Długosz Jan - Roczniki czyli kroniki Królestwa VII-XII.pdf

(796 KB) Pobierz
Microsoft Word - d³ugosz.doc
JAN DŁUGOSZ
ROCZNIKI CZYLI KRONIKI KRÓLESTWA POLSKIEGO
KSIĘGI VII - XII
fragmenty
EDYCJA KOMPUTEROWA: WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL
MAIL TO: HISTORIAN@Z.PL
MMIII
1751526.003.png 1751526.004.png
Księga siódma
TATARZY ZWOJOWAWSZY RUŚ WPADAJĄ SZYBKIMI ZAGONY DO POLSKI
Ten zaś naród Tatarów, przepuszczona od niebios plaga na ukaranie przewrotności występków i
zbrodni u Polaków i innych ludów chrześcijańskich, nazwisko swoje wziął od rzeki Tartaru,
płynącej w kraju tatarskim; a jak wielu utrzymuje, Tatarzy, wprzód Mongołami zwani, od
mnogości otrzymali miano, w ich bowiem języku „mnóstwo" zowie się „tartar". 1 Są to ludzie
bezbożni, srogiego umysłu i nie mniej srodzy w czynach, małej postawy, nóg krótkich, nosa
płaskiego i wklęsłego, twarzy szerokiej bez brody, oczu małych a bystrych, piersi przestronnej,
rozłożystej, cery brzydkiej czarniawej, budowy ciała silnej; żywią się końskim mlekiem, posoką
i ścierwem, surowymi pokarmami i mięsiwem, a zwłaszcza prosem z krwią końską
zmieszanym; chleba, soli i żadnych przysmaków nie cierpią. Do wszeteczności zaś i cielesnej
rozpusty nadzwyczaj są skłonni, na zimno równie jak upały wytrwali, przestający na szczupłej i
lada jakiej strawie. Dla siebie wzajem uprzejmi i chętni, wierni, szczerzy i ludzcy, dla obcych
zrazu układni, ale potem chytrzy, podstępni i kłamliwi, w żądaniu natrętni, do dawania
nieskorzy i trudni.
PO ZADANEJ POLAKOM KLĘSCE POD CHMIELNIKIEM, TATARZY
PODSTĘPUJĄ POD KRAKÓW, A WIDZĄC GO OPUSZCZONYM OD
MIESZKAŃCÓW I KSIĄŻĘCIA, KTÓRY BYŁ UCIEKŁ DO WĘGIER, PUSTOSZĄ
GO NAJOKROPNIEJ I PALĄ; SAM TYLKO KOŚCIÓŁ ŚW. ANDRZEJA, 2 STOJĄCY
POD ÓW CZAS NA PRZEDMIEŚCIU, ZA STARANIEM UBOGICH MIESZCZAN
OCALONY [1241]
Po doznanej pod Chmielnikiem, z dopuszczenia Bożego i skrytych a sprawiedliwych wyroków
nieba, klęsce i zagładzie najdzielniejszych rycerzy, taki padł strach i zwątpienie na serca
wszystkich, którzy pozostali w księstwach krakowskim i sandomierskim, że w popłochu jedni
do Węgier, drudzy do Niemiec pouciekali; inni, a zwłaszcza wieśniacy, z żonami, dziećmi i
dobytkami swymi pokryli się w lasach i bezdrożach i dokąd kogo los ślepy zagnał, szukali
schronienia, wiedząc, że okrutny Tatarzyn nie oszczędzał żadnego stanu ani wieku. Bolesław
Wstydliwy, także książę krakowski i sandomierski, dowiedziawszy się o zniesieniu swego
wojska pod Chmielnikiem, z zamku krakowskiego, gdy i tu nie czuł się dosyć bezpiecznym, z
matką i żoną swoją, błogosławioną Kingą i innymi droższymi mu osobami i rzeczami, z całym
wreszcie książęcym dostatkiem zbiegł do Węgier, do teścia swego, króla Beli. A gdy później
Tatarzy poczęli ziemię węgierską pustoszyć, przez Morawy wrócił do Polski i przez długi czas
wysiadywał w Pieninach, w zamku blisko Sącza nad rzeką Dunajcem położonym. Tatarzy zaś,
po zadanej Polakom pod Chmielnikiem klęsce, podstąpili pod Kraków w sam dzień popielcowy,
a zastawszy go od mieszkańców opuszczonym (wszyscy bowiem do miejsc skrytych
pouciekali), wywarli swoją srogość na kościoły, domy i wszystkie miejskie budynki, samo
wreszcie miasto w dzień Wielkiejnocy podpaliwszy z dymem puścili. Ale chociaż kościół Św.
Andrzeja, podówczas za murami miasta stojący, do którego liczny zgarnął się był gmin ubogich
i chorych wraz z ich dziećmi i chudobą całą, Tatarzy zdobyć usiłowali, w mniemaniu, że tam
całego miasta złożone były dostatki i majątki, Polacy jednak, broniący tego kościoła z wielką
mocą i walecznością, przymusili ich odstąpić od oblężenia, ubiwszy pociskami miotanymi z
góry znaczną liczbę Tatarów. W drugie święto Wielkiejnocy jeden oddział tatarski z obozów
sandomierskich ruszył ku Łęczycy i Kujawom i ziemie, przez które przechodził, ogniem i
mieczem spustoszywszy, przy czym wymordował wiele niedorostków i dzieci, nawrócił do
Krakowa, gdzie się połączył z wodzem swoim, Batym, i drugim hordy oddziałem; była stąd
między Tatarami wielka radość, wielki tryumf i wesele, że im się udało zwycięsko i bez szkody
zdążyć do siebie i wzajem się powitać. Splądrowali podówczas Tatarzy, którzy byli poszli w
łęczyckie, klasztor witowski i z srogością barbarzyńską wymordowali wszystkie mniszki, okrom
trzech, które do lasów uciekły. Dlatego później zakonnice rzeczonego klasztoru przeniesiono do
Buska w diecezji krakowskiej, jako w miejsce nierównie bezpieczniejsze; buskie zaś opactwo
przeniesiono do Witowa. Po tej klęsce, sprawiedliwym Boga wyrokiem przypuszczonej nad lud
chrześcijański, zadrżał każdy w duchu, trwoga i zwątpienie opanowały wszystkie umysły, tak iż
jedni na drugich poglądając z milczeniem, potruchleli i, jakby obłąkani, nie mogli nawzajem
żadnej udzielić sobie rady ani pociechy. Zabrawszy się zatem do ucieczki, jakoby jedynego
1751526.005.png
środka ocalenia, jedni do Węgier, inni na Śląsk i do innych prowincji powybiegali, ubożsi
rozpierzchli się po lasach, szukając schronienia. Bolesław 3 zaś, syn Leszka, wraz z matką udał
się do króla węgierskiego, którego córkę pojął był w małżeństwo roku zbawienia MCCXXXIX.
Lecz gdy i tam, dla prze-ważnego wtargnienia barbarzyńców, nie znalazł bezpieczeństwa, zbiegł
do Moraw i zamknął się w klasztorze cystersów.
KSIĄŻĘ HENRYK [POBOŻNY] STACZA ŻWAWĄ BITWĘ Z TATARAMI; ALE
KIEDY BLISKIM JEST JUŻ ZWYCIĘSTWA, WOJSKO JEGO TATARZY CZARAMI
OSŁABIAJĄ I ZNOSZĄ DO SZCZĘTU, SAM KSIĄŻĘ HENRYK GINIE W
POGROMIE [1241]
Kiedy książę Henryk 4 z wojskami swymi na wojnę tatarską wyciągał z miasta Legnicy i w
świetną zbroję przybrany szyki rycerskie objeżdżał, z wierzchołka kościoła P. Marii, w którym
dnia poprzedzającego za swoją i wojska swego pomyślność odprawiał był nabożeństwo, spadł
kamień wedle głowy księcia i o kęs czaszki mu nie zgruchotał. Co wszyscy zaraz zrządzeniu
Boskiemu przypisując za złą wzięli wróżbę i znak jawny, że książę Henryk i jego wojsko w
bitwie z Tatarami przeciwności dozna. A skoro wyszedł za przedmieścia legnickie, na szerokiej
równinie, wedle której płynie rzeka Nysa, rozwinął swoje hufce i na cztery zastępy podzielił.
Pierwszy zastęp składali Krzyżacy i ochotnicy rozmaitego języka i z różnych narodów zebrani;
na którego uzupełnienie, iżby gęstsze utworzyły się szyki, gdy obcy żołnierz nie wystarczał,
przyłączono doń górników z kopalni złotych w Złotorii (tam bowiem były miny złote);
dowództwo nad nim objął syn morawskiego margrabi Bolesław. 5 Drugi oddział składali krako-
wianie i rycerstwo Wielkiej Polski, pod wodzą Sulisława, brata Włodzimierza, niegdyś
krakowskiego wojewody. W trzecim szli rycerze opolscy, których prowadził Mietsław, książę
opolski. 6 W czwartym Poppo von Osterna, wielki mistrz pruski z braćmi i rycerstwem swego
zakonu. Piąty, pod sprawą samego księcia Henryka, złożony był z Ślązaków i wrocławian
tudzież wyboru najcelniejszych rycerzy wielkopolskich i śląskich, niektórych wreszcie
najemnych zaciągów. Tyleż było oddziałów tatarskich, ale te przechodziły znacznie wojsko
polskie siłą, ogromem i liczbą wojowników.
Gdy więc na równinie szerokiej, zwanej Dobre Pole, bądź to dla żyzności roli, bądź dla
rozległego na wszystkie strony widoku, dnia dziewiątego kwietnia, czyli w poniedziałek po
oktawie Wielkiejnocy, spotkały się z sobą oba wojska, a najpierw zastęp Krzyżaków,
ochotników i górników rozpoczął walkę (otrzymał bowiem na usilne prośby ten zaszczyt, za
dozwoleniem wodza Henryka). Z wielką gwałtownością uderzyły na siebie obiedwie strony i
Krzyżacy z rycerstwem cudzoziemskim, złamawszy kopiami pierwsze szyki Tatarów, posuwali
się przeważnie naprzód. Ale gdy potem przyszło do ręcznej na miecze rozprawy, Krzyżacy i
rycerstwo cudzoziemskie, otoczeni zewsząd od łuczników tatarskich, tak iż im żaden z hufców
polskich nie mógł bezpiecznie podbiec na pomoc, chwiać się poczęli, a w końcu, pod chmurami
strzał (zwłaszcza, że wielu z nich było nagich i bezbronnych), jak kłosy nieźrałe pod nawalnym
gradem, ulegli. Skoro Bolesław, syn Dypolda, margrabiego morawskiego, i inni przednich
szyków rycerze padli na placu, reszta wojska, nie mogąc strzał tatarskich wytrzymać, do
głównego Polaków obozu pierzchnęła. Wtedy dwa zastępy polskie pod sprawą Sulisława
rycerza i Mietsława, książęcia opolskiego, wystąpiły do walki, którą z trzema oddziałami
Tatarów, podstawiających świeże posiłki w miejsce rannych, chwalebnie i z wytrwałością
stoczyły i wielką zadały klęskę barbarzyńcom, zwłaszcza że zasłaniane były kuszami polskimi
od strzał tatarskich. Zaczem hordyńcy poczęli naprzód ustępować z placu, a potem, gdy na
chwiejących się Polacy żwawiej natarli, zmuszeni byli do ucieczki.
Tymczasem jeden z hordy (nie wiadomo, ruskiego czy tatarskiego rodu) wypadłszy nagle, jął
pląsać tu i ówdzie między wojskami i krzyczeć przeraźliwym głosem, wołając po polsku:
„Biegajcie, biegajcie", to jest „uciekajcie, uciekajcie!" Głos ten Polaków nagłej nabawił trwogi,
Tatarów zaś tatarską mową ostrzeżonych do walki i wytrwałości zachęcił. Mietsław, książę
opolski, posłyszawszy ten krzyk, który nie za wybieg chytrości i głos wroga, ale raczej za
przestrogę rodaka i przyjaciela poczytał, uciekł z bitwy i znaczną część wojska, a zwłaszcza
tego, któremu w trzecim zastępie przewodził, za sobą pociągnął. Na co i własnymi patrząc
oczyma, i słysząc o tym doniesienia innych, książę Henryk z westchnieniem i żałością zawołał:
„Górze się nam stało", to jest „wielkie spotkało nas nieszczęście!", bynajmniej jednak nie
zmieszany ucieczką Mietsława i tych, którymi on dowodził, czwarty swój zastęp, z wybrańszych
1751526.006.png
i najdzielniejszych rycerzy złożony, wyprowadził do walki i trzy oddziały Tatarów, poprzednio
od dwóch polskich zastępów porażone, najsilniej na nie, jak tylko mógł, uderzywszy, pobił i
rozgromił, a w końcu do ucieczki przymusił. Wtedy czwarty oddział Tatarów, w którym się sam
wódz Baty znajdował, nad wszystkie trzy liczniejszy, nadciągnął i ponowiwszy walkę
spłoszonych i rozbitych Tatarów podparł i na Polaków z straszliwą uderzył gwałtownością. Lecz
gdy Polacy bynajmniej nie cofali kroku, ale dzielnie popierali sprawę, trwał między obiema
stronami przez niejaki czas bój zacięty, w którym przedniejsi z Tatarów w większej części
wyginęli, i niewiele Polakom brakowało do zupełnego zwycięstwa, już bowiem Tatarzy dobrze
przerzedzone mając szyki myśleli o ucieczce.
Była w ich wojsku między innymi chorągwiami jedna ogromnej wielkości, na której widzieć się
dawał wymalowany znak X; na samym zaś wierzchołku jej drzewca tkwiła postać głowy wielce
szpetnej i potwornej z brodą. Kiedy więc Tatarzy już o jedno staje w tył się byli cofnęli i
zabierali do ucieczki, chorąży niosący ów proporzec począł tą głową z całej siły machać, a
natychmiast buchnęła z niej jakaś para gęsta, dym i wyziew tak smrodliwy, że za rozejściem się
między wojskami tej zabójczej woni 7 Polacy mdlejący i ledwo żywi ustali na siłach i
niezdolnymi stali się do walki. Jakoż wiadomo, że Tatarzy od początku swego aż po dzisiejsze
czasy w wojnach i wszelakich sprawach używali zawsze czarów, umieli wróżyć, uroki czynić i
zaklinać; i między narodami barbarzyńskimi nie ma żadnego, który by więcej nad nich pokładał
ufności w swoich gusłach, przepowiedniach i czarach, kiedy poczynać mają jakie dzieło: tej też
sztuki użyli podówczas w bitwie z Polakami. A skoro postrzegli, że Polacy, już bliscy prawie
zwycięstwa, od onego dymu i cuchnącej pary stracili przytomność i serca, huknęli przeraźliwym
krzykiem i natarli zawrotem, a przełamawszy ich szyki, które aż dotąd trzymały się w całości,
sprawili rzeź okropną, w której książę Bolesław, syn Dypolda, margrabi morawskiego,
Szepiotką zwany, z wielu znakomitymi rycerzami chwalebnie poległ; Poppo także, mistrz
krzyżacki, z swymi Prusakami srogiej nie uszli klęski; reszta Polaków na ten widok pierzchnęła.
Książęcia Henryka dzielnie walczącego jeszcze wprawdzie nie opuściło wojsko, ale gdy inni
Polacy poszli w rozsypkę, taka otoczyła go ćma Tatarów, że z przodu i z tyłu ciężkie
wytrzymywał ciosy. Mimo tego nie przestał walki, lecz gdziekolwiek nawinęli się Tatarzy, ciął i
parł ich na przebój, usiłując przebić się przez owe tłumy nieprzyjaciół; szczupła wszelako
garstka snadno takiej mnogości uległa, zwalczona i pobita na głowę. Już około książęcia
Henryka czterech tylko uwijało się rycerzy, Sulisław, brat Włodzimierza, wojewody
krakowskiego, który był poległ pod Chmielnikiem, Klemens, wojewoda głogowski, Konrad
Konradowie i Jan Iwanowie. Gdy inni zajęci byli walką, ci czterej książęcia Henryka, aby nie
zginął w boju, z wielką siłą i trudem uprowadzili z pola, a przedarłszy się przez gęste kupy
wrogów, zamierzali ucieczkę, iżby przez ocalenie książęcia mniej dotkliwą i sromotną stała się
klęska powszechna. Jakoż zamiarowi temu byłby pomyślny odpowiedział skutek, gdyby nie
chramanie pod nim konia, który osłabiony wielu ranami zaledwie postępował. Poznali Henryka
po oznakach książęcych Tatarzy, dopędziwszy go w szybkiej pogoni, trzech tylko mającego przy
sobie rycerzy, czwarty bowiem Jan Iwanowie odbił się był od ich drużyny. Obskoczony dokoła
książę bronił się samotrzeci i walczył czas niejaki z pomocą swych towarzyszów. A lubo Jan
Iwanowie, wziąwszy świeżego konia od Rościsława, komornika nadwornego, przebił się przez
tłuszczę pogan i podstawił go księciu, który przesiadłszy się nań, pędził za Janem Iwanowicem,
torującym mu drogę wśród nieprzyjaciół, i w ten sposób umknąć usiłował; atoli sam tylko Jan
Iwanowie, mimo ran odniesionych w biegu, ujść zdołał z życiem; książęciu Henrykowi nie
powiodła się ucieczka, trzeci raz bowiem obskoczyli go Tatarzy. Straciwszy wszelką nadzieję
ocalenia, bronił się przecież z wielką odwagą, odcinając się to na prawo, to na lewo Tatarom.
Ale gdy wreszcie wyniesioną w górę prawicą Tatara najbliżej docierającego chciał ugodzić,
drugi Tatarzyn pchnął go dzidą pod pachę i zaraz Henryk opuściwszy rękę upadł z konia.
Tatarzy z wielkim okrzykiem i wrzawą porwali go z miejsca i powlekli na bok o dwa rzuty z
kuszy; tam dopiero ucięli mu głowę, którą zatknąwszy na drzewcu, a ciało odarłszy z szat
książęcych, nagiego trupa zostawili na polu.
Wielka przy tym liczba panów i rycerstwa polskiego w tej przygodzie za wiarę i religię
chrześcijańską poniosła męczeństwo; między nimi i owi trzej, o których wyżej się wspomniało,
Sulisław, brat Włodzimierza, wojewody krakowskiego. Klemens wojewoda głogowski, Konrad
Konradowie, Stefan z Wierzbny i Andrzej, syn jego, Klemens z Pełcznicy, syn Andrzeja,
Tomasz Piotrkowicz, Piotr Kusza, dzielniejsi i znakomitsi z rycerzy; którą to klęskę powszechną
i zgon syna błogosławiona Jadwiga 8 przesiadująca w Krośnie, mając sobie tej samej godziny
1751526.001.png
objawioną od Ducha św., oznajmiła o niej mniszce Adelajdzie. Jan Iwanowie, ścigany z dwoma
giermkami swymi od dziesięciu Tatarów, złączył się w ucieczce z rycerzem Luzmanem,
podobnież samotrzecim, w pewnej wsi o milę od miejsca bitwy odległej, gdzie nieco
odetchnąwszy na dziewięciu onych Tatarów, acz osłabiony dwunastu ranami, natarł i ośmiu z
nich trupem położył, dziewiątego brańcem pojmał.
Wstąpiwszy później do klasztoru dominikanów, życie poświęcił pobożności i służbie Boga,
który go swą opatrznością w tak wielkim niebezpieczeństwie uchował. Mietsław zaś, książę
opolski, uszedł z garstką swych ludzi do zamku legnickiego, nie zasłużywszy na wieniec
męczeński, pozyskany od tylu rycerzy za wiarę Chrystusa poległych.
ZGON BŁ. JADWIGI I ŻYCIA JEJ ŚWIĘTOBLIWEGO POCHWAŁA [1243]
Chwalebna i znakomita niewiasta, księżna Jadwiga, wdowa po Henryku Brodatym, książęciu
wrocławskim, która już za życia wielką łaską u Boga i widoczną jaśniała świętością, umarła
dnia dziewiątego października i w klasztorze trzebnickim, przez siebie i męża swego
zbudowanym i uposażonym, pochowaną została. Ciało jej, za życia wycieńczone postami i jak
wosk żółte i wybladłe, po śmierci cudną przybrało świetność, jak ciało uwielbione i święte. Ona
przewidując w duchu przyszłą kanonizację św. Stanisława, zapowiedziała, że w klasztorze
trzebnickim miał mieć postawiony ołtarz po lewej stronie chóru, i upominała swoje siostry
zakonne, aby w nim z wielką przebywały pobożnością, gdyż miejsce to miało być poświęcone
największemu z świętych. Stało się to wszystko, jak przepowiedziała. Ona przez lat dwadzieścia
osiem żyjąc w ślubach czystości, ciało i ducha wstrzymywała od wszelakich ponęt światowych.
A co ludziom zmysłowym zdaje się rzeczą podziwienia godną, wśród cierni łoża małżeńskiego
wraz z dostojnym małżonkiem swoim, Henrykiem, kwitnęła jak lilia i jak złoto w ogniu
czyszczone, nie poczuwała bynajmniej żądzy cielesnych rozkoszy.
ODKRYCIE ŻUP SOLNYCH W BOCHNI [1251]
W włości i wsi Bochni, pięć mil od Krakowa odległej, odkryto sól twardą i miąższą, którą
wyciągają w kruchach wielkich, gdzieniegdzie tak białą, że się wydaje jak kryształ, i dotąd
obficie do użytku służącą: i założono w tym miejscu miasteczko. Kościół także parafialny
zbudowano ku czci św. Mikołaja wyznawcy, który Bolesław Wstydliwy hojnym nadaniem
uposażył. Rzeczone odkrycie soli przypisują zasługom błogosławionej niewiasty, księżny
Kunegundy, żony Bolesława Wstydliwego, książęcia krakowskiego, która już wtedy
znakomitych cnót blaskiem jaśniała.
KRAKÓW OTRZYMUJE PRZYWILEJ NA PRAWO NIEMIECKIE 9 [1257]
Bolesław Wstydliwy, książę krakowski i sandomierski, chcąc swoje stołeczne miasto Kraków
pomyślniejszym obdarzyć wzrostem, którego pod rządem Polaków i prawem polskim osiągnąć
nie mogło, nadał je prawem średzkim, czyli niemieckim, i ustanowił w nim wójta, który skład
miasta i rozpołożenie domostw, porozrzucanych bez ładu i szyku, zmienił i należycie
uporządkował: a utworzywszy po raz pierwszy rynek środkowy powyprowadzał z niego rządne i
w stosownym kierunku wytknięte ulice.
TRZYDZIEŚCI I SZEŚCIORO DZIECI WYDANE NA ŚWIAT JEDNYM POŁOGIEM I
INNE OSOBLIWE ZJAWISKA [1270]
Głosiły w tym roku wieści o wielu dziwach wydarzonych w Polsce. W ziemi krakowskiej
niewiasta jedna, znakomitego rodu, Małgorzata, żona rycerza Wierzchosława ze wsi Nakło, w
Krakowie dnia dwudziestego pierwszego stycznia porodziła na raz trzydzieści i sześcioro dzieci
żywych, które jednak tego samego dnia pomarły.
W poniedziałek, dnia szóstego grudnia, o godzinie pierwszej w nocy niebo rozwarło się na krzyż
i ukazało się światło rzęsiste na kształt księżyca, które Kraków i całą okolicę jego jasno
oświeciło.
W mieście Kaliszu nazajutrz po oktawie Narodzenia Pańskiego, ulągł się cielec mający dwie
głowy psie, z których jedna, większa była w właściwym miejscu, a druga przy ogonie; zęby
1751526.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin