Józef Ignacy Kraszewski -Stara baśń (streszczenie).doc

(107 KB) Pobierz

J. I. Kraszewski: Stara baśń. Streszczenie szczegółowe:

Rozdział 1

Wczesnym świtem z szałasu lada jak skleconego i dobrze ukrytego w gęstwinie leśnej wyszedł Hengo i zaczął budzić śpiącego syna - Gerdę. Spieszyło mu się w dalszą drogę. Ledwie napoiwszy konie, ruszyli przez las, wysokim brzegiem rzeki. Przy drodze stał stary posąg pogańskiego bóstwa, na który Hengo splunął z pogardą. Niemal natychmiast zostali zaatakowani przez tajemniczego wroga - świsnęły strzały, młodszy - Gerda - został ranny w nogę, jedna ze strzał utkwiła w koszuli Hengi, ale ich rany okazały się niegroźne.

W południe zatrzymali się w zagrodzie starego kmiecia Wisza i jego żony - Jagi. Uprzednio Hengo nakazał Gerdzie, aby nie zdradził się z tym, że zna mowę Polan, której matka go nauczyła (żona Henga pochodziła z Polan). Zostali przyjęci gościnnie, jak nakazywał stary zwyczaj. I chociaż Wisz nie bardzo rad był przybyszowi podejrzewając, że szpieguje na rzecz Niemców, pozwolił mu zanocować.

Rozdział 2

Po wejściu do chaty Wisz przełamał się z nim chlebem, a następnie Hengo rozłożył towary, które przywiózł z dalekich stron. Gospodarz pozwolił, aby i kobiety - żona, córki, synowe - mogły przypatrzeć się przedmiotom rozłożonym na ławie. A były tam szpilki do spinania chust, naszyjniki, pierścionki, bransoletki mistrzowskiej roboty, na które kobiety patrzyły jak zauroczone. Dla mężczyzn kupiec miał siekierki, długie noże w pokrowcach, dłuta, kliny i inną broń. Wszyscy ciekawie oglądali towary.

Wśród oglądających Hengo dostrzegł piękną córkę Wisza - Dziwę - i chciał jej ofiarować pierścionek, ale dziewczyna go nie przyjęła. Pomału zaczęto dobijać targu - za broń, narzędzia i ozdoby Wisz zapłacił skórami i bursztynem. Potem zjedli kolację i gospodarz z gościem, korzystając z ciepłego, pięknego wieczoru, wyszli nad rzekę.

Rozdział 3

Tu Wisz dowiedział się, że Hengo wybiera się z towarami do knezia Popiela, więc zaprowadził go na wzgórze, skąd było widać całą okolicę i pokazał najkrótszą drogę do grodu nad jeziorem. Kiedy wracali do zagrody, Wisz dostrzegł drużynę kneziowską złożoną z kilku ludzi, którzy zmierzali do jego domu. Przestraszył się i zdenerwował - wizyta pachołków Popiela zawsze zwiastowała jakieś nieszczęście, toteż kmiecie patrzyli na nich krzywym okiem spodziewając się najgorszego. I tym razem tak było: jednego ze swoich ludzi Wisz musiał oddać do kneziowskiej drużyny. Wybór padł na Sambora, który od dzieciństwa wychował się w chacie i którego gospodarze kochali jak własnego syna. Był on mądrzejszy i sprytniejszy od innych parobków - Wisz nakazał mu, aby pilnie uważał, co się dzieje na dworze kneziowskim i o wszystkim mu donosił.

Hengę dowódca drużyny - Smerda - rozkazał związać i nie pomogły tłumaczenia Niemca, że on z dobrej woli wybiera się do grodu na handel. Dopiero kilka słów wyszeptanych na ucho Smerdzie spowodowało, że rozwiązano kupca, a nawet zaczęto go dobrze traktować.

Rozdział 4

Wczesnym świtem wyruszyli w drogę do knezia. Aż do południa jechali bez przestanku, ale wreszcie zmęczenie dało znać o sobie i zatrzymali się na odpoczynek w cieniu dębów. Tu spotkali starego ślepca, śpiewaka, o imieniu Słowan, prowadzonego przez małego chłopca. Zaśpiewał im stare pieśni o wielkiej bitwie nad Dunajem, o królu Kraku i królewnie Wandzie. Kiedy skończył rozeszli się w różne strony: Słowan w kierunku chaty Wisza, drużyna książęca, Sambor i Hengo - do grodu.

Rozdział 5

O zachodzie słońca dojechali do grodu nad jeziorem. Smerda zdał kneziowi sprawę z wyprawy: zaprezentował mu Hengę i powiadomił, że przyprowadził parobka od kmiecia Wisza. Kneź kazał Hengę zabrać do pomieszczeń drużyny, nakarmić i napoić, a nazajutrz rano Niemiec miał przyjść do niego.

Gdy Hengo rozglądał się po pańskim dworze, jakiś pachołek skinął na niego i poprowadził do żony knezia. Brunhilda - żona Popiela i matka dwóch jego synów pochodziła z rodu grafów niemieckich. Hengo przywiózł pani wiadomości od jej ojca i synów, którzy wychowywali się na dworze dziadka i których matka od kilku lat nie widziała. Ojciec księżnej ofiarował pomoc zięciowi i córce, gdyby doszło do starcia z buntującymi się przeciwko władzy książęcej kmieciami.

Podczas gdy Hengo rozmawiał z księżną, Sambor spotkał znajomego pachołka - Kosa, od którego dowiedział się, że ubiegłego dnia z rozkazu Popiela został oślepiony i wrzucony do wieży Leszek - synowiec księcia.

Wieczorem w swoich komnatach kneź wydał ucztę dla zaproszonych gości.

Rozdział 6

Uczta u Popiela skończyła się tragicznie: upojeni miodem (z domieszką odpowiednich ziół) kmiecie wpadli w obłęd - rzucili się na siebie i wymordowali nawzajem. Niedobitki dorżnęła książęca czeladź. Popiel, pogardliwie zwany Chwostkiem, patrzył na mord i ryczał ze śmiechu. Odgrażał się, że wszystkich kmieci tak zgładzi. Trupy wrzucono do jeziora.

Hengo obserwował tę sytuację z przerażeniem, które wzrosło, gdy bezpośrednio po rzezi Chwostek dostrzegł go i zawołał do siebie. Poczęstowany miodem Niemiec wzbraniał się przed piciem, ale dwóch pachołków chwyciło go pod ramiona i przemocą wlało trunek do gardła. Popiel wiedział, z czym Hengo przyjechał. Dopytywał się o synów, ale teściowi kazał powiedzieć, że sam sobie poradzi z kmieciami i nie potrzebuje jego pomocy. Również synom zabronił wracać do kraju, dopóki nie będzie w nim spokoju.

Rankiem Niemiec został wezwany do Brunhildy. Rozłożył swoje towary - tym razem wybrał cenniejsze niż te, które prezentował w chacie Wisza - i kobiety natychmiast je rozchwyciły. Złośliwy Popiel powiedział, że nie zapłaci za nie, bo traktuje to jako prezent od grafa dla córki. Na szczęście dla kupca księżna się nad nim ulitowała i zapłaciła z własnych zasobów za wszystko.

Tego samego ranka do grodu nadciągnęły rodziny pomordowanych w czasie uczty kmieci upomnieć się o swoich bliskich. Popiel chciał całą winę zrzucić na nieboszczyków, ale wtem podniósł się jeden z niedobitków - przedstawiał sobą makabryczny widok - i wyjawił prawdę o zatrutym miodzie i o wczorajszych zajściach. Czeladź zadusiła go na oczach zebranych. Przerażeni kmiecie wycofali się z podworca, by pozbierać trupy bliskich i sprawić im godny pogrzeb.

Hengo z synem również w pośpiechu opuszczali straszny dwór Popiela. Sambor prosił Hengę, żeby wszystko opowiedział Wiszowi, bawiąc u niego w drodze powrotnej, ale Niemiec miał zamiar milczeć i to samo przykazał synowi. Cóż, dramatyczne sceny, jakich był świadkiem, okazały się zbyt ciężkimi przeżyciami dla młodziutkiego Gerdy. Płacząc opowiedział wszystko Dziwie, Wiszowej córce, a ona powtórzyła ojcu. Wisz podjął decyzję - trzeba zwołać wiec. Dość panowania okrutnego Chwosta, łamania odwiecznych praw, dość mordów - trzeba wspólnie rozprawić się z niegodziwym władcą.

Rozdział 7

Wisz w godzinę był gotowy do drogi. Wyruszył konno w towarzystwie dwóch parobków, by zwołać kmieci na wiec. Dopiero następnego dnia przybyli do zagrody Domana - młodego gospodarza, który przyjął gościa serdecznie i z szacunkiem. Zdecydowali, że dalej pojadą we dwóch udając, iż wybrali się na łowy. Chodziło o utrzymanie tajemnicy, bo kneź miał wszędzie swoich szpiegów i ludzi, którzy mu sprzyjali.

Wyjechali następnego dnia o świcie a celem ich podróży był dom knezia Miłosza. Mimo bliskiego pokrewieństwa, jakie łączyło go z Popielem, książę kazał jednego z synów Miłosza zabić, drugiego - Leszka - oślepić i wtrącić do lochu. W Miłoszu wszystko „wyschło z bólu” po stracie dzieci: stracił siłę, pamięć, nawet ochotę do zemsty. Odmówił kmieciom pomocy, a nawet starał się ich odwieść od pomysłu zwołania wiecu, ostrzegając przed szpiegami i zemstą Chwosta. Udzielił im jednak gościny i noclegu.

Rozdział 8

Nazajutrz wczesnym rankiem Wisz z Domanem ruszyli w kierunku chaty Piasta, ubogiego ale powszechnie szanowanego dla swej mądrości kmiecia. Zastali go w drodze do barci leśnych i nie poszli już do zagrody lecz w lesie rozmawiali do wieczora, rozważając wszystkie niebezpieczeństwa, jakie mogą wyniknąć z wystąpienia przeciwko Popielowi. Nie wszyscy w narodzie byli zgodni co do konieczności usunięcia okrutnego władcy; Popiel miał swoich zwolenników, a i sporo było ludzi obojętnych czy wręcz tchórzliwych. Było zatem możliwe, że na wiecu żadnej decyzji nie podejmą, a na osłabionych i skłóconych uderzą Niemcy. Mimo wszystko postanowili zwołać wiec.

Wieczorem wrócili do chaty a za nimi wcisnął się nieproszony gość - Znosek, szpieg Popiela,mały, krępy człeczyna z głową krótko ostrzyżoną, z oczyma kocimi...”. Przyniósł wiadomość, że na dworze Popiela szykuje się wielka uczta: kneź sprosił wszystkich stryjów i bratanków, by się z nimi pojednać i zjednoczyć przeciwko kmieciom.

Jego opowieść przerwało przybycie jeszcze jednego niespodziewanego gościa - starego Ziemby; kmiecia, którego syna zabito w czasie uczty na książęcym dworze. Kiedy ujrzał Znoska wycofał się natychmiast, ale Znosek wszystko pilnie notował w pamięci, by później móc donieść o tym Popielowi.

Po naradzie u Piasta Wisz i Doman szybko wrócili do domów. Wisz wysłał swego syna - Ludka - z wiciami, aby zwołał wiec na dzień przed Kupałą na Żmijowym Uroczysku.

Po kilku dniach nagle w zagrodzie Wisza pojawił się Sambor z ostrzeżeniem, że kneziowi doniesiono już o zwoływaniu wiecu i roli, jaką Wisz w tym odegrał. Drużyna książęca wyruszyła na zagrodę Wisza, by krwawo się z nim rozprawić. Wisz spokojnie wydał rozkazy domownikom: kobiety z dziećmi miały schronić się w lesie, parobcy zwołać ludzi z pobliskich osad do pomocy i bronić zagrody. Całą noc czuwano w obejściu a rankiem chłopak wysłany na zwiady wrócił z wiadomością: „Jadą!”. Na ten okrzyk uzbrojeni parobcy pochowali się po kątach, ale na pierwszy okrzyk pana gotowi byli do ataku. Wisz nieuzbrojony stanął we wrotach zagrody.

Rozdział 9

Nadjechała drużyna książęca pod dowództwem Smerdy, tego samego, który niedawno bawił w gościnie u Wisza i zabrał Sambora na dwór Popiela.

Gospodarz grzecznie prosił pachołków, by odstąpili od jego domu, wrócili do grodu i powtórzyli księciu, że wiec i tak się odbędzie. Wtedy Smerda dał rozkaz do ataku. Doszło do bitwy między ludźmi knezia i parobkami Wisza, podczas której stary Wisz poległ, broniąc swej zagrody.

Rozjuszeni śmiercią gospodarza parobcy odparli atak, ale nie ścigali mocno poturbowanych najeźdźców, a i oni nie mieli ochoty na wszczynanie nowej bitwy ciesząc się, że uszli z życiem.

Sambor dał znać kobietom ukrytym w lesie, że mogą wrócić do domu. Zwłoki Wisza leżały na posłaniu w świetlicy; przy nich zgromadziły się żona, córki i synowe z łkaniem i jękami.

Następnego dnia odbył się pogrzeb Wisza. Jego ciało spalono na stosie, na który dobrowolnie wstąpiła Jaga, nie chcąc pozostać po śmierci męża wśród żywych. Również ukochane zwierzęta: koń i psy towarzyszyły panu do krainy przodków. Odchodzili wśród pieśni żałobnych i przeraźliwych jęków płaczek. Kiedy stos dogasł, kobiety zgarnęły do popielnic resztki kości, węgla i popiół. Potem wyruszono na żalnik (cmentarz). Tam na popielnicę zaczęto sypać ziemię, a gdy usypano żółty pagórek, noc już zapadła. Zapalono więc łuczywo i rozpoczęto ucztę żałobną, trwającą trzy dni.

Synowie Wisza przyrzekli ojcu, że będą się mścić za jego śmierć. Doman, który kochał Wisza jak ojca, obiecał pomoc w zemście. Ale... poprosił Ludka - najstarszego syna - o rękę Dziwy, pięknej córki Wisza i spotkał się z odmową. Dziwa nie chciała wychodzić za mąż - ofiarowała się bogom, miała dar jasnowidzenia i wróżenia, układała najpiękniejsze pieśni, chciała pilnować świętego ognia, natomiast stanowczo odrzucała możliwość zamążpójścia.

Obrażony i rozgoryczony odmową Doman zapowiedział, że weźmie dziewczynę siłą - porwie ją przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Rozdział 10

Dzień przed Kupałą na Żmijowym Uroczysku zebrał się wiec. Nim zjechali się kmiecie, dotarł tam Znosek i ukrył się w dziupli starego dębu, by móc podsłuchiwać i podpatrywać obrady. Nie przewidział, że w dziupli czai się ryś i że będzie musiał stoczyć krwawą walkę ze zwierzęciem o miejsce w wypróchniałym pniu. Człowiek wyszedł z tej walki zwycięsko i, mimo że poraniony i zakrwawiony, zdołał wspiąć się do dziupli i wnieść tam martwego rysia.

Wiec miał burzliwy przebieg, ale zakończył się niczym. Niektórzy z kmieci (Myszki) chcieli natychmiast iść rozprawić się z Popielem, inni dowodzili, że bez knezia zapanuje nieład i zamęt, a wtedy każdy wróg wtargnie na ziemie Polan, jeszcze inni wprost mówili, że przeciw księciu nie pójdą, bo nie czują się na siłach go zwyciężyć, a niektórzy opowiedzieli się za Popielem.

Tymczasem czeladź stojąca opodal obradujących kmieci dostrzegła w dziupli dębu błyszczące oczy. Myśleli, że to jakieś zwierzę i zaczęli strzelać do niego z łuku. Jedna strzała trafiła Znoska (bo to jego oczy błyszczały w dziupli) i wybiła mu oko. Parobcy pobiegli zobaczyć, jakie zwierzę trafili. Chytry Znosek przykrył się ciałem martwego rysia i tak przetrwał oględziny dziupli. Nieprawdopodobnie odporny i wytrzymały na ból nawet nie jęknął.

W końcu wiec się skończył, kmiecie bez podjęcia decyzji rozjechali się do zagród, a gdy ostatnie odgłosy ucichły, Znosek zsunął się z drzewa i na pół po omacku zaczął szukać drogi powrotnej.

Rozdział 11

Tego samego dnia, kiedy na Żmijowym Uroczysku odbywał się wiec, Dziwa ze swą młodszą siostrą Żywią wybrały się do lasu na grzyby. Spotkały tam Jaruhę - starą kobietę, która potrafiła leczyć ziołami i przepowiadać przyszłość. Przestrzegła Dziwę, żeby nie szła na Kupałę, bo jak pójdzie to „krew się poleje”.

Kiedy starucha gawędziła z siostrami, z lasu wyszedł Znosek, zakrwawiony i pokaleczony. Spłoszone dziewczyny uciekły, a Jaruha zajęła się opatrywaniem ran Znoska. Jedynie bólu odjąć mu nie chciała, bo - jak tłumaczyła - sama by go musiała wziąć. Domyśliła się też, że Znosek podsłuchiwał wiec i tam został postrzelony.

Tom II

Rozdział I

Święto Kupały było najradośniejsze ze wszystkich pogańskich świąt: dzień zwyciężył noc, życie zwyciężyło śmierć. Wcześnie rano odbywała się rytualna kąpiel w rzekach lub jeziorach, a potem mężczyźni znosili drzewo na stosy, które miały zapłonąć wieczorem, zwiastując najkrótszą noc w roku.

Mimo przestróg Jaruhy Dziwa poszła na Kupałę przekonana, że nikt nie ośmieli się porwać jej spośród rodziny. Nie brała udziału w zabawach i tańcach, chodziła „chmurna i smutna”, a jej wrażliwa dusza pełna była złych przeczuć, obrazów pożogi i najazdów. Sambor, znając przepowiednię Jaruhy i wiedząc o miłości Domana do pięknej dziewczyny, czuwał z daleka nad bezpieczeństwem Dziwy, aż panna ofuknęła go i kazała iść się bawić. Lecz i Sambor nie miał nastroju do zabawy - opuścił roztańczoną, rozśpiewaną gromadę i poszedł w las.

W tym czasie Doman ze swymi parobkami nadjeżdżał, by porwać Dziwę. Pochwycili Sambora i związali, żeby nie mógł ostrzec dziewczyny ani jej braci. Więzy były na tyle mocne, że Sambor do rana mocował się ze sznurami, nim się z nich uwolnił. Gdy w końcu dokonał tego, było już dawno po Kupale, ludzie porozchodzili się do domów. Tylko stara wiedźma, Jaruha, siedziała w lesie i od niej Sambor dowiedział się o porwaniu Dziwy przez Domana.

Gdy wrócił do domu, zastał tam sądny dzień: kobiety płakały, mężczyźni kłócili się spychając winę jeden na drugiego. Niespodziewanie w sam środek zamieszania wkroczyła Dziwa ze straszną wiadomością, że zabiła Domana jego własnym mieczem, a potem uciekła.

Wszyscy spodziewali się zemsty ze strony rodziny zabitego. Dziewczyna tego samego dnia postanowiła opuścić dom rodzinny i schronić się „na ostrowiu, na Lednicy, w chramie Nijoły”. Tam jako kapłanka miała strzec świętego ognia.

Dziwa pożegnała się uroczyście z każdym kątem w domu i ruszyła w podróż.

Rozdział II

Następnego dnia do zagrody (a właściwie dworu) Domana przybył Myszko i już na wstępie dowiedział się od parobka, że pan leży ranny, że „baba mu ranę szyje i ziołami zakłada” i że pewnie wkrótce umrze. Rzeczywiście w izbie Jaruha krzątała się przy chorym, a w powietrzu wisiała tajemnica. W końcu brat Domana, Duży, zdradził Myszkowi, że to Dziwa raniła młodzieńca, chociaż wstyd było przyznać się do tego. Dzięki wysiłkom Jaruhy Doman odzyskał przytomność na tyle, że Myszko mógł powiedzieć, po co przyjechał: przywiózł wiadomość, że Popiel zbiera drużynę, Niemców i Pomorców wezwał na pomoc i chce się rozprawić z kmieciami, którzy w takim wypadku muszą się zorganizować i bronić, bo inaczej Chwostek ich „w niewolniki obróci”. Doman obiecał swoją pomoc w tej sprawie, jak tylko wyzdrowieje, i Myszko pojechał dalej namawiać kmieci do oporu.

Wieczorem jeszcze jeden gość przybył do Domanowej zagrody - Bumir, który namawiał Domana, aby opowiedział się po stronie księcia przeciwko kmieciom. Nie w smak była gospodarzowi ta przemowa, ale jawnie odmówić nie mógł, więc chytrze udał, że rana okropnie mu dokucza, zaczął wołać Jaruhę i w ten sposób wykręcił się od odpowiedzi. Bumir odjechał z niczym.

Późnym wieczorem do chaty wcisnął się Znosek. Przyszedł trochę na przeszpiegi, ale więcej do Jaruhy, żeby mu opatrzyła rany i ulżyła w bólu. Gdy Doman się o tym dowiedział, wpadł we wściekłość i najpierw kazał powiesić karła na dębie, ale potem ulitował się i darował mu życie, tylko kazał psami poszczuć z obejścia. Znosek zaprzysiągł mu zemstę.

Rozdział 3

Na trzeci dzień Dziwa dotarła do świętej wyspy na jeziorze Lednicy i poprosiła Wizuna, kapłana i wróżbitę, o przytułek na wyspie. Powiedziała, że bardzo młodo ślubowała bogom, że jej powołaniem jest pilnowanie świętego ognia. Przyznała się również do zabójstwa (jak sądziła) Domana. Ta ostatnia wiadomość wywarła straszne wrażenie na Wizunie, ponieważ kochał Domana jak syna. Był też pewien, że Dziwa nie wytrzyma długo w chramie i wróci do świata.

Pozwolił jej jednak zostać i razem z innymi kapłankami pilnować świętego ognia. Całe dnie spędzała teraz w mrocznym chramie, oczy ją piekły od dymu, nuda dobijała. Dziewczyna szybko przekonała się, że nie o takim życiu marzyła.

Dziesiątego dnia pobytu Dziwy na wyspie do chramu przypłynął Popiel żądając wróżby. Dziwa wzbraniała się, że wróżyć nie umie, ale stara Nania kazała jej spełnić żądanie księcia. Upoiła dziewczynę ziołami mającymi narkotyczną moc, okadziła dymem i na pół przytomna Dziwa przepowiadała Chwostkowi przyszłość: wszędzie widziała krew, trupy i ogień, przewidziała spalenie grodu, najazd obcych wojsk i wojnę domową. Popiel za taka wróżbę chciał ją zbić rózgami i zamknąć w lochu, a chram spalić, ale Wizun wytłumaczył mu, że to bogowie mówili, nie dziewczyna, i że nie w mocy knezia jest wszczynanie wojny z bogami.

Wściekły Popiel szedł do łodzi, na brzeg wyspy, ale musiał się przedzierać przez tłum niechętnych ludzi, którzy słyszeli jego groźby pod adresem świątyni i złorzeczyli mu. Przeprawa na drugi brzeg jeziora okazała się tymczasem niemożliwa, ponieważ rozpętała się straszna burza z gradem i piorunami, jakby bogowie chcieli ukarać Popiela za to, że ich znieważył. Dopiero wieczorem książę wsiadł do łodzi i odpłynął do grodu.

Rozdział 4

Już po północy wściekły i przemoczony Popiel powrócił do grodu. Brunhilda jeszcze nie spała czekając na męża. Książę postanowił, że zaraz następnego dnia wyśle Hadona na dwór teścia, by Sasi przyszli pomóc mu rozprawić się z kmieciami, ale po krótkiej naradzie z żoną zdecydowali, że Hadon pojedzie natychmiast, trzymając swą wyprawę w głębokiej tajemnicy.

Następnego dnia w południe przyjechała do księcia delegacja kmieci, żupanów i władyków. W ich imieniu przemówił Myszko: proponował księciu zgodę i wspólne ustalenie najważniejszych praw. Chwostek, już nieco podpity, przyjął ich pogardliwie i wyniośle, a kiedy kmiecie zaczęli wyliczać swoje krzywdy, rozkazał pachołkom związać ich i zakuć w dyby.

Usłyszawszy ten rozkaz Myszko po prostu rzucił się na Popiela i byłby może zabił go na miejscu, ale księżna nadbiegła z nożem w ręce i zaatakowała go. Oprzytomniała służba rzuciła się na kmieci i doszło do zaciętej walki na placu przed dworem Popiela. Kmiecie, broniąc się, wycofali się poza obręb zabudowań i przedostali przez groblę na brzeg jeziora. Przewodził im Myszko, który wywinął się z rąk Brunhildy, ale któremu szyja jeszcze silnie krwawiła. Za to, że pachołkowie pozwolili uciec kmieciom, Popiel kazał ich wychłostać, ale później, za radą żony - ugościł ich mięsem i piwem, aby załagodzić swój poprzedni wybuch i na nowo zjednać sobie ludzi.

Mądra Brunhilda rozumiała, że po bójce z kmieciami sytuacja stała się groźna. Rozzłoszczony lud mógł uderzyć na gród, nim Sasi nadciągną z pomocą. Łatwo przyszło jej przekonać męża, że należy pojednać się z krewnymi, ze stryjami i synowcami, żeby przeciągnąć ich na swoją stronę i zapobiec ich połączeniu się z kmieciami. W tym celu należało wypuścić Leszka z lochu i odesłać go do ojca - knezia Miłosza, uprzednio przekonawszy młodego człowieka o tym, że jego oślepienie zostało spowodowane nadgorliwością sług, a nie poleceniem Popiela. Pani sama podjęła się rozmawiać z Leszkiem i poszła po niego do lochu.

Leszka wyprowadzono z więzienia, dano mu dobrze jeść i pić, ubrano w piękne szaty i w eskorcie dwóch konnych odesłano na dwór Miłosza.

Potajemnie Brunhilda wyprawiła swojego posłańca - pachołka Muchę - do stryjów Popiela z zaproszeniem, by szybko przyjechali na dwór dla pojednania się i radzenia już nie o obronie księcia, ale całego rodu, który mógł paść ofiarą kmiecej nienawiści.

Rozdział 5

Nazajutrz od rana trwały w grodzie przygotowania do obrony: umacniano wały, przeglądano zapasy, dziewczętom kazano obserwować okolicę, czy się gdzieś wróg nie pokaże. Ale dzień mijał spokojnie, nie licząc wiadomości o złapaniu Hadona przez kmieci, którą to nowinę przyniósł pastuch Popielowi.

Tymczasem oślepiony Leszek dotarł do domu rodzinnego ku radości, ale i rozpaczy rodziców - na widok okaleczonego okrutnie syna przeżywali straszny ból i utwierdzali się w swej nienawiści do Chwostka. Lecz stary Miłosz nie pragnął już zemsty - jedynie spokoju. Nie chciał też łączyć się z kmieciami przeciwko Popielowi, bo mimo wszystko byli rodziną.

Kilka dni później przybyli do Miłosza jego bracia: Mściwój i Zabój; chcieli dowiedzieć się, czy Miłosz pojedzie z nimi do grodu na zaproszenie Popiela. Starzec zdecydowanie odmówił, ale oni postanowili jechać.

Na dworze Popiela przyjęto wystawnie i stryjów i ich synów. Rozmowa toczyła się przy suto zastawionym stole. Popiel chciał koniecznie wiedzieć, czy stryjowie połączą się z nim przeciwko kmieciom. Usłyszał, że nie pójdą ani z nim, ani z kmieciami przeciwko swojemu rodowi. Gdy mężczyźni dyskutowali, Brunhilda pilnowała napełniania kubków miodem... Otruła stryjów i kuzynów męża: kiedy się zorientowali, że piją truciznę - na ratunek było już za późno. Skonali w strasznych męczarniach, a dla większego pohańbienia Popiel nie pozwolił spalić ich zwłok na stosie, tylko kazał pogrzebać je w dole wykopanym w ziemi.

Rozdział 6

Jeden z ludzi Mściwoja - Żuła - zdołał uciec z pogromu. Pojechał wprost na dwór Miłosza, aby donieść o zbrodni Popiela. Wzburzony Miłosz kazał rodzinie ukryć się w lesie, a sam z dziesięcioma zbrojnymi podążył na Lednicę, gdzie już zbierali się kmiecie. Dyskusjom i naradom nie było końca. Jak zwykle zdania były podzielone: Myszkowie krzyczeli, że czas uderzyć na Chwostka, Bumir dowodził, że kmiecie są zbyt słabi, by zdobyć gród, Miłosz wzywał do opamiętania i do wybrania dowódcy, bez którego trudno prowadzić jakąkolwiek wojnę.

W końcu zgodzili się oddać dowództwo Myszkowi, „którego już Krwawą Szyją nazywano”. Wojny jednak tymczasem nie wszczynano, bo Myszkowie liczyli, że może uda się pochwycić Popiela na polowaniu i zabić bez większego rozlewu krwi. Wszyscy w spokoju rozjechali się do domów, tylko Bumir podążył wprost na dwór książęcy z wiadomością, że kmiecie przestraszyli się potęgi Popiela i nie zaatakują grodu.

Rozdział 7

Zgodnie z przewidywaniami Myszków Popiel nie wytrzymał długo zamknięty w grodzie i kilka dni później wybrał się na polowanie. Najpierw jednak wysłał służbę, by sprawdziła, czy w lasach nie ma jakiejś zasadzki. Smerda powrócił z wiadomością, że wszędzie jest spokojnie i bezpiecznie, więc Chwostek w otoczeniu drużyny wyruszył na łowy.

Na leśnej polanie spotkali Jaruhę, która ostrzegła księcia przed zasadzką urządzoną przez Myszków. Ale oni też nie dali się wyprowadzić w pole. Zwiadowcy donieśli, że Popiel jest na polanie i Myszkowie otoczyli knezia z drużyną. Doszło do krótkiej walki; Popielowi udało się uciec w towarzystwie wiernego Smerdy. Przez jakiś czas błąkali się po leśnych ostępach, aż w końcu doszli w pobliże zagrody Piasta i Smerda zdecydował się poprosić kmiecia o pomoc, licząc na to, że nie zostaną rozpoznani. Piast przyjął ich gościnnie - jak kazał obyczaj - nakarmił, napoił i zaprosił na nocleg.

W chwili, kiedy gospodarz przyrzekał gościom bezpieczeństwo, Myszkowie zastukali do drzwi chaty. Byli przekonani, że Chwostek uciekł i chcieli tylko napoić konie i sami się napić. Piast dał wody koniom, Myszkom - miodu i spokojnie czekał, aż odpoczną i odjadą. Po odjeździe Myszków wypuścił ściganych z komory. Popiel dziękował Piastowi za uratowanie życia. Kmieć, który rozpoznał przybyszy, powiedział, że ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin