodziło za zjawi­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin