Karol Kolmo -Klucz Miłości.pdf

(974 KB) Pobierz
671384392 UNPDF
Karol Kolmo
Klucz
Miłości
Kto boi się śmierci, nie może bać się życia,
kto boi się życia, nie może bać się śmierci ...
1
 
Było to w czasach, gdy smoki żyły na Ziemi, w starożytnych czasach, jeszcze
przed Potopem. Wielcy Magowie władali szczepami, a królowie byli potomkami
Słońca. I żył wtedy człowiek, któremu ojciec nadał imię Oland. Oland kochał życie,
kochał swoją rodzinę i swój szczep. Gdy był pacholęciem i gdy przechadzał się po
gaju, wszystkie ptaki radośnie ćwierkały mu nad głową, psy łasiły się do niego. Gdy,
kiedyś, nieopatrznie, dostrzegł to jego ojciec , Dyso, załamał ręce, usiadł ciężko przed
ich wspólnym domem na ganku i zapłakał : -
- O mój synu Olandzie! Bieda będzie. Bieda będzie z tobą i z twoim życiem,
bo ty jesteś wybrany i ty będziesz miał życie cięższe, niż ma bydlątko w
jarzmie. Bo, synu, pamiętaj, tylko szarzy, cisi i niepozorni są „królami”
życia. Oni najmniej cierpią.
Oland nie zrozumiał, czemu ojciec tak szlocha. Przecież cały świat jest radosny i
wszystko jest takie interesujące. Słońce wysoko w Zenicie świeci, jest ciepło. Pasieki
„obrodziły” i pełno jest złocistego, słodkiego miodu. Krowy się wypasły i dały ogrom
mleka.
Mijały dni, mijały miesiące. Matka , Utena, pomna uwag męża, z trwogą obserwowała,
jak jej syn, Oland, stawał się coraz mężniejszym, dojrzewał.
Pewnego dnia, tuż po kolacji, Dyso powiedział do syna : -
- Olandzie, błagam cię na prochy mych przodków, a twoich antenatów, żyj
tak, aby jak najmniej wyróżniać się wśród ludzi. Ja wiem, będzie to dla
ciebie trudne, bo cała przyroda garnie się w twe ramiona. Niebożęta
wyczuwają twoją wielkość i niezwykłość. Lecz ja, twój ojciec, błagam cię,
pracuj nad sobą i ucz się od mistrzów w przystosowaniu.
Lecz Dyso, mówiąc to, zdawał sobie sprawę, że to właśnie z niego zakpił los. Z
niego, mistrza w przystosowaniu, bowiem oto los to sprawił, że urodził mu się syn,
Wybraniec, jemu szaremu i zwykłemu człowiekowi. Oland odrzucił piękne, krucze
włosy ręką, by nie przesłaniały oczom, i rzekł : -
- Ależ, ojcze, przecież świat jest piękny i dobry. Spójrz, ojcze, jak natura
obdarza nas swym całym bogactwem. Mam wielu przyjaciół i mam swoich
nauczycieli, którzy uczą mnie nowych, wspaniałych rzeczy. Mam was, moich
rodziców. Jak mam bać się życia, skoro wszytko budzi we mnie radość i
ufność. Myślę, że los mój będzie sprawiedliwy. Nikomu przecież krzywdy
nie czynię i nie uczyniłem.
Ojciec, słysząc tę naiwność syna, jeszcze raz zapłakał. Lecz nic już nie rzekł.
Stwierdził w duchu, z pokorą: niech stanie się, co ma się stać. Widać taka jest wola
bogów, co to tkają nici przeznaczenia.
Utena, widząc reakcję swego męża, uczuła trwogę i niepokój. Wiedziała bowiem, że
Dyso jest najmądrzejszym człowiekiem, jakiego znała, a przeżyła już swoje lata u jego
boku. Nic jednak nie rzekła, bo miała nadzieję, że długie lata będą jeszcze żyć, i ona,
i Dyso. I że Dyso będzie miał pieczę nad poczciwym Olandem, i ochroni go przed
2
 
złem, które niosą ze sobą ludzie. Poszła z tą nadzieją w sercu do kuchni i do swojej
roboty.
A działo się tak, że wielki smok szczerozłoty o imieniu Zyn siał zgrozę i przerażenie
u maluczkich w całej krainie Średniego Lasu. Tam, gdzie było domostwo Olanda i
rodziców. Król Amargadeusz bolał nad tym, że w ziemiach jego królestwa, w tych
Średnich Lasach, taka „potwora” żyje i pustoszy krainę. Wprawdzie dziwne to było, że
smok pożerał tylko czarne owce i ochwaciałe, stare i ślepe szkapy, i nie gardził też
chwastami, które urodzaj psuły. Król wydał edykt, który głosił to, iż śmiałek, który
pokona szczerozłotego smoka, księciem zostanie, dostanie w lenno całe Średnie Lasy, a
jest to kraina tak rozległa, że piechur, który wyruszyłby z jednego krańca tej ziemi,
musiałby iść dwa dni i dwie noce, by do drugiego krańca dojść.
Jakiś czas przeminął. Rycerze z całego kraju Ulandii, którą władał Amargadeusz,
szykowali tarcze, szykowali puklerze, czyścili ostre miecze i mocne pancerze. Każdy
rycerz, poddany króla marzył i myślał o tym, że to on właśnie pokona Zyna i
zostanie panem na włościach. A był wśród rycerzy jeden taki, niepokonany. Panny,
dziewice błagały go, by został ich rycerzem, sługą wianka. A on marzył o czymś
nadzwyczajnym. Chciał się zapisać w historii, jako zbawca narodu, ludzi. W
karczmach i szynkach w całym królestwie z ust do ust przekazywano sobie jego imię.
Kowdlar. Kowdlar pierwszy rycerz Amargadeusza.
Wreszcie, któregoś dnia, król wezwał Kowdlara na posłuchanie. I oto rycerz stanął na
przeciw swojego pana. Król przemówił : -
- Szlachetny, czy prawdą jest, że jesteś z tych, co chcą podjąć walkę z Zyną,
smokiem szczerozłotym.
- Miłościwy Panie, to szczera prawda. Ustanowiliśmy bowiem wśród braci
rycerskiej, że to właśnie ja będę miał zaszczyt pierwszy podjąć walkę ze
smokiem, zgodnie z edyktem, jaki, Miłościwy Panie, wydałeś.
- Ale, wiesz, Rycerzu, że Zyn włada mocami magicznymi, które dotąd go
chroniły dość skutecznie. Musisz pierwej , nim go zawezwiesz na
pojedynek, oczyścić swe ciało i duszę. Mój Mag da ci odpowiednie zioła i
maści.
- Zawezwać Uberyka do mnie - król ogłosił rozkaz służbie dworskiej.
Kanclerz pokłonił się i wyszedł po Maga.
- Wierz, Szlachetny Kowdlarze, że sercem będę przy tobie i szczerze będę
zadowolony, gdy to ty obejmiesz lenna. Lecz najpierw musisz mi przywieść
głowę szczerozłotego Zyna.
Do komnaty audiencyjnej wszedł ubrany w długą czarną sutannę Mag Uberyk.
- Miłościwy Panie, wzywałeś. Oto jestem.
- Przygotuj dla rycerza maści i produkty, które przygotują go na walkę ze
smokiem, który gnębi mój lud w Średnich Lasach. Moim bowiem
pragnieniem jest, by Kowdlar zwyciężył zło i stał się moim pierwszym
sługą.
- Słucham, Panie. Co każesz, to się stanie. Mam maść z mumii Faraona na
ogień smoczy i nalewkę przeciw gadziej magii. To powinno pomóc
każdemu, kto ma odwagę zbliżyć się do smoka na długość miecza. Resztę
jednak trzeba dokonać samemu. Słyszałem, Miłościwy Panie, że Zyn ma
jeden pazur diamentowy, którym może rozerwać każde serce na strzępy,
prosto z klatki piersiowej.
3
 
Kowdlar słuchał tego wszystkiego bardzo uważnie. Ale widać było po nim, że
lekceważy sobie słowa Maga, i że jego nic nie przeraża, nie boi się smoka. Rycerz
rzekł: -
- Miłościwy Panie, pozwól, że zwrócę się do twego Maga.
- Pozwalam - odrzekł Amargadeusz.
- Ekscelencjo, nie masz racji. Zyn bowiem nie ma jednego diamentowego
pazura, ale ma po dwa w każdym członku. Ja zaś mam zbroję platynową,
na której każdy diament się połamie, niczym kryształ górski. A ja jestem
weteranem wielu potyczek i wojen, służąc Miłościwemu Panu. Mnie w
walce na oręż nic nie jest w stanie zaskoczyć. Daj mi tylko, Ekscelencjo,
siłę przeciw smoczej magii, a ja zetnę ten ohydny łeb Zyna.
Król Amargadeusz przypatrywał się z wysokości swojego tronu rycerzowi i Magowi.
Rycerz słusznej postury był jednak niższy od szczupłego i ascetycznego Maga. Gruby
kark Kowdlara kontrastował ze szczupłością twarzy Uberyka. Kark rycerza świadczył o
nim, że łatwo nie ugina się przed innymi ludźmi, że zna własną wartość, że broni jej
do upadłego.
- Zawezwałem cię tu, Kowdlarze, właśnie po to, abyś zabezpieczył się przed
potyczką ze smokiem. Bo, jak mi donieśli moi Ambasadorowie, bywa tak,
że ci, którzy stają przeciw smokom, zamieniają się w głazy i skały tylko
przez to, że nie opacznie spojrzeli bestii w oczy lub gad rzucił na nich
czary. Miej baczenie i nie bierz wszystkiego, co zobaczysz, gdy już będziesz
przy Zynie, za jawę. Bo prawda też tkwi w tym stwierdzeniu, że magia ma
tylko wtedy siłę, gdy ten, kto ją stosuje, zdoła przestraszyć swą ofiarę. Gdy
twoja świadomość będzie silna, na nic zdają się smokowi magiczne sztuczki.
W czasie, gdy dzielny rycerz Kowdlar gościł u króla, Oland kąpał się radośnie w
górskim jeziorku, który wytworzyły wody spadające wodospadu. Choć rącze strugi
wodospadu były zimne i orzeźwiające, to jednak młodzieńcowi nie doskwierał chłód
zimnej wody. Z przyjemnością nurzał się w wodzie. Nurkował i wypływał. Jeziorko
znajdowało się na niewielkim płaskowyżu, małym wzniesieniu. Młodzieniec miał
wspaniały widok z poziomu tafli wody. Gdy patrzał przed siebie, widział bezkresny
ocean lasu. Drzewa zielone, soczyście zielone, dochodziły do obrzeży malutkiego
miasteczka, takiej większej wsi. Strumień, spływający z jeziorka, wił się niczym
serpentyna i gubił się w lesie. Nic więc nie było dziwnego w tej nazwie krainy-
Średni Las. Nagle, gdy chłopak harcował w wodzie, ciszę przerwał hałas spadających
kamieni. Odwrócił głowę w kierunku, skąd dochodził hałas. Tuż nad brzegiem jeziorka
stał dziwny przybysz. Niewysoki on był, miał bujną brodą, a ubrany prawie w
łachmany. Chłopak zaskoczony krzyknął w stronę intruza: -
- Ktoś ty? I dlaczego podchodzisz tak skrycie, zakłócając moją niewinną
zabawę?
- Jam jest Siódmy Elf Średniego Lasu.
- Więc nie jesteś człowiekiem. Cóż chcesz ode mnie?
- Wiem o twoim darze i twoich zdolnościach. Przysyła mnie do ciebie Zyn,
szczerozłoty smok. Prosi on byś przejął od niego Klucz Miłości. Oto jest.
4
 
Elf pokazał Olandowi w swej ręce szkatułkę.
- Znajduje się w tym pudełku. Zyn czuje, że zbliża się jego koniec. Rachuje
swe czyny i swoje skarby. Wiedz, Olandzie, że Zyn jest Strażnikiem Miłości
tu na Ziemi. Jego siła była oparta na tym, że miłość zawsze zwycięża. Lecz
oto Zyn zwątpił i obawia się, że teraz, gdy Amargadeusz ogłosił edykt na
jego śmierć, nie stanie tyle miłości na świecie, aby mogła go uratować
przed chciwością i żądzą władzy tych, którzy czyhają na jego życie. Lecz
Zyn wie, że ty, jako jedyny na świecie, możesz zastąpić go w jego misji i
to ty, właśnie ty, możesz przejąć Klucz Miłości.
- Siódmy Elfie, jak ja mam sprostać tak trudnemu zadaniu, by być
Strażnikiem Miłości?
- Ty nie musisz się tego uczyć, tak jak ptak nie musi się uczyć latania.
Wejrzyj tylko głęboko w siebie. Pozbądź się młodzieńczych kompleksów.
Oto ja, elf, przyszedłem tu do ciebie z Kluczem, a oprócz Klucza
przyniosłem ci dorosłość. I proszę cię, błagam, przyjmij te dwa dary.
Niebo nagle pociemniało, słońce zakryła czarna chmura, i gdzieś tam, w oddali,
błyskawice zaczęły tańczyć na niebie. Lecz było to tak daleko, że nie dochodził żaden
odgłos piorunów. Oland żegnał się ze swoją młodością, ze swoją niewinnością.
- Więc, dobrze, elfie. Przyjmę twe dary. Lecz, co ja mam teraz robić, by
dotrzymać zobowiązań z Kluczem Miłości związanych?
- Bądź sobą, wkrótce przeznaczenie da o sobie znać. Nie martw się, Pierwsza
Przyczyna, która stworzyła ten świat, już wie, już szykuje dla ciebie los, już
karma twa została przez bogów określona. Ja, Olandzie, muszę już iść, bo
tam, skąd pochodzę, muszę pilnować, by natura sprawnie działała. Taka jest
dola elfów. Jeden stary, tysiącletni dąb czeka na mnie. Muszę sprawić by
jeszcze raz, może ostatni, zazielenił się listowiem.
To mówiąc, Siódmy Elf pozostawił puzderko nad brzegiem jeziorka, odwrócił się i
spokojnie zszedł z pagórka, zniknął w listowiu.
Oland powoli, walcząc z ociężałą wodą, wyszedł z jeziorka i wziął szkatułkę do rąk.
Woda spływała po jego smukłym ciele; krzaczasto-czarne włosy były mokre, a on już
był ciekaw tego Klucza Miłości. Szczerozłota szkatuła kryła tajemnicę jego
przeznaczenia. Otworzył nabożnie wieczko. A w nim zobaczył jakiś stary pergamin i
jakąś starą mapę. Rozwinął pergamin i ujrzał, że słowa są zapisane nieznanym
alfabetem, nic nie rozumiał. Raz, jeden raz, widział podobne litery, gdy nawiedziła
okolice wędrowna wiedźma. Stawiała ona Dysowi wróżbę i wtedy Oland na kartach
talii wiedźmy widział podobne litery. Mapa, która była narysowana na czerpanym
papierze, przedstawiała jakąś wyspę, a na wyspie ciągnął się zygzakiem pewien szlak,
upstrzony co rusz krzyżykami i kółeczkami. I tu Oland nie doszukał się żadnego
sensu. Rozczarowany odłożył pisma do szkatułki.
Cóż z tego, że mam Klucz Miłości, ale przydałby się jeszcze jakiś tłumacz tego
„klucza”. Czyżby Zyn i Siódmy Elf pomylili się i dali mi coś, co nie jest mi
przeznaczone?”
Jego myśli zakłócił chłodny powiew wiatru. Oland ocknął się z zamyślenia i
stwierdził, że burza się przybliża. Niebo już zupełnie było ciemne, a dostojne
5
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin