Matura_2.pdf

(458 KB) Pobierz
49279044 UNPDF
4
część I. rozumienie czytanego tekstu
Przeczytaj tekst, a następnie odpowiedz na pytania. Udzielaj tylu odpowiedzi, o ile jesteś proszony.
Cytuj tylko wtedy, gdy wymaga tego polecenie
ARKUSZ I
ra niedawno ukazała się nakła-
dem wydawnictwa Znak, Tadeusz
Sobolewski część poświęconą pol-
skim filmom zaczyna od eseju o ro-
li i znaczeniu rodzimego kina w cią-
gu minionych dziesięcioleci. A po-
tem – niczym w thillerze Memento
– „cofa się do tyłu”. Najpierw oma-
wia filmy Trzaskalskiego, Wojciesz-
ka, Koterskiego, przechodząc stop-
niowo do tytułów reżyserów „kla-
sycznych”: Wajdy, Hasa, Skolimow-
skiego etc. Wymowa tego gestu jest
przejrzysta: miast podsycać mniej
lub bardziej realne konflikty mię-
dzy „baronami” a „młodymi niedo-
puszczanymi”, rozliczyć ojczystą ki-
nematografię z jej dawnych i teraź-
niejszych grzechów lub, przeciwnie,
opłakać niegdysiejszą świetność, So-
bolewski konsoliduje* i afirmuje*.
Stara się pokazać, że kino polskie
nie utraciło ciągłości ani jedności,
że jest łańcuchem pokoleń, w któ-
rym nie istnieje podział na „stare”
i „nowe”. To kino wciąż żyje, wciąż
się odradza i wzbogaca.
miar postawy autora książki,
nie można nie zauważyć, że w tym
łańcuchu ostatnie piętnaście lat jest
najsłabszym ogniwem. Krytyk wy-
biera z naszej produkcji kilka dzieł,
które lubi i ceni. To oczywiście je-
go święte prawo – cóż jednak zro-
bić z masą filmów złych i nijakich?
Co gorsza, nawet typowania kryty-
ka nie są w stanie przechylić szali
współczesnego polskiego kina na
chwalebną stronę. Sobolewski ma
tego świadomość, pisząc, na przy-
kład, że ostatnie filmy Krzysztofa
Zanussiego czy Andrzeja Wajdy
nie dorównują ich poprzednim
osiągnięciom. Największą jednak
konsternację budzi we mnie inny
zabieg autora. Otóż, zakładając
jedność polskiego kina, Sobolew-
ski zarazem oddziela je od kina
światowego. Gdy kończy się sek-
wencja „Filmowa Polaka”, rozpo-
czyna się następna, zatytułowana
„Inne światy”, w której omawiane
są filmy Almodóvara, Rohmera,
von Triera, Kusturicy etc. Po jed-
nej stronie mamy zatem monolit
narodowej sztuki, po drugiej – róż-
norodność światopoglądów i po-
staw artystycznych. Tak to właśnie
wygląda, niestety.
3 Nie trzeba chyba przypominać,
Gangsterzy i frustraci
1 W książce Za duży blask , któ-
2 Doceniając terapeutyczny wy-
jak istotną rolę pełniło w PRL-u
 
49279044.003.png
5
kino. (…) Kino traktowano jako po-
le walki ideologicznej. Walki nie
o pojedynczego widza z określonymi
upodobaniami estetycznymi, intelek-
tualnymi czy, bo ja wiem, erotycz-
nymi, ale o „rząd dusz”, o publicz-
ność, od której oczekiwano właści-
wej postawy obywatelskiej i politycz-
nej. Tylko na tych poziomach regu-
ły gry były akceptowane przez każ-
dy z boków trójkąta: władza – twór-
cy – społeczeństwo. Nie wymawia-
jąc, opozycyjny Wajda robił w latach
siedemdziesiątych film za filmem,
podczas gdy wizjoner Has musiał
odpokutować za nazbyt hermetycz-
ne Sanatorium Pod Klepsydrą . In-
dywidualizm nie był dobrze widzia-
ny. Artysta uznawany przemawiał
w imieniu zbiorowości, mówił praw-
dy ogólne, powszechnie dostępne.
4 Przełom ustrojowy, skąpany
myślenia o polskim kinie zbiegły się
w jeden ubity trakt. Nie ma w tym
nic zaskakującego, oba bowiem tak
naprawdę opierają się na konserwa-
tywnej ideologii, stereotypowym,
dwubiegunowym obrazie świata i ro-
mantycznych sentymentach. Niez-
łomnych twardzieli z Psów i Pana
Tadeusza – Franka Mauera i księdza
Robaka – zdradzonych przez podłych
relatywistów zagrał nawet ten sam
Bogusław Linda (…)
5 Najjaskrawiej stan mentalny pol-
ją przecież styczność z twórczo-
ścią i Almodóvara, i von Triera, itd.,
wciąż nie mogą sobie uświadomić,
że adresatem współczesnego kina
(przynajmniej tego inspirującego
i innowacyjnego) nie jest ani dzie-
więtnastowieczny naród, ani masa
pożerająca chipsy przed telepudłem,
ale społeczeństwo otwarte. Ciągle
w ruchu, bez stałej tożsamości i jed-
nolitego kształtu, złożone jak pat-
chwork* – z wielu różnorodnych sty-
lów życia. Nie jest ono żadną idyl-
lą, ma swoje problemy, dramaty, za-
grożenia, obawy, słabości. I to o nich
właśnie traktuje kino będące społe-
czeństwa tego reprezentacją. To ki-
no jest dialogiem, formą poznania
i komunikacji między ludźmi o róż-
nych orientacjach etnicznych, świa-
topoglądowych, seksualnych etc. To
nie jest polskie kino!
8 W kwietniowym numerze „Fil-
– odkrywają nieskończone bogactwo
ludzkich mikrokosmosów. Pozba-
wione są przy tym cepeliowskiego
decorum * filmów Jana Jakuba Kol-
skiego, inteligenckiej wyższości i pa-
rafialnego kaznodziejstwa.
10 Dokonując remanentu,
przyjrzałbym się oczywi-
ście i młodym, dopiero wchodzącym
do zawodu. Bo choć na razie głów-
nie rozczarowują mnie brakiem od-
wagi artystycznej i myślowej, zna-
lazłem film, który rozbudził moje
nadzieje. Nie będę oryginalny: to
Zmruż oczy Andrzeja Jakimowskie-
go. Po raz pierwszy od dawna czu-
łem na polskim filmie czystą, bezin-
teresowną przyjemność płynącą z sa-
mego faktu oglądania. Mimo że re-
żyser w zakończeniu niepotrzebnie
wykłada kawę na ławę, to jednak im-
ponujące wydało mi się jego zdy-
stansowanie do oficjalnych „dyskur-
sów”*, pokrewne zresztą postawie
Barańskiego. Właśnie od tego zdy-
stansowania, od patrzenia z boku na
rzeczywistość być może rozpocznie
się nowy etap w polskim kinie. Oby
ciekawszy niż ostatnie piętnaście lat.
Za Bartoszem Żurawieckim:
„Gangsterzy i frustraci”,
Odra, nr 6, 2004 r.
skiego kina odbija się w gatun-
ku najpopularniejszym, czyli w ko-
mediach kręconych m.in. przez Ola-
fa Lubaszenkę ( Chłopaki nie płaczą,
Poranek kojota, E=mc 2 ) czy Piotra
Wereśniaka ( Zróbmy sobie wnuka ).
Dziełka te są apoteozą tradycyjnych
polskich cnót: chamstwa, prostactwa,
mizoginii*, prywaty, cwaniactwa, pi-
jaństwa, mafijnej hierarchii, pogardy
dla wszelkich odmieńców. Przeciw-
wagą tych wulgarnych popisów ma-
ły być rzekomo inteligentne kome-
die Andrzeja Saramonowicza i To-
masza Koneckiego. Niestety, o ile
Pół serio można uznać za licealną,
ale dość zabawną parodię znanych
filmów i konwencji, o tyle Ciało oka-
zało się wyłącznie sztubackim, nie-
świeżym żartem. Nie przeszkodziło
to kilku osobom nazwać działalność
spółki Saramonowicz – Konecki
szczytem komediowego wyrafinowa-
nia. I to w kraju, który „wydał” Ka-
baret Starszych Panów! Generalnie
polskie kino olewa (bo tak to trzeba
nazwać) widzów nastawionych na
nieco bardziej wysublimowany*
dowcip. Tych, dla których poczucie
humoru jest poważną sprawą egzy-
stencjalną. U nas wybierać można
między rechotem a chichotem.
6 Straszne i zupełnie nieśmiesz-
w zbiorowych uniesieniach, za-
stał polskie kino pogrążone niemal
w impotencji, spowodowanej tak bra-
kiem widowni, jak i paraliżem twór-
czym artystów, którzy w ciemnej no-
cy stanu wojennego zgubili jasny cel
i przejrzysty kod porozumiewania
się z władzą i publicznością. Dysku-
sja nad polskim kinem, tocząca się
na przełomie lat osiemdziesiątych
i dziewięćdziesiątych, biegła
w dwóch kierunkach. Jedni doma-
gali się, by wyzwolony z jarzma ko-
muny widz dostał wreszcie to, cze-
go pragnie, czyli hard-core’ową*
komercję. Inni kurczowo trzymali
się dogmatu o misji, jaką winno re-
alizować kino – jednocześnie sfru-
strowani, że już prawie nikt nie po-
dąża za ich naukami. Gdy Andrzej
Wajda, świeżo po niepowodzeniu
Pierścionka z orłem w koronie , py-
tał, co Władysław Pasikowski, reży-
ser masowo oglądanych gangster-
skich Psów, wie o widowni, czego
on Wajda nie wie, to z pytania tego
przebijała zawiść mistrza, że oto ktoś
odebrał mu „rząd dusz” (…). Ale to
właśnie nikt inny jak Wajda (no, mo-
że wcześniej Jerzy Hoffman, reży-
ser Ogniem i mieczem ) znalazł kom-
promis między „narodowym” a „ko-
mercyjnym”, realizując uroczy lan-
dszaft* pod tytułem Pan Tadeusz , na
który podążały miliony. Dwa tory
mu” Maciej Karpiński wykazu-
je, dlaczego na światowych festiwa-
lach nie ma naszych filmów. Po pro-
stu nie poruszają one tematów, któ-
re są aktualne, na czasie, lub, jak kto
woli, „trendy”. Sprawa nie ogranicza
się do mody czy politycznej popraw-
ności; brak polskiego kina w świe-
cie świadczy o ślepocie i tchórzo-
stwie naszych twórców, którzy nie
chcą (boją się) zobaczyć rzeczywi-
stości i zinterpretować ją bez z góry
założonych i narzuconych tez (...).
9 Gdy patrzę na polskie kino lat
1989-2004, to wydaje mi się, że
wymaga ono woli i wysiłku powtór-
nego oglądu. Zweryfikowania opinii
na temat filmów w swoim czasie
głośnych, chwalonych, okrzyknię-
tych, wydobycia z archiwum tytułów
zapomnianych i kłopotliwych. Po
prostu – na polskie kino trzeba spoj-
rzeć innym okiem. Na pewno pochy-
liłbym się i dopieścił twórczość An-
drzeja Barańskiego, być może naj-
ciekawszego z naszych reżyserów
ostatnich dekad. Jego intymne, pa-
stelowe, delikatnym humorem tka-
ne portrety prowincji ( Nad rzeką,
której nie ma, Dwa księżyce, Horror
w Wesołych Bagniskach ) – światów
niewielkich, pozornie zamkniętych
Trudne wyrazy
Konsolidacja – zjednoczenie,
zespolenie, połączenie;
Afirmacja – aprobata, poch-
wała;
Landszaft – wyidealizowany
pejzaż;
Hard core – bez zahamowań,
bez ograniczeń;
Mizoginia – niechęć, wstręt do
kobiet;
Wysublimowany – uwznioślo-
ny, wyszukany;
Sieriozny – ros. poważny,
groźny;
Patchwork – kompozycja ze
zszytych kawałków tkaniny;
Decorum – zasady estetyki, de-
koracyjność;
Dyskurs – rozmowa, dyskusja,
przemówienie.
ne jest w tym wszystkim to, że
polskie kino dla ludu – czy to w wy-
daniu zabawnym, czy sierioznym*
– tapla się w moralizatorstwie i kaz-
nodziejstwie. Znów nie ma się cze-
mu dziwić: zarówno naród, jak
i masa lubią pouczać. Po to, by
wychwycić i napiętnować, wyklu-
czyć postawy i działania wykracza-
jące poza standardy zbiorowe.
Pytania do testu – s. 6
7 Polscy reżyserzy, mimo iż ma-
49279044.004.png
6
Przeczytaj, zanim odpowiesz na pytania
Rozwiązywanie testu sprawdzającego rozumie-
nie czytanego tekstu powinieneś zacząć od prze-
czytania całego artykułu, mimo że większość
pytań dotyczy najczęściej akapitu lub jakiejś czę-
ści tekstu. Dopiero w kontekście całości odczy-
tasz sens wskazanych w pytaniach części arty-
kułu i właściwie zrozumiesz pytanie testowe.
Aby odpowiedzieć na pytania do zamiesz-
czonego tu tekstu, nie musisz być znawcą ki-
na. Pytania nie dotyczą wiedzy o filmie, acz-
kolwiek może ona pomóc w głębszym zrozu-
mieniu omawianych w artykule zagadnień, ale
sprawdzają rozumienie tekstu. A to oznacza,
że wszystkie odpowiedzi znajdziesz w tekście
lub z niego wywnioskujesz. Na przykład: py-
tanie 9. dotyczy znanych europejskich reżyse-
rów, o których mogłeś nie słyszeć, więc nie
przerażaj się, przeczytaj jeszcze raz odpowied-
nie akapity i wywnioskuj, w jakim celu autor
powołuje się na te nazwiska. Jeżeli jesteś pro-
szony o wyjaśnienie słów, związków frazeolo-
gicznych, to ich znaczenie powinieneś odczy-
tać z kontekstu.
Pamiętaj jednak, że w testach maturalnych
kilka pytań dotyczy języka tekstu i tu może się
przydać wiedza z nauki o języku, np. aby od-
powiedzieć na pytanie 11., musisz wiedzieć,
co to są synonimy, i umieć je rozpoznawać.
Podstawowej wiedzy z kultury języka wyma-
ga odpowiedź na pytanie 15., a wiedza ta do-
tyczy zasad obowiązujących w języku pisanym
i dopuszczalnych odstępstw od nich w języku
mówionym. Tę wiedzę wykorzystujesz w ar-
gumentowaniu swojej opinii.
Test egzaminacyjny jest sprawdzany według mo-
delu odpowiedzi przygotowanego przez autora.
Punkty otrzymasz tylko za odpowiedzi, które prze-
widziane są w modelu. Jednak Twoja odpowiedź
nie musi być identycznie sformułowana. Musi jed-
nak zgadzać się z modelem pod względem me-
rytorycznym. W kryteriach dla sprawdzającego
jest zamieszczona następująca uwaga:
Model zawiera przewidywane odpowiedzi.
Wypowiedzi uczniów mogą przybierać różną
formę językowo-stylistyczną, ale ich sens mu-
si być synonimiczny wobec modelu .
Pamiętać również należy, że odpowiedzi są
oceniane jedynie pod względem merytorycz-
nym, nie ocenia się ich stylu i ortografii, które
na maturze 2005 będą sprawdzane i oceniane
w wypracowaniach.
Zadania do tekstu „Gangsterzy i frustraci”
1. Swój artykuł zaczyna autor
od omówienia książki „Za duży
blask”. Jak można by wyjaśnić cel
tego zabiegu?
......................................................
......................................................
......................................................
......................................................
......................................................
9. W akapicie 2. i 7. autor przy-
wołuje twórczość wybitnych współ-
czesnych europejskich reżyserów.
Jaki jest cel tych przywołań w aka-
picie 2., a jaki w 7.?
........................................................
........................................................
........................................................
13. Jakie zalety dostrzega autor
w filmach Andrzeja Barańskiego
i Andrzeja Jakimowskiego? Wy-
mień dwie (akapity 9. i 10.).
........................................................
......................................................
......................................................
........................................................
5. W jaki sposób autor tłuma-
czy popularność „Pana Tadeusza”
Andrzeja Wajdy i „Psów” Włady-
sława Pasikowskiego? Akapit 4.
........................................................
......................................................
......................................................
2. Użyty w akapicie 1. zwrot
„cofać się do tyłu” został wzięty
w cudzysłów, ponieważ:
A. autor przyciąga w ten sposób
uwagę czytelnika.
B. jest cytatem.
C. jest niepoprawny.
D. autor podkreśla jego zabar-
wienie emocjonalne.
10. Kogo autor określa mianem
„masy pożerającej chipsy”? Akapit 7.
........................................................
......................................................
......................................................
14. Na podstawie opinii autora
artykułu o polskim kinie sformu-
łuj dwie rady, których udzielił-
byś/abyś młodym polskim reżyse-
rom, aby ich filmy dostrzeżono na
międzynarodowych festiwalach.
........................................................
......................................................
......................................................
........................................................
6. W akapitach 3. i 4. występu-
je wyrażenie „rząd dusz”. Wyjaś-
nij znaczenie tego wyrażenia.
........................................................
......................................................
......................................................
11. W jakiej relacji znaczenio-
wej pozostają użyte w akapicie
8. słowa: „aktualne”, „na czasie”,
„trendy”?
........................................................
......................................................
......................................................
........................................................
3. W akapicie 1. autor używa
określeń: „baronowie” i „młodzi
niedopuszczani”. Do kogo one się
odnoszą?
........................................................
......................................................
......................................................
7. Na podstawie akapitu 5. i 6.
sformułuj trzy zarzuty stawiane
polskim komediom.
........................................................
......................................................
......................................................
......................................................
15. W artykule autor użył wielu
kolokwializmów, np. „twardziel”,
„olewać”, „telepudło”, „masa po-
żerająca chipsy”, „ślepota twór-
ców”, „dopieścić twórczość”, „wy-
łożyć kawę na ławę”. Oceń i uargu-
mentuj ich trafność z punktu widze-
nia podejmowanego tematu.
....................................................
........................................................
........................................................
........................................................
12. Z tekstu wypisz trzy sformu-
łowania, które byłyby potwierdze-
niem subiektywnego stosunku au-
tora do omawianego zagadnienia.
........................................................
......................................................
......................................................
......................................................
4. W akapicie 3. autor omawia
przyczyny słabej kondycji kina
w latach osiemdziesiątych i dzie-
więćdziesiątych. Wymień dwie.
........................................................
......................................................
8. Z akapitu 5. zacytuj opinię,
z którą polemizuje autor artykułu.
........................................................
......................................................
......................................................
......................................................
49279044.005.png
7
ARKUSZ I część II – pisanie własnego tekstu
Wybierz jeden temat i napisz wypracowanie.
Wybrany temat podkreśl
TEMAT 1.
Na podstawie analizy fragmentu
Dżumy Alberta Camusa i Tanga
Sławomira Mrożka porównaj, jak
bohaterowie tych utworów pojmu-
ją wolność.
Albert Camus
– urodził się w Al-
gierii w 1913 r. Po
studiach imał się
różnych zajęć.
W 1935 r. powsta-
ły jego pierwsze
eseje, żył jednak
głównie z dziennikarstwa. W 1942 r.
przeniósł się do Francji i rozpoczął
pracę nad „Dżumą”. Konspirował
przeciw niemieckim okupantom. Gdy
w 1957 r. dostał Nobla nie obyło się
bez szoku w środowisku literackim,
głównie ze względu na skromność
dorobku Camusa ( pięć powieści,
cztery dramaty i niewiele więcej ese-
jów). Zginął w wypadku w 1960 r.
Sławomir Mrożek
urodził się w 1930 r.
w Borzęcinie. Obywa-
tel świata – mieszkał
we Francji, w USA,
Niemczech, Meksy-
ku. W 1996 r. wrócił
do Polski, mieszka
w Krakowie. Debiutował w 1950 r. ja-
ko rysownik, potem zaczął pisać znane
z ciętego dowcipu satyry. Dramatopi-
sarz (napisał ponad 30 dramatów,
w tym m.in. znane na świecie „Tan-
go”). Jeden z najczęściej grywanych
polskich dramaturgów współczesnych,
i to nie tylko w Polsce. Wyśmiewa ste-
reotypy i absurdy życia. Jeden z najczę-
ściej przekładanych polskich pisarzy.
Co tu mówić o dziadku! Urodzi-
łem się dwadzieścia pięć lat temu,
a do tej pory mój wózek dziecinny
jest tutaj! ( kopie wózek ) Dlaczego
nie na strychu? A to, co to jest? Suk-
nia ślubna mojej matki? ( wyciąga
zakurzony welon ze stosu rupieci )
Dlaczego nie w szafie? Bryczesy
wuja Eugeniusza! Dlaczego one
wciąż tutaj, jeżeli ostatni koń, na któ-
rym jeździł wuj Eugeniusz, zdechł
bezpotomnie czterdzieści lat temu?
Żadnego porządku, żadnej zgodno-
ści z dniem bieżącym. Żadnej
skromności ani inicjatywy. Tutaj nie
można oddychać, chodzić, żyć!
Edek, korzystając z zamieszania,
jednym haustem opróżnia filiżankę
ELEONORA na boku do Edka
Edziu, jak ty pięknie pijesz.
STOMIL
Mój drogi, tradycja mnie nie ob-
chodzi, twój bunt jest śmieszny.
Sam widzisz, że nie przywiązuje-
my żadnej wagi do tych pomników
przeszłości, do tych nawarstwień
naszej rodzinnej kultury. Ot, tak so-
bie to wszystko leży. Żyjemy swo-
bodnie. ( zaglądając do filiżanki )
Gdzie moja kawa?
ARTUR
Ach, nie, nie, ojciec mnie zupeł-
nie nie rozumie. Nie o to chodzi,
nie o to!
STOMIL
Wytłumacz więc jaśniej, mój dro-
gi. ( do Eleonory ) Nie ma już kawy?
ELEONORA
Może być, ale pojutrze.
STOMIL
Dlaczego dopiero pojutrze?
ELEONORA
Sama nie wiem.
STOMIL
Dobrze, niech będzie.
ARTUR
Słuchajcie, mnie nie chodzi aku-
rat o tę tradycję. Tu już nie ma
w ogóle żadnej tradycji ani żadne-
go systemu, są tylko fragmenty,
proch! Bezwładne przedmioty. Wy-
ście wszystko zniszczyli i niszczy-
cie ciągle, aż zapomnieliście sami,
od czego się właściwie zaczęło.
ELEONORA
To prawda. Stomil, pamiętasz, jak
rozbiliśmy tradycję? Posiadłeś mnie
na oczach mamy i papy, podczas
Albert Camus „Dżuma”
Rambert poczuł się nieswojo
w okropnym upale tej sali i z trudem
rozpoznał Rieux pochylonego nad
jednym z jęczących kształtów. Dok-
tor nacinał pachwiny chorego, który
leżał rozkrzyżowany; trzymali go
dwaj pielęgniarze stojący po obu
stronach łóżka. Doktor się wyprosto-
wał, opuścił narzędzia na tacę, któ-
rą podsunął mu pomocnik, i stał
przez chwilę nieruchomo, patrząc na
pacjenta; bandażowano go właśnie.
– Co nowego? – zapytał Rieux
Tarrou, który podszedł do niego.
– Paneloux zgadza się zastąpić
Ramberta w domu kwarantanny.
Dużo już zrobił.
Pozostanie do przegrupowania
trzecia ekipa badania terenu – bez
Ramberta.
Rieux skinął twierdząco głową.
– Castel zakończył pierwsze przy-
gotowania. Proponuje zrobić próbę.
– O – powiedział Rieux – to do-
brze.
– Jest tu Rambert.
Rieux się odwrócił. Na widok
dziennikarza zmrużył oczy nad ma-
ską.
– Co pan tu robi? – zapytał. – Po-
winien pan być gdzie indziej.
Tarrou powiedział, że to dziś
o północy, i Rambert dodał: „W za-
sadzie”.
Za każdym razem, gdy ktoś z nich
mówił, maska gazowa wzdymała
się i wilgotniała w okolicy ust. Na
skutek tego rozmowa stawała się
trochę nierzeczywista, niczym dia-
log posągów.
– Chciałbym z panem porozma-
wiać – powiedział Rambert.
– Wyjdziemy razem, jeśli pan
chce. Niech pan czeka na mnie
w gabinecie Tarrou.
W chwilę potem Rambert i Rie-
ux usiedli z tyłu samochodu dok-
tora. Prowadził Tarrou.
– Nie ma już benzyny – powie-
dział Tarrou, ruszając z miejsca.
– Jutro pójdziemy pieszo.
– Doktorze – powiedział Rambert
– nie wyjeżdżam i chcę zostać z wa-
mi.
Tarrou nie poruszył się. Prowa-
dził dalej. Rieux jak gdyby nie
mógł wynurzyć się ze swojego
zmęczenia.
– A ona? – zapytał głuchym gło-
sem.
Rambert powiedział, że się nad
tym zastanawiał, że nadal wierzy
w to, w co wierzył, ale byłoby mu
wstyd, gdyby wyjechał. Przeszko-
dziłoby mu to kochać kobietę, któ-
rą zostawił. Ale Rieux wyprostował
się i rzekł pewnym głosem, że to
jest głupie i że nie ma wstydu w wy-
borze szczęścia.
– Tak – powiedział Rambert – ale
może być wstyd, że człowiek jest
sam tylko szczęśliwy.
Tarrou, który dotychczas milczał,
zauważył, nie odwracając głowy, że
jeśli Rambert chce dzielić nieszczę-
ście ludzi, nie będzie miał nigdy cza-
su na szczęście. Trzeba wybierać.
– Nie chodzi o to – powiedział
Rambert. – Zawsze myślałem, że
jestem obcy w tym mieście i że nie
mam tu z wami nic wspólnego. Ale
teraz, kiedy zobaczyłem to, co zoba-
czyłem, wiem, że jestem stąd, czy
chcę tego, czy nie chcę. Ta sprawa
dotyczy nas wszystkich.
Nikt nie odpowiedział i Rambert
zdawał się zniecierpliwiony.
– Wiecie o tym zresztą dobrze!
W przeciwnym razie, co robiliby-
ście w tym szpitalu?
Czy dokonaliście więc wyboru
i wyrzekli się szczęścia?
Ani Tarrou, ani Rieux nie odpo-
wiadali. Milczenie trwało długo,
dopóki nie zbliżyli się do domu
doktora. Rambert powtórzył ostat-
nie pytanie z jeszcze większą siłą.
Tylko Rieux odwrócił się w jego
stronę. Podniósł się z trudem.
– Niech mi pan wybaczy – powie-
dział – ale nie wiem. Niech pan zo-
stanie z nami, jeśli pan tego chce.
Auto skręciło; zamilkł. Potem
podjął, patrząc przed siebie:
– Nic na świecie nie jest warte,
żeby człowiek odwrócił się od te-
go, co kocha. A jednak ja także się
odwracam, sam nie wiedząc, dla-
czego.
Sławomir Mrożek
„Tango”
ARTUR bije pięścią w stół
Właśnie! W tym domu panuje
bezwład, entropia i anarchia! Kie-
dy umarł dziadek? Dziesięć lat te-
mu. I nikt nie pomyślał od tego cza-
su, żeby usunąć katafalk! To nie do
pojęcia! Dobrze, żeście usunęli
chociaż dziadka!
EUGENIUSZ
Dziadka nie dało się dłużej trzymać.
ARTUR
Nie chodzi mi o szczegóły, ale
o zasadę.
STOMIL pijąc kawę, znudzony
Doprawdy?
ARTUR
Dokończenie – s. 8
49279044.001.png
8
dokończenie ze s. 7
Arkusz I, cz. II – cd.
premiery „Tannhäusera”, w pierwszym rzędzie
foteli, na znak protestu. Straszny był skandal.
Gdzie te czasy, kiedy to jeszcze robiło wrażenie.
Starałeś się wtedy o moją rękę.
STOMIL
Mnie się zdaje, że to było raczej w Muzeum
Narodowym, podczas pierwszej wystawy No-
woczesnych. Mieliśmy entuzjastyczne recenzje.
ELEONORA
Nie, to było w operze. Na wystawie albo to nie
byłeś ty, albo nie byłam ja. Wszystko ci się po-
myliło.
STOMIL
Możliwe. ( zapalając się ) Czas buntu i skoku
w nowoczesność. Wyzwolenie z więzów starej
sztuki i starego życia! Człowiek sięga po samego
siebie, zrzuca starych bogów i siebie stawia na pie-
destale. Pękają skorupy, puszczają okowy. Rewo-
lucja i ekspansja! – to nasze hasło. Rozbijanie sta-
rych form, precz z konwencją, niech żyje dyna-
mika! Życie w stwarzaniu, wciąż poza granice,
ruch i dążenie, poza formę, poza formę! [...]
ELEONORA
Czy poddajemy się przesądom? Konwencjom
krępującym ludzkość? Czy nie walczymy wciąż
ze starą epoką? Czy nie jesteśmy wolni?
STOMIL
Z jaką starą?
ELEONORA
No, z tamtą. Nie pamiętasz? Już zapomniałeś,
o czym mówiliśmy przed chwilą? Te wszystkie
więzy, te zaskorupiałe okowy religii, moralno-
ści, społeczeństwa, sztuki? Sztuki przede wszyst-
kim, Stomilu, sztuki! [...]
ARTUR
Tamtego wszystkiego już nie ma.
(...)
STOMIL
Czego?
ARTUR
Tych więzów, okowów, skorup i tak dalej. Nie
ma, niestety.
STOMIL
Niestety? Sam nie wiesz, co mówisz! Gdy-
byś żył w tamtych czasach, wiedziałbyś, ile
zrobiliśmy dla ciebie. Ty nie masz pojęcia, jak
wtedy wyglądało życie. Czy wiesz, ile trzeba
było odwagi, żeby zatańczyć tango? Czy
wiesz, że tylko nieliczne kobiety były upadłe?
Że zachwycano się malarstwem naturalistycz-
nym? Teatrem mieszczańskim? Mieszczański
teatr! Ohyda! A przy jedzeniu nie wolno by-
ło trzymać łokci na stole. Pamiętam manife-
stację młodzieży. Dopiero w tysiąc dziewięć-
set którymś co śmielsi zaczęli nie ustępować
miejsca osobom starszym. My twardo wywal-
czyliśmy sobie te prawa i jeżeli dzisiaj mo-
żesz sobie robić z babcią, co chcesz, to dzię-
ki nam. [...]
ARTUR
I coście stworzyli? Ten burdel, gdzie nic nie
funkcjonuje, bo wszystko dozwolone, gdzie nie
ma ani zasad, ani wykroczeń?
STOMIL
Jest tylko jedna zasada: nie krępować się i ro-
bić to, na co ma się ochotę. Każdy ma prawo do
własnego szczęścia.
TEMAT 2.
Jakie są przyczyny przejścia Kurtza na stro-
nę zła? W swoim wypracowaniu wykorzystaj
wnioski z analizy załączonych fragmentów Ją-
dra ciemności Josepha Conrada i wiedzę z lek-
tury utworu.
rzenia, że krew we mnie zastygła. [...] Ani mi by-
ło w głowie, bym miał go udusić. Ja próbowałem
unicestwić czar – ciężki i niemy czar dziczy – co
zdawała się ciągnąć go do swej bezlitosnej piersi;
ona w nim obudziła zadawnione i brutalne instynk-
ty, przez pamięć o zaspokojonych i potwornych
namiętnościach. Wyłącznie to, byłem pewny, wy-
ciągnęło go na skraj lasu, w zarośla, ku błyskom
ogni, do uderzeń bębnów, do buczenia niesamo-
witych zaklęć; jedynie to tumaniło jego nieprawą
duszę poza granicami dopuszczalnych aspiracji. I,
weźcie pod uwagę, groza tej sytuacji nie na tym
polegała, że można było oberwać po łbie – choć
miałem znaczne wyczucie także tego niebezpie-
czeństwa – ale na tym, że musiałem coś począć
z człowiekiem, do którego nie mogłem się odwo-
łać w imię czegoś na niebie i na ziemi. Musiałem,
niemal tak jak Murzyni, zakląć go – jego samego
– jego własne, ogromne i niewiarygodne poniże-
nie. Nie istniało dla niego nic, czy to w górze, czy
w otchłani, i o tym wiedziałem. Obijał się sobie-
pan na ziemi swobodnie. Niech go piekło pochło-
nie! Całą ziemię sponiewierał do cna. Był sam; ja
przed nim, i nie wiedziałem, czy stoję na ziemi,
czy unoszę się w powietrzu. Powiedziałem już
wam, o czym rozmawialiśmy
– powtórzyłem słowa, które pa-
dły między nami – ale z jakim
skutkiem? To były zwykłe co-
dzienne słowa – powszednie,
bezładne dźwięki, stosowane
na każdy powszedni dzień. Ale
co z tego? Przecież pozostał, jak
myślę, przerażający potok uwo-
dzicielskich słów zasłyszanych
w snach i zdań wypowiedzia-
nych w koszmarach. Dusza! Je-
śli kto kiedykolwiek zmagał się
z duszą, to ja się zmagałem.
Z tym wszystkim, nie przeko-
nywałem wariata. Uwierzycie
mi albo nie, jego inteligencja
działała sprawnie – skoncentro-
wana, naprawdę, mimo jego
straszliwego wysilenia, jeszcze
jasna; i w niej wyłącznie jedy-
ną miałem nadzieję – wzbrania-
jąc się oczywiście, by go tam, w tym czasie uśmier-
cić, co i tak byłoby bez sensu z powodu nieunik-
nionego wrzasku. Ale jego dusza oszalała. Samot-
nie żyjąc w dziczy, patrzyła wyłącznie w siebie
(...). Ja wam mówię, że ona oszalała. Musiałem
– za moje grzechy, jak sądzę, przejść ogniową pró-
bę, samemu w nią spojrzeć, samemu się z nią zma-
gać. Żadna wymowa nie byłaby mogła tak zachwiać
czyjąś wiarą w ludzkość, jak jego ostatni zryw
szczerości. On także ze sobą walczył. Widziałem
to – ja to słyszałem. Widziałem nieodgadnioną ta-
jemnicę duszy, która nie znała żadnego umiaru,
żadnej świętości i żadnego lęku, a jednak walczy-
ła ze sobą na ślepo”.
Joseph Conrad „Jądro ciemności”,
LSW, Warszawa 2000
„Dawny, realny Kurtz kształcił się częściowo
w Anglii i – jak sam łaskawie oświadczył – sym-
patie jego leżały po właściwej stronie. Matka jego
była na wpół Angielką, ojciec na wpół Francuzem.
Cała Europa złożyła się na Kurtza; i dowiedzia-
łem się z czasem, że Międzynarodowe Towarzy-
stwo Tępienia Dzikich Obyczajów powierzyło mu
opracowanie referatu jako wytycznej dla tegoż to-
warzystwa. A Kurtz ten referat napisał. Widziałem
go. Czytałem. Był wymowny, tętniący wymową,
ale nastrojony na zbyt wysoka nutę, jak mi się zda-
je. Kurtz znalazł czas, by zapełnić gęstym pismem
całe siedemnaście stron! Ale to było zapewne wte-
dy, nim jego – powiedzmy – nerwy się rozkleiły,
co sprawiło, że przewodniczył o północy pewnym
tańcom, kończącym się obrzędami, o których mó-
wić nie sposób i które, jak zmuszony byłem wy-
wnioskować z tego, co słyszałem – odbywały się
na jego cześć – rozumiecie?
– na cześć pana Kurtza we wła-
snej osobie. Ale raport był świet-
ną próbką prozy. Tyle że pierw-
szy jego paragraf wydaje mi się
teraz złowróżbny w świetle póź-
niejszych informacji. Zaczynał
się od dowodzenia, że my, bia-
li, na osiągniętym przez nas
szczeblu rozwoju »musimy z na-
tury rzeczy wydawać się im (dzi-
kimi) istotami nadnaturalnymi
– zbliżamy się do nich z potęgą,
jak gdyby bóstwa« – i tak dalej,
i tak dalej. »Przez prosty wysi-
łek woli możemy rozwinąć do-
datnią działalność o potędze
iście nieograniczonej« itd., itd.
Od tego punktu wznosił się co-
raz wyżej i uniósł mnie z sobą.
Perora była wspaniała, choć,
wiecie, trudna do zapamiętania.
Wywołała we mnie obraz jakiegoś egzotycznego
Bezmiaru rządzącego przez wzniosłą Dobrotli-
wość. Porwał mnie zapał. Był to skutek bezgra-
nicznej potęgi wymowy – słów – płomiennych,
szlachetnych słów. Żadne praktyczne wskazówki
nie przetrwały magicznego toku zdań, chyba że
uznamy za rozwinięcie metody coś w rodzaju no-
tatki przy końcu ostatniej strony, notatki nagry-
zmolonej niepewną ręką znacznie później. Była
bardzo prosta, i u końca tego wzruszającego we-
zwania do wszelkich altruistycznych uczuć gorza-
ła, jaśniejąca i przeraźliwa jak błyskawica wśród
pogodnego nieba: »Wytępić te wszystkie bestie!«”.
[...]
„»Byłem u progu wielkich rzeczy«, dowodził
(Kurtz) z tęsknotą i głosem tak potężnego rozma-
u
Józef Konrad Korzeniowski – sła-
wę międzynarodową osiągnął jako
Joseph Conrad. Urodził się 4 grud-
nia 1857 r. w Berdyczowie na Ukra-
inie. Z rodzicami, zesłańcami, spę-
dził kilka lat w Rosji. Jako 17-latek
Korzeniowski wyjechał do Marsylii
i zaciągnął się do pracy na żaglow-
cach. Gdy miał 29 lat, został kapi-
tanem żeglugi morskiej i przyjął oby-
watelstwo brytyjskie. Pływał mię-
dzy Anglią a Indiami. Jako pisarz
debiutował w wieku 38 lat. Tworzył
po angielsku. Autor m.in. powie-
ści: „Lord Jim”, „Smuga cienia”.
Zmarł 3 sierpnia 1924 r. , pocho-
wany został na cmentarzu w Can-
terbury w Anglii.
49279044.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin