Słowacki Juliusz - Genezis z ducha.pdf

(136 KB) Pobierz
192696635 UNPDF
JULIUSZ S£OWACKI
GENEZIS Z DUCHA
MODLITWA
Temu, który nie s³owami ani nauk¹ - ale przyœciem
swojém i zapowiedzeniem Sprawy Bo¿ej - ducha mojego
z wiêzów cielesnych uwolniæ siê i przejrzeæ w krainê
wiedzy dopmóg³
Andrzejowi Towiañskiemu
niniejszy wyraz jako wywo³an¹ z ducha mego odpowiedŸ
- i miarê wyrozumienia Sprawy Bo¿ej
Ofiarowujê i poœwiêcam.
Narodu mego prosz¹c o uwagê dla cz³owieka, który s³owa te-
¿e wszystko przez Ducha i dla Ducha stworzone jest ,
wyrzek³szy... podobnie jak Kopernik, a wiêcej jeszcze, bo nie œwiat fizyczny
- ale œwiat wiedzy, na syntezie zatrzyma³ i postawi³...
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Dzie³o to
poœwiêcam Pu³kownikowi
Kamieñskiemu,
bratu memu w Bogu,
który
z wiêksz¹ ode mnie moc¹, polsk¹ i mêczeñsk¹, broni duchem
ostatnich szañców ducha... S¹dzê, ¿e Bóg go nie opuœci - a ojczyzna
kiedyœ ca³a uwielbi moc i piêknoœæ, któr¹ okaza³, jak prawdziwy wódz polski
- walcz¹c w ciemnoœci - bez s³oñca nawet, które by zgon jego oœwieciæ mog³o.
A wy, o! Polacy, nie trwo¿cie siê i nie rozpaczajcie,
a wierzcie, ¿e ludzkoœæ nie przez oszustwo kilku ludzi,
ale przez spokojne, a cierpieniem Bogu wydarte, powolne
rozwiniêcie siê prawdy postêpuje; Sprawie Bo¿ej wiêc
s³u¿¹c trzeba przysi¹c prawdzie - a si³ dobyæ z mi³oœci.
3
GENEZIS Z DUCHA
Na ska³ach Oceanowych postawi³eœ miê, Bo¿e, abym przypomnia³ wiekowe dzieje ducha mo-
jego, a jam siê nagle uczu³ w przesz³oœci Nieœmiertelnym, Synem Bo¿ym, stwórc¹ widzialnoœci
i jednym z tych, którzy Ci mi³oœæ dobrowoln¹ oddaj¹ na z³otych s³oñc i gwiazd girlandach.
Albowiem duch mój przed pocz¹tkiem stworzenia by³ w S³owie , a S³owo by³o w Tobie -
a jam by³ w S³owie .
A my duchy s³owa za¿¹daliœmy kszta³tów i natychmiast widzialnemi uczyni³eœ nas, Panie,
pozwoliwszy, i¿eœmy sami z siebie z woli naszej i z mi³oœci naszej wywiedli pierwsze kszta³-
ty i stanêli przed Tob¹ zjawieni.
Duchy wiêc, które wybra³y za formê œwiat³o , od³¹czy³eœ od duchów, które obra³y objawienie
siê w ciemnoœci , i tamte na s³oñcach i gwiazdach, a te na ziemiach i ksiê¿ycach rozpoczê³y
pracê form, z której Ty, Panie, odbierasz ci¹gle ostateczny wyrób mi³oœci, dla której wszyst-
ko jest stworzone, przez któr¹ wszystko siê rodzi.
Tu, gdzie za plecami mojemi pal¹ siê z³ote i srebrne ska³y nabijane mikowcem, niby tarcze
olbrzymie przyœnione oczom Homera, tu, gdzie odstrzelone s³oñce oblewa mi p³omieniami
ramiona, a w szumie morza s³ychaæ ci¹g³y g³os pracuj¹cego na formê Chaosu, tu, gdzie du-
chy t¹ sam¹ co ja niegdyœ drog¹ wstêpuj¹ na Jakubow¹ drabinê ¿ywota; nad temi falami, na
które duch mój tyle razy puszcza³ siê w nieœwiadome horyzonty, nowych œwiatów szukaj¹c:
pozwól mi, Bo¿e, ¿e jako dzieci¹tko wyj¹kam dawn¹ pracê ¿ywota i wyczytam j¹ z form,
które s¹ napisami mojej przesz³oœci.
Albowiem duch mój, jako pierwsza Trójca z trzech osób, z Ducha, z Mi³oœci i z Woli z³o¿ony,
lecia³ powo³uj¹c bratnie duchy podobnej sobie natury, a przez mi³oœæ wol¹ w sobie obudziw-
szy, zamieni³ punkt jeden niewidzialnej przestrzeni w rozb³ysk si³ magnetyczno-attrakcyjnych.
A te przemieni³y siê w elektryczne i piorunowe.
I rozciepli³y siê w Duchu.
A gdy oto zaleniwiony w pracy mój duch s³onecznoœci z siebie wydobyæ zaniedba³ i z drog¹
siê Twórczoœci rozmin¹³, Tyœ go, Panie, walk¹ si³ wnêtrznych i rozbratnieniem onych ukara³,
nie œwiat³em ju¿, ale ogniem niszczycielem b³ysn¹æ przymusi³, a d³u¿nikiem miesiêcznych
i s³onecznych œwiatów uczyniwszy zamieni³eœ ducha mego w k³¹b ognia i zawiesi³eœ go na
przepaœciach.
A oto na niebiosach drugi kr¹g duchów œwiec¹cych, krêgowi ognia podobny, lecz czystszej
i odkupionej natury, anio³ z³oty z rozwiniêtemi w³osami, silny i porywaj¹cy, uchwyci³ jedn¹
garœæ globów, zakrêci³ ni¹ jak têcz¹ ognist¹ i porwa³ za sob¹.
A wtenczas trzej Anio³owie, s³oneczny, miesiêczny i globowy, z sob¹ zetkniêci, u³o¿yli siê
o pierwsze prawo zale¿noœci, pomocy i wagi, a jam odt¹d pocz¹³ porê oœwiecon¹ nazywaæ
dniem , a czas œwiat³oœci pozbawiony nazwa³em noc¹ .
4
Wieki minê³y, o Panie, a duch mój ani jednego z tych dni minionych nie spocz¹³, lecz ci¹gle
pracuj¹c, myœl now¹ o kszta³cie zamienia³ w kszta³t , zgodziwszy siê ze s³owem globowym,
stanowi³ prawo , a nastêpnie prawu siê poddawa³ w³asnemu, aby na tak po³o¿onym funda-
mencie stan¹³ i nowe wy¿sze duchowi drogi obmyœla³.
W ska³ach wiêc ju¿, o Panie, le¿y duch jako pos¹g doskona³ej piêknoœci, uœpiony jeszcze, ale
ju¿ przygotowany na cz³owieczeñstwo formy, a têczami myœli Bo¿e j spowity niby szeœcio-
rak¹ girland¹. Z bezdna tego wynios³ on wiedzê matematyczn¹ kszta³tów i liczb. która po dziœ
dzieñ le¿y najg³êbiej w ducha skarbnicy i zdaje siê byæ wszczepion¹ w ducha, bez ¿adnej jego
wiedzy w tem i zas³ugi, ale Ty wiesz, Panie, ¿e forma dyjamentowa u³o¿y³a siê z ¿ywych,
a wody poczê³y laæ siê z ruchomych, lekko zwi¹zanych i ucz¹cych siê równowagi, a na glo-
bie wszystko by³o ¿ywotem i przemian¹ - a tego, co dziœ zowiemy œmierci¹, to jest przejœcia
ducha z formy do formy, nie by³o.
Oto zapozywam przed Ciebie, Bo¿e mój, te kryszta³y twarde, pierwsze niegdyœ cia³a ducha
naszego, dziœ ju¿ przez wszelki ruch opuszczone a jeszcze ¿ywe, chmurami i piorunami uko-
ronowane: bo to s¹ Egipcjanie pierwszej natury, którzy na lat tysi¹ce cia³a sobie budowali,
ruchem pogardzili, w trwaniu i w spoczynku rozmi³owali siê jedynie. Ile¿ Ty, Panie, u¿y³eœ
piorunów bij¹cych w ska³y bazaltowe pierwszego œwiata, ile ogni podziemnych, ile wstrz¹-
œnieñ, abyœ te kryszta³y rozbi³ i zamieni³ w proch ziemski, bêd¹cy dziœ odruzgiem pierwszych
przez attrakcj¹ ducha postawionych kolossów. Kaza³eœli duchowi samemu zniszczyæ siê? czy
przera¿ony sam wali³ na siebie wybudowane sklepienia? a¿ ze st³uczonych ska³ dosta³ ognia,
skrê pierwsz¹, która mo¿e miesi¹cowi wielkiemu podobna, wybieg³a z gruchotu kamieni,
zamieni³a siê w s³up ognisty i stanê³a na ziemi jako Anio³ Niszczyciel, a dziœ jeszcze le¿y
w g³êbi ziemnej, pod siedmiodniow¹ prac naszych i popio³ów skorup¹.
Wtenczas to, o Panie, pierwsze a id¹ce ju¿ ku Tobie duchy w umêczeniu ognistem z³o¿y³y ci
pierwsz¹ ofiarê. Ofiarowa³y siê na œmieræ . Co zaœ dla nich œmierci¹ by³o, to w oczach Two-
ich, o! Bo¿e, by³o tylko zaœniêciem Ducha w jednej, a obudzeniem siê jego w drugiej, dosko-
nalszej formie, bez ¿adnej wiedzy o przesz³oœci i bez ¿adnej przedsennej pamiêci. Pierwsza
wiêc ofiara tego œlimaczka, który prosi³ Ciê, Bo¿e, abyœ mu w kawa³ku kamiennej materii
pe³niejszym ¿ywotem rozweseliæ siê pozwoli³, a potem œmierci¹ zniszczy³, by³a ju¿ niby ob-
razem ofiary Chrystusa Pana i niestracon¹ zosta³a; albowiem Tyœ, Panie, nagrodzi³ tê œmieræ,
pojawion¹ w naturze po raz pierwszy, darem, który dzisiaj nazywamy organizmem . Z tej
œmierci jako z najpierwszej ofiary wyrodzi³o siê najpierwsze zmartwychwstanie . Z ³aski zaœ
Twojej, Panie, przydan¹ zosta³a duchowi cudowna moc odtwarzania podobnej sobie formy,
przez któr¹ to potêgê, w ró¿nej liczbie ujedynione duchy uderzaj¹c na siebie i zogniaj¹c moce
swoje, zosta³y twórcami kszta³tów sobie podobnych.
Umieraæ wiêc i zmartwychwstawaæ duchy, a ju¿ nie sk³adaæ siê, laæ siê, ³¹czyæ siê i roztwa-
rzaæ siê w gazy poczê³y. A chocia¿ ja wiem, Panie, ¿e z³o¿ony w skrze pierwszej duch mój
w kamieniu ju¿ ¿y³ ca³kowicie, dla moich wszak¿e nêdznych oczu od tej dopiéro œmierci i od
tej pierwszej ofiary œmiertelnéj duch widomie ¿yæ zaczyna i bratem moim staje siê.
Jedno wiêc ofiarowanie siê ducha na œmieræ, uczynione z ca³¹ potêg¹ mi³oœci i woli, wyda³o
potomstwo niezliczone kszta³tów, cuda tworów, których ja dziœ osty ludzkiemi nie wyliczê
Tobie, Panie, ale Ty wiesz o wszystkich, ¿adna bowiem forma nastêpna nie urodzi³a siê z po-
przedniej bez wiedzy Twojej. Tyœ ducha prosz¹cego wzi¹³ wprzódy w rêce Twoje, wys³ucha-
³eœ dziecinnych ¿¹dañ jego i pod³ug woli kszta³tem go nowym udarowa³eœ. A m¹dre i dzie-
5
cinne zarazem s¹ te kszta³ty. Ka¿dy albowiem duch d³ugiém cierpieniem w domu swoim i nie-
wygod¹ jego doczesn¹ udrêczany, wiedzia³ i ze ³zami prosi³ Ciê, Bo¿e, o poprawê jego œcian
nêdznych; a czy te by³y z per³y, czy z dyjamentu, zawsze coœ ofiarowa³ Tobie, Panie, z prze-
sz³ych wygód swoich i ze skarbów swoich, aby wzi¹³ wiêcej dla ducha wedle jego potrzeby.
Stary Oceanie, powiedz mi, jako w ³onie twoim odbywa³y siê pierwsze tajemnice organizmu?
pierwsze rozwiniêcia siê kwiatów nerwowych, w których Duch rozkwita³? - Ale ty po dwakroæ
zmaza³eœ z oblicza ziemi te dziwotworne i nieumijêtne ducha pierwszego kszta³ty i dziœ zapew-
ne nie wyjawisz dziwów, które w ³onie twoim Uczy Bo¿e ogl¹da³y. G¹bczaki olbrzymie i roœli-
nop³azy wychodzi³y z fal srebrnych; zoofity setnemi nogami stawa³y na ziemi usta ku dnowi
ziemnemu obróciwszy. Œlimak i ostrzyga u g³azu ojca swego wzi¹wszy cia³a obronê przylgnê³y
do ska³, zdziwione ¿yciem, kamiennemi tarczami nakryte. Ostro¿noœæ pokaza³a siê najpierwsza
w rogach œlimaczych, potrzeba opieki i przestrach sprawiony ruchem ¿ywota przylepi³y do ska³
ostrzygê. I porodzi³y siê w ³onie wodnem monstra ostro¿ne, leniwe, zimne, opieraj¹ce siê z roz-
pacz¹ ruchowi fal, oczekuj¹ce œmierci na miejscu, gdzie siê porodzi³y, nie wiedz¹ce zgo³a nic
o dalszej naturze. A Ty powiedz mi, Panie, jakie by³y w tych tworach pierwsze proœby do Cie-
bie, jakie dziwne i potworne ¿¹dania? Bo oto nie wiem, które z tych straszyde³ niekszta³tnych,
uczuwszy w systemacie nerwowym ruch i rozczulenie, za¿¹da³o troistego serca, a Tyœ mu je da³;
Panie, a jedno umieœciwszy na œrzednicy, dwa drugie umieœci³eœ niby na stra¿y po bokach, i od-
t¹d duch, który takow¹ formê przebywa³, we trzy serca radoœæ urodzenia i we trzy serca oœcieñ
i boleœæ œmierci od Ciebie, Panie, przyjmowa³. Powiedz? który¿ to mêczennik z serc onych Ci
dwojga z³o¿y³ ofiarê, a jedno tylko w ³onie zostawiwszy, ca³¹ twórczoœæ i ¿¹dzê zwróci³ ku cie-
kawoœci i stworzy³ te oczy , które dziœ w wykopanych molluskach dziwi¹ doskona³oœci¹, a w
pierwszych dniach stworzenia œwieciæ musia³y na dnie wody niby karbunku³y czarodziejskie,
pierwszy raz na dnie morza zjawione, kamienie niby ¿ywe, ruchome, obracaj¹ce siê, patrz¹ce
na œwiat; a odt¹d ci¹gle ju¿ otwarte, aby siê sta³y latarniami rozumu; dopiéro teraz, o Bo¿e,
przez w¹tpi¹cych ludzi nieraz dobrowolnie zamykane, pierwszy raz w sceptyku nazwane zdraj-
cami rozumu, oszukañcami doœwiadczenia. O! Bo¿e! oto w polipie, oto w atramêtniku widzê
zjawienie siê mozgu i s³uchu, widzê w podmorskiej naturze ca³y pierwszy zarys cz³owieka,
widzê wszystkie cz³onki moje ju¿ gotowe, ju¿ ruchome, zrosn¹æ siê kiedyœ przeznaczone, a te-
raz por¹banego cia³a strachem i zgroz¹ przenikaj¹ce. A¿ nareszcie umêczony Duch walk¹ z ol-
brzymiemi falami Oceanu, trzy serca Panu ofiarowa³, oczy wydar³ z rozp³akanej na mêkê zrên-
nicy, usta wprzód wzdychaj¹ce ku niebiosom pos³a³ i pooprawia³ w nogi swoje, aby w stopach
ju¿ bêd¹ce a w liczbie do kilkuset pomno¿one soki ziemne pompowa³y, i stan¹³ grzybem zoofi-
towym na ziemi, duch zleniwia³y, zwrócony z drogi postêpowej, systemat swój nerwowy (i ten
nawet) ofiaruj¹c za spokój, za kszta³t nowy trwalszy i mniej boleœny: a Tyœ, Bo¿e, zniszczy³
wtenczas tê ca³¹ naturê i ze Ÿwierzêcia podobnego drzewu, drzewo uczyni³.
Oto znowu powtórzony, o! Bo¿e mój, upadek Ducha. Albowiem zleniwienie siê jego w dro-
dze postêpu, chêæ pobytowania d³u¿szego w materii, dbanie o trwa³oœæ i o formy wygodê,
by³y i s¹ dot¹d jedynym grzechem braci moich i duchów synów Twoich. Pod tym jedynem
prawem zaklête, pracuj¹ s³oñca, gwiazdy i ksiê¿yce; a duch wszelki naprzód id¹cy, chocia¿-
by skazê mia³ i niedoskona³oœæ, przez to samo, ¿e ju¿ twarzy swej ku celom ostatecznym
odwróci³, choæby daleki jeszcze by³ od doskona³oœci, wpisan jest wszak¿e w Ksiêgi ¯ywota.
Dobrotliwy Ty jesteœ, Bo¿e, ¿e pod dalekiemi warstwami potopów, pod warstw¹ na wêgiel
spalonych lasów przechowa³eœ mi tê pierwsz¹ probê Ducha zdobywaj¹cego ziemiê, to pierw-
6
Zgłoś jeśli naruszono regulamin