Roberts Alison - Na równych prawach.pdf

(823 KB) Pobierz
One Night With Her Boss
287050805.001.png
Alison Roberts
Na równych prawach
Tytuł oryginału: One Night With Her Boss
287050805.002.png 287050805.003.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Nie będę tego robił!
- Czego? Hej, Tama, czekaj!
Tama James zdecydowanym ruchem włożył hełmofon i
rzuciwszy niewybredny epitet pod adresem Josha, swego
kolegi z zespołu pogotowia lotniczego, zwinnie wskoczył do
helikoptera.
- Powiedziałem, że tego nie zrobię. I koniec.
- Wiesz co, chłopie? Nie ma to jak właściwe podejście
do sprawy - skwitował siedzący za sterami Steve. -Zaraz
połączę się z gliniarzami i poproszę, żeby przekazali twoje
słowa nieszczęśnikowi, który zwalił się samochodem z góry.
Co ty na to?
- Daj spokój! Przecież nie mówię o pracy! - Tama
odreagował złość, zapinając z impetem pas bezpieczeństwa.
- Jemu chodzi o spotkanie u szefa - wyjaśnił Ste-ve'owi
Josh. - Żałuj, że nie widziałeś jego miny, jak stamtąd
wychodził.
Po chwili wzbili się w powietrze i skierowali w rejon
wypadku. Było to ich piąte zgłoszenie tego dnia.
- A swoją drogą, to czego nie będziesz robił? - zagadnął
Josh, wracając do przerwanego wątku.
- Bawił się w niańkę - odburknął Tama.
- Wiesz co? Nic z tego nie rozumiem. Miałeś spotkanie z
naszym szefem i Trevem Elliotem, tak?
- Sir Trevorem? - Steve z wrażenia gwizdnął.
-Właścicielem firmy, która finansuje pogotowie?
- Owszem - potwierdził Tama ponuro.
- Ale co to ma wspólnego z niańczeniem?
- Sir Trevor ma córkę - to niewinne słowo zabrzmiało w
ustach Tamy tak, jakby chciał powiedzieć: „kula u nogi" -
która właśnie wpadła na genialny pomysł, żeby do nas
dołączyć.
- I co z tego?
- To, że za chwilę będziemy nad Broken Hills. - Tama
kliknął w klawisze laptopa. - Sprawdzę współrzędne miejsca
wypadku.
- Nie musisz. Widzę błyskające koguty pogotowia, policji
i straży pożarnej - powiedział Steve. - Chyba nie mogą
wyciągnąć rannego z wraku.
Zatoczyli krąg nad miejscem, w którym samochód wy-
padł z trasy. Zorientowali się, że dachował, po czym zsunął się
kilkaset metrów i utknął na stromym zboczu. Musiał spadać z
dużą prędkością, zanim roztrzaskał się o kamienie. Nie
wróżyło to niczego dobrego pechowemu kierowcy.
Tama natychmiast przestał zaprzątać sobie głowę córką
sir Trevora.
- Szykuje się niezła zabawa. Trzeba będzie podjąć
rannego z powietrza - zawyrokował. - Nie dadzą rady wnieść
go na noszach po tej stromiźnie.
- W dodatku do najbliższego szpitala musieliby jechać
ponad pół godziny - dodał Josh. - Podnosimy go na noszach
czy zakładamy uprząż?
- Zaraz zobaczymy. - Tama połączył się z ratownikami. -
Poproszę raport o stanie i obrażeniach.
- Otwarte złamanie kości udowej. Urazy w obrębie klatki
piersiowej i jamy brzusznej.
- Ocena stanu?
- Dwa. Ranny skarży się na ból przy oddychaniu. Na
pewno ma połamane żebra. I niskie ciśnienie, bo trochę trwało,
zanim go znaleziono, więc się wykrwawił. Podamy mu płyny i
środek przeciwbólowy.
- Dzięki. Za chwilę będziemy z wami.
Stało się jasne, że będą musieli podnieść poszkodo-
wanego na noszach. Co prawda gdyby użyli uprzęży,
oszczędziliby mnóstwo czasu, ale przy tak poważnych
obrażeniach nie wchodziło to w grę.
Steve zataczał kręgi, szukając odpowiedniego miejsca do
lądowania.
- Usiądę tutaj i opróżnimy tył - powiedział w końcu. -
Wzmaga się wiatr, więc im mniej będziemy ważyli, tym lepiej.
Gdy wylądował na pobliskim wzgórzu, Tama i Josh
wyjęli nosze, wymontowali fotele i usunęli wszystkie te
elementy wyposażenia, które nie były niezbędne we wstępnej
fazie akcji ratunkowej. Musieli radykalnie zmniejszyć
obciążenie, by zminimalizować ryzyko wpadnięcia w groźny
prąd zstępujący. Gdyby tak się stało, maszyna gwałtownie by
opadła, co dla dyndającego na noszach chorego i dla
asekurujących go ratowników musiałoby skończyć się
katastrofą.
Potem Tama sprawdził swój sprzęt i uprząż, po czym
zajął miejsce w tylnej części helikoptera, skąd Josh miał go
opuścić na miejsce wypadku.
- Dziewięćdziesiąt sekund! - zawołał Steve, podrywając
maszynę do lotu. - Nieźle!
Tama rzucił Joshowi szybkie spojrzenie. Uniósł przy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin