3. Bóg brzydzi się fałszywą pobożnością.doc

(36 KB) Pobierz
Bóg brzydzi się fałszywą pobożnością

Bóg brzydzi się fałszywą pobożnością

 

Społeczeństwo izraelskie, do którego został posłany prorok Amos, było w latach sześćdziesiątych VIII w. przed Chr. spo­łeczeństwem na zewnątrz zdrowym i kwitnącym. Były to jed­nak pozory. W rzeczywistości jego bujną egzystencję rujnował od wewnątrz śmiertelny rak grzechu. Amos przyszedł go od­słonić. W swoich śmiałych przemówieniach piętnował on bezli­tośnie zbrodnie Izraela w dziedzinie społecznej. W tym na­rodzie nie było sprawiedliwości, miłosierdzia i miłości. Wszel­kie reguły praworządnego współżycia społecznego łamał nie­powstrzymany pęd za pieniądzem; kto posiadał lepszy start i silniejsze łokcie, dorabiał się w tych zawodach coraz lepszej fortuny, stając się też coraz bardziej nieczułym na to, że to wszystko dzieje się kosztem ubogich i budowane jest ich krzywdą. Niepisanym prawem stała się przemoc i siła. Trybu­nały - oficjalny wymiar sprawiedliwości - przestały być miejs­cem, w którym króluje prawo; wygrywał w nich ten, kto wię­cej zapłacił.

Najtragiczniejsze w tym wszystkim było to, że niesprawied­liwość społeczna (której konkretne przejawy szerzej opisaliśmy w poprzedniej naszej pogadance) stała się w oczach narodu czymś normalnym. Nikt nie odczuwał z tego powodu jakich­kolwiek wyrzutów sumienia. Owszem, wszyscy żyli w prze­świadczeniu, że Bóg z całą pewnością musi być zadowolony ze swojego wybranego ludu. Czyż dobrobyt, tak łatwo dziś osią­galny, oraz trwały pokój wewnętrzny i zewnętrzny nie są naj­lepszym dowodem Jego błogosławieństwa i aprobaty? W tym poczuciu, że wszystko jest w porządku, utwierdzała społeczeń­stwo izraelskie najbardziej jednak jego religijność. W tamtych czasach nikt nie mógł powiedzieć, że Izrael, jako całość, jest za mało religijny. Do świątyń w przepisane dni chodzili wszyscy, ich mury drgały od gromkiego śpiewu pobożnego ludu; ołtarze spływały nieustannie krwią składanych w ofierze zwierząt; trzy razy do roku - w święta nakazane przez prawo - do najbardziej znanych sanktuariów w Betel, Gilgal i Dan ciągnęli ze wszystkich stron uniesieni zapałem religijnym pielgrzymi. Jakiż powód do niezadowolenia miałby mieć Bóg? Jego lud spełniał przecież nienagannie wszystkie tzw. obowiązki religijne. A jednak!...

W jedno z wielkich świąt, kiedy Betel - królewskie sanktuarium narodowe - wypełnione było po brzegi pielgrzymami, Bóg posłał tam Amosa ze słowem, które musiało w osłupienie wprawić wszystkich jego słuchaczy. Badania uczonych nad tym dziwnym tekstem pozwalają nam na odtworzenie bliższych okoliczności, w jakich ta mowa prawdopodobnie była wygłoszona. Otóż w ramach staro izraelskich uroczystości pielgrzymkowych był taki moment, w którym jeden z kapłanów albo oficjalnych proroków świątynnych wygłaszał w imieniu Boga krótką katechezę, która była liturgiczną odpowiedzią Boga na aktualne wewnętrzne problemy pątników, na tkwiące w ich sercu pytanie: Czy też Bóg jest zadowolony z tego, że przyszedłem i z tego, co tu robię? Możemy się domyślać, że te homilie były z reguły pełne pochwał dla ofiarności i wyrzeczeń pątników; pełne zapewnień, że upodobanie Boże spoczywa na nich. Wtedy kapłana wyznaczonego do wygłoszenia owej katechezy musiał ubiec Amos, który w imieniu Boga - tak jakby sam Bóg przemawiał przez jego usta - powiedział do zdumionego ludu: Nienawidzę, brzydzę się waszymi świętami. Nie będę miał upodobania w waszych uroczystych zebraniach; bo kiedy składacie Mi całopalenia i wasze ofiary, nie znoszę tego, a na ofiary pojednania z tucznych wołów nie chcę patrzeć. Idź precz ode Mnie ze zgiełkiem twoich pieśni, i dźwięku twoich harf nie chcę słyszeć! A przecież sprawiedliwość powinna wystąpić z brzegów jak woda, a prawość wylać się jak potok nigdy nie wysychający (por. Am 5,21-24).

Kult Izraela stał się w oczach Bożych obrzydliwością. Nie dlatego, że kult sam w sobie był czymś niemiłym Bogu; wy­pływa on przecież z woli Bożej i Izrael to, co w tej dziedzinie robił, robił z posłuszeństwa prawu, które otrzymał od Boga. Powodem odrzucenia liturgicznej służby Bożej Izraela nie były również jakieś zaniedbania w tej dziedzinie: opuszczenia naka­zów liturgicznych czy nieprzestrzeganie przepisanej w nich formy. Na ten temat nie ma u Amosa ani słowa. Brak było w kulcie izraelskim powiązania z życiem. A przecież sprawiedli­wość powinna wystąpić z brzegów jak woda, a prawość wylać się jak potok nigdy nie wysychający. Pobożność Izraela nie przy­nosiła owoców w postaci miłości i sprawiedliwości w stosunkach międzyludzkich. A jeżeli ona do tego nie prowadzi, przestaje być wyrazem czci Boga i zamienia się w Jego nabieranie, w Jego obrazę. Kult przeradza się w grzech, w bluźnierstwo! Nie może nam się to pomieścić w głowie, ale tego równania! (kult równa się grzech) Amos wyraźnie dokonał przy innej  okazji.

Miało to znowu miejsce w Betel, w okresie, kiedy tam i do innych izraelskich sanktuariów, np. do Gilgal nad Jordanem. ciągnęły ze wszystkich stron liczne rzesze pielgrzymów. Wszyscy wiedzieli, co ich tam czeka: nazajutrz po przybyciu wczesnym rankiem udział w ofierze wspólnotowej, zwanej po hebrajsku zebah; kończyła się ona ucztą ofiarną, gwarantującą udział w życiu Boga; w czasie tej uczty można się było najeść! tyle wspaniałego mięsa. Na trzeci dzień - w ramach równie wspaniałego rytu ofiarniczego - składano przyniesione ze sobą dziesięciny. Następne dni przeznaczone były na składanie tzw. ofiar pochwalnych i innych zwanych dobrowolnymi, bo nie objęte one były żadnym nakazem, wypływały li tylko z ofiar­ności i pobożności pojedynczych osób. Tutaj można się było wyróżnić, pokazać innym, ile się ma. Zanim jednak ten wspa­niały program zacznie się rozwijać, pielgrzymów czekało uro­czyste powitanie przy bramach świątyni ze strony któregoś z kapłanów. To powitanie zwane fachowo torą, czyli poucze­niem, dźwięczało już naprzód w uszach pątników dobrze zna­nymi i z roku na rok powtarzającymi się zwrotami, mniej wię­cej takimi: „Wejdźcie do świątyni i otrzymajcie tu prawdziwe życie od Boga; spełnijcie tu pobożnie wszystkie akty kultu (i tu następowało ich szczegółowe wyliczenie), bo to się Bogu po­doba; za to zapewnicie sobie Jego błogosławieństwo”. Tego dnia jednak przy wejściu do świątyni, na podwyższeniu, skąd zwykło się wygłaszać te powitalne mowy, nie stał żaden ka­płan. Jego miejsce zajął Amos, który tak oto przemówił do skupionych wokół niego pielgrzymów: Wejdźcie do Betel i grzeszcie! Idźcie do Gilgal i grzeszcie jeszcze więcej! Przynieście rano wasze ofiary wspólnotowe, a na trzeci dzień wasze dziesięciny. Z waszego kwasu spalajcie ofiarę pochwalną i głośno wołajcie o ofiarach dobrowolnych, niech o nich będzie słychać; bo to się wam podoba, o synowie Izraela - wyrocznia Jahwe Pana! (por. Am 4,4-5).

Co to było? Przecież to parodia tradycyjnego przemówienia! „Wejdźcie do Betel i doświadczcie tu życia” - mówiło się zawsze; a Amos powiedział: Wejdźcie i grzeszcie! Poza tym to ciągłe podkreślanie: WASZE ofiary, WASZE dziesięciny; przecież to są Boże ofiary, tak się je dotąd ciągle określało. I ta ironia okrutna: Bo tak się WAM podoba - synowie Izraela. Kapłan zawsze kończył słowami: „Bo to się Bogu podoba”. Co to ma znaczyć? Czy Amos pozwala sobie na bluźnierstwa? Nie! Tym razem to naprawdę wyrocznia Jahwe Pana, Boga Izraelowego. Na taką ocenę zasłużył sobie kult izraelski w oczach Bożych. Bo to był kult, który nie prowadził do żadnej zmiany życia; nie utwierdzał on panowania Boga nad życiem i sercem człowieka; ten kult przestał być wyrazem posłuszeństwa woli Bożej w postępowaniu. W Izraelu istniała przepaść między religią i życiem; te dwie dziedziny nie stykały się w żadnym punkcie. W tej sytuacji religijność łatwo staje się dla człowieka wygodnym alibi, dającym mu fałszywe poczucie bezpieczeństwa; mydli mu oczy, daje mu złudne wrażenie, że on przecież w oczach Bożych jest w porządku, daje mu zadowolenie z siebie. W ten sposób niepostrzeżenie sercem kultu przestaje być Bóg; w jego centrum wchodzi znowu człowiek. Nie ma już w nim szukania Boga; jest szukanie siebie samego. W ten sposób kult, często bezwiednie, przeradza się w grzech.

Dzisiejsze słowo Boga nie utraciło nic ze swojego znaczenia i aktualności. Weźmy je sobie głęboko do serca także i my. Potraktujmy je jak lustro, które pozwala nam sprawdzić autentyczność naszej polskiej religijności tak bardzo dziś po świecie wychwalanej. To wielki dar Boży i nie powinniśmy dać jej sobie wyrwać. Ale właśnie w celu jej zachowania i utwier­dzenia jej sławy winniśmy się nie bać odważnej i bezlitosnej konfrontacji z dzisiejszym twardym słowem Amosa. Żeby nasza pobożność nie koegzystowała w naszym życiu z kultem pieniądza, własnego prestiżu, z wieczystym pytaniem: A co ja z tego będę miał?, z bezwzględnością wobec innych, z brakiem litości i wyrozumienia dla słabych i grzeszników, z niewybaczaniem uraz; słowem z postępowaniem, w którym nie ma nic z Ewangelii. Bo wtedy byłaby to fałszywa pobożność!

Brzydzę się waszymi świętami. Idź precz ode Mnie ze zgieł­kiem twoich pieśni. Niech sprawiedliwość wyleje się jak woda i miłość jak potok nigdy nie wysychający (por. Am 5,21.23-24).

16 lipca 1978 r.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin