Odnaleźć siebie-kazanie pasyjne.doc

(69 KB) Pobierz
Odnaleźć siebie

Odnaleźć siebie

Kazanie pasyjne

WPROWADZENIE

Gorzkie Żale to spotkanie z Jezusem i z różnymi innymi osobami na jego ostatniej drodze – od Ogrodu Oliwnego do Golgoty. Celem rozważań jest zauważenie, że osoba Jezusa pozostawiała niezatarte wrażenie na tych, którzy się z Nim zetknęli oraz że spotkanie z Jezusem zmieniło życie tych osób. Chcemy ukazać dramat, jaki powstaje w człowieku w konfrontacji z Chrystusem i podjąć próbę odnalezienia cząstki siebie w poszczególnych postaciach: Szymon Piotr – upaść by znów powstać; Judasz Iskariota – dramat nieprzyjętego przebaczenia; Poncjusz Piłat – “święty spokój” za cenę niesprawiedliwości; Szymon Cyrenejczyk – jaką wartość ma pomoc z przymusu; Dobry Łotr – ratunek w ostatniej chwili, nie przekreślać drugiego; Maryja – trwać pod krzyżem – ukryta nadzieja.

 

SZYMON PIOTR

Szymon Piotr to pierwszy wśród Apostołów; to on wyznaje wiarę w Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego; otrzymuje władzę kluczy; stanowi jeden z filarów rodzącego się Kościoła (razem               z Jakubem i Janem); jest obecny przy największych cudach Jezusa (wskrzeszenie córki Jaira, Łazarza; przemienienie na górze Tabor); jest mocny, silny, odważny (idzie do Jezusa po falach), porywczy (odcina ucho Malchusowi w Ogrodzie Oliwnym).

 

Piotr ma też swoje słabości, swoje “pięty Achillesa”: w Ogrójcu zmorzony snem zasypia – wyrzut Jezusa: “Jednej godziny nie mogliście czuwać ze mną?”; baczy na to, co ludzkie, nie potrafi zrozumieć sensu zapowiadanej przez Chrystusa męki. Mówi do Niego: “Oby cię Bóg uchował Panie, nie przyjdzie to na ciebie”; słyszy reprymendę ze strony Jezusa: “Zejdź mi z oczu szatanie. Nie myślisz bowiem o tym co boskie, ale co ludzkie”; pomimo wielkich zapewnień, że nie opuści Chrystusa po trzykroć się go zapiera – strach bierze górę nad deklaracją wierności – Piotrowi zabrakło wiary.

 

Wina Piotra jest tak samo wielka jak wina Judasza; nie ma dla niego usprawiedliwienia, a jednak: to Piotr wspomina na słowa Pana; jego spojrzenie spotyka się ze spojrzeniem Jezusa – spojrzeniem,   w którym nie ma potępienia, lecz smutek i litość; Piotr uzmysławia sobie swoją słabość                     i grzeszność; pod wpływem spojrzenia Jezusa Jego serce kruszeje: “Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał”; Piotr rozumie swoją słabość, wie, że bez Chrystusa nie może nic zrobić, ucieka się do Miłosierdzia Bożego; w ponownym spojrzeniu Jezusa odnajduje potwierdzenie przebaczenia swojego haniebnego czynu (“Piotrze czy mnie miłujesz... Paś owce moje”).

I na mnie Jezus spogląda dziś z miłością, z pragnieniem przebaczenia. Jak odpowiem na jego spojrzenie?

 

JUDASZ ISKARIOTA

Postawa Judasza uświadamia nam, że nawet najbliżsi mogą zdradzić. Na Judasza często spoglądamy z odrazą, z powodu czynu którego się dopuścił – z powodu zdrady. Spróbujmy dzisiaj spojrzeć na niego od innej strony. Od strony człowieka, który przeżywa zakończony tragicznie dramat.

 

Kim był Judasz, w jaki sposób znalazł się w gronie uczniów Chrystusa? Ewangelia tego nie przekazuje. Nie mniej osoba Jezusa musiała go ująć skoro znalazł się w gronie uczniów Mistrza      z Nazaretu.

 

Początkowo intencje Judasza były dobre. Jezus wybiera go do grona Dwunastu. Wtrącenie ewangelistów: “który był zdrajcą” wynika z perspektywy minionych wydarzeń. Judasz nie musiał zdradzić! Dlaczego zatem dopuścił się zdrady?

Niestety Judasza po części zgubiła chciwość – chęć posiadania. Święty Jan notuje jego oburzenie na Marię Magdalenę, która namaściła stopy Zbawiciela drogocennym olejkiem. W mniemaniu Judasza było to marnotrawstwo “można go było sprzedać za trzysta denarów i rozdać je ubogim”. Jak czytamy u Jana “mówił to nie dlatego, aby troszczył się o ubogich, ale że był złodziejem”. Judasz był chciwy na grosz, który nie należał do niego – do tego stopnia, że okradał towarzyszy a nawet Jezusa.

 

Judasz wiązał wielkie plany z osobą Jezusa – chciał się przy nim wybić. Widział w Chrystusie kogoś wielkiego, ważnego; kto zaprowadzi nowy porządek; przy którym można poczuć się wielkim.

 

Rozczarowanie Judasza osobą Jezusa: Mistrz zapowiada swoją mękę i śmierć. Czy taki ktoś może być wielki, może być Synem Bożym? To się Judaszowi nie mieści w głowie. Judasz odchodzi od Jezusa, przestaje mu ufać. Co więcej wobec narastającej niechęci ze strony faryzeuszów i uczonych w Piśmie Judasz przechodzi na ich stronę “Co chcecie mi dać, a ja wam go wydam?”.

 

Pomimo przejrzenia zamysłów Judasza (“Zaprawdę powiadam wam, jeden z was mnie zdradzi”) Jezus nie tylko, że go nie odrzuca, nie odwraca się od niego, ale z troską upomina Judasza, okazuje mu swoją miłość. Nie wydaje Judasza.

 

Zawziętość Judasza jest zbyt wielka by dostrzec to, co robi dla niego Zbawiciel. Kiedy zatem następuje przełom?

 

Ogród Oliwny – Judasz pocałunkiem (gest obłudy) wydaje Jezusa. W odpowiedzi słyszy słowa pełne miłości i tkliwości: “Przyjacielu, po coś przyszedł?” (zdrajca nazwany przyjacielem) oraz słowa ostatniego napomnienia: “Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?”, Jezus za zdradę odpłaca mu dobrym spojrzeniem, w którym nie ma miejsca na gniew, czy zawziętość.

 

Przesłuchanie przed Piłatem (zob. R. Brandtsztaetter, Jezus z Nazaretu): na Judasza jak grom          z jasnego nieba spadają słowa przyznania się do winy, do tego, że jest Mesjaszem i brak podejmowania jakichkolwiek prób obrony siebie – fałszywy prorok nie posunąłby się aż do tego stopnia.

 

Judasz traci głowę, rozumie swoją winę. “Zgrzeszyłem wydawszy krew niewinną”, ale                   w przeciwieństwie do Piotra zamyka się w sobie; nie przyjmuje możliwości przebaczenia. Chce sprawę rozwiązać sam, uważa, że nie ma już dla niego ratunku.

 

Rozpacz prowadzi do samobójstwa. Ostatecznie Judasza gubi jego pycha, zamknięcie się w sobie. Dramat nieprzyjętego przebaczenia w ostatecznym rozrachunku kończy się tragiczną śmiercią Judasza.

 

Postać Judasza może dziwić, wzbudzać kontrowersje, oburzenie. Jednak możemy w nim odnaleźć tez cząstkę siebie: my też nieraz zdradzamy Jezusa przez nasz grzech, krzywdę uczynioną drugiemu człowiekowi, niekiedy przez antyświadectwo. Może i między nami są tacy, którzy czasem trwają w uporze wobec łaski Bożej: przekładanie sakramentu pojednania, spychanie tego na margines, próby zagłuszania własnego sumienia i usprawiedliwiania siebie. A On, Zbawiciel czeka... “Nie zamykajmy serc, dopóki mamy czas, gdy Chrystus puka w drzwi, może ostatni raz”.

 

PONCJUSZ PIŁAT

Dlaczego Piłat wydał taki wyrok? Dlaczego nie uwolnił Jezusa? Poncjusz Piłat, ówczesny prokurator Judei swoje stanowisko zawdzięczał wpływom Sejana (ministra na dworze cesarskim), znanego ze swej wrogości wobec Żydów. Piłat nie był od niego lepszy. Zastanawiające jest jednak, że trafił do Jerozolimy – potrzeba zabezpieczenia przed możliwością rozruchów podczas obchodu świąt żydowskich. Jednak do Jerozolimy trafiali ci, którzy podpadli cezarowi – przestępcy, ludzie niewygodni politycznie, szubrawcy, jednym słowem wojskowe szumowiny.

 

Piłat nie liczył się z Żydami – łamał najświętsze zwyczaje: naruszenie świątyni poprzez zostawienie w niej tarcz z godłami cesarskimi, czy próba położenia ręki na skarbcu świątynnym. Skargi doszły do uszu cesarza Tyberiusza – Piłat musiał odwołać swoje rozkazy.

 

Żydzi go nienawidzili, a zatem dlaczego przyszli do niego z Jezusem? Bo nie mogli sami wykonać wyroku śmierci (kara zastrzeżona Rzymianom); poza tym chcieli też mieć “czyste ręce”.

 

Piłat był okrutny, ale nie głupi – wiedział, że coś jest nie tak, że Żydzi próbują go wciągnąć            w swoją grę, wykorzystać jego stanowisko.

 

O niewinności Jezusa Piłat przekonuje się od samego początku. Postawa Jezusa jest inna niż dotychczasowych oskarżonych: nie rzuca mu się do nóg, nie błaga o litość, nie zaklina się, że jest niewinny. Milczy na przedstawiane mu zarzuty. Owszem, mówi, że jest królem, chociaż jego królestwo nie jest stąd. Jest niegroźny dla potęgi Rzymu. Można go ewentualnie uznać za jakiegoś nieszkodliwego narwańca.

 

Dlaczego zatem Piłat nie uwolnił Jezusa, dlaczego skazał go na śmierć? Nie chciał narazić się ludowi – broni Jezusa, ale we własnym interesie, chce zachować twarz; usiłował uchronić Jezusa, jednak nie chciał narażać siebie – przesłuchuje Jezusa, oznajmia, że nie znajduje w nim winy, odsyła do Heroda, daje ludowi możliwość wyboru (Barabasz albo Jezus), wreszcie chcąc oprzeć się na litości tłumu, każe Jezusa ubiczować i w takim stanie pokazuje go ludowi (Ecce homo); działa pod presją – po utracie oparcia w Sejanie (został on stracony z rozkazu Tyberiusza) Piłat boi się kolejnego narażenia cesarzowi. Groźba starszyzny żydowskiej: “Jeżeli go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem cezara...” jest ostateczną przyczyną wydania wyroku skazującego Jezusa na śmierć krzyżową.

 

Piłat ostatecznie umywa ręce – ten, który miał stać na straży prawa godzi się na jawną niesprawiedliwość za cenę “świętego spokoju”; dla niego liczy się ten, kto jest silniejszy, kto ma władzę (zwłaszcza nad nim).

 

Znamienne jest pytanie Piłata “Cóż to jest prawda?”. Piłata nie obchodzi obiektywna prawda – prawda znajduje się po stronie tych, co są silniejsi, prawdą jest to, co jest dla niego korzystne. Mąż stanu ostatecznie zachowuje się jak małe dziecko – chowa głowę w piasek.

 

W Piłacie możemy także odnaleźć cząstkę dzisiejszych ludzi: egoizm, własny interes, chęć bycia   w tłumie i niewychylania się, brak umiejętności powiedzenia własnego zdania. Przyjmowanie tylko tego, co jest nam wygodne. Czy można tak postępować? Prośmy Chrystusa, byśmy umieli stawać w szeregu tych, do których odnoszą się Jego słowa: “Poznacie prawdę a prawda was wyzwoli”.

 

SZYMON Z CYRENY

Musiał pomóc, nie miał wyjścia – o kim mowa? O Szymonie z Cyreny. Czy można prowadzić rozważania o kimś, o kim ewangelia mówi w jednym zdaniu? Czy można w nim odnaleźć cząstkę samego siebie? Można, spróbujmy jednak najpierw skupić się na wydarzeniach poprzedzających spotkanie Jezusa z Szymonem Cyrenejczykiem.

 

Wyrok zapadł – na Jezusa zostaje wtoczona ciężka poprzeczna belka krzyżowa. Śmierć krzyżowa była najokrutniejszą karą i to nie tylko w wymiarze fizycznym, ale też moralnym: w wymiarze fizycznym – wielogodzinna czy nawet wielodniowa śmierć w mękach poprzedzona przejściem drogi na miejsce skazania; w wymiarze moralnym – najbardziej haniebna, przeznaczona dla największych przestępców, złoczyńców, przestępców politycznych, buntowników. To, że Jezusa prowadzono w towarzystwie dwóch innych złoczyńców świadczy, że ich śmierć miała być ostrzeżeniem dla całego ludu. Rzymianie byli w tym bezwzględni.

 

Skazaniec nie wytrzymał – rany zadane przy biczowaniu, ból od cierni wbijających się w głowę, wymęczenie ciągłym staniem w upale i bezwzględne obchodzenie się z Nim przez oprawców spowodowało, że Jezus upada pod ciężarem krzyża, zabrakło już sił.

 

A wyrok musiał zostać wykonany: “Przymusili więc niejakiego Szymona z Cyreny, aby niósł krzyż”. O Szymonie wiemy niewiele – na pewno, że pochodził z Cyreny, oraz że niekoniecznie był Żydem. Podkreślenie jednak przez ewangelistę Marka, że był on ojcem Aleksandra i Rufusa wskazuje, że ci ostatni musieli być dobrze znani pierwszej wspólnocie chrześcijan, a zwłaszcza rzymskim czytelnikom Markowej ewangelii.

 

Szymon wracał z pola – został wybrany i zmuszony do dźwigania belki za Jezusa. Prawo rekwizycji (żądania pomocy w określonym działaniu) nie uznawało sprzeciwu. Szymon nie miał wyjścia; musiał pomóc skazańcowi. Jakie były wówczas myśli tego człowieka, co czuł? Być może ogromną niechęć, gniew i złość, nie tylko wobec oprawców, ale również wobec Skazańca. Skończył pracę, udawał się na zasłużony odpoczynek, a tu jeszcze zmuszają go do wysiłku ponad miarę. Dlaczego? Za co ma znosić takie upokorzenie?

 

Spotkanie z Jezusem musiało jednak coś zmienić w życiu Szymona. Scena z “Pasji” Mela Gibsona – kiedy dochodzą na szczyt Golgoty, kiedy Szymon wykonał już swój obowiązek, zamiast szybko wracać do rodziny on nie może oderwać wzroku od Jezusa – do tego stopnia, że zostaje brutalnie odepchnięty przez rzymskiego żołnierza.

 

Szymon nie zdawał sobie sprawy, że chociaż pod przymusem i bez wolnej decyzji, mimowolnie stał się współpracownikiem Jezusa w dziele odkupienia. Możemy te sytuację “przełożyć” na współczesność: niekiedy stając do pracy, której nie lubimy, podejmując nałożony obowiązek czujemy się jak Szymon z Cyreny; jeszcze gorzej, kiedy nasz spokojny charakter i cierpliwość zaczyna być wykorzystywana, kiedy w kolejna prośba o pomoc, znużenie w słuchaniu problemów innych (gdy mam swoje), wysłuchiwanie natarczywej sąsiadki, wyciągnięta żebrząca ręka zacznie powodować w nas złość. Kiedy będziemy mieli wszystkiego dosyć, gdy pojawi się w nas bunt – wspomnijmy na spotkanie Szymona z Cyreny z poniewieranym Jezusem. Może wówczas w oczach kolejnego człowieka proszącego nas o pomoc, w kolejnym wysłuchiwaniu kogoś, w zrzędzeniu sąsiada, w kolejnym nałożonym na nas obowiązku czy natarczywym wezwaniu do pracy dostrzeżemy oblicze cierpiącego Chrystusa, spotkamy się z Jego spojrzeniem, usłyszymy Jego głos: “Wszystko, co uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.

 

DOBRY ŁOTR

Tamtego piątkowego popołudnia na niewielkim wzgórzu za miastem umierało trzech ludzi – Jezus, który składał ofiarę ze swojego życia za grzechy wszystkich ludzi i dwóch złoczyńców. Niezłe przedstawienie dla tłumu żądnego krwi – Ten, co się mienił królem, ma poddanych, na jakich zasługuje.

 

Całemu paradoksalnemu przedstawieniu towarzyszy pogarda dla skazańców, zwłaszcza dla Jezusa, towarzyszy śmiech i szyderstwa: “Ej ty, zejdź z krzyża”, “Wybaw samego siebie”, “Zejdź, to ci uwierzymy”, “W końcu jesteś Synem Bożym, czyż nie tak?”. Do głosów szyderstwa dołącza się jeszcze głos jednego ze złoczyńców: “Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, wybaw siebie i nas”.

 

Nagle głosy kpiny rozcina inny głos, pełen goryczy dla urągającego złoczyńcy, a jednocześnie głos prawdy o sobie: “Ty Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz. My przecież sprawiedliwie, odbieramy słuszną zapłatę, ale On nie uczynił nic złego”. I jeszcze bardziej przejmujące słowa: “Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”. Kto wypowiedział te słowa? Człowiek, którego zwykliśmy nazywać Dobrym Łotrem (sama nazwa jest w sobie sprzeczna – jak łotr może być dobry? – tak jak miłość Boga pomimo niewierności człowieka). Kim był? Ewangelia mówi o nim jako o jednym ze złoczyńców. Może nawet był mordercą – tego nie wiemy. Z pism apokryficznych znamy jego imię – Dyzma. Człowiek marginesu, można powiedzieć “niebezpieczny dla otoczenia”. Co zatem w nim dobrego?

 

To człowiek, który przyznaje się do winy, który zachowuje obiektywizm w ocenie. Co prawda jest grzesznikiem, może nawet miał więcej na sumieniu niż tamten. Potyka się o własne występki, wątpliwości, wszedł na drogę łatwizny, prowadzącą do zguby. Jednak potrafi nazywać rzeczy po imieniu. Być może nic nie wie o Jezusie i jego czynach, ale Go szanuje.

 

Dobry Łotr w tym tragicznym położeniu z pokorą zwraca się do Jezusa. Ten straceniec prosi           o miłosierdzie, więcej, wyznaje wiarę w Jezusa jako Mesjasza. Wiarę nieudolną, słabą, ale prawdziwą.

 

Bóg nie przekreśla człowieka! Przyrzeczenie Jezusa: “dziś będziesz ze mną w raju” – to słowa sprzeczne z logiką. Jednak logika Boża jest inna od naszej – Bóg zawsze daje szansę, nawet           w ostatnich chwilach życia; zawsze daje nadzieję.

 

W jakiej mierze postawę Dobrego Łotra możemy odnieść do siebie?

 

Po pierwsze: nie oceniać z pozorów – Jezus nie oceniał, nie potępiał. Łotr z kolei nie wzgardził Jezusem. Nieraz przychodzi nam pokusa oceny drugiego człowieka, nie chcemy zgłębić jego osoby. Oceniamy innych po pozorach, często niesprawiedliwie. Szufladkujemy ludzi, krytykujemy ich, obmawiamy. Jezus ukazuje, że nieraz pod grubą skorupą niechęci, złości można znaleźć prawdziwą iskrę miłości.

 

Po drugie: umieć stanąć w obronie innych. Jedno zdanie Dobrego Łotra przerywa, chociaż tylko na chwilę, bolesny łańcuch kpin i szyderstw. Czy potrafię stanąć w obronie innych? Czy potrafię mieć własne zdanie.

 

Po trzecie: mieć pokorę – “Bóg bowiem pysznym się sprzeciwia a pokornym łaskę daje”. Ten sam grzech, ta sama wina, a tak różna postawa. Jeden przez swoją pychę traci życie, drugi dzięki pokorze wygrywa je.

 

Jezu, dzięki Tobie za to, że nie zszedłeś z krzyża, że zostałeś na nim, aby przez niego dać nam nowe życie, tak jak dałeś je Dobremu Łotrowi.

 

MARYJA

To już ostatnie chwile życia Jezusa. Kończy się to, co z postanowienia i woli swojego Ojca miał dokonać. To jednak nie wszystko. Przed swoją śmiercią Jezus pozostawia swój testament skierowany do dwóch osób, które pozostały mu wierne i nie opuściły go nawet pod krzyżem: “Oto syn twój. Oto Matka twoja”.

 

Dramatycznie brzmią te słowa z wysokości krzyża. Dramatycznie, bo dramatem jest sytuacja męki   i bliskiej śmierci Niewinnego. Jak te słowa zostały odebrane przez tą, która z woli Bożej została Bogurodzicą?

Maryja, bo o niej mowa, często przedstawiana jest jako ta, którą zwą Matką Zwierzenia. Zawierzyła w momencie zwiastowania (które mogła przypłacić życiem). Zawierzyła w Betlejem, gdy jej Syn przychodzi na świat w warunkach godnych pożałowania. Zawierzyła, kiedy wychowywała Jezusa (od 12 roku życia do rozpoczęcia publicznej działalności Ewangelie nic nie wspominają o życiu Jezusa). Zawierzyła, kiedy Jezus podejmował spór z faryzeuszami, saduceuszami, uczonymi           w Piśmie i starszymi Izraela, popadając w niełaskę. Zawierzyła, kiedy Jego mowa i czyny były nie do przyjęcia przez Żydów do tego stopnia, że nawet najbliżsi mówili, iż “odszedł od zmysłów”.

 

Zawierzenie Maryi widać najbardziej pod krzyżem. Zawierzenie niełatwe, wbrew wszelkiej logice i wbrew nadziei. Co może czuć matka, która patrzy na śmierć swojego syna? Jakie uczucia mogą zrodzić się w sercu wobec kpin i szyderstw arcykapłanów, żołnierzy i tłumu, w momencie całkowitego opuszczenia poczucia bezsilności? W takiej sytuacji w człowieku często dochodzi do głosu żal, gniew, bunt czy nawet ucieczka od tego, co trudne.

 

Tymczasem Maryja pozostaje pod krzyżem, trwa przy swoim Synu, chociaż jej serce przeszywa miecz boleści. Nie tylko trwa, ale dzieli cierpienie Jezusa. Trwanie pod krzyżem w jej sytuacji oznacza przejście przez cierpienia Jezusa; trwanie pod krzyżem to przebaczenie oprawcom, to pozostanie wiernym aż do końca, to przyjęcie woli Boga wbrew zdrowemu rozsądkowi. Wreszcie trwanie pod krzyżem to pielęgnowanie w sobie iskry nadziei, na którą wydawałoby się, że nie ma już miejsca. To ostateczne pozostanie przy swoim “fiat” (niech się stanie) wypowiedzianym i stale potwierdzanym swoim życiem.

 

Maryja nie była jakimś herosem, człowiekiem ze stali, którego nic nie jest w stanie ruszyć. Ona też cierpiała, ona też bolała, też mogła nie rozumieć do końca “dlaczego?”. Być może i w jej życiu pojawiało się to trudne pytanie. “Dlaczego?” – pytanie o sens życia, o sprawiedliwość, o prawdę, pytanie o normalność. Jednak w tym wszystkim była człowiekiem nadziei, głębokiego przeświadczenia, że to nie jest koniec, że to, co się dzieje nie stanowi całości, że śmierć jej Syna nie jest ostatecznością i że Bóg nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Maryja nie jest zatem idolem, którego można tylko podziwiać. Jest prawdziwie dla nas wzorem, który można i trzeba naśladować.

Być może w Twoim życiu też były sytuacje, kiedy stawiałeś to pytanie “dlaczego?”: dlaczego muszę cierpieć?, dlaczego muszę bezradnie patrzeć na cierpienie bliskiej mi osoby?, dlaczego Boże zabrałeś osobę, którą tak bardzo kochałem?, dlaczego tyle niesprawiedliwości?, dlaczego nic nie mogę zrobić?, dlaczego straciłem pracę?, dlaczego mi się nie układa?, dlaczego Boże dopuściłeś do tego, że moje dziecko popadło w nałóg?, dlaczego... dlaczego... dlaczego?

 

Być może i w Twoim sercu rozlegało się wołanie: “Boże mój, czemuś mnie opuścił”. Kiedy poczujesz się sam, całkowicie bezsilny, spójrz na Maryję. Uciekaj się do Matki, która wszystko rozumie. Uciekaj się przez jej pośrednictwo do Tego, który przyszedł na świat, aby nas zbawić         i będąc samemu człowiekiem jeszcze lepiej nas rozumieć.

 

“W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka” – nauka trudna, nauka cierpienia, przeżywania bólu, niepowodzeń, współ-czucia, pomocy innym – ale ostatecznie nauka Życia, które na krzyżu zostało oddane przez zbawiciela i dane nam. Nauka zamykająca się             w jednym słowie – miłość.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin