Shaw George Bernard - Mąż przeznaczenia.doc

(287 KB) Pobierz
MĄŻ PRZEZNACZENIA

MĄŻ PRZEZNACZENIA

1896

AKT PIERWSZY

Dwunasty maja 1796 roku. Jesteśmy w północnych Włoszech, w miejscowości Tavazzano, na drodze z Lodi do Mediolanu. Popołudniowe słońce jasno świeci nad równiną Lombardii traktując Alpy z szacunkiem, a mrowiska z pobłażliwością; nie czuje odrazy na widok świń wygrzewających się w jego promieniach, jest nie zrażone chłodnym przyjęciem w kościołach, natomiast z okrutną obojętnością praży dwa olbrzymie rojowiska owadów w postaci francuskiej i austriackiej armii. Przed dwoma dniami Austriacy usiłowali przeszkodzić Francuzom w przejściu przez wąski most na rzece w pobliżu miejscowości Lodi, lecz Francuzi, pod dowództwem dwudziestosiedmioletniego generała Napoleona Bonapartego, nie mającego żadnego szacunku dla reguł wojennych, przedarli się przez most wystawiony na ogień, nieprzyjacielskich dział pod osłoną piekielnej kanonady, do której młody generał przyłożył wiosną rękę. Kanonada bowiem to jego techniczna specjalność; szkolony w artylerii za panowania starego reżimu, wyróżnił się szczególnie w takich sztukach wojennych, jak wykręcanie się od obowiązków, oszukiwanie płatniczego w rachunkach na koszta podróży, uszlachetnianie wojny dymem i hukiem armat, pośród których przedstawiony jest na wszystkich portretach wojskowych. Przy tym wszystkim jest bystrym i samodzielnie myślącym obserwatorem, który pierwszy, od czasu wynalezienia prochu, dostrzegł, że kula armatnia trafiając w człowieka kładzie go trupem. Gruntowne zrozumienie tego osobliwego odkrycia łączy się w nim z wysoce rozwiniętym zmysłem orientacji w terenie oraz umiejętnością obliczania czasu i odległości. Ma niespożyte siły w pracy, jasną i trzeźwą znajomość natury ludzkiej w zetknięciu ze sprawami publicznymi, bo miał możność przyjrzeć się działaczom publicznym wystawionym na rozmaite próby podczas rewolucji francuskiej. Posiada wyobraźnię wolną od wszelkich złudzeń oraz zdolności twórcze nie skrępowane religią, lojalnością, patriotyzmem lub innym pospolitym ideałem. Nie znaczy to, że jest zupełnie niezdolny do służenia tym ideałom, przeciwnie, połknął je wszystkie jako chłopiec, a obecnie, obdarzony wybitnym zmysłem dramatycznym, posługuje się nimi bardzo zręcznie Jako aktor i reżyser. Jednym słowem, nie jest dzieckiem szczęścia zepsutym przez los. Udziałem jego były: ubóstwo, niepowodzenie; zmienne koleje zubożałych drobnoszlacheckich rodzin, nieudane debiuty autorskie; poniżenie oportunisty odprawionego z kwitkiem; nagana i kara spotykające nieuczciwych i niedoświadczonych oficerów; był na włos od wyrzucenia z wojska i zostałby bez pardonu wyrzucony, gdyby masowa emigracja szlachty nie podniosła wartości najlichszego porucznika do koniunkturalnej ceny generalskich epoletów. Doświadczenia te wyleczyły go doszczętnie z wszelkiej zarozumiałości; zmusiły do samowystarczalności i do zrozumienia, że takim ludziom jak on świat nie da nic prócz tego, co mu wydrą przemocą. W tej postawie świata jest pewna doza szaleństwa i tchórzostwa, bo Napoleon, jako bezlitosny kanonier rozbijający w puch wszelkie polityczne rupiecie, staje się jednostką użyteczną; co więcej, nawet w naszych czasach trudno jest — żyjąc w Anglii — opędzić się czasem myśli, jak wiele ten kraj stracił przez, to, ze Napoleon nie podbił go, jak to swego czasu uczynił Juliusz Cezar. Tak czy owak owego popołudnia w maju 1796 roku, Napoleon zaledwie rozpoczyna swą drogę. Dopiero co został generałem, częściowo dzięki żonie, którą posłużył się do uwiedzenia całego Dyrektoriatu (rządzącego wówczas Francją), częściowo wskutek braku wyższych oficerów, spowodowanego wspomnianą już emigracją; częściowo zaś dzięki zdolności zapamiętania każdego terenu, ze wszystkimi drogami, rzekami, wzgórzami i dolinami, z taką samą dokładnością, z jaką człowiek zna linie własnej dłoni; wreszcie, i to w dużej mierze, dzięki tej nowej wierze w skuteczność walenia z dział w ludzi. Brak dyscypliny w jego armii do tego stopnia oburzył niektórych pisarzy nowoczesnych, którzy oglądali na scenie ten epizod historyczny, że — będąc pod urokiem późniejszej sławy cesarza — nie chcieli po prostu uwierzyć w taką możliwość. Lecz Napoleon nie jest jeszcze cesarzem; żołnierze nazywają go Małym Kapralem, gdyż jest dopiero w okresie zdobywania wpływu nad nimi popisując się odwagą. Nie ma on możności wymuszania posłuszeństwa dla swojej woli przyjętym sposobem wojskowym, to znaczy batem. Rewolucja francuska, która uniknęła zgniecenia jedynie dzięki temu, że monarchia zalegała systematycznie z żołdem dla armii co najmniej za cztery lata, zastąpiła ten zwyczaj w miarę możliwości systemem niepłacenia w ogóle, wyjąwszy oczywiście solenne obietnice i patriotyczne pochlebstwa, środki zupełnie nie wystarczające do stworzenia karności w pruskim stylu. Dlatego Napoleon doszedł do Alp, dowodząc ludźmi bez pieniędzy, w łachmanach i zgoła nie usposobionymi do przestrzegania ścisłej dyscypliny na rozkaz świeżo upieczonych generałów. Okoliczność ta, która żolnierza-idealistę wprowadziłaby w niemały ambaras, miała dla Napoleona wartość tysiąca dział. Przemówił do swojej armii w te słowa: „Macie patriotyzm i odwagę, ale nie macie grosza ni odzieży, nie macie prawie nic do jedzenia. Wszystko to, razem z chwałą, może zdobyć w Italii wierna armia dowodzona przez generała, który uważa łup wojenny za naturalne prawo żołnierza. Ja jestem takim właśnie generałem. Naprzód, moje dzieci!" Rezultat usprawiedliwił całkowicie te słowa. Armia zdobywa Italię, jak szarańcza zdobyła wyspę Cypr. Żołnierze walczą cały dzień i maszerują całą noc, przebywając niewiarogodne odległości i zjawiając się w fantastycznych miejscach nie dlatego, że każdy żołnierz nosi w swoim tornistrze buławę marszałkowską, lecz dlatego, ze spodziewa się nosić w nim następnego dnia przynajmniej pól tuzina srebrnych widelców. Należy przy tym pamiętać, że armia francuska nie prowadzi wojny z mieszkańcami Italii. Przeciwnie, znajduje się w ich kraju, aby go wyzwolić spod tyranii austriackich zdobywców i obdarzyć republikańskimi instytucjami; dzięki temu jej przygodny rabunek może być uznany za nieco zbyt swobodne rozporządzanie się własnością przyjaciół, którzy powinni być za to wdzięczni i nawet byliby może skłonni okazać to uczucie, gdyby niewdzięczność nie była przysłowiową wadą Italii. Austriacy, z którymi Francuzi walczą, stanowią dobrze zaopatrzoną regularną armię, doskonale zdyscyplinowaną, dowodzoną przez dżentelmenów wyćwiczonych w tradycyjnych sposobach prowadzenia wojny. Na czele jej stoi Beaulieu, stosujący klasyczne metody sztuki wojennej, wypełniający rozkazy Wiednia i bity okropnie przez Napoleona, który działa na własną odpowiedzialność, nie dbając zupełnie o precedensy wojenne lub rozkazy z Paryża. Wie on, że nawet jeśli Austriacy wygrają bitwę, wystarczy poczekać do chwili, gdy rutyna każe im wrócić do własnej kwatery na tak zwany podwieczorek, aby odebrać im utraconą pozycję. Zastosowanie tego właśnie systemu przyczyniło się później do świetnego zwycięstwa pod Marengo. Na ogół, mając do czynienia z wrogiem skrępowanym austriacką machiną rządową, zasadami klasycznego dowództwa i nakazana wynikającymi z arystokratycznej struktury wiedeńskich salonów, N a p o l e on staje się z łatwością przeciwnikiem niezwyciężonym bez dokonywania heroicznych cudów. Lecz świat, który lubuje się w cudach i bohaterach, nie może zupełnie pojąć działania takich sił jak akademicka sztuka wojenna lub wiedeńskie salony. Dlatego zaczyna od razu fabrykować legendę o „cesarzu", która za sto lat nastroi romantyków sceptycznie wobec małego, nigdzie nie notowanego epizodu, mającego się rozegrać obecnie w Tavazzano. Niewielka gospoda — najlepsza kwatera w tej miejscowości — jest pierwszym domem na szlaku podróżnych jadących z Mediolanu do Lodi. Dom ten stoi w obrębie winnicy, a jego główna izba, dająca miłe schronienie przed upałem, ma tak szerokie drzwi rozwarte na winnicę, że można ją uznać za obszerną werandę. Śmielsze dzieci, niezwykle podniecone alarmami i przemarszami ostatnich kilku dni oraz nagłym wkroczeniem wojsk francuskich o godzinie szóstej, wiedzą, ze wódz Francuzów obrał sobie kwaterę w tej właśnie izbie. Walczą z szaloną chętką, by popatrzeć przez frontowe okna i ze śmiertelnym strachem przed wartownikiem, młodym żołnierzem-gołowąsem, któremu sierżant namalował pod nosem duże wąsiska czernidłem od butów; ponieważ jego ciężki mundur, jak wszystkie mundury owych czasów, przeznaczony jest do parady bez żadnego względu na zdrowie i wygodę, więc żołnierz poci się w słońcu tak obficie, że jego malowane wąsy rozlały się cienkimi strumykami po brodzie i szyi, tworząc w niektórych miejscach małe zatoczki i stwardniałe przylądki, i czyniąc go w ten sposób niewypowiedzianie śmiesznym w oczach historii o sto lat później. Wydaje się jednak potwornie straszny współczesnemu północno-włoskiemu dziecku, które uznałoby za rzecz zupełnie naturalną, gdyby wartownik po prostu dla rozrywki nabił na bagnet zbłąkane dziecko i pożarł je żywcem. Mimo to pewna zuchwała dziewczynka, której instynkt podszeptuje już, że będzie miała specjalne przywileje u żołnierzy, zagląda na chwilę przez najbardziej bezpieczne okno, dopóki spojrzenie i szczęk broni ze strony wartownika nie każe jej szukać ratunku w ucieczce. Przewną część tego, co zdołała zobaczyć, widziała już nieraz poprzednio: a więc winnicę w głębi ze starą prasą i wozem wśród winnych latorośli; drzwi tui na prawo od niej, wiodące do frontowego wejścia od ulicy; nieco w głębi po tej samej stronie — najlepszy kredens właściciela gospody, uginający się obecnie pod zastawą obiadową; kominek po stronic przeciwnej z sofą w pobliżu i drugie drzwi między sofą i winnicą, wiodące do dalszych izb; wreszcie stół w środku z posiłkiem złożonym z mediolańskiego „risotto", sera, winogron, chleba, oliwek i dużej oplecionej łykiem flaszy czerwonego wina. Gospodarz, Giuseppe Grandi, także nie jest dla niej nowością. Jest to czterdziestoletni niski mężczyzna smagłej cery, z głową okrągłą jak kula, pokrytą czarną kędzierzawą czupryną; ruchliwy, sprytnie pogodny i uśmiechnięty. Wyposażony we wszystkie zalety właściciela gospody, jest on w szczególnie dobrym humorze tego wieczoru, uszczęśliwiony posiadaniem gościa w osobie wodza Francuzów, którego obecność chroni go od swawoli żołnierstwa; dlatego przystroił swoje uszy parą złotych kolczyków, które w mniej fortunnych okolicznościach schowałby starannie pod prasą winną razem z małym zasobem stołowego srebra. Napoleona, siedzącego naprzeciw niej po drugiej stronie stołu, dziewczynka widzi po raz pierwszy. Pogrążony jest całkowicie w pracy, częściowo nad posiłkiem, z którym załatwia się w ciągu dziesięciu minut, atakując równocześnie wszystkie dania (ten system jest początkiem jego późniejszego upadku), częściowo zaś nad mapą, na której od czasu do czasu zaznacza pozycje wojsk wyjmując z ust skórkę winogrona i przyciskając ją wielkim palcem na mapie jak opłatek. Ani jego strój, ani osoba nie zdradzają wcale rewolucyjnego nieładu; lecz jego łokieć porozsuwał większą część talerzy i szklanek, a jego długie włosy spadają czasem w „risotto", gdy ich właściciel przez zapomnienie pochyla się zanadto nad mapą.

Giuseppe

Czy wasza ekscelencja...

Napoleon

zajęty mapą, napychając mechanicznie usta lewą ręką Proszę nic nie mówić. Jestem zajęty.

Giuseppe

z dobrodusznym humorem

Wedle rozkazu, ekscelencjo.

Napoleon

Czerwony atrament.

Giuseppe

Niestety, ekscelencjo, nie mamy ani kropli.

Napoleon

z korsykańską rubasznością

zabij jakieś stworzenie i przynieś mi jego krwi.

Giuseppe

z uśmiechem

Prócz konia waszej ekscelencji, wartownika, pewnej damy na górze i mojej żony nie ma tu żywej duszy.

Napoleon

Zabij żonę.

Giuseppe

Z największą ochotą, ekscelencjo, na nieszczęście nie mam dość siły. Ona by mnie zabiła.

Napoleon

Doskonale. Chodzi o krew.

Giuseppe

Za wielki zaszczyt dla mnie, ekscelencjo, (wyciągając rękę w kierunku flaszki z winem) Może kilka kropel czerwonego wina zastąpi krew z równym skutkiem?

Napoleon

pospiesznie zasłaniając flaszkę, z nagłą powagą

Wino? Nie. To byłoby marnotrawstwo. Wszyscy jesteście tacy sami: utracjusze! marnotrawcy! marnotrawcy! (robi znak na mapie sosem, posługując się widelcem jak piórem) Można sprzątnąć.

Kończy wino, odsuwa krzesło w tył, ociera usta serwetką, wyciąga nogi i opiera się wygodnie o grzbiet, krzesła marszcząc czoło w głębokim zamyśleniu.

Giuseppe

sprzątając ze stołu i przenosząc naczynia na tacę leżącą na kredensie

Każdy wedle swojego zawodu, ekscelencjo. My, właściciele gospód, mamy dużo taniego wina i nie przejmujemy się zbytnio, jeśli się przeleje. Wy, wielcy generałowie, macie dużo taniej krwi więc nie przejmujecie się zbytnio jej przelewem. Czyż nie tak ekscelencjo?

Napoleon

Krew nic nie kosztuje, za wino trzeba płacić.

Wstaje i podchodzi do kominka.

Giuseppe

Ludzie mówią, że ekscelencja dba o wszystko z wyjątkiem życia ludzkiego.

Na p o l e o n

Życie ludzkie, mój przyjacielu, to jedyna rzecz, która dba o siebie sama.

Układa się wygodnie na sofie.

Giuseppe

patrząc na niego ze szczerym podziwem

Ach, co za durnie z nas w porównaniu z waszą ekscelencją! Żebym tak mógł dociec tajemnicy powodzenia waszej ekscelencji!

Napoleon

Ogłosiłbyś się cesarzem Italii, co?

Giuseppe

Za dużo kłopotu, ekscelencjo. Wolę to zostawić waszej wielmożności. Zresztą, co by się stało z moją gospodą, gdybym został cesarzem? Pochlebiam sobie, że ekscelencja patrzy z przyjemnością i zadowoleniem na mnie jako na właściciela gospody gotowego do usług na każde skinienie! Otóż i ja będę patrzył z zachwytem i zadowoleniem na ekscelencję jako na cesarza Europy rządzącego krajem dla mojego dobra.

Podczas tych słów zręcznie ściąga ze stołu obrus, nie usuwając mapy, po czym ujmuje końce obrusa w ręce, środek w usta i zaczyna go składać.

Napoleon

Cesarz Europy?! Dlaczegoż to tylko Europy?

Giuseppe

Rzeczywiście, dlaczego? Powinienem był powiedzieć, jako na cesarza świata! Dlaczego nie?! {zaczyna składać i zwijać obrus, akcentując odpowiednie słowa przy każdym ruchu) Jeden człowiek jest jak drugi; (składa obrus) jeden kraj jest jak drugi; (składa dalej) jedna bitwa jest jak druga, {złożył obrus, kładzie go na stół, przyklapuje zręcznie dłonią, zwija go w wałek dodając na zakończenie) Kto zdobywa jeden kraj, może zdobyć wszystkie.

Odnosi obrus do kredensu i chowa do szuflady.

Napoleon

Tak, i rządzić wszystkim! Walczyć za wszystkich! Być sługą wszystkich pod pozorem, że się jest panem i władcą wszystkich! Giuseppe...

G i u s e p p e

stojąc przy kredensie

Ekscelencja sobie życzy?

Napoleon Zabraniam ci mówić do mnie o mojej osobie.

Giuseppe

podchodząc i stając w nogach sofy

Wybaczenia! Ekscelencja jest zupełnie niepodobny do innych wielkich ludzi, którym ten temat sprawia największą przyjemność.

Napoleon

Możliwe. Mów do mnie o tym, co im sprawia wielką przyjemność, a nie największą, wszystko jedno, co to jest.

Giuseppe

nie zbity z tropu

Z największą chęcią, ekscelencjo. Czy wasza ekscelencja raczył przypadkiem rzucić okiem na tę damę z góry?

Wskazuje ręką na sufit.

Napoleon

zmieniając szybko postawę leżącą na siedzącą

Jej wiek?

G i u s s p p e

Jak najbardziej odpowiedni, ekscelencjo.

Napoleon

Siedemnaście czy trzydzieści?

Giuseppe

Trzydzieści, ekscelencjo.

Napoleon

Przystojna?

G i u s e p p e

Nie mogłem patrzeć na nią oczyma ekscelencji. To każdy mężczyzna musi sam zdecydować. Moim zdaniem, ekscelencjo, żadna dama nie powstydziłaby się takiej figury. (chytrze) Czy mam nakryć dla niej do kolacji tutaj?

Napoleon

wstając, szorstko

Nie. Nie nakrywaj tu niczego, dopóki nie wróci oficer, na którego czekam.

Spogląda na zegarek i zaczyna przechadzać się tam i z powrotem, miedzy kominkiem i winnicą.

Giuseppe

z przekonaniem

Ekscelencjo, proszę mi wierzyć, ten oficer wpadł w ręce przeklętych Austriaków; gdyby był na wolności, nie odważyłby się narażać ekscelencji na czekanie.

Napoleon

odwracając się na linii cienia padającego od dachu werandy

Giuseppe, jeśli to okaże się prawdą, wpadnę w taki gniew, że tylko powieszenie ciebie i wszystkich twoich domowników razem z ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin