2. Rodzinna posiadłość - DeNosky Kathie - Jak odnaleźć szczęście [677. Gorący Romans].pdf

(661 KB) Pobierz
Lonetree ranchers
Kathie DeNosky
Jak odnaleźć
szczęście?
Rodzinna posiadłość 02
Tytuł oryginału: Lonetree Ranchers: Morgan
0
196703958.168.png 196703958.179.png 196703958.190.png 196703958.201.png 196703958.001.png 196703958.012.png 196703958.023.png 196703958.034.png 196703958.045.png 196703958.056.png 196703958.067.png 196703958.078.png 196703958.089.png 196703958.100.png 196703958.111.png 196703958.122.png 196703958.130.png 196703958.131.png 196703958.132.png 196703958.133.png 196703958.134.png 196703958.135.png 196703958.136.png 196703958.137.png 196703958.138.png 196703958.139.png 196703958.140.png 196703958.141.png 196703958.142.png 196703958.143.png 196703958.144.png 196703958.145.png 196703958.146.png 196703958.147.png 196703958.148.png 196703958.149.png 196703958.150.png 196703958.151.png 196703958.152.png 196703958.153.png 196703958.154.png 196703958.155.png 196703958.156.png 196703958.157.png 196703958.158.png 196703958.159.png 196703958.160.png 196703958.161.png 196703958.162.png 196703958.163.png 196703958.164.png 196703958.165.png 196703958.166.png 196703958.167.png 196703958.169.png 196703958.170.png 196703958.171.png 196703958.172.png 196703958.173.png 196703958.174.png 196703958.175.png 196703958.176.png 196703958.177.png 196703958.178.png 196703958.180.png 196703958.181.png 196703958.182.png 196703958.183.png 196703958.184.png 196703958.185.png 196703958.186.png 196703958.187.png 196703958.188.png 196703958.189.png 196703958.191.png 196703958.192.png 196703958.193.png 196703958.194.png 196703958.195.png 196703958.196.png 196703958.197.png 196703958.198.png 196703958.199.png 196703958.200.png 196703958.202.png 196703958.203.png 196703958.204.png 196703958.205.png 196703958.206.png 196703958.207.png 196703958.208.png 196703958.209.png 196703958.210.png 196703958.211.png 196703958.002.png 196703958.003.png 196703958.004.png 196703958.005.png 196703958.006.png 196703958.007.png 196703958.008.png 196703958.009.png 196703958.010.png 196703958.011.png 196703958.013.png 196703958.014.png 196703958.015.png 196703958.016.png 196703958.017.png 196703958.018.png 196703958.019.png 196703958.020.png 196703958.021.png 196703958.022.png 196703958.024.png 196703958.025.png 196703958.026.png 196703958.027.png 196703958.028.png 196703958.029.png 196703958.030.png 196703958.031.png 196703958.032.png 196703958.033.png 196703958.035.png 196703958.036.png 196703958.037.png 196703958.038.png 196703958.039.png 196703958.040.png 196703958.041.png 196703958.042.png 196703958.043.png 196703958.044.png 196703958.046.png 196703958.047.png 196703958.048.png 196703958.049.png 196703958.050.png 196703958.051.png 196703958.052.png 196703958.053.png 196703958.054.png 196703958.055.png 196703958.057.png 196703958.058.png 196703958.059.png 196703958.060.png 196703958.061.png 196703958.062.png 196703958.063.png 196703958.064.png 196703958.065.png 196703958.066.png 196703958.068.png 196703958.069.png 196703958.070.png 196703958.071.png 196703958.072.png 196703958.073.png 196703958.074.png 196703958.075.png 196703958.076.png 196703958.077.png 196703958.079.png 196703958.080.png 196703958.081.png 196703958.082.png 196703958.083.png 196703958.084.png 196703958.085.png 196703958.086.png 196703958.087.png 196703958.088.png 196703958.090.png 196703958.091.png 196703958.092.png 196703958.093.png 196703958.094.png 196703958.095.png 196703958.096.png 196703958.097.png 196703958.098.png 196703958.099.png 196703958.101.png 196703958.102.png 196703958.103.png 196703958.104.png 196703958.105.png 196703958.106.png 196703958.107.png 196703958.108.png 196703958.109.png 196703958.110.png 196703958.112.png 196703958.113.png 196703958.114.png 196703958.115.png 196703958.116.png 196703958.117.png 196703958.118.png 196703958.119.png 196703958.120.png 196703958.121.png 196703958.123.png 196703958.124.png 196703958.125.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Co pani tu robi?!
Samantha właśnie rozpalała ogień w kominku. Odwróciła się,
wystraszona, i zobaczyła w drzwiach chyba najpotężniejszego mężczyznę,
jakiego w życiu widziała. Był wściekły. Spoglądał gniewnie spod czarnego
kowbojskiego kapelusza, w ręku trzymał strzelbę. Wiatr szarpnął drzwiami,
na niebie rozbłysła błyskawica.
- Właśnie... - zaczęła Samantha i nagle jęknęła z bólu.
- Och, pani jest w ciąży! - zauważył zaskoczony kowboj. - Czy
wszystko w porządku? - spytał z troską.
- Niestety, nie całkiem - odpowiedziała. Miała bolesne skurcze, które
chyba musiały być skurczami porodowymi, mimo że termin porodu
przypadał dopiero za trzy tygodnie. - Okropnie mnie pan przestraszył...
Mężczyzna zbliżył się. Przewyższał Samanthę o głowę. Musiał mieć
ponad metr dziewięćdziesiąt i był potężnie zbudowany. Odruchowo zrobiła
krok w tył.
- Przepraszam, że na panią krzyknąłem - powiedział. - Spodziewałem
się jednego z miejscowych wyrostków szykującego się tu do pijackiej nocy.
- Nie szykuję się do pijackiej nocy... - odpowiedziała.
Uśmiechnął się i uchylił kapelusza. Błysnęły piękne, niebieskie oczy.
- Jestem Morgan Wakefield - powiedział, wyciągając rękę.
- Samantha Peterson - odparła zmieszana, ujmując jego dużą dłoń.
Tymczasem rozległ się odgłos kapiącej wody.
- Dach przecieka! - mruknęła i pobiegła do kuchni. Znalazła duży
garnek i postawiła go w kącie pokoju, w miejscu gdzie z sufitu lała się
1
196703958.126.png
strumieniem deszczówka. - Miałam nadzieję, że przynajmniej przeżyję tę
noc osłonięta od deszczu.
- Zamierza pani zostać tu na noc?
- Owszem. To mój dom. Odziedziczyłam go po dziadku.
- Pani jest wnuczką Tuga Shackleya? - spytał zdumiony Morgan.
- Zgadza się - potwierdziła Samantha, ostrożnie siadając w fotelu przed
kominkiem. Zbliżał się kolejny skurcz. Spróbowała rozluźnić mięśnie.
Kiedy skurcz minął, znowu podniosła wzrok na Morgana. Patrzył na nią
pytająco.
- Powiedziała pani, że niezupełnie wszystko w porządku... - odezwał
się.
- Wygląda na to, że właśnie zaczynam rodzić -wyjaśniła.
- Och! A gdzie pani mąż?
- Nie jestem mężatką - odparła krótko.
Morgan skinął głową i uśmiechnął się ciepło, aby zapewnić Samanthę,
że akceptuje ją po tym, co przed chwilą powiedziała. Spoglądał z wyraźną
troską.
- Gdzie znajduje się najbliższy szpital? - zapytała. - Zaraz wsiądę do
samochodu i odjadę, aby urodzić dziecko w szpitalu.
Morgan ściągnął kapelusz i przesunął dłonią po kruczoczarnych
włosach. Był nie tylko bardzo postawny, ale i niezmiernie przystojny. Miał
pociągłą twarz, pięknie zarysowaną szczękę, jednodniowy zarost. Mała biała
blizna nad prawą brwią dodawała mu tylko męskiego uroku.
- Nie może pani w takim stanie samodzielnie jechać do szpitala -
powiedział. - Mogłaby pani mieć wypadek. Gdzie jest samochód?
- W garażu, jeśli ta rozpadająca się szopa za domem to garaż.
2
196703958.127.png
- Odwiozę panią - zaofiarował się Morgan. - Najbliższy szpital
znajduje się w Laramie - ponad sto kilometrów stąd. Czy mogę panią prosić
o kluczyki?
Zanim Samantha zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, chwycił ją tak
silny skurcz, że upuściła torebkę i zgięła się wpół. Byłaby upadła, gdyby
Morgan nie podtrzymał jej za ramiona.
- Dziękuję panu - szepnęła, kiedy ból ustał.
Morgan podał jej torebkę.
- Mój stary wóz nie zawsze zapala... - oznajmiła, wyciągnąwszy
kluczyki. - Miałam w tych dniach pojechać nim do warsztatu.
- Niech pani się nie martwi, powinienem sobie poradzić - uspokoił
Morgan, biorąc kluczyki i ruszając do wyjścia. - Proszę zaczekać, aż
podjadę pod samą werandę, żeby pani nie zmokła. Pomogę zejść ze
schodów...
Morgan pobiegł do szopy, myśląc o niespodziewanym spotkaniu. Od
niemal półtora roku czekał, aż znajdzie się spadkobierca Tuga Shackleya. I
oto spadkobierczynią okazała się właśnie młoda kobieta, Samantha Peterson.
Niewykluczone, że zamierzała zamieszkać w domu dziadka... Ta
perspektywa nie cieszyła Morgana. Chciał kupić to ranczo; ale oczywiście
pora nie była odpowiednia na rozmowy o interesach.
Wszedłszy do szopy, zobaczył małego, dwudziestoletniego forda.
Morgan ledwie zmieścił się za kierownicą. Uśmiechnął się pod nosem. Ech,
te kobiety! Czy Samantha nie rozumie, że doprowadzenie tego grata do
porządku będzie kosztowało więcej niż kupno nowszego samochodu?
3
196703958.128.png
Przekręcił kluczyk w stacyjce, ale rozległ się tylko pojedynczy szczęk.
Wskaźniki nawet nie drgnęły, nie zapaliła się ani jedna lampka na tablicy
rozdzielczej. Niedobrze. Akumulator forda był całkowicie rozładowany!
Przez plecy Morgana przeszedł zimny dreszcz. Wydostał się z ciasnej
kabiny, otworzył pokrywę silnika i zajrzał pod spód. Zaklął na głos,
stwierdziwszy, że końcówki przewodów akumulatora są zupełnie
skorodowane. Niewykluczone, że rdza przeżarła jeden z kabli na wylot -
pomyślał. Chyba nie da jej się usunąć bez zerwania przewodu. A poza tym i
tak nie ma sposobu naładowania akumulatora tutaj! Sfrustrowany, zatrzasnął
pokrywę z powrotem.
Zastanawiał się, co robić. Mógł pojechać z powrotem konno do domu,
co zajęłoby mu co najmniej pół godziny. Z domu wróciłby półciężarówką na
ranczo Samanthy, jednak samochód nie mógł pokonać takich nierówności
terenu jak koń, a jazda drogą potrwałaby mniej więcej trzy kwadranse.
Morgan pokręcił głową, niezadowolony z sytuacji. Wciąż lało. Sam
deszcz oczywiście mu nie przeszkadzał, lecz podczas rzęsistych ulew wąski
wąwóz pomiędzy obydwoma ranczami zawsze zalewała woda. Nie
przejedzie. Także i konno musiałby pojechać drogą, wiodącą wokół skał - a
to zajęłoby ze dwie, trzy godziny. Nie chciał pozostawić rodzącej kobiety
samej na tak długo. Zanim dojechaliby do szpitala...
Stanął mu przed oczami jej obraz. Była szatynką, jej włosy miały
piękny, złocistobrązowy odcień. Dopiero teraz pomyślał o jej wyjątkowej
urodzie. Mogłaby dodawać splendoru okładce jakiegoś kolorowego
czasopisma. Największe wrażenie zrobiły na Morganie jej piwne oczy.
Wspaniałe! Była piękna i bardzo atrakcyjna.
4
196703958.129.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin