Martin Eisele Przyjaciele Ludzi Jeden: si�a. By�o to nieco osobliwe, �e od dw�ch tygodni m�g� zasn�� jedynie z odbezpieczonym laserem osobistym marki, "Bezpiecze�stwo dla Cia�a i �ycia" pod syntetyczn� poduszk�. Tak�e i przez ca�y dzie� musia� mie� stale �wiadomo��, �e w ka�dej chwili bro� znajduje si� pod r�k�. By� to pow�d do g��bokiego zastanowienia, dawniej bowiem nie by� tak wra�liwy. Kiedy jednak niespokojnie ws�uchiwa� si� w siebie. Przyjaciel Ludzi odezwa� si� mi�kkim i sugestywnym tonem: - Dlaczego mia�by� si� ba�, Philipie? I czego? Przecie� jestem tutaj. Uwierz mi, nie ma w tobie strachu, nawet w najwi�kszych g��binach twojej �wiadomo�ci. Wkr�tce potem niepok�j znikn�� z powierzchni jego �wiadomej percepcji chowaj�c si� pod warstw� z�udnej pewno�ci siebie. Si�a by�a znowu z nim. - Musisz mie� do siebie troch� wi�cej zaufania - szepta� g�os. - Musisz by� dumny z tego, co osi�gn��e�. Nie ka�dy potrafi tego dokona�, Philipie. To samo powie ci na pewno twoja Opiekunka. Powinni�my j� znowu odwiedzi�... Tanner nie s�ucha�. Przez mgnienie oka albo przez wieczno�� widzia� si� takim, jakim najbardziej lubi� si� ogl�da�: Philip Tanner, 38 lat, szczup�y, a w ka�dym razie jeszcze bez zwisaj�cego brzucha i zmarszczek na twarzy, oczywi�cie wspaniale opalony - b�d� co b�d� trzy razy w tygodniu odwiedza� solarium przy ulicy Nadmiejskiej. Jego w�osy by�y co prawda nieco przerzedzone, ale tak jak i przedtem przyjemnie mi�kkie. Interesuj�cy, dynamiczny: typowy cz�owiek sukcesu, jak to si� ostatnio m�wi w modnym slangu ameryka�skim - top. Nie by� zwi�zany z �adn� kobiet�, dumny z tego, �e potrafi da� sobie rade ze wszystkim sam. Taxi-gleiter zatrzyma� si� �agodnie przed luksusow� Wie�� Mieszkaln� A-16 przy ulicy Parkowej na G�rnym Mie�cie. Na zewn�trz pada� deszcz, nisko nad ziemi� wisia�y gro�nie chmury, otulaj�c wy�sze pi�tra Wie�y Mieszkalnej zbudowanej ze szk�a i metabetonu. W wielu oknach pali�y si� �wiat�a: niezliczone, ma�e p�omyki migotaj�ce w tej ponuro�ci w pojedynku z jaskrawymi reklamami neonowymi, jarmarcznie p�on�cymi oknami wystaw na poziomie ulicy - naturalnie go przegrywaj�c. Komputer taks�wki poda� cen� przejazdu, Philip zap�aci�, rozpi�� pasy bezpiecze�stwa i zabra� si� do wysiadania. - �ycz� panu mi�ego wieczoru, Sir - po�egna� si� z nim komputer. Tanner skin�� g�ow� i za moment skrzywi� twarz, kiedy u�wiadomi� sobie, �e technos i tak nie mo�e tego zrozumie�. Zaraz zreszt� zapomnia� o tej sprawie. Krople deszczu bi�y po twarzy, kiedy bieg� do wej�cia �luzy Wie�y. Nie lubi� by� mokry. Ci idioci w Urz�dzie Sterowania Pogod�! Przystan�� na moment z w�ciek�ym spojrzeniem skierowanym na znikaj�cy w oparach deszczu i smogu gleiter. - Hallo, Sir, prosz� chwil� poczeka�... - M�ski g�os by� nabrzmia�y podnieceniem, Tanner wiedzia�, co to oznacza. Nie obejrza� si� do ty�u i pobieg� dalej w kierunku �luzy. Ze strachem przyciska� do piersi akt�wk�. Z ty�u za sob� s�ysza� przybli�aj�ce si� po�piesznie kroki. - Prosz� pana, Sir... Zapomnia�em swojej karty ID i nie mog� dosta� si� do �rodka. Musze koniecznie tam wej��... Ja... Tanner dotar� do �luzy bez tchu. By� szcz�liwy, �e nie przyszed� dzisiaj o regulaminowej porze wpuszczania do Wie�y i nie znalaz� przed ni� d�ugiej kolejki czekaj�cych ludzi. Szybkie dotkni�cie sensora alarmu i �luza si� otworzy�a. - Prosz� mi zaufa�, je�eli posiada pan wa�n� kart� ID, w przeciwnym wypadku... Tanner przerwa� Centralnemu Komputerowi Domowemu: - Mam wa�n� kart�. Po�piesz si�, do diab�a! Jestem �cigany! Prawdopodobnie przez kogo� nieupowa�nionego, kto chce si� dosta� do �rodka przy mojej pomocy! Szybko! - Naturalnie, Sir. �luza zamkn�a si�. Tanner us�ysza� jeszcze w�ciek�e przekle�stwo swojego prze�ladowcy, czu� si� jednak ju� zupe�nie bezpieczny, gdy� metalowa kurtyna �luzy mog�a ochroni� go nawet przed bombami. Przez sztuczn� sk�r� akt�wki czu� zimny metal lasera. Zacz�� nawet bawi� si� my�l�, czy nie powinien jeszcze raz wyj�� i pokaza� temu facetowi, gdzie raki zimuj�. Nie. Powinien by� to zrobi� od razu. Dlaczego w�a�ciwie ucieka�! Wylegitymowa� si�, kapsu�a drgn�a i przenios�a go pewnie przez trzydziestometrow� �cian� do wn�trza Wie�y. Tanner wysiad� i otar� z twarzy krople deszczu. Jego zazwyczaj tak uporz�dkowane w�osy wisia�y na wszystkie strony jak str�ki. Drogi p�aszcz z we�ny lam i szary garnitur w paseczki czu� by�o wilgoci�. By� to bardzo nieprzyjemny zapach; b�dzie musia� zniszczy� te rzeczy. - �ycz� mi�ego wieczoru, Sir - us�ysza� przyjazny g�os Centralnego Komputera Domowego. - Mam nadzieje, �e dzisiejszy dzie� nie by� zbyt mecz�cy. - A je�eli nawet? - Prosz� mi wybaczy�, Sir, nie chcia�em by� niedyskretny. - Co robi ten facet, kt�ry mnie �ciga�? - zapyta� szorstko Tanner. Nie lubi� technos�w. W ka�dym razie, nie wtedy, kiedy usi�owa�y gra� ludzkie istoty, wdaj�c si� w pogaw�dki. Te urz�dzenia powinny funkcjonowa�. To wystarcza�o. - Chodzi w k�ko przed �luz� wej�ciow�. Jest ca�kowicie przemoczony i zrozpaczony. - Ju� dobrze - powiedzia� Tanner - zawiadom policje, - Tak jest, Sir. Ze zwyczajnym po�piechem Tanner uda� si� w kierunku wind prowadz�cych do wy�szych rejon�w mieszkalnych. Olbrzymi hol przypomina� jeszcze epok� Z�otego Wieku, by� jednak�e tylko skromnie o�wietlony oczywi�cie oszcz�dzano energi�. Odg�osy krok�w Tannera nieprzyjemnie g�o�no odbija�y si� od pokrytej kafelkami pod�ogi. Tanner nerwowo obliza� wyschni�te wargi. Wszystkie drzwi do wind by�y zamkni�te. Przed nimi czai�a si� ponura ciemno��. wiat�o ostatnich dw�ch neon�wek nie dociera�o tak daleko. Po omacku zacz�� szuka� swojego lasera... ...i w tym momencie czubek jego prawego buta natkn�� si� na co� mi�kkiego! Facet, kt�ry kuca� przed nim na zimnej kamiennej pod�odze rz꿹c przewr�ci� si� na bok, a razem z nim flaszka. Szk�o rozbi�o si� z brz�kiem i za chwil� ponad drgaj�cym, ciemnym kszta�tem unios�a si� chmura opar�w alkoholowego smrodu. Tanner przekroczy� pijanego z obrzydzeniem, ale i z pewnym niepokojem. Wy�wiczonym ruchem wyszarpn�� z akt�wki laser. A wi�c centralny komputer mo�na by�o przechytrzy�! Prawdopodobnie facet, kt�ry go �ciga� na zewn�trz nale�a� do tej samej grupy co i to indywiduum... Co za ho�ota! Unikaj�ce pracy szczury! - pomy�la�. Zawiadomi o tym policj� i za��da kontroli Centralnego Komputera Domowego. I nagle, z prawej i lewej strony zobaczy� ruch cieni, us�ysza� szuranie i poj��, �e ten facet nie by� sam... - Nie rusza� si�! - krzykn�� piskliwie, machaj�c wok� laserem. Nacisn�� rogiem akt�wki guzik windy i wsun�� na moment swoj� legitymacj� domow� w przeznaczon� do tego celu kontroln� szczelin�. Ze wszystkich stron powoli zbli�ali si� do niego... - Bracie... - zabulgota� jeden z nich. Drugi wyszepta� gor�czkowo: - Nie zabija�... nie mordowa�... prosz�, nie... bracie... Tanner nie chcia� s�ucha� tych s��w. Poczu� md�o�ci. Ale pozosta� nadal uwa�ny. Nadjecha�a kabina windy, drzwi otwar�y si� z szurgotem i z wn�trza z sykiem uciek�o powietrze. Wszed� do jasno�ci kabiny, nadal obserwuj�c cienie k�tem oka. Tylko przez rnoment zobaczy� w wycie�czonych twarzach z czarnymi owrzodzeniami zrozpaczone, wype�nione strachem oczy, otwarte w bezg�o�nym b�aganiu usta, p�pozdrawiaj�ce, na wp� z nadziej� podniesione r�ce i d�ugie, spl�tane w�osy. Drzwi zamkn�y si� za nim i rozpocz�a si� szalona podr� w g�r�. - Przekl�ta ho�ota! - zazgrzyta� z�bami Tanner. - Zajm� si� tym, Sir - zapewni� go komputer. - A wiec wiesz o tym... - Tak, Sir. Ju� od pewnego czasu. Ale pomy�la�em sobie, �e to nie b�dzie nikomu przeszkadza�, je�eli pozostan� w holu i dolnych korytarzach. Na g�r� nie mog� si� dosta�, nie maj� �adnych legitymacji, a poza tym s� spokojni. Moje najwy�sze zasady brzmi�... - Znam prawa komputerowe, przesta� o nich gada�! Zajmij si� tymi �az�gami! P�ace ca�� mas� pieni�dzy za to, �e mieszkam w tej wytwornej Wie�y i... - przerwa� swoje przem�wienie, w ko�cu nie musia� si� usprawiedliwia� przed jakim� technosem. Mi�o�� bli�niego w wykonaniu takiej bezdusznej istoty! Bez sensu. Dok�d to nas jeszcze zaprowadzi? Te �az�gi powinny zabra� si� do pracy i wszystko by�oby uregulowane - mieliby wtedy zapewniony nocleg. Ka�dy, kto szuka� pracy, m�g� j� dosta�. Tak by�o ju� zawsze. Wysiad� na 65 pi�trze Wie�y Parkowej. Tu, na g�rze, wok� niego roztacza� si� solidny luksus, kt�ry przynosi� mu tak� ulg�. �agodne z�ote �wiat�o zabarwia�o korytarz, nadaj�c koloru t�umi�cym kroki dywanom na pod�odze i na �cianach. Drzwi wiod�ce do poszczeg�lnych mieszka� by�y dyskretnie wpuszczone w �ciany. Tanner by� szcz�liwy, �e nie spotka� po drodze grubej pani Steiger, kt�ra zazwyczaj dopada�a go po sko�czeniu pracy, chc�c mu koniecznie opowiedzie� najnowsze plotki. By�o to zrozumia�e, poniewa� jej foksterier s�ucha� co prawda cierpliwie machaj�c ogonem, ale nie rozumia� nic z wy�szych rado�ci ludzkiego wsp�ycia. A przede wszystkim, nie m�g� jej s�u�y� ze swojej strony �adnymi nowymi plotkami. Odetchn�� z ulg�, kiedy zamkn�y si� za nim bez szmeru drzwi do jego jednostki mieszkalnej. Zrobi�o mu si� l�ej. Jednostka mieszkalna powita�a go jasnym kobiecym g�osem, kt�ry, jako wyposa�enie specjalne, kaza� sobie zamontowa�. Rozb�ys�o �wiat�o. Tanner pomy�la� przez kr�tk� chwil� o pani Steiger. Powinna p�j�� do diab�a, stwierdzi�, krzywi�c si� w u�miechu. Tak. Si�a by�a znowu razem z nim. Dwa: odpr�enie. - �ycz� mi�ego wieczoru, Philipie - powiedzia� Przyjaciel Ludzi. - Zrobi�e� dzisiaj ca�� mas� rzeczy. Przeczyta�e� wszystkie te wa�ne papiery na jutrzejsz� konferencj�. W twoim m�zgu zosta�a zakonotowana ca�a ich zawarto��. To jest naprawd� osi�gni�cie. Mo�esz by� z siebie dumny. Mo�esz by� zadowolony. R�wnie� i prezydent, pan Kohler, b�dzie z ciebie zadowolony. B�dziesz m�g� jutro p�j�� wcz...
marszalek1