113. Gordon Lucy - Sprawa honoru.pdf

(666 KB) Pobierz
116334520 UNPDF
Lucy Gordon
Sprawa honoru
Rozdział 1
W marzeniach ujrzał twarz, której obraz prześladował go od lat: twarz młodej
kobiety o jasno-brązowych włosach i wielkich, powaŜnych oczach. Widywał ją
oŜywioną młodzieńczym entuzjazmem i pełną pogardy. A raz, przez krótką,
niezapomnianą chwilę wydało mu się, Ŝe dostrzegł, jak rozjaśnia ją nagłe,
niewypowiedziane uczucie – to samo, które przepełniało jego serce.
– Serena... – Carlo głośno wypowiedział jej imię i na ten dźwięk wizja zniknęła.
Znów był w swoim eleganckim biurze w samym sercu Rzymu. W dłoni nadal
trzymał telegram, który przyszedł zaledwie kilka minut temu. Kilka zwięzłych,
oficjalnych słów oznajmiających, Ŝe jego Ŝona, Dawn, zmarła nagle w Anglii.
Przedwczesna śmierć pięknej, pełnej Ŝycia kobiety wstrząsnęła Carlem. Po
chwili początkowy szok minął, zastąpił go smutek. Carlo przypomniał sobie, jak
niegdyś zadurzył się w Dawn po uszy – i jak się to skończyło. Na jego młodzieńcze
uczucie odpowiedziała chciwością, przebiegłością i zdradą. Jego miłość nie
wytrzymała tej próby. Pozostała tylko pustka i determinacja, by utrzymać jakoś to
nieudane małŜeństwo. Dla dobra córki.
A teraz Dawn odeszła, zaś jej kuzynka Serena wolała przesłać mu telegram niŜ
zadzwonić. Nie mogła jaśniej wyrazić, jak bardzo nadal go nienawidzi.
Zadzwonił do Anglii. Telefon odebrała nie znana mu kobieta.
– Nazywam się Carlo Valetti – powiedział. – Chciałbym mówić z panną
Fletcher.
Usłyszał, jak kobieta powtarza jego słowa. Po dłuŜszej chwili w słuchawce
usłyszał:
– Serena Fletcher. Słucham.
Przez telefon jej głos wydawał się niŜszy, poza tym jednak brzmiał zupełnie
tak, jak go Carlo zapamiętał: swobodnie i pewnie, lecz z dźwięczącą gdzieś
zmysłową nutą, która tak bardzo na niego działała.
– Właśnie otrzymałem twój telegram – wyjaśnił. – Proszę, powiedz mi, co się
stało.
– Dawn zachorowała na zapalenie płuc. Wyglądało na to, Ŝe najgorsze juŜ
minęło – wtedy jednak nastąpił atak serca.
– Jak długo chorowała?
– Cztery dni.
– Cztery dni – i nikt mnie nie powiadomił? – wykrzyknął.
– Dawn błagała, abym tego nie robiła. Nie chciała, Ŝebyś przyjeŜdŜał.
Carlo z trudem opanował gniew.
– A moja córka? Jak się czuje?
– Jest wstrząśnięta, jak zresztą moŜna się było tego spodziewać. Staram się ją
uspokoić.
– Chciałbym z nią mówić.
– Obawiam się, Ŝe to niemoŜliwe.
– Co to znaczy: niemoŜliwe?
– Śpi, a ja nie zamierzam jej budzić.
Carlo nie był przygotowany na tak zdecydowaną odmowę.
– Natychmiast poproś do telefonu moją córkę – rozkazał głosem, na dźwięk
którego jego podwładni rzuciliby się do ucieczki.
– Louisa płakała przez całą noc – padła niezwykle stanowcza odpowiedź. – Jest
wyczerpana. Zrozum, Ŝe nie zamierzam jej budzić.
Myśl o maleńkiej, zapłakanej Louisie zabolała go tak mocno, Ŝe przez moment
nie potrafił wykrztusić ani słowa. Zacisnął palce na słuchawce, próbując odzyskać
panowanie nad sobą. Dawn była złą matką, tylko od czasu do czasu zasypywała
córkę prezentami i nie szczędziła jej dowodów czułości, po czym zaniedbywała ją
całkowicie. Louisa jednak bardzo ją kochała i z pewnością nie moŜe pogodzić się z
jej śmiercią. To on powinien trzymać w tej chwili w ramionach swoje dziecko i
tulić je do snu. Nagle poczuł, Ŝe szczerze nienawidzi Sereny.
Jednak kiedy przemówił, jego głos nie zdradził targających nim uczuć. Na tyle
odzyskał równowagę, by postarać się o odrobinę dyplomacji.
– Sereno, wiem, co myślisz. UwaŜasz, Ŝe postępujesz właściwie, z pewnością
jednak zdajesz sobie sprawę, Ŝe w tej chwili Louisa potrzebuje właśnie mnie. Kto
moŜe pocieszyć ją lepiej niŜ jej własny ojciec?
Cisza w słuchawce trwała bardzo długo.
– Sereno?
– Jestem. Przykro mi, ale nie zgadzam się z tobą.
Dawn oddała córkę pod moją opiekę. Musiałam przyrzec, Ŝe się nią zajmę.
– Myślę, Ŝe jej ojciec ma takŜe coś do powiedzenia w tej sprawie – powiedział
przez zaciśnięte zęby.
– Dawn sporządziła testament, w którym przekazała mi wyłączną opiekę nad
Louisa. Ona zostanie u mnie, Carlo. Dałam słowo.
– Co właściwie powiedziała ci Dawn?
– Wiesz dobrze, co. Miałeś zamiar wyrzucić ją z domu, rozwieść się z nią. JuŜ
nigdy nie zobaczyłaby Louisy.
– Sereno...
– Nie mogę tego pojąć. Jakim trzeba być potworem, by grozić własnej Ŝonie
czymś tak okropnym? Wiem jedno. Cieszę się, Ŝe zdąŜyła uciec. Błagała, abym
zatrzymała Louisę przy sobie i zamierzam to zrobić. Nie szukaj jej, Carlo. I tak jej
nie znajdziesz – Serena urwała gwałtownie, Carlo dosłyszał drŜenie w jej głosie.
– Nie ma sensu mówić o tym w tej chwili – oznajmił szorstko. –
Przedyskutujemy to na miejscu.
– PrzyjeŜdŜasz tu? – spytała z lękiem.
– Oczywiście – rzucił ostro, po czym dodał z lodowatą ironią: – Nawet taki
potwór jak ja ma dość przyzwoitości, by przyjechać na pogrzeb własnej Ŝony.
– Usłyszał, jak Serena gwałtownie wciąga powietrze.
– Czy byłabyś tak uprzejma i powiedziała mi, na kiedy go zaplanowano?
– Na przyszły wtorek – podała mu godzinę i miejsce.
– Dziękuję. Sprawdzę to.
– CzyŜbyś sądził, Ŝe cię okłamuję? – spytała z furią.
– Sama zaczęłaś tę wojnę. Nie miej do mnie pretensji, Ŝe traktuję cię jak wroga.
Gwałtownie odłoŜył słuchawkę. Jego twarz stęŜała z wściekłości, poza tym
jednak nie okazywał szarpiących nim uczuć. JuŜ dawno nauczył się samokontroli,
cecha ta bowiem była niezbędna dla kogoś, kto prowadził samochód wyścigowy,
kierował wielką firmą i Ŝył u boku niewiernej Ŝony. Serena jednak potrafiła
wyprowadzić go z równowagi. Choć od ich pierwszego spotkania dzieliło go pięć
lat i tysiąc mil, myśl o niej wciąŜ nie dawała mu spokoju. Rozmowa z nią tylko
pozornie była pełna napięcia i wrogości, oboje maskowali tylko inne uczucia –
uczucia, do których nie chcieli się przyznać.
Wstał, podszedł do okna i spojrzał na ruchliwą Via Venetto. Dawn bardzo
lubiła tę ulicę, pełną drogich sklepów i restauracji. Uwielbiała zresztą całe to
wspaniałe, beztroskie Ŝycie, które zapewniał jej majątek męŜa.
Pieniądze pochodziły z Valetti Motors, dzieła legendarnego włoskiego
kierowcy wyścigowego, Emilia Valettiego, sześciokrotnego medalisty Mistrzostw
Świata Formuły 1, a następnie załoŜyciela firmy, która miała zapewnić sławę jego
nazwisku. Produkował w niej eleganckie, supermodne samochody sportowe,
kupowane przez bogaczy za ogromne pieniądze. Poza tym budował teŜ samochody
wyścigowe, które brały udział w zawodach, często z powodzeniem.
Carlo wychował się w domu zdominowanym przez ojca. Sam równieŜ został
kierowcą wyścigowym i przez kilka lat prowadził przyjemne, barwne Ŝycie. Był
atrakcyjnym chłopcem, wysokim, szczupłym i silnym, z ciemnymi włosami i
oczami, o dostatecznie pogodnym usposobieniu, by sprawiać wraŜenie lekkoducha.
W istocie nigdy nie był lekkomyślny, teraz zaś, po latach pełnych trosk i kłopotów,
jego twarz stała się posępna. Miał trzydzieści dwa lata, lecz ciągłe zmartwienia
zdąŜyły juŜ wyŜłobić gorzkie zmarszczki w kącikach jego oczu, a zmysłowe usta
wykrzywiał cyniczny grymas.
W wieku dwudziestu dwóch lat poznał Dawn Fletcher, która była od niego o
rok starsza. Pojechał do Monzy, na Grand Prix Włoch, ona równieŜ zjawiła się tam
u boku innego kierowcy. Weszła do boksu, w którym przygotowywano samochód
Carla, i natychmiast przeprosiła za pomyłkę. Oszołomiła go jej uroda, Ŝywotność i
elegancja. Po upływie niecałego miesiąca byli juŜ małŜeństwem.
Brakowało mu dojrzałości, aby przejrzeć zamiary tej sprytnej, wyrachowanej
kobiety. Jej „pomyłka" nie była przypadkiem. Dawn z rozmysłem postanowiła
poznać i usidlić dziedzica fortuny Valettich. Carlo wiedział o tym, bowiem po
latach, podczas jednej z ich gwałtownych kłótni, sama mu o tym powiedziała.
Czasami w złości Dawn zapominała o wyrachowaniu.
Niedługo potem umarł jego ojciec i Carlo musiał porzucić wyścigi, by zająć się
firmą. To, co zastał, przeraziło go. Za błyszczącą fasadą Valetti Motors kryła się
ruina. Działalność handlowa istniała tylko po to, by umoŜliwić ojcu uczestnictwo w
rajdach. Przez lata Emilio Valetti lekkomyślnie wyrzucał pieniądze na swą
ulubioną rozrywkę, zupełnie nie przejmując się niebezpiecznym zachwianiem
równowagi finansowej firmy. Carlo rozpoczął twardą kampanię, ograniczającą
marnotrawstwo. Wtedy właśnie narodziła się jego reputacja bezwzględnego
skąpca. Nie dbał o to. Przeciwnie, czasem pomagało to przekonać banki, aby
udzieliły mu sporych poŜyczek, koniecznych do utrzymania przedsiębiorstwa.
Nagle bardzo szybko musiał dorosnąć i wtedy utracił nawet to niewielkie uczucie,
jakim darzyła go Ŝona. Dawn poślubiła chłopca, po czym niespodziewanie znalazła
się u boku spiętego, powaŜnego męŜczyzny. Nie kochała go dość mocno, by
wspomóc go w jego walce, szybko więc znudziła się młodym męŜem. Kiedy prosił,
by nieco ograniczyła wydatki, wpadała w furię.
Jedynie Louisa nadawała sens jego Ŝyciu. Uwielbiał tę małą istotkę od
momentu jej narodzin, a przez następne trzy lata jego miłość stała się jeszcze
silniejsza.
Pewnego dnia, po szczególnie ostrej dyskusji na temat ogromnych długów
Dawn i jej zamiłowania do hazardu, Carlo wrócił do domu i stwierdził, Ŝe obie
zniknęły. Znalazł liścik od Dawn, w którym pisała, Ŝe wyjechała do Anglii
Zgłoś jeśli naruszono regulamin