Hrabal_Bohumil_-_Aferzysci_i_inne_opowiadania.pdf

(1191 KB) Pobierz
BOHUMIL HRABAL - AFERZYSCI I INNE OPOWIADANIA
B O H U M I L H R A B A L
Aferzy Ł ci i inne
opowiadania
Zamiast wstępu
Krwawa ballada, którą napisali czytelnicy
Panie Hrabal, niech mi pan wierzy, po przeczytaniu Paıskich ksiĢŇek nie mam
juŇ spokoju, wciĢŇ mnie mħczy i przeĻladuje niewymowne piħkno, subtelnoĻę, dowcip,
bl, mĢdroĻę, o BoŇe, niech to diabli.
Ta Ļwinia wybiera takie sytuacje, Ňeby pofolgowaę swojej seksualnej perwersji.
Od czasu jak go przeczytaþem, nie mam spokoju, ciĢgle chodzi mi to po gþowie, aŇ
strach pomyĻleę, ile szkody narobi siħ tym wĻrd dorastajĢcej mþodzieŇy.
SĢdziþem, Ňe jest Pan jednym z profesorw w sĢsiedniej szkole budowlanej.
Usiþowaþem tylko odgadnĢę, jaki przedmiot Pan wykþada. To, co u Pana najmilsze i
najþadniejsze Ï to te przenikliwe, niebieskie jak przetacznik oczy, ktrych kolor nie
wyblakþ z wiekiem. Wie Pan, rozbþħkitniþ je taki maþy kwiatuszek, tulĢcy siħ wĻrd
kamieni, co ma w bþħkicie pþatkw biaþe Ňyþki.
Ty wstrħtny chamie, ty sklerotyczny dziadygo o sztubackich ciĢgotach, ty
obleĻna Ļwinio, twoje miejsce w kryminale, policja obyczajowa powinna siħ tobĢ
zajĢę, nadajesz siħ za kratki albo do czubkw.
Mam tu przed sobĢ wywiad z Panem, wszystkie Paıskie ksiĢŇki, zdjħcie z
gazety z gigantycznĢ sieciĢ zmarszczek na czole, po ktrych powinny jeŅdzię wszystkie
pociĢgi pod Ļcisþym nadzorem aŇ do krainy wujkw Pepinw, do krainy zrozumienia
absolutnego.
WyglĢda Pan jak poczciwy ojciec rodziny, ktry z nudw dþubie w nosie, a mnie
zþoĻę bierze, Ňe to ma byę reprezentant brneıskich rodakw. Dlatego prosto w oczy,
kawħ na þawħ, piszħ: Ňe teŇ Ci nie wstyd, ty stary, zachlany pijusie.
Moja dusza zaiste napiþa siħ Ņrdlanej krystalicznej wody. Entuzjazmowaþem
siħ w czasie lektury. JuŇ dawno nie byþo mi tak jasno w sercu. Bo widzi Pan, czþowiek
w gruncie rzeczy jest dobry, takie dzieþko jak Paıskie áBawiduþkiÑ wprawia w drŇenie
wþaĻnie te najlepsze struny, z ktrych utkany jest w najdoskonalszy instrument
muzyczny Ï dusza ludzka.
1
Panie Hrabal, pierwszy raz w Ňyciu pisze do autora. Wczoraj po przeczytaniu
ksiĢŇki áTato, tyĻ zbzikowaþÑ myĻlaþem, Ňe napiszħ do Saroyana, ale gdzie go szukaę.
Pan jest bliŇej...
Wiecie, w jaki sposb zostaę pisarzem? JeĻli nie wiecie, to poradzi Wam pan
Hrabal: á...pojechaþem do Jugosþawii, nad morze, ach, jakaŇ tam byþa wichura, istne
szaleıstwo przyrody, ktre kiedy wedrze siħ mħŇczyŅnie w rozporek, to mħŇczyzna
zostaje pisarzemÑ.
A poza tym, jeĻli chodzi o PaıskĢ metodħ kompozycji, nie mogþem siħ
nadziwię, z jakĢ beztroskĢ porusza siħ Pan po cienkim lodzie. Brawo, czemu nie,
jeszcze raz brawo! No, a wyraz Paıskiej fizjonomii ujawniþ mi natychmiast, Ňe bez
reszty koresponduje ona z PaıskĢ metodĢ kompozycji.
To Twoja wina, Ňe mþodzieŇ od 13 do 15 lat kurwi siħ w mieszkaniach swoich
przebywajĢcych w pracy rodzicw. JakĢ za to poniesiesz odpowiedzialnoĻę?
U nas w szkole na lekcjach czeskiego albo na pauzach czħsto dyskutujemy o
Pana ksiĢŇkach. Ile razy usþyszymy sþowo albo wyraŇenie, ktre przypomina jakĢĻ
historyjkħ z Pana ksiĢŇek, od razu wszyscy zarykujemy siħ ze Ļmiechu.
KtoĻ stworzyþ wokþ niego gloriħ, i teraz mwi siħ juŇ tylko, jaki to Ļwietny
pisarz itp. A to jest þobuz, þajdak, moŇe pedaþ albo impotent. PrzecieŇ te wszystkie jego
tzw. ludowe powiedzonka nadajĢ siħ do zaskarŇenia w sĢdzie, ale wþaĻciwie to jest po
pierwsze, obiekt dla badaı neurologicznych, a po drugie, dla policji obyczajowej.
Nie chcħ robiħ porwnaı, ale jest Pan istotnie z rodu Vanczurw, z rodu
Ladislava Klimy, z rodu Jarosþawa Haszka, z rodu Kubina. Ma Pan wspaniaþy sþownik,
peþen poezji, Ňadnej tam ckliwoĻci czy przesþodzenia, wszystko krwiste i jurne. I
jeszcze jedno: Byþ Pan podobno komiwojaŇerem. Ja teŇ jeŅdziþem kiedyĻ sprzedajĢc
grzebienie, Ňyletki, kamienie do zapalniczek, zimne ognie, lep na muchy i innĢ
galanteriħ.
Ty Ļwinio nieparzona, ktrĢ wszyscy dzisiaj wynoszĢ pod niebiosa, kiedy
przestaniesz zatruwaę ludzkie dusze swoimi plugawymi perwersjami? Ile przechlaþeĻ
ze swoimi ákrytykamiÑ i recenzentami po rŇnych burdelach, Ňe tak ciħ wychwalajĢ?
Jak Panu z pewnoĻciĢ wiadomo, w dniu 28 marca przypadajĢ co roku oprcz
áDnia NauczycielaÑ rwnieŇ Paıskie urodziny. Byþbym niezmiernie szczħĻliwy, gdyby
mi Pan napisaþ, czy w maju zechce Pan przyjechaę do nas na spotkanie, jest tu moc
Ļlicznych dziewczĢt, a wszystkie Pana uwielbiajĢ, jak rwnieŇ mþoda nauczycielka
czeskiego.
DoĻę Hrabala! Ï oto hasþo wszystkich porzĢdnych ludzi. Nie wyobraŇaj sobie,
Ňe twoja sþawa siħgnie pod niebiosa. Ty gwniarzu, ty Ļwiıski ryju. Niech ciħ diabli
wezmĢ!
WþaĻnie teraz miliony haczykw wbiþy mi siħ w rdzeı kostny. Zþowiþy szpik i
ciĢgnĢ go jak rybak wħdkħ. Co za piekielny bl. Ale kiedy pomacha ktoĻ do mnie rħkĢ,
2
tak jak Pan, to mimo tego blu robi mi siħ lŇej na myĻl, Ňe ktoĻ mi wspþczuje. I za to
wspþczucie dla nieznajomych ludzi niech siħ Panu wszystko w Ňyciu udaje.
ņaþujħ, Ňe nie mam czasu, Ňeby wieczorem mc z rozkoszĢ napluę w twojĢ
zakazanĢ għbħ, ty deprawatorze mþodzieŇy.
Panie Hrabal, przywrciþ mi Pan dzisiaj tĢ swojĢ ksiĢŇeczkĢ nastrj, w ktrego
istnienie juŇ dawno przestaþem wierzyę, Pan zbudziþ mnie z mojej tħpej rezygnacji,
wlaþ Pan we mnie kroplħ jakiejĻ oczyszczajĢcej tynktury, jakiegoĻ eliksiru.
Byþem parħ razy w SPL, to znaczy w domu wariatw, naprawdħ tam byþem, ale
nie jako pacjent, lecz jako stomatolog. Pewnego razu jeden z pacjentw zostawiþ przez
zapomnienie w poczekalni swj zeszyt z notatkami, a poniewaŇ nie wiedzieliĻmy, do
kogo ten zeszyt naleŇy, zatrzymaþem go sobie. Teraz, po przeczytaniu áLekcji taıcaÑ
bardzo Ňaþujħ, Ňe tego pþodu literackiego nie przekazaþem jakiemuĻ wydawnictwu.
JakĢŇ niezmiernĢ, stratħ poniosþa czeska, a moŇe nawet Ļwiatowa literatura, Ňe ten
zeszyt wyrzuciþem do kosza...
Jest wiele rodzajw humoru, ktrych ostra broı siħga do wnħtrza ludzkiej
duszy. KaŇda inaczej. Broı p. Hrabala dŅwiħczy srebrem, a z rany niĢ zadanej sĢczy
siħ balsam.
Kolejarze powinni ciħ zaskarŇyę albo ukamienowaę, bo wedþug ciebie, ty
nħdzny bydlaku, pracownicy kolei nie robili nic innego, tylko siħ gzili na kanapie pana
zawiadowcy.
Ja doceniam Paıskie pomysþy, myĻli, gþħbiħ i serdecznoĻę, i talent narratorski,
wszystko to sprawia, Ňe Paıskie ksiĢŇki fascynujĢ, jakby ktoĻ czþowieka gþaskaþ.
Diabli mnie biorĢ, kiedy w kawiarni albo w tramwaju sþyszħ; áA co powiesz o
Ferlinghettim?Ñ áAha, fajnyÑ. To aha, fajny najwiħcej mnie wĻcieka. Piszħ do Pana
dlatego, Ňe Pan wcale nie jest aha, fajny. Pan to czysta prowokacja. Nie daje Pan
czþowiekowi spaę, narzuca siħ Pan, musi siħ Pana ciĢgle czytaę, zabiera to trochħ
czasu.
Jak mamy patrzeę na to my, wychowawcy, a ponadto ojcowie dorastajĢcych
dzieci, bħdĢcych wþaĻnie w tym najtrudniejszym wieku, w okresie dojrzewania? Jak
mam na przykþad wyjaĻnię swojemu szesnastoletniemu synowi, co to jest ácipeczka?Ñ
Niech Pan zostanie bokserem, zapaĻnikiem, niech Pan celuje dokþadnie w mojĢ
brodħ, w solar plexus, a ja przyrzekþem Panu w zamian, Ňe bħdħ trenowaę, chciaþbym
wytrwaę z Panem na ringu aŇ do koıca, na techniczne KO niech Pan nie liczy, przy
dziewiħciu zawsze siħ podniosħ i bħdħ siħ bię dalej, mj przeciwniku, mj drogi
przeciwniku.
SĢdzĢc z niektrych recenzji i krytyk ta Ļwinia, Hrabal, jest kontynuatorem
Nerudy i innych naszych klasykw!!! Zgroza!!! On nie jest godzien nawet stanĢę koþo
Nerudy. Haszek w caþym swoim áSzwejkuÑ na kilkuset stronach nie zmieĻciþ tylu
Ļwiıstw co ten zboczony seksualnie typ.
3
JeĻli my, Czesi, mamy jakĢĻ szczeglnie sympatycznĢ cechħ, ktra sprawia, Ňe
jesteĻmy wyjĢtkowi, stuprocentowo i niepowtarzalnie czescy, panie Hrabal, to wþaĻnie
cecha Paıskich bohaterw áBawiduþkwÑ, ta umiejħtnoĻę najbardziej ludzkiego
zagadania czþowieka na Ļmierę, wplecenia siebie i innych w przħdziwo osobliwych,
piħknych sþw i wydarzeı.
P.S. StaroŇytni Hindusi zamieĻcili w swoich áMĢdroĻciachÑ dobre zdanie:
áTat twan asi!Ñ Co znaczy: áTy jesteĻ ty!Ñ A zatem ten portret jest nie tylko moim
portretem, ale rwnieŇ podobiznĢ kaŇdego z moich czytelnikw, kaŇdego czþowieka
w ogle. Lao-Tsi w ksiĢŇce áTao-Tek-KingÑ 500 lat przed narodzeniem Chrystusa
napisaþ: áZnaę swoje biaþe i podtrzymywaę swoje czarne Ï oto jest wzr niebios.
Znaę swojĢ sþawħ, i podtrzymywaę swojĢ haıbħ Ï taki czþowiek jest niebiaıskĢ
dolinĢÑ. Pewien krl perski, ktrego nadworny poeta w swoim wierszowanym
peanie porwnywaþ do sþoıca Ï otŇ w perski krl usþyszawszy ten poemat,
powiedziaþ: áMj lasanoforos temu przeczyÑ. A álasanoforosÑ znaczy po persku:
nocnik. Tak wiħc staroŇytni dobrze wiedzieli, Ňe portret czþowieka jest dialektycznie
zþoŇony z wymierzanych przeciw niemu paszkwilw i z jego sþawy. My w XX wieku
zmierzamy do tego, aby u siebie widzieę tylko tytuþ do sþawy, a u innych tylko do
haıby. I to jest poczĢtek zamħtu. Ta konfrontacja nie pragnie byę niczym wiħcej, jak
jedynie pochwaþĢ mĢdroĻci staroŇytnych i krytykĢ gþupoty wspþczsnych, o ile nie
bħdĢ rwnieŇ mĢdrzy i nie bħdĢ powracaę do dialektycznego portretu czþowieka,
jako do kryterium wszystkich zjawisk.
PrzeþoŇyþa Emilia Witwicka
Aferzyści
... Ï i kuflem wyrŇnĢþ, u áFiakraÑ, tak?
Ï Tak, tak, u áFiakraÑ.
Ï Na Maþej Sztupartskiej?
Ï Aha. Jak mnie coĻ nie wkurzyþo, to gazeta ani linijki ode mnie nie dostaþa. A
czasem, uwierz pan, faktycznie nie byþo o czym pisaę, no i trzeba byþo samemu
prokurowaę incydenty. W áBaby PigaloÑ daþem komuĻ po għbie, Ňeby tylko byþ temat
na artykulik. Ja, ktrym ani muchy nie skrzywdziþ! A w áOriencieÑ spiþem siħ z jednĢ
dziwkĢ, Ňeby tylko dostaę pieniĢdze za reportaŇ z nocnej Pragi. Zatytuþowaþem to
áTragedia kobiety alkoholiczkiÑ. Jak oberwaþem w áBal NegreÑ za artykuþ áPraskie
domy publiczneÑ, tego nie bħdħ nawet panu opisywaþ. A kiedyĻ, pamiħtam, wchodzħ
do áTuneluÑ...
Ï Do tego áTuneluÑ przy Tynie?
Ï Tak, tak; przy Tynie.
Ï Och, tam odniosþem olbrzymi sukces. ĺpiewaþem áSerenadħÑ z Johanna
Straussa, wtedy jeszcze miaþem þagodny, miħkki tenor...
Ï Moje gratulacje, no, a ja nie miaþem artykuþu do gazety, a w áTuneluÑ juŇ
zamykali. Siedziaþ tam taki jeden brodaty, podchodzħ do niego i mwiħ: áPanie,
wyglĢdasz pan jak Jezus-kind! I anim siħ obejrzaþ, jak dostaþem w pysk, Ňe hej, a ten
brodacz krzyknĢþ: áZasrany panie, wiesz pan, do kogo mwisz? Przywdca czeskich
anarchistw jestem, Vrba! V jak vermouth, R jak rum, B jak bimber, A jak alasz!Ñ
Wezwaþem policjħ i juŇ miaþem artykuþ áAnarchista pobiþ dziennikarza w znanym
praskim lokaluÑ. A jaka byþa paıska ulubiona rola?
Ï áRŇa ze StambuþuÑ, ach, to mj popisowy numer. Trzeba to byþo widzieę,
jak pod koniec staþem w mundurze niebieskim niczym niebo, w haremie, jak
4
rozrzucaþem rŇe i Ļpiewaþem... Stambulska rŇo, ach, jedyna na wieki tyĻ
Szeherezada ma! No i co z tego? Wolħ juŇ sþuchaę, jak to pan nie miaþ artykuþu do
gazety.
Ï Pana to zajmuje?
Ï I to jak! Znam trochħ ten pþĻwiatek. Wie pan, jako operetkowy Ļpiewak
musiaþem reprezentowaę czeskĢ operetkħ. A dla czeskiej operetki to ja byþem ktoĻ!
Ï Skoro to pana zajmuje... KiedyĻ dostajħ cynk, Ňe mam siħ przebraę, bo na
Krejcarku szykujĢ kocioþ, a tam bħdzie odchodziþ hazard na potħgħ. Nie miaþem
akurat artykuþu, wiħc dobra nasza, myĻlħ sobie. Przebraþem siħ za wþczħgħ, no i na
Krejcarku byþo na co popatrzeę. Wieczr, parħ Ļwieczek, graþo siħ na wzku. ņebracy
zastawiali to, co wyŇebrali za dnia, a zþodzieje i wþamywacze dawali klejnoty. Bankier
to najpierw wyceniaþ, a potem wypþacaþ pieniĢdze. ņeby nie podpaĻę, wyciĢgnĢþem z
worka moje trzewiki i postawiþem na ŇoþħdnĢ dziewiĢtkħ.
Ï Na treflowĢ nefkħ?
Ï Tak, ale przegraþem. WyjĢþem wiħc z worka surdut, bankier mi wypþaciþ
trzydzieĻci piħę koron, ale je teŇ przegraþem. No i Ňeby to odzyskaę, postawiþem
zegarek na dziewiĢtkħ wino.
Ï Kto gra w piki...
Ï Aha. Ale znw przegraþem i dostaþem stracha, Ňe jak siħ teraz zacznie kocioþ,
to siħ juŇ nic a nic nie odegram. A tu nagle gwizdki, bankier Ļwieczki zmitþ, zrobiþo
siħ caþkiem ciemno i kiedy wpadþa policja, to capnħþa samych zþodziejaszkw i
Ňebrakw. Bankier i jego ludzie ulotnili siħ, rzeczy teŇ. A ten detektyw, co mi daþ cynk,
rzekþ: áAle bħdzie artykulik, co?Ñ. I co mu miaþem powiedzieę? Pojechaþem do domu w
skarpetkach, ostatnim tramwajem, a w domu usiadþem i od rħki napisaþem áMonte
Carlo praskiego Ļwiatka przestħpczegoÑ. Ale panu, przyjacielu, musiaþo byę we fraku
dobrze, nie?
Ï To prawda. O, ja zawsze miaþem doborowe kostiumy, dwa fraki, trzy galowe
mundury. Carewicza, Bola, Valji. Zeszþego roku wymieniþem to wszystko na drzewo i
wħgiel...
Ï Przyjacielu, moŇe zadzwoniħ po siostrzyczkħ?
Ï Nie, wszystko, tylko nie to! Teraz mi siħ przypomniaþo, tak, áKsiħŇniczka
czardaszaÑ, to byþa moja rola. I oŇeniþem siħ, tak samo jak Boni. Kiedy po wojnie
miħso byþo na kartki, pewna dystyngowana dama zaoferowaþa mi szeĻędziesiĢt deko
kartek, a mnie te szeĻędziesiĢt deko miħsa tak wzruszyþo, Ňe publicznie, na papierowej
serwetce zobowiĢzaþem siħ, Ňe tħ damħ poĻlubiħ. No i poĻlubiþem... Usta milczĢ, dusza
Ļpiewa... kocham ciħ...
Ï Nie, niech pan nie Ļpiewa. ZaĻpiewa mi pan, jak wyzdrowieje.
Ï Tak mnie tylko wziħþo... niech mi pan opowie o kartach, bardzo proszħ...
Ï Raz likwidowali dom gry u áPickwÑ, byþem przy tym, napisaþem
wstrzĢsajĢcy artykuþ áPrzeklħte milionyÑ. PoczĢtek daþem Ļliczny, Ňe od áPickwÑ
prowadziþy tylko trzy drogi: pierwsza na Dworzec Wilsona, druga do wiħzienia na
Pankracu, a ta trzecia na olszaıski cmentarz. A potem zgrabnie wyliczyþem, Ňe przez
te dwadzieĻcia lat, kiedy u áPickwÑ uprawiaþo siħ hazard, przepuszczono tam dwa
miliardy koron i Ňe za tħ kwotħ moŇna by sobie zafundowaę jeszcze jednĢ liniħ
Maginota. Wie pan, jak tu leŇħ, to dopiero teraz widzħ, Ňe dziennikarstwo
traktowaþem jak sztukħ, Ňe czħĻciej do tego interesu dopþacaþem. Idħ ja kiedyĻ koþo
áZielonego drzewaÑ...
Ï Na ņiŇkowie czy w Koszirzach?
Ï Na ZiŇkowie. Patrzħ, a w bramie nowy patent. Skþadany stolik, a na stoliku
obrazki. Jako dziennikarz chciaþem wiedzieę co i jak i postawiþem piħciokoronwkħ, i
trafiþem gþwnĢ wygranĢ.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin