Czy istnieja dobre czyny martwe....pdf

(70 KB) Pobierz
342203745 UNPDF
Czy istnieją dobre czyny martwe?
„Bóg jednak, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, którą nas ukochał, i to nas, którzy
byliśmy umarli wskutek występków, z Chrystusem przywrócił także do życia... Łaską przecież jesteście
zbawieni przez wiarę. Nie od was to pochodzi, lecz jest darem Boga. Nie z powodu uczynków, aby się
nikt nie chlubił. Przez Niego bowiem zostaliśmy stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków,
które Bóg wcześniej przygotował, abyśmy w nich postępowali" (Ef 2,4-5. 8-10).
Spotkanie Boga z człowiekiem, aby wyzwolić go ze zła, mocą obdarowania, ilustruje zdanie z
cytowanego listu: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę". Człowiek przychodząc na świat, nie
jest istotą ukształtowaną w pełni, ani fizycznie ani duchowo. Pan Bóg stwarzając człowieka daje mu
perspektywę rozwoju na wszystkich płaszczyznach. Chrześcijaninem, staje się człowiek z wyboru i za
sprawą miłości Boga. Bóg sprawia wszystko. On także zbawia, ale oczekuje od człowieka odpowiedzi,
współdziałania, gotowości przyjęcia daru, wyciągnięcia rąk, pójścia za Jego tchnieniem. „Dlatego, moi
umiłowani - pisze św. Paweł do Filipin - tak jak zawsze byliście posłuszni - nie tylko podczas mojej
obecności, ale jeszcze o wiele bardziej teraz, podczas mojej nieobecności - tak z bojaźnią i drżeniem
zabiegajcie o swoje zbawienie. Bóg bowiem jest tym, który sprawia, że pragniecie i działacie według
Jego upodobania" (Flp 2,12-13). Bóg jest nie tylko Stwórcą człowieka, ale także jego Ojcem. Objawił
nam, że Jego imię to Miłość: Ojciec, Syn i Duch Święty. I w swej nieskończonej dobroci zbawia nas od
wszelkiego zła. Udziela nam pomocy, ale również zaprasza nas i wzywa do współuczestniczenia w tym
wielkim procesie stawania się człowiekiem, w procesie jego przebóstwiania. Dzieje się to mocą Boską,
ale także przy współudziale człowieka. Ten proces „stawania się" będzie trwał także po śmierci. Nasza
droga czyśćca będzie także procesem stawania się, czasem przebóstwienia. To my, przez Chrystusa,
który jest „Światłością życia" (J 8, 12), będziemy się coraz mocniej upodabniać, przetwarzać, aż
staniemy się naczyniem pełnym i gotowym przyjąć w siebie Boże życie, wejść w to Boże życie. Nowe
życie otrzymane od Chrystusa, rozwija się Boskimi mocami i sokami. „Ja jestem krzewem winnym, wy
zaś latoroślami. Kto trwa we Mnie, a ja w nim, ten przynosi obfity owoc, bo beze Mnie nic nie możecie
uczynić. Jeśli ktoś nie trwa we Mnie, ten jak latorośl zostanie wyrzucony na zewnątrz i uschnie. Zbierają
je, wrzucają do ognia i płoną" (J 15, 5-6). Tak mówi Chrystus. Stajemy się duchowo kimś, gdy jesteśmy
wszczepieni w Boga, gdy przez nas płynie Jego życie - wtedy rodzą się owoce Ducha. Dokonuje się
nasze zbawienie. Tym, co w naszym życiu najbardziej się liczy, są dobre decyzje dnia codziennego, te
małe z pozoru, decyzje dobra, miłości, dzielenia się i te wielkie, które ukierunkowują nasze życie, np.
wybór drogi życia. Decyzje o znaczeniu długofalowym. Człowiek staje się i rozwija tutaj na ziemi dzięki
decyzjom woli. Staje się dzień po dniu. Tak rodzi się życie ziemskie i wieczne, bo jest to jedna
rzeczywistość. Tak działa w nas Bóg, i tak żyje w nas Jezus Zmartwychwstały, który wchodzi w naszą
wolność, w nasze sumienie i w nasze decyzje. Bóg nie mieszka (chociaż tak potocznie mówimy) w sercu
człowieka, w jego płucach, w jego wątrobie. On mieszka w naszej wolności i w naszym sumieniu.
Człowiek się ciągle „staje". Bóg nie stwarza człowieka gotowego, lecz zaprasza do kontynuowania
stwórczego dzieła. Bóg nie tylko stwarza, ale przemienia, ponieważ jest Miłością. A miłość ma moc
sprawczą. Każda forma miłości zmienia człowieka, kształtuje jego działanie. „Każdą latorośl, która we
Mnie nie wydaje owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby lepiej owocowała" (J 15,
2). Taki jest cel stałego przychodzenia Pana Boga do nas, abyśmy mogli zbierać owoce Jego mocy i Jego
światła oraz naszego z Nim współdziałania. Jest to proces stawania się człowiekiem, tajemnica
przebóstwienia, która równocześnie jest także tajemnicą odchodzenia człowieka od Boga w imię jego
wolności, jego wolnego wyboru. W tym tkwi również tajemnica naszego odcinania od Ciała
Chrystusowego, naszego usychania.
Możemy się zapytać: po co i dlaczego Chrystus przyniósł nam nowe, jedno przykazanie: „abyście się
wzajemnie miłowali. Jak Ja was umiłowałem, tak i wy miłujcie jedni drugich" (J 13, 34)". Nie po to, aby
powiedzieć, że wszystkie inne przestały obowiązywać, że już nie musimy się odwoływać do dziesięciu
przykazań, czy do prawa. Warto tu dopowiedzieć, że św. Paweł potępia tylko pewną formę prawa,
skażoną przez to, że człowiek przypisuje jej rolę jakby bóstwa. Natomiast nie potępia prawa w całości.
Kiedy słyszymy w kościele stwierdzenie, że prawo nie zbawia, to św. Paweł ma na myśli zwyrodniałą
jego formę opartą na przekonaniu, że literalne zachowanie prawa, zapewnia zbawienie. Chrystus
przyniósł nowe przykazanie po to, aby przede wszystkim nam głęboko uświadomić, że źródłem
wszystkich Jego praw jest miłość. Żeby człowiek poprzez to jedno prawo, prawo miłości inaczej spojrzał
na wszystkie Boże prawa, które są inną formą miłości: czy to będą przykazania Boże, czy kościelne, czy
Kazanie na Górze, czy inne prawa, które nam Chrystus przynosi np. o spożywaniu Ciała Pańskiego,
wszystkie one są wyrazem Bożej miłości do nas.
 
Ks. Janusz Pasierb streszczając pielgrzymkę Ojca Świętego Jana Pawła II do Polski z 1991 roku, ujął
bardzo chyba trafnie naszą rzeczywistość, także tą religijną. Ojciec Święty sam zafrasowany naszą
wolnością, kilka razy krzyczał, jak nigdy przedtem. Postawił przed nami, jak zwierciadło
sprawiedliwości, dziesięcioro przykazań. Czy to nie wyglądało chwilami jak przykładanie lusterka do
ust ciężko chorego, aby sprawdzić czy jeszcze oddycha?. Sprawdzianem naszego życia jest Boże prawo
miłości. Konstytucja dogmatyczna o Kościele mówi: „Do społeczności Kościoła wcielani są w pełni ci,
którzy mając Ducha Chrystusa, przyjmują całą jego strukturę i wszystkie ustanowione w nim środki
zbawienia oraz w jego widzialnym organizmie pozostają z Chrystusem, który rządzi nim przez papieża i
biskupów, złączeni więzami wyznania wiary, sakramentów i kościelnego zwierzchnictwa oraz komunii.
Nie dostępuje jednak zbawienia, chociażby był wcielony do Kościoła, ten, kto nie trwając w miłości,
pozostaje wprawdzie w łonie Kościoła ciałem, ale nie sercem. Wszystkie zaś dzieci Kościoła powinny
pamiętać o tym, że swój uprzywilejowany stan zawdzięczają nie własnym zasługom, lecz szczególnej
łasce Chrystusa. Jeśli zaś z tą łaską nie współdziałają myślą, słowem i uczynkiem, nie tylko nie będą
zbawieni, lecz jeszcze surowiej będą osądzeni".
Dlaczego? Bo, „komu wiele dano, od tego wiele będzie się wymagać, a komu wiele powierzono, od tego
więcej się zażąda" (Łk 12, 48)". Bóg pragnie, aby nasze czyny były zawsze zbawczymi. By były nie
tylko dobre, ale wykonane również w stanie łączności z Bogiem, w stanie łaski. To jest prawda
objawiona przez Pana Boga - człowiek do zbawienia potrzebuje łaski Bożej, „bo beze Mnie nic nie
możecie uczynić" (J 15,5).
Ta prawda wiary była bardzo mocno podkreślana od samych początków Kościoła w związku z różnymi
skrajnymi poglądami np. z pelagianizmem. Pelagiusz twierdził, że człowiek własnymi ludzkimi siłami
może siebie zbawić. Jego nauka została przez Kościół potępiona, jako niezgodna z Bożym Objawieniem.
Drugą krańcowością był luteranizm, który twierdził, że człowiek jest tak zdeprawowany, że przed
usprawiedliwieniem może tylko żyć i popełniać grzechy ciężkie. Kościół sprzeciwił się kategorycznie
takim poglądom wskazując na istnienie całego procesu, który prowadzi do nawrócenia. Istnieją naturalne
dobre czyny, których Kościół broni, a które przygotowują serce człowieka do nawrócenia. Jeżeli płyną z
miłości człowieka i Boga to już w sobie zawierają prośbę o przebaczenie.
Kiedy człowiek tkwi w grzechu, mówimy o śmierci moralnej, o całkowitej niezdolności w kwestii
zbawienia wiecznego. „Teologiczne określenie „stan łaski" nie oznacza nic innego, tylko stan, dzięki
któremu słowa, gesty i uczynki pozostają żywe; a pozostają żywe zawsze, dopóki w człowieku tli się
najmniejsza bodaj iskierka miłości. Teologiczne określenie „grzech śmiertelny" oznacza rzecz istotnie
ciężką: stan, w którym nastąpiło zamarcie wewnętrzne". Musi wtedy przyjść i przychodzi do człowieka
ożywcza łaska Zbawiciela, która człowieka budzi z martwych. To Bóg nas uzdalnia, wzbudza w nas
pragnienia, daje początek wiary i pragnienie życia wiecznego. Jest On obecny w całym procesie
odżywania i rozwoju życia. Człowiek przyjmuje dar Boży, dar zbawienia i postępuje zgodnie z Bożym
życzeniem, dzięki Bożemu wpływowi, który zwiemy łaską uczynkową. Pismo św. posługuje się tutaj
dwoma rodzajami przenośni: Bóg daje światło i Bóg daje moc. Chrystus został nazwany Światłością
świata. Sam siebie określił: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w
ciemności, ale będzie miał światło życia" (J 8, 12). „Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego
człowieka, gdy na świat przychodzi" (J l, 9). Światłość i moc Boża dana ludzkiemu rozumowi. Zwróćmy
uwagę na moc Ducha Świętego w nas, i w Kościele. „Gdy Duch Święty zstąpi na was, weźmiecie Jego
moc i będziecie Moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, w Samarii i aż po krańce ziemi" (Dz l,
8). Światło i moc to są praktyczne przypomnienia Boże, z czym On do nas przychodzi, żeby nasze czyny
codzienne nabierały mocy Bosko-ludzkiej. Bóg wpływa na człowieka poprzez jego rozum i poprzez
wolę. Na rozum działa światło, na wolę działa moc Boża. Boże oddziaływanie na człowieka obejmuje
cały proces zbawienia. Od pierwszego pragnienia aktu wiary, aż po czas wytrwania w dobrym do końca.
„Jestem tego pewny, że Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, doprowadzi je do końca, aż do dnia
Chrystusa Jezusa" (Flp l, 6). Bóg nie ogranicza jednak w niczym wolności człowieka. Przychodzi tylko,
aby rozwinąć i ubogacić jego wolność. Pan Bóg także nie umniejsza poprzez łaskę uczynkową naszej
odpowiedzialności. Człowiek jest wolny dzięki Panu Bogu. Dlatego Bóg pozwala nam rozwijać naszą
wolność umożliwiając wybór dobra, ale także wybór przeciwny dobru, czyli wybór zła.
Czynem martwym nazwiemy czyn dobry, który jest spełniony w stanie grzechu ciężkiego, bez
pojednania z Panem Bogiem, który nie rodzi życia wiecznego. Kościół broni wartości naturalnej dobrych
czynów i zachęca wiernych nie pogodzonych z Bogiem do dobrego życia. Przytoczę tytułem przykładu
fragment z Adhortacji Apostolskiej Jana Pawła II, Familiaris consortio, o Zadaniach rodziny
chrześcijańskiej: „Razem z Synodem wzywamy gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania
pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni
odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem jako ochrzczeni powinni uczestniczyć w jego życiu. Niech
będą zachęcani do słuchania słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie,
do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania
dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z
dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi,
niech okaże się miłosierną matką podtrzymując ich w wierze i nadziei. Kościół jednak na nowo
potwierdza swoją praktykę opartą na Piśmie świętym nie dopuszczania do Komunii świętej
rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do Komunii
świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między
Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia". To jest ta wielka miłość Boga do
człowieka, której śladem podąża Kościół nawet wtedy, kiedy człowiek trwa w stanie winy.
Czyny martwe. W konkretnej sytuacji nie do nas należy sąd. Jeden Bóg wie wszystko i zna serce
człowieka. Wiemy, że Jezus dał nam nowe przykazanie miłości wzajemnej. Każdy dobry czyn
wyświadczony drugiemu jest czynem wyświadczonym Bogu. Takie jest objawienie tajemnicy Bożej.
Przecież w każdym człowieku rodzi się pragnienie dobra, pragnienie bycia innym, lepszym, rodzi się
potępienie zła. Czy nie jest to wołanie o ekspiację, o powrót do Pana Boga, o naprawę zła? Przecież ta
dobra myśl, to pragnienie, wołanie o sprawiedliwość, o dobro, o pokój, o zbawienie jest działaniem
Bożym. A chodzi przecież o pojednanie z Panem Bogiem. Jezus mówił nam o prawie miłości. Każdy
człowiek może potargać te więzy.
I wiemy z doświadczenia, że różnie bywa, I kiedy potarga więzy miłości, wtedy wszystko staje się
martwe, bo do głosu dochodzi egoizm, zapatrzenie, czy zamknięcie się wyłącznie na sobie. Pamiętamy z
przypowieści Jezusowej o bogaczu, który myślał tylko o sobie i zamyślał o budowie nowych spichlerzy,
żeby dla siebie zgromadzić cały majątek. I mówi Chrystus: „Ale Bóg oznajmił mu: „Głupcze, tej nocy
zażądają od ciebie twojej duszy! Czyje więc będzie to, co zgromadziłeś? Tak będzie z każdym, kto
gromadzi skarby dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem" (Łk 12, 20-21). To właśnie są czyny puste,
czyny martwe, w których nie ma iskry miłości do drugiego człowieka, czy Pana Boga. Musimy uważać,
żeby nie przyszła na nas socjologiczna pokusa, załatwienia wszystkiego na płaszczyźnie międzyludzkiej.
Może wtedy zgasnąć ta ostatnia iskierka miłości do Pana Boga, która sprawia, że kochamy też drugiego
człowieka. Wtedy jego życie, gesty, słowa i czyny staną się martwe. Dopowie św. Paweł: „I jeśli
rozdałbym ubogim wszystko, co posiadam, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic
bym nie zyskał" (l Kor 13,3-4). A wcześniej mówi św. Paweł o innych darach - o uzdrawianiu, o
przepowiadaniu,o różnych charyzmatach i o tym charyzmacie, bez którego wszystko staje się daremne.
Bowiem „każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem narodził się z Boga i każdy, kto miłuje Tego, który
dał życie, miłuje też tego, który życie od Niego otrzymał" (l J 5,1). Jeżeli matka nie kocha Boga, to
dzieci
stracą na jej miłości. Ona praktycznie zagradza dziecku drogę do prawdziwej miłości, ona dziecko
ograbia. I trzeba sobie to mocno dzisiaj uświadomić, kiedy i w samym Kościele i w różnych innych
kręgach pojawiają się tendencje wskazywania wartości jedynie jako czysto ludzkich. A przecież
kochać Tego, który dał życie to bardziej miłować także tego, który to życie od Boga otrzymał.
Rozważamy ten problem po to, aby nie zginął żaden okruch dobra, ponieważ istnieje przepaść między
dobrem czynionym w stanie łaski, a dobrem w stanie winy. Dodam jeszcze. Jest różnica przekazywania
Bożej łaski przez księdza, który żyje bliżej Boga, a żyjącym w stanie grzechu. Chodzi bowiem o
tajemnicę Mistycznego Ciała Chrystusa. Kościół głęboko zatroskany o człowieka, o jego wnętrze i
kształt sumienia, każe mu przed modlitwą obudzić akt skruchy, akt miłości do Boga i pragnienie
spowiedzi świętej. Pogodzenie człowieka z Bogiem to największa szansa ratowania każdego dobra.
Trzeba budzić w sobie umiejętność skruchy i uczyć tego innych. Psalm 51 .jest doskonałym obrazem
skruchy serca człowieka. Człowiek zaczyna się wtedy tworzyć, i żyć pełniej. Bóg się nie zniechęca, gdy
natrafia na opór człowieka, przychodzi do każdego. On nieustannie szuka owcy zagubionej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin