Walka o Górny Śląsk w dobie powstań śląskich.doc

(99 KB) Pobierz
Tam, gdzie Niemiec mówił dobranoc

Marek Kawa

 

                                 Walka o Górny Śląsk w dobie powstań śląskich

 

 

              Opolszczyzna czy Górny Śląsk przez większość swoich zmiennych dziejów nie należały do terenów łatwych, wdzięcznych czy stabilnych; nikt chyba jednak nie zaprzeczy, iż wpływ kultury polskiej nie wygasł tutaj nawet podczas najsmutniejszych dla państwa polskiego chwil. Jego kulturowa i ustrojowa geneza silnie była związana z państwem piastowskim i narodem polskim. Co się działo potem, było niewątpliwie związane z niefortunnym geopolitycznym położeniem, traktowaniem tego terenu po macoszemu przez niektórych naszych włodarzy i historycznymi reperkusjami, które niewątpliwie niekorzystnie wpłynęły na dzisiejszy polityczny obraz tego regionu. Choć z pewnością jest o wiele lepiej aniżeli ongiś. Tutejsza ludność w większości i z gruntu katolicka (na początku XX w. około 92%), mówiąca określonym dialektem (o strukturze gramatycznej typowo polskiej) – niekiedy z różnorakich względów określająca się jako Górnoślązacy, Ślązacy, by wyodrębnić swą folklorystyczną odrębność – z pewnością nie nabyła owych przymiotów od swoich teutońskich czy czeskich, często sąsiadów „z przymusu”. Już mało kto pamięta, iż słynna Rota Konopnickiej bierze swoje początki z odczuć i bacznego obserwowania sytuacji oraz losów Polaków pod zaborem pruskim czy austriackim, a zwłaszcza z terenów Górnego Śląska:

 

              Śmiertelny znój to! Krwawy trud!

              Wysiłek niesłychany!

              Po wiekach całych śląski lud

              Niemieckie rwie kajdany

              W ojczyzny imię bierze chrzest

              Potężny chrzest dziejowy

              I wie, że Polska – matką jest

              A on, że ród piastowy

 

Troskę o ten strategiczny wycinek Ziem Odzyskanych przejawiali najprzedniejsi przywódcy rodzącego się ruchu narodowego – wspomnijmy choćby Dmowskiego i Popławskiego, wydających potajemnie w Opolu „Pochodnię” (biuletyn Ligi Narodowej), czy związanego bezpośrednio ze Śląskiem W. Korfantego, aż w końcu Jędrzeja Giertycha (który urodził się na Śląsku). Warto tu przytoczyć programową opinię z narodowej „Gazety Warszawskiej” z początku drugiego dziesięciolecia XX wieku: „Odrodzenie Śląska to niewątpliwie  j e d e n  z  n a j w a ż n i e j s z y c h  faktów w historii naszej porozbiorowej, to jedyna zdobycz terytorialna i etnograficzna, jaką narodowy nasz stan posiadania od czasów rozbiorów wzbogaciliśmy [...]” („Gazeta Warszawska” 1911, nr 9). Problem Śląska był bacznie obserwowany przez opinię publiczną całej rdzennej Polski, zaprzątał nawet bardziej uwagę odradzającego się państwa polskiego, aniżeli inne rubieże pod panowaniem pruskim. O tym intensywnym stosunku świadczyć może choćby miano „młodsi bracia”, jakim określano Ślązaków.

Polscy narodowcy (starzy czy młodzi) nie tylko pisali o Górnym Śląsku, ale bardzo praktycznie wprowadzali w czyn swoje idee i zamierzenia co do przyszłej inkorporacji tych ziem do macierzy. Niemalże od samych początków ruchu narodowego Śląsk znajdował się na kluczowym miejscu strategii odrodzeniowej. W myśl narodowego dogmatu – to naród wyznacza granice państwa, a nie na odwrót – dominująca populacja Polaków na Górnym Śląsku miała wcześniej czy później przesądzić o polskim państwowym charakterze. Przypomnijmy tutaj może kilka danych liczbowych ze spisu powszechnego (z roku 1910), prowadzonego przez państwo pruskie na terenie Śląska; nie wiemy do końca na ile są one wiarygodne, zważywszy ówczesne błędy metodologiczne w statystyce niemieckiej, a także stronniczość i instrumentalizację polityczną. Owe spisy – pamiętajmy przecież - miały przekonywać opinię międzynarodową o postępującej germanizacji tych terenów. Górny Śląsk na przełomie wieków wykazywał wysokie tempo wzrostu demograficznego. Stosując kryterium deklarowanego języka ojczystego, władze pruskie wykazywały w spisie z 1910 r. na terenie rejencji opolskiej: 1 169 340 osób wyłącznie polskojęzycznych, 884 045 – wyłącznie niemieckojęzycznych, 57 347 – czeskojęzycznych, 7752 osoby posługujące się innymi językami, 88 798 osób władających „dwoma językami ojczystymi” – niemieckim i polskim[1]. Polskość terytorialnie skupiała się na terenach wiejskich (66,8 %), w miastach z kolei germanizacja postępowała szybciej (71,8%). Wcześniej w kościelnej ankiecie z 1889 r. 80% i 90% Górnoślązaków uczęszczało na katolickie nabożeństwa w języku polskim, a z kolei ze szkolnego spisu, przeprowadzonego w 1911 r., wynikało, iż aż 70,1% dzieci Górnoślązaków w wieku szkolnym posługiwało się ojczystym językiem polskim, przy czym w rejonach wiejskich dochodził do 87,0%. Tak więc z ostrożnością należy podchodzić do podawanych przez Niemców danych, gdzie Polacy mieli stanowić 64-65% wszystkich mieszkańców rejencji opolskiej[2].

Niepokoił jednak zbyt ugodowy sposób artykułowania interesów zamieszkałej tam polskiej ludności, który często politycznie znajdował ujście w sojuszu z centrową partią katolików niemieckich („Centrum”) i był reprezentowany w pruskim Reichstagu. Dodajmy, iż to ugrupowanie w latach zintensyfikowania antykatolickiej propagandy hitlerowskiej w latach 30-tych musiało się w końcu rozpaść (w ramach cywilizacji bizantyńsko-turańskiej wcześniej czy później to władca narzuca swoją religię i nad nią panuje). Brak było zatem w ówczesnych propolskich działaniach politycznych wyraźnie czysto narodowego akcentu. Stąd też poprzez młodzieżową organizację zwaną „Zetem” pozyskano grono zwolenników wśród narodowo nastawionych akademików na czele z Wojciechem Korfantym. Dalsze działania doprowadziły do założenia na Górnym Śląsku pisma „Górnoślązak” (1901). Grunt pod działalność ruchu wszechpolskiego na tym terenie przygotowały „Dziennik Berliński”, poznańska „Praca”, oraz ściśle związane z narodową demokracją towarzystwa: „Sokół” oraz ”Towarzystwo Czytelni Ludowych”. W połowie 1902 roku na krakowskiej naradzie działaczy Ligi Narodowej z zaboru pruskiego, w której udział wzięli m.in.: R. Dmowski, J. L. Popławaski, Z. Balicki, określone zostały cele działalności na Górnym Śląsku – tj. skupienie wszystkich polskich sił narodowych i emancypacja polityczna. W celu też uaktywnienia zaplecza na Śląsk przeniknął tajny ruch odrodzenia narodowego Eleusis, założony przez filozofa, profesora UJ Wincentego Lutosławskiego (jego prawą ręką był Górnoślązak Joachim Sołtys), pomagał mu w organizowaniu komórek tego ruchu również Kornel Makuszyński. W ciągu paru lat powstało na tym terenie kilkadziesiąt ognisk Eleusis, skupiających od 2 do 3 tys. osób. Z kolei korzeni ideowych późniejszej POW (Polskiej Organizacji Wojskowej), konspiracyjnego zaplecza powstańców śląskich, należy upatrywać nie w piłsudczykowskich legionach, ale w sokolstwie, ruchu ZET-owskim, elsowskim i skautingu, które tworzyły pierwsze paramilitarne organizacje na śląskim terenie. Organizacyjnie i ideowo POW była związana z poznańskim ośrodkiem politycznym, podlegając bezpośrednio Wojciechowi Korfantemu.

Proponowane przez ruch narodowy, mający już na Śląsku swoją godną reprezentację w osobie Wojciecha Korfantego, radykalniejsze usamodzielnienie się ruchu polskiego w walce o swoje interesy nie zostało przychylnie przyjęte przez dotychczasowe umiarkowane środowisko związane z „Katolikiem” (popularne polskojęzyczne czasopismo na Górnym Śląsku) i jego środowiskiem: K. Miarką czy Wielkopolaninem z pochodzenia Adamem Napieralskim (prasowym potentatem prasy polonijnej na Śląsku). Był on zwolennikiem systematycznego, powolnego wzmacniania ruchu polskiego, współpracując dotychczas z katolicką, wspomnianą już przez nas, niemiecką partią Centrum, która niekiedy tylko popierała postulaty polskie. Sytuację komplikowało też pojawienie się ruchu socjalistycznego, który również deklarował troskę o społeczne interesy robotniczych środowisk. W tym miejscu należy zaznaczyć, iż Górny Śląsk w swej strukturze społecznej zdominowany był przez zubożałe grupy robotnicze i rolnicze z bardzo nieliczną klasą średnią i inteligencją, opanowaną zresztą przez Niemców i Żydów (o tym wątku za moment). Cel niejako był wspólny – przywrócenie Śląska Polsce, spór jednak dotyczył metody i sposobu działania.

Nurt umiarkowany dowodził, iż Górnoślązaków z Polakami innych dzielnic łączy tylko więź językowa i religijna, że zaledwie jednostki przekroczyły ten poziom. Natomiast ruch narodowy znacznie ufniej i radykalnie oceniał więź Górnoślązaków z polskością. Zakładał, że właśnie samodzielna walka wyborcza w największym stopniu przyczyni się do uaktywnienia ludności polskiej. I tak też mniej więcej się stało. Po zwycięstwie Korfantego – ku zaskoczeniu co niektórych – środowiska narodowe przyjęły ten fakt jako ukoronowanie jednego z etapów długiej drogi Górnoślązaków do polskości. Popławski pisał wtedy:

 

Dziś Górny Śląsk przestaje być ziemią kresową, zaczyna żyć pełnym życiem duchowym i politycznym z całą Polską. Po ostatnich wyborach można powiedzieć bez przesady, że Śląsk został już do Polski przyłączony („Przegląd Wszechpolski” 1903, nr 9).

 

Z kolei na łamach równie narodowego „Głosu Narodu” pisano jeszcze sugestywniej:

 

Przyjdźcie lepiej tu i całujcie tę ziemię, bo ona bardziej polska niż ta nasza w Poznańskiem [...] („Głos Narodu” 1904, nr 356)

 

Ponowny wybór Korfantego do parlamentu niemieckiego w 1905 r. przyjęty został z euforią przez prasę różnych odcieni politycznych, to wskazywało już na wyraźną ewolucję poglądów, którą zainicjowała śmiała i trzeźwa polityka kręgów narodowych. Fale optymizmu nieco ostudziła śmierć Popławskiego w 1908 oraz ponownie odżyła idea współpracy ruchu polskiego z niemieckim Centrum, dzięki czemu umocnił swą pozycję i wpływy poseł i wydawca - Napieralski. Zbyt rozbudzony optymizm powrócił pośród Górnoślązaków dopiero po wydarzeniach związanych z klęską Niemiec w czasie I wojny światowej. Toteż, gdy sytuacja geopolityczna przyszłej Rzeczypospolitej ukazała się w nowej perspektywie w związku z wydarzeniami w Rosji w 1917 i wizja bliskiego zwycięstwa aliantów nad państwami centralnymi, w marcu Roman Dmowski złożył memoriał w tej sprawie brytyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych – Balfourowi. Postulował włączenie w skład państwa polskiego Galicji z rejonem Cieszyna, Królestwa Polskiego oraz guberni kowieńskiej, wileńskiej, grodzieńskiej, części mińskiej i Wołynia, Poznańskiego, Prus Zachodnich z Gdańskiem, Górnego Śląska i południowego pasa Prus Wschodnich. W kilka miesięcy potem Dmowski ogłosił w Londynie drukiem opracowanie pt. Zagadnienie środkowo- i wschodnioeuropejskie, w którym powtórzył raz jeszcze powyższą propozycję ukształtowania granic Polski po wojnie[3].  To właśnie do tych postulatów w 1918 roku nawiązał Korfanty w swym przemówieniu w Reichstagu. W grudniu 1918 r. wybuchło powstanie w Wielkopolsce; trwały więc później w lutym 1919 rokowania z Niemcami, strona polska próbowała wtedy włączyć teren Prus Zachodnich (Pomorze i Śląsk) – rokowaniom przewodził W. Korfanty (wspierał go aktywny Wielkopolanin biskup katowicki ks. St. Adamski). Do ugody nie doszło. Równie w Trewirze Niemcy skutecznie blokowały korzystne dla Polski plany. Niestety sam Naczelnik powstającego państwa – Piłsudski nie przejawiał specjalnie inicjatywy co do naciskania na Niemcy. Zdradzał tę postawę choćby w jednej z rozmów ze swoim wysłannikiem do paryskiego Komitetu Narodowego Wł. Baranowskim: „ [...] w tej chwili Polska jest właściwie bez granic i wszystko, co możemy w tej mierze zdobyć na Zachodzie zależy od Ententy, o ile zechce ona mniej lub więcej ścisnąć Niemcy. Na wschodzie to inna sprawa [...] tu są drzwi, które się otwierają i zamykają i zależy, kto i jak szeroko siłą je otworzy [...]” [4]. A należy tu dodać, iż czas przełomu 1918/1919 – jak pokazał sukces Powstania Wielkopolskiego, sprzyjał zdecydowanemu zbrojnemu przejęciu Śląska przez wojska polskie. Niemcy, gdyby doszło do ataku na Śląsk, byliby całkowicie zaskoczeni i niemalże bezradni, a ponadto sprzyjała takiemu rozwiązaniu do wiosny 1919 r. koniunktura międzynarodowa. Polskie władze jednak zdaje się, że nie wykorzystały okazji, trudno stwierdzić na ile świadomie i na ile zaważyła tu proniemiecka polityka Piłsudskiego. Przypomnijmy, iż obóz narodowy sprzyjał zaangażowaniu „Błękitnej Armii” generała Hallera, która mogłaby zająć zwycięsko Śląsk. Niestety do tego też nie doszło.

Polacy jednak mimo opieszałości nowych władz, a zwłaszcza mieszkańcy z obszarów Górnego Śląska niecierpliwili się.

 

 

Powstania śląskie i plebiscyt

 

              Wybucha więc spontanicznie nocą 17 sierpnia 1919 – nieco wbrew samemu Korfantemu i rządowi polskiemu - pierwsze powstanie śląskie. Powstanie rozpoczęte w północnej części powiatu pszczyńskiego, wygasło 26 sierpnia, objęło swym zasięgiem powiaty: pszczyński, rybnicki, katowicki, zabrski, bytomski, tarnogórski oraz południowo-wschodnie skrawki powiatów raciborskiego i gliwickiego. Spośród bezpośrednich przyczyn wybuchu tego żywiołowego powstania dwie okazały się decydujące: strajk generalny i masakra robotników na terenie kopalni w Mysłowicach. Powstańcy walczyli uparcie z przeważającymi siłami niemieckimi. Brak jednak koordynacji i jednolitego dowództwa oraz niewykorzystanie elementu zaskoczenia sprawiły, iż walki w ciągu kilku dni ostatnich przekształciły się w zacięte izolowane potyczki. Sukcesy, które zdołano osiągnąć miały charakter lokalny. Rozpoczęta 20 sierpnia 1919 kontrofensywa regularnych oddziałów niemieckich doprowadziła do klęski powstańców pozbawionych wsparcia broni ciężkiej i odwodów. Rząd polski nie interweniował, usprawiedliwiając się podpisanymi traktatami, skupiając jedynie nieliczne oddziały wojskowe na granicy Śląska. Piłsudski był stale – najogólniej mówiąc – powściągliwy co do bezpośredniego wsparcia śląskich powstańców. Trwała też wewnętrzna rywalizacja o wpływy i przywództwo pośród Ślązaków pomiędzy środowiskiem poznańskim (Korfanty) a warszawskim (rządowym). Mimo tego I powstanie śląskie zdobyło sympatię niemal całej Polski, co skutkowało także w praktyce – społecznym wsparciem, pomocą (12 % powstańców stanowili ochotnicy z Polski). Zakończyło się niepowodzeniem, ale po trosze osiągnęło inny cel: przyspieszyło wyznaczenie organów władz plebiscytowych i ich przybycie na Górny Śląsk, a w konsekwencji wycofanie się stamtąd regularnych wojsk niemieckich. Po upadku powstania rząd polski ujął się za represjonowaną na Górnym Śląsku populacją polską, nawiązał pertraktacje z niemieckimi władzami i doprowadził 1 października 1919 do zawarcia polsko-niemieckiej umowy, gwarantującej wypuszczenie na wolność osób uwięzionych i zapewniającej bezpieczeństwo osobom zagrożonym karami. Amnestia umożliwiła uchodźcom polskim powrót na obszar Górnego Śląska.

              Owo pierwsze spontaniczne powstanie - na jakie bardziej entuzjastycznie zareagowała Polska niż jej konstytuujące się władze – było oznaką wysokiej samoświadomości społeczeństwa zamieszkującego Górny Śląsk i propolskiej decyzji odseparowania się od Niemiec. Dla przykładu wspomnijmy choćby 100 tysięczną demonstrację poparcia Warszawiaków 29 sierpnia 1919 i inne liczne wiece: oto na placu Teatralnym i przyległych ulicach protestowali przeciwko zbrodniom popełnionym przez Niemców na ludzie śląskim i wzywali Rząd Polski do energiczniejszych kroków w celu zapobieżeniu dalszym morderstwom i najszybszego przyłączenia prastarej dzielnicy polskiej do Rzeczypospolitej, składano też petycje do placówek dyplomatycznych. Wśród polskiego społeczeństwa zainteresowanie, poparcie i sympatia rosły do czasu jednak niepowodzeń na froncie bolszewickim. Optymizmu nie przyniosła też klęska zaniedbanej walki o Powiśle, Warmię i Mazury, gdzie Polacy zdecydowanie przegrali plebiscyt. Prawdopodobnie celowe niemieckie prowokacje – w tym najcięższym dla odradzającej się Rzeczypospolitej – walki z bolszewikami doprowadziły do wybuchu kolejnego powstania w sierpniu 1920 r. Oprócz blokowania pomocy Polsce od strony zachodu w walce z czerwoną bolszewicką zarazą i kolaborowania z bolszewikami (w szeregach Armii Czerwonej nie brakowało niemieckich doradców oraz instruktorów) Niemcy wszczęły wówczas zbrojne wystąpienia rewindykacyjne na Górnym Śląsku. Towarzyszyła temu antypolska nachalna nagonka w kontekście kampanii plebiscytowej na Górnym Śląsku, która rozpowszechniała tezę o ostatecznym upadku Polski. Te i inne prowokacje na Górnym Śląsku zdeterminowały wybuch drugiego powstania. Akcja Zbrojnej Samoobrony, przeprowadzona w dniach od 18 do 25 sierpnia 1920, stanowiła klasyczną demonstrację zbrojną. Z polityczno-wojskowego punktu widzenia nie był to dobry okres na podejmowanie powstania (Sowieci pod Warszawą), stąd Dowództwo Główne POW Górnego Śląska, Polski Komisariat Plebiscytowy, Wydział Plebiscytowy Ministerstwa Spraw Wojskowych byli przeciwni powstaniu. Mimo to wybuchło za sprawą lokalnych nacisków (akcja W. Fojkisa i jej następstwa) i zakończyło się pomyślnie. Zamiarem śląskich przywódców było przede wszystkim zamanifestowanie polskości na obszarach objętych plebiscytem. Oddziały POW Górnego Śląska w ciągu kilku dni odniosły zdecydowane sukcesy w kilku powiatach. Dnia 24 sierpnia Komisja Międzysojusznicza zaakceptowała ograniczone i tak przecież cele powstania i zażądała zaprzestania walk. Zainteresowanie II powstaniem w kraju z przyczyn oczywistych (zagrożenie sowieckie) było już o wiele mniejsze, niż uprzednio. Z racji wydłużającej się kampanii wojskowej na wschodniej granicy Polski W. Korfanty niemalże grzmiał na władze Polski, by jak najszybciej podpisały pokój z bolszewikami, gdyż niebezpieczna dla Polski wojna ma negatywny wpływ na morale i propolską postawę wśród Górnoślązaków.

              Po udanym II powstaniu śląskim, zwłaszcza na przełomie lat 1920/1921, górnośląski ruch powstańczy zdynamizował swą działalność, znacznie ożywiły się przygotowania konspiracyjne, wydatnie wzrosła pomoc i wsparcie ze strony państwa polskiego – prawdopodobnie władze II Rzeczypospolitej wyciągnęły wnioski z dotychczasowych doświadczeń przegranego plebiscytu na Warmii i Mazurach, a także porażek polskiej dyplomacji w stosunku do ziem Śląska. I i II powstanie śląskie odegrały znaczące role: stały się czynnikiem aktywizacji ludności polskiej, a przede wszystkim paraliżowały niemieckie plany jej sterroryzowania. II powstanie wręcz zapobiegło próbie niemieckiego zamachu, gdy nastąpił dramatyczny zwrot na froncie wschodnim po ryzykanckiej wyprawie Piłsudskiego na Kijów.

              Kolejne wystąpienie zbrojne Górnoślązaków nastąpiło w bezpośredniej reakcji na wyniki plebiscytu; tak więc III powstanie śląskie było jak najbardziej autentycznym komentarzem do wyników plebiscytu i przesądziło o korzystniejszym przebiegu linii, wyznaczonej w październiku 1921 r. przez mocarstwa sprzymierzone. W tym miejscu przypomnijmy błyskotliwą historyczną „apologetykę” Jędrzeja Giertycha, która często powracała w swej narodowej myśli do kwestii Górnego Śląska. W swym „apologetycznym” opus magnum czym stała się In Defence My Country, wydana w Londynie w dramatycznym też okresie dla Polski – 1981 roku, nie mogło zabraknąć tematyki śląskiej i wymiaru tego trzeciego zwycięskiego powstania na Górnym Śląsku. W taki oto zwięzły sposób Jędrzej Giertych przybliżał obcemu czytelnikowi niuanse plebiscytu, Górnego Śląska i powstania:

 

              „Plebiscyt generalnie został niekorzystnie na rzecz strony polskiej zaplanowany. Otóż przede wszystkim uprawniono do głosowania wszystkie teoretycznie urodzone osoby na tym terenie: to oznaczało, iż 200 tysięcy urodzonych, ale bezpośrednio nie mieszkających na obszarze Górnego Śląska, uzyskiwało prawo głosu. Mogli w każdej chwili przybyć i oddać swój głos, to także otwierało pewne możliwości do ordynacyjnych nadużyć. Bowiem to władze niemieckie wydawały świadectwa urodzeń i nimi zarządzały; w każdej więc chwili mogły zostać spreparowane fałszywe certyfikaty. Tak też się stało – jak można było przewidzieć - w przypadku strony niemieckiej. Urodzeni jedynie na Śląsku – najczęściej dzieci niemieckich administratorów, urzędników, wojskowych oraz ludności przemysłowej, nadciągającej stale nad rozwijający się gospodarczo Śląsk – faktycznie nie należeli do stałej populacji  tego obszaru, gdyż zamieszkiwali ostatecznie tereny rdzennie niemieckie. Tak więc na 1 186 000 dusz uprawnionych do głosowania w plebiscycie, owa dodatkowa liczba potencjalnych głosów dla strony niemieckiej okazywała się co najmniej  1/6 uprawnionych.

Niestety również czas wyznaczony na plebiscyt okazał się dość niefortunnym dla racji polskiej. Plebiscyt wyznaczono na 20 marca 1921 roku. Do 18 marca tegoż roku trwała przecież wojna polsko-bolszewicka, a więc dwa dni wcześniej, parafowano pokojowy traktat w Rydze z Rosją. Ów stan bycia w konflikcie wojennym z Rosją z pewnością nie przyciągał dodatkowych głosów na korzyść Polski, zwłaszcza pośród niezdecydowanych niekiedy Ślązaków, przedkładających własną stabilizację i komfort, nad charakter przyszłej tożsamości państwowej.

Pomimo tych wielu jakże niekorzystnych czynników wyniki plebiscytu ułożyły się następująco: w 691 miejscowościach większość zdobyli Polacy, z kolei w 845 miejscach zwyciężyli Niemcy. To liczbowo dawało 479. 414 (40.4%) głosów dla Polski i 706. 820 (czyli 59.6 %) dla Niemiec. Podział Górnego Śląska między Polskę a Niemcy stawał się coraz bardziej oczywisty. Ów zakładany ordynacyjny wyznacznik, decydującego głosu dla każdej miejscowości, stawał się niemożliwy. Przede wszystkim z tego powodu, iż doszło do sytuacji, kiedy pewne miejscowości na zgermanizowanym zachodzie Śląska, opowiedziały się na rzecz Polski, a z kolei pewne miejsca na terenie wyraźnie pro-polskim wyłamały się na rzecz strony niemieckiej. Stało się jasnym, iż podział na dwa odmienne etnicznie oblicza Śląska ugruntował się i nabrał realnych kształtów.

W południowo-wschodniej części, na jaką składały się następujące tereny: Rybnik, Pszczyna, Katowice, Bytom, Zabrze, Gliwice, Tarnowskie Góry, Lubliniec, Strzelce, oraz w połowie Racibórz, Koźle, Oleśno, w małej części Opole (głównie jego wschodnia strona), a także cztery odseparowane miasta: Katowice, Bytom, Chorzów i Gliwice, przewaga polskiego elektoratu była wyraźna: 443. 409 głosów, co dawało 52.3% dla Polski. Z kolei wynik dla Niemiec na tym obszarze wynosił: 404. 883, czyli 47,7%. Na północno-zachodniej natomiast rubieży Śląska większość elektoratu opowiedziała się za opcją niemiecką. 

Wówczas strona Polska zwróciła się do Międzynarodowej Komisji o bezwarunkowe przyłączenie owych wspomnianych obszarów, które jednoznacznie opowiedziały się za państwowością polską. Wniosek ów jednak spotkał się z oporem nie tylko samych Niemiec, ale i także Wielkiej Brytanii w osobie, znanego polakożercy, premiera Lloyda Georga. Ów sprzeciw argumentowano, iż główne miasta przemysłowe (Katowice, Bytom, Chorzów, Gliwice) w tej propolskiej strefie opowiedziały się w plebiscycie po stronie niemieckiej, i stąd też winny pozostać w obrębie wpływów państwa niemieckiego. Ten uprzemysłowiony róg Górnego Śląska znajdował się przecież daleko na południowy-wschód, zaraz granicząc z Polską i ponadto z trzech stron ( południowej, zachodniej i północnej) otoczony był przez zdecydowanie rolnicze i przedmiejskie tereny, które w plebiscycie poparły rację polską. Zdecydowany więc charakter tych terenów, poza jedynie tymi czterema miastami – nawet, gdyby je zebrać w jedną całość, był politycznie i etnicznie pro-polski.

              Pod naciskiem Wielkiej Brytanii pierwszy rozstrzygający projekt podziału Górnego Śląska dawał Polsce jedynie mały skrawek terytorium na dalekim południu (rejon Pszczyny i Rybnika – o zdecydowanie polskim charakterze) Śląska, a Niemcom z kolei przyznawał owe cztery główne miejskie ośrodki przemysłowe wraz z obszernymi propolskimi terenami, które przylegały z północy i zachodu do wspomnianych miast. Tak przedłożony projekt inkorporacji Górnego Śląska wywołał od razu protesty wśród populacji polskiej, zamieszkującej owe obszary, która w efekcie wystąpiła zbrojnie, opanowując ową propolską strefę do linii, która zyskała miano „linii Korfantego”. Po zbrojnych potyczkach śląskich powstańców z regularnymi oddziałami armii niemieckiej, którą stanowili też tzw. „ochotnicy bawarscy”, państwa sprzymierzone wymusiły na obu stronach kompromis, według którego Katowice i Chorzów przechodziły do strefy polskiej, a Gliwice i Bytom traciliśmy na rzecz Niemiec, ponadto mała część (rolnicze okolice Katowic, Lublińca, Tarnowskich Gór, i jeszcze mniejsze fragmenty Zabrza, Bytomia, Gliwic, Raciborza) tzw. propolskiej strefy powróciła w ręce polskie, gdy jej znaczą część oddano niestety Niemcom.

              W takim układzie liczna grupa mieszkańców Górnego Śląska, która opowiedziała się za opcją polską (szacuje się ją na 292. 724 dorosłych), a jeszcze większa liczba mówiących po polsku (581. 701 według danych ze spisu w 1910 roku) znalazła się pod wpływem politycznym i państwowym Niemiec. Było wśród tych propolskich anektowanych miejscowości m.in. dystrykty Bytom (59.1 % na rzecz Polski), Gliwice (57.5%), Strzelce (50.7%). Owa pokaźna grupa Polaków zawsze nieugięcie pro-polska językowo i politycznie skazana została na kolejne lata jeszcze bardziej zintensyfikowanych indoktrynacji, opresji, prześladowań ze strony dochodzących do władzy hitlerowskich nacjonalistów”[5].

              To tyle Jędrzej Giertych. W sprawie III powstania warto jeszcze dopowiedzieć parę szczegółów. Wybuch powstania nocą z 2 na 3 maja wywołał żywą reakcję w całym społeczeństwie polskim. Podobnie jak w latach poprzednich, ludność całej Polski pospieszyła z pomocą moralną i materialną. Fala wieców i manifestacji przetoczyła się przez cały kraj. Dnia 3 maja oraz później odbyły się potężne wiece m. in. w Warszawie, Krakowie, Lwowie, Poznaniu... . W końcu też wsparcie polskiego rządu było już śmielsze, tym bardziej, iż Niemcy weimarskie jawnie wspierały tzw. ochotników bawarskich, podążających do walki na Górny Śląsk. Oddziały powstańcze liczyły około 60 tys. bojowników, z poza samego Górnego Śląska wspomagało ich około 7 tys. ochotników, w tym oficerowie i żołnierze delegowani z szeregów Wojska Polskiego.

              Obraz ówczesnej więc zachodniej granicy II Rzeczypospolitej był zarówno wynikiem kompromisu, niewykorzystanych szans przez władze polskie, bohaterstwa i ofiarności powstańców, jak i też objawem antypolonizmu europejskich mocarstw. Antypolonizm jeszcze bardziej umocnił się po niemieckiej stronie Śląska, która przeszła w ręce hitleryzujących się Niemiec.

              Objaw owej trudnej sytuacji, pod jaką znaleźli się Polacy utraconych ziem, pokazuje i potwierdza przykład korespondencji z 1939 roku pomiędzy arcybiskupem Wrocławia kardynałem A. Bertram, a hitlerowskim Gauleiter (burmistrz) Wrocławia J. Wagnerem, do którego diecezji należał. W 1939 roku Wagner, wypełniając polecenia swojej partii i ówczesnego rządu niemieckiego, domagał się całkowitego zawieszenia polskich mszy w katolickich kościołach Górnego Śląska. Kardynał Bertram, kierujący się swoimi pastoralnymi troskami oraz poczuciem zwykłej sprawiedliwości, początkowo usiłował stanąć w obronie polskich katolików i zagwarantować im prawo do nabożeństw i mszy w ich ojczystym języku. Regularnie jednak bojówki i władze hitlerowskie usiłowały całkowicie pozbyć się języka polskiego w kościołach (kazania, pieśni, nabożeństwa), toteż zaczęto brutalnie rozbijać polskie msze: wchodzono ostentacyjnie podczas koncelebry, zakłócano śpiewy, wręcz terroryzowano obecnych w kościele polskich katolików.

              Sam dziekan w Raciborzu wspomina o liczbie terrorystycznych akcji pewnych elementów wrogich posługiwaniu się językiem polskim w kościołach, a także o bezpardonowej i brutalnej sile języka niemieckiego, na jaką zostali wystawieni polscy katolicy.

              W końcu 27 czerwca 1939 roku, trzy miesiące przed rozpoczęciem II Wojny Światowej, kardynał Bertram uległ bezwzględnym naciskom politycznym i poczuł się zmuszony wydać dekret zawieszający koncelebrę w języku polskim i odprawianie w zamian tzw. cichych mszy do czasu, kiedy nadejdzie sprzyjający czas po temu. Swoje rozporządzenie usprawiedliwiał groźbami i zagrożeniem, które w innym razie, mogłyby bardzo poważnie zakłócić porządek publiczny.

 

             

              Śląsk a sanacja

 

W tym miejscu wypada nakreślić nieco dwuznaczny stosunek Naczelnika Państwa w okresie dramatycznych zmagań o te ziemie – Józefa Piłsudskiego, a nawet i później, kiedy usiłowano przemilczać rocznice i tradycję śląskich powstań. Postkomunistyczni historycy posuwali się nawet do mocnego sformułowania, określającego politykę II Rzeczypospolitej wobec Śląska, jako „Targowicę nad Śląskiem”. Bez odzyskanej części Górnego Śląska Polska znaczyłaby o wiele mniej niż bez „kresów wschodnich”, bądź ich części. Wątpliwe, czy Piłsudski kiedykolwiek to zrozumiał. Wolał skupić wszystkie siły młodego państwa na wschodzie. Sprawę Górnego Śląska już niemal na początku drogi pozostawił woli europejskich mocarstw. Przypomnijmy w tym względzie znamienne stwierdzenie marszałka, które jakże wiele tłumaczy jego bierną postawę: „Wszystko to, co Polska w sensie granic otrzyma na zachodzie, będzie podarunkiem Koalicji, bo tam nic własnym siłom nie zawdzięczamy”[6]. Ta kapitulancka konstatacja z pewnością krzywdzi autentyczną postawę Górnoślązaków. Wielu historyków wskazuje, iż koncepcja Korfantego, stąd i obozu narodowego, była realniejsza. Istniała bowiem realna szansa – jak już wspomnieliśmy – na przyłączenie Górnego Śląska do państwa polskiego na przełomie lat 1918-1919. Sprzyjały temu choćby korzystne warunki międzynarodowe: otóż wtenczas właśnie Francja usilnie popierała postulaty polskie w sprawie ziem zachodnich, nawet polityka brytyjska była bezpośrednio po zawarciu rozejmu z Niemcami daleka od jednoznacznie proniemieckiego stanowiska, jakie ujawniła dopiero później. Ponadto jak wynika z dostępnych dziś dokumentów niemieckich, Niemcy obawiali się, że w przypadku uderzenia polskiego z rejonu Będzina i Częstochowy będą musieli opuścić górnośląski okręg przemysłowy aż po Rybnik[7]. Warto też zauważyć, iż kierownictwu niemieckiemu o wiele bardziej chodziło o utrzymanie Wielkopolski, mimo aż tak szybko ją utraciły. Również determinacja Ślązaków wraz z poparciem i sympatią dla racji polskiej była prawdopodobnie największa, świadczą o tym choćby wyniki lokalnych wyborów, które jakże przewyższają późniejszy choćby wynik plebiscytu dla strony polskiej. Oczywiście nie wypada łączyć dwóch całkiem odmiennych spraw: wyborów i plebiscytu, ale owa skala różnicy poparcia jednak mówi wiele za siebie.

              Ślązacy zapamiętali Piłsudskiemu jego politykę, a także całej sanacji wraz z ich śląskim wojewodą na czele M. Grażyńskim. Pamiętali też bezczelne uwięzienie W. Korfantego w Brześciu. Ambiwalentny stosunek sanacji do Górnego Śląska objawił się jeszcze nawet przy okazji rocznicy wybuchu III powstania śląskiego 1935 r. Otóż święto to miało mieć rozbudowane obchody w samej Warszawie wraz z odwiedzinami chorego już Marszałka i uroczystościami 3 maja, miało zjechać pięciu pociągami o symbolicznych nazwach 5 tys. jednolicie ubranych powstańców i śląskiej młodzieży, ponadto podstawionymi jeszcze pociągami miało dołączyć klika tysięcy Górnoślązaków. Protektorat nad uroczystością przejęły najwyższe władze z premierem i ministrami. Kiedy wszystko było już przygotowane na 2 maja, 29 kwietnia Zarząd Główny ZPŚL otrzymał telefonogram, iż gabinet ministra komunikacji wstrzymał podstawienie pociągów. Mimo rozgoryczenia i interwencji, nic nie uzyskano. Wszystko wskazuje, iż takie potraktowanie Górnoślązaków nie było wcale wynikiem pogarszającego się stanu zdrowia Piłsudskiego, ale konsekwencją  interwencji niemieckiego ambasadora von Moltke u ministra Józefa Becka[8]. Górnoślązaków nie poinformowano nigdy o przyczynie odwołania planowanych obchodów.

              Wydaje się, że negatywny stosunek wielu Górnoślązaków do Piłsudskiego ujawnia się do dziś, nie zapomina się Marszałkowi jego zaniedbań i opieszałości w sprawie walki o zachodnie granice II Rzeczypospolitej.

 

 

 

Śląsk a sprawa żydowska

 

              Również na terenie Górnego Śląska dał o sobie znać problem mniejszości żydowskiej. Był on podobny do problemu całego kraju, na Śląsku jednak w swoich skutkach był podwójny. Musimy bowiem pamiętać, iż Górny Śląsk od wielu lat zmagał się z falą destrukcyjnego alkoholizmu, którego niestety znaczącą ostoją były prosperujące karczmy żydowskie. Wzmożone przez wiele lat wysiłki społeczne jak i ewangelizacyjne zwłaszcza Kościoła Katolickiego w walce o trzeźwość Ślązaków, a w konsekwencji o godność rodzin tego społeczeństwa, natrafiały na przeszkodę rozwiniętego handlu szynkarskiego, wspomnianej narodowości. Także w społecznej strukturze Górnego Śląska, którego klasa średnia oraz inteligencja była stale niewystarczająca, żydzi wraz z Niemcami stanowili w niej zdecydowaną większość, czerpiąc z tego status quo określone korzyści.

Najlepiej jednak jak oddamy w tej kwestii głos jednemu z największych socjologów Górnego Śląska tamtej doby – biskupowi doktorowi Emilowi Szramkowi, którego trudno posądzić ówcześnie o antysemityzm. Pisał on następująco:

 

              „Na pograniczu ekonomicznej, kulturalnej, narodowej, rasowej, religijnej i moralnej strony problemu śląskiego zarysowuje się jako problem ogólno-polski kwestja żydowska. Chociaż na Śląsku, jak w ogóle na kresach zachodnich, jest żydów stosunkowo niewiele, narzeka lud i tu, iż <<żydzi się panoszą, zysk znaczny stąd wynoszą; ej, biedny ten nasz kraj, dla żydów istny raj>>.

              Dawniej w każdej wiosce śląskiej byli żydzi karczmarzami i sklepikarzami; dziś po miastach silnie dzierżą handel i zaczęli się też wciskać w różne gałęzie rzemiosła. Przytem zamieniają w czyn aroganckie hasło: wasze ulice, nasze kamienice! – a również w wolnych zawodach tak ważnych jak lekarski i adwokacki stanowią już procent zatrważający. Na 450 lekarzy województwa śląskiego przypada 74 żydów, 36 na Górnym Śląsku a 38 na Cieszyńskim, a na 241 adwokatów województwa przypada nawet 83 żydów, 14 na Śląsku Górnym a 69 na Cieszyńskim, gdzie wobec tego jest tylko 12 adwokatów chrześcijańskich, w tem podobno tylko 1 katolik.

              Fakt, że wielu chrześcijan i chrześcijanek w krytycznych chwilach choroby powierza się lekarzowi żydowi, a taka moc rzeczników prawa bez sumienia chrześcijańskiego zajmuje się spornemi sprawami także chrześcijan, nasuwa smutne refleksje na temat chrześcijańskiego oblicza Śląska, zwłaszcza Cieszyńskiego. 

              Te same refleksje nasuwają się odnośnie do całej Polski, gdy się patrzy na napływ żydów na wyższe uczelnie w kraju. Cyfry mówią same za siebie: Gdy według spisów ludności procent żydów wynosi 10,5 to na wyższych uczelniach w roku akademickim 1931/32 przedstawiał się następująco: Uniwersytet Warszawski 23,7; Uniwersytet Jagielloński 25,9; Uniwersytet Jana Kazimierza 31,8; Uniwersytet Stefana Batorego 29,7; Uniwersytet Poznański 0,6; Politechnika Warszawska 10,1; Politechnika Lwowska 12,2; Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego 1,3; Akademja Górnicza w Krakowie 0; Akademja Medycyny Weterynaryjnej 5,3; Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie 9,5; Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie 0; Instytut Dentystyczny 19,6.

              Od razu rozumie się walki o numerus clausus na uniwersytetach i w ogóle, zdrowe w zasadzie, odruchy społeczeństwa przeciwko nieproporcjonalnemu zażydzeniu lecznictwa, rzecznictwa, literatury, publicystki i dziennikarstwa w kraju, który chlubi się przydomkiem przedmurza chrześcijaństwa. Tylko że akcja radykalnego uzdrowienia wyzbyć się winna przymieszek nienawiści.

              Lecz to już nie sprawy specyficznie śląskie. Osobliwego kolorytu nabiera kwestja żydowska tylko przez to, że tu i żydzi nie są zgodni, bo stoją przeciw sobie zamieszkali tu od dawna żydzi zniemczeni (Deutschjuden) i nowoprzybyli syjoniści i judosłowianie. Część żydów zniemczonych wyprowadziła się przy zmianie suwerenności do Niemiec, a pod naporem antysemickiej polityki Hitlera musiała wrócić z pokorą”[9].

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin