00:00:14:"ARSZENIK I STARE KORONKI" 00:01:08:Oto opowieść z Halloween na Brooklynie, 00:01:10:gdzie wszystko może się zdarzyć...|I przeważnie się zdarza. 00:01:14:O 15.00 tego szczególnego dnia|działo się właśnie to... 00:01:17:Rozwalę ci łeb, ty palancie!|Jesteś do niczego! 00:01:30:Jesteś na aucie! 00:01:48:Tymczasem po drugiej stronie rzeki 00:01:50:w PRAWDZIWYM USA|w powietrzu wisiał romans. 00:01:55:URZĄD STANU CYWILNEGO|-Jest tu, Elmer. 00:01:57:-Wiedziałem, że znajdziesz.|-Chętnie bym wypił drinka. 00:02:03:Ciekawe, czy żenią się dziś|jakieś grube ryby. 00:02:08:Codziennie tacy sami frajerzy. 00:02:11:Chodźmy. 00:02:12:Spójrz na tego faceta|w ciemnych okularach. 00:02:20:Przed czym on się kryje? 00:02:27:-Czy to nie Mortimer Brewster?|-Mortimer Brewster, ten krytyk teatralny? 00:02:33:Nie, to nie on. To dopiero byłby materiał! 00:02:36:Autor Biblii kawalera sam wpada w sidła.|Zbyt piękne, żeby było prawdziwe. 00:02:40:Sfotografujmy jeszcze|burmistrza w kasku strażackim. 00:02:43:Poczekaj. Zobaczymy, kto to jest. 00:02:45:"Podchodzą dwójkami, para za parą" 00:02:48:Dzień dobry, dzieci. Nazwiska? 00:02:50:-Elaine Harper.|-Proszę mówić głośniej. 00:02:52:Elaine Harper. 00:02:53:Dziękuję. A pańskie? 00:02:57:-Mortimer Brewster.|-Słucham? 00:03:00:Mortimer Brewster. 00:03:03:Głośniej, synu. Nie ma się czego bać. 00:03:12:To ma być tajemnica. 00:03:14:Obietnica? Oczywiście,|obietnica małżeńska. 00:03:17:Nie rozumie pan. Proszę posłuchać. 00:03:19:Nie chcę tego rozgłaszać. 00:03:21:Jestem Mortimer Brewster. 00:03:24:Kto? 00:03:25:Mortimer Brew... 00:03:30:To on! 00:03:32:Panie Brewster! 00:03:41:Posłuchaj... 00:03:42:Pa, kochanie. 00:03:49:Nie rozumiesz? Jak mam się z tobą ożenić? 00:03:52:Ja, uosobienie kawalerstwa.|Szydziłem z każdej sceny miłosnej. 00:03:55:Napisałem cztery miliony|słów przeciw małżeństwu! 00:03:57:A teraz miałbym się żenić, do tego|z córką pastora, dziewczyną z Brooklynu. 00:04:01:Jak ty wyglądasz! Co masz tu przypięte? 00:04:05:To broszka pożyczona od twojej cioci.|Wiesz, "Coś pożyczonego..." 00:04:08:Wiem, "Coś pożyczonego,|coś niebieskiego". Stare, nowe. 00:04:12:Ryż i stare buty.|Mam cię przenieść przez próg. 00:04:13:Wodospad Niagara.|Wszystkie te bzdury. Na to mi przyszło? 00:04:17:Nie zniosę tego.|Nie ożenię się z tobą. To koniec. 00:04:20:-Tak, Mortimerze.|-Co to znaczy: "Tak, Mortimerze"? 00:04:23:Nie jesteś obrażona? Nie będziesz płakać? 00:04:25:-Nie, Mortimerze.|-I nie mów "Nie, Mortimerze"! 00:04:28:Małżeństwo to przesąd. 00:04:30:To staromodne. To... 00:05:00:Przenosimy się do jednej z najurokliwszych|dzielnic mieszkaniowych Brooklynu 00:05:09:Tutaj każdy jest sam. 00:05:12:TEN CMENTARZ ZOSTAŁ ZAŁOŻONY|W KWIETNIU 1654 ROKU 00:05:16:Nie bądź głupi, O'Hara. Zrozum, że... 00:05:18:przekazuję ci najmilszy rewir w Brooklynie. 00:05:21:Spójrz na ten stary kościół. I na te domy. 00:05:25:Czy nocował tu George Washington? 00:05:27:Oczywiście. Cała okolica ma nastrój. 00:05:31:-Spójrz na ten stary dom.|-Pierwsi właściciele ciągle tam są? 00:05:34:Nie żartuj sobie z sióstr Brewster. 00:05:37:To dwie najmilsze,|najsłodsze starsze panie pod słońcem. 00:05:41:Są zupełnie wyjątkowe. 00:05:43:Jak zasuszone płatki róży. 00:05:47:Zasuszone płatki róży? 00:05:48:POKÓJ DO WYNAJĘCIA 00:05:50:Panienki potrzebują pewnie trochę grosza. 00:05:52:Ojciec zabezpieczył je na całe życie. 00:05:55:I nie mów o nich "panienki". 00:05:56:Tu Brophy. Czy jest porucznik? 00:05:58:To po co wynajmują pokoje? 00:06:00:Nie wynajmują. Ale możesz być pewien,|że gdyby ktoś szukał pokoju, 00:06:04:nie odszedłby bez dobrego posiłku|i paru dolarów. 00:06:08:W ten sposób znajdują ludzi,|którym pomagają. 00:06:17:Księże Harper, mam nadzieję,|że nie potępia ksiądz Mortimera... 00:06:21:za to, że jest krytykiem teatralnym|i zabiera córkę księdza do teatru. 00:06:26:Nie potępiam go za to, że jest krytykiem, 00:06:28:ale nikt, kto publicznie|wyraża takie opinie... 00:06:32:MAŁŻEŃSTWO. OSZUSTWO I PORAŻKA 00:06:34:...nie powinien nigdzie|zabierać niczyjej córki. 00:06:38:Chyba się przeziębiłem. 00:06:41:Nie, to wielebny Harper kichnął.|Na zdrowie. 00:06:45:Nie powinniśmy się złościć na Mortimera. 00:06:47:On ją tak kocha.|Martha i ja jesteśmy bardzo szczęśliwe. 00:06:51:Kiedyś rzadko nas odwiedzał, a teraz... 00:06:54:jest na Brooklynie sześć razy w tygodniu. 00:06:59:Pamiętaj, żeby dobrze się wyrażać. 00:07:01:Wie pan, że nie przeklinam. 00:07:03:Nie zgadłbyś,|co one uważają za przekleństwo. 00:07:09:Przepraszam. Nie, Teddy. Ja otworzę. 00:07:15:-Proszę wejść, panie Brophy.|-Przyszliśmy po zabawki, panno Abby. 00:07:18:To posterunkowy O'Hara.|Przejmuje mój rewir. 00:07:22:-Miło mi panią poznać.|-Witamy w naszej okolicy. 00:07:24:Panowie, jakie macie|dla mnie wiadomości? 00:07:27:Sytuacja bez zmian, pułkowniku. 00:07:31:Absolutnie bez zmian. 00:07:34:Wyśmienicie! 00:07:35:Dziękuję, panowie. Spocznij. 00:07:39:Znacie panowie wielebnego|doktora Harpera z naszego kościoła? 00:07:42:Witam. To posterunkowy O'Hara,|nowy rewirowy. 00:07:46:Miło mi pana poznać. 00:07:51:Zabawki są na krześle|przy drzwiach do biblioteki. 00:07:58:Teddy, biegnij na górę i przynieś|swoje żołnierzyki z pokoju cioci Marthy. 00:08:03:Są już spakowane. 00:08:06:To pięknie, że naprawiacie|zepsute zabawki dla biednych dzieci. 00:08:11:Do ataku! 00:08:21:Mamy jakieś zajęcie w komisariacie.|Gra w karty może się znudzić. 00:08:31:-Więc to są te zabawki?|-Jak się czuje małżonka? 00:08:34:Już lepiej, dziękuję.|Chociaż ciągle jest słaba. 00:08:37:Dam panu dla niej trochę rosołu. 00:08:40:Proszę się nie kłopotać.|Już dosyć pani zrobiła. 00:08:43:Nonsens! To potrwa chwilę. 00:08:50:Panowie, jeśli wiem, czym są czysta|dobroć i nieskończona szczodrość, 00:08:55:to dlatego, że znam siostry Brewster. 00:09:03:Teddy, obiecałeś więcej tego nie robić. 00:09:05:Ale muszę zwołać zebranie gabinetu,|żeby zdobyć posiłki. 00:09:08:Więcej tego nie rób. Słyszysz? 00:09:15:Kiedyś robił to w nocy, 00:09:16:aż cała okolica dostawała szału.|Wszyscy się go boją. 00:09:19:Sierżancie, obiecałem nie przeklinać,|ale co, u licha... 00:09:23:Co tu się wyprawia? 00:09:24:-Jest niegroźny.|-Myśli, że jest Teddym Rooseveltem. 00:09:27:Mógłby wybrać znacznie gorzej. 00:09:32:Racja. 00:09:34:Zapiszę to sobie. Ciekawa postać. 00:09:36:Czy to nie straszne, proszę księdza... 00:09:38:Czy to nie straszne,|że to się zdarzyło w takiej miłej rodzinie? 00:09:43:To dopiero miła niespodzianka! 00:09:46:-Dzień dobry, panno Brewster.|-Witam pana. 00:09:49:-Dzień dobry.|-Dzień dobry. 00:09:52:To posterunkowy O'Hara.|Przejmuje moje obowiązki. 00:09:54:Witam panią. 00:09:55:-Miło mi pana poznać.|-Dziękuję. 00:09:59:Wróciłaś, Martho. 00:10:00:Oto rosół dla małżonki.|Proszę go mocno zagrzać. 00:10:03:Oczywiście, bardzo dziękuję. 00:10:05:Żołnierze gotowi do działań. 00:10:08:Pułkowniku, to wspaniałe.|Wiele dzieci się ucieszy. 00:10:12:A to co? USS Oregon? 00:10:13:Teddy, kochanie, odłóż to. 00:10:16:-Przecież Oregon płynie do Australii.|-Ależ Teddy... 00:10:18:Nie, płynie do Australii. 00:10:20:-Cudownie. Bardzo dziękuję.|-Drobnostka. 00:10:25:-Dzieci będę wniebowzięte.|-Nie ma o czym mówić. 00:10:28:Do zobaczenia, pułkowniku. 00:10:31:Hej, panie sierżancie. 00:10:36:Odejść! 00:10:38:-Do widzenia i dziękujemy.|-Drobnostka. 00:10:40:-Proszę uważać na stopień.|-Dobranoc. 00:10:48:Niech to cię czegoś nauczy,|młody człowieku. 00:10:54:Do widzenia. 00:10:59:-Muszę już iść.|-Do ataku! 00:11:03:Atakować fort! 00:11:11:Fort? 00:11:13:Te schody to wzgórze San Juan. 00:11:16:Na zdrowie! 00:11:18:Próbowano przekonać go,|że nie jest Rooseveltem? 00:11:20:-Ależ nie!|-Jest taki szczęśliwy jako Roosevelt. 00:11:24:Pamiętasz, Martho? 00:11:26:Kiedyś, dawno temu, uznałyśmy,|że gdy zostanie George'em Washingtonem, 00:11:30:to będzie urozmaicenie,|nawet mu to zasugerowałyśmy. 00:11:33:Wie ksiądz, co się stało? 00:11:34:Całe dnie leżał pod łóżkiem|i nie chciał być nikim. 00:11:39:Jeśli on jest szczęśliwy|i jeśli panie są szczęśliwe... 00:11:42:Martwimy się tylko,|co będzie, gdy nas zabraknie. 00:11:45:Tak, to rzeczywiście problem. 00:11:48:Po naszej śmierci|Mortimer odda Teddy'ego... 00:11:50:do sanatorium Szczęśliwa Dolina. 00:11:53:Znakomity pomysł! Bardzo miłe miejsce. 00:12:00:Kochany ksiądz Harper. 00:12:04:Wiesz, Martho, naprawdę wierzę,|że on zaczyna rozumieć. 00:12:09:Na pewno nie musimy się nim martwić. 00:12:10:Nie przeszkodzi naszym planom|dotyczącym Mortimera i Elaine. 00:12:13:Dopiero skończyłaś podwieczorek? 00:12:15:Tak. 00:12:18:Kolacja też będzie później. 00:12:21:A to dlaczego? 00:12:27:Mamy dobrą wiadomość. 00:12:28:Jedziesz do Panamy|kopać następną śluzę kanału. 00:12:33:Wspaniale! 00:12:34:Byczo! Po prostu byczo! 00:12:37:Natychmiast przygotuję się do podróży. 00:12:48:Abby! Kiedy mnie nie było? 00:12:51:Tak, kochana. Nie mogłam się doczekać. 00:12:53:Nie wiedziałam, kiedy wrócisz,|a miał przyjść wielebny Harper. 00:12:56:-Zrobiłaś to sama.|-Dałam sobie radę. 00:13:00:-Zaraz pobiegnę na dół obejrzeć.|-Nie, kochana. 00:13:02:Nie było czasu. I byłam sama. 00:13:08:Więc? 00:13:12:Zajrzyj do skrzyni. 00:13:26:-To Elaine!|-Witajcie, kochane. 00:13:31:-Zaczekaj, Elaine!|-O co jej chodziło? 00:13:33:Nie sądzisz chyba, że oni... 00:13:40:Posłuchaj, kolego. 00:13:41:-Ta taksówka widziała już cmoki, ale...|-Niczego jeszcze nie widziałeś. 00:13:44:-Musisz nas zawieźć na stację.|-Proszę wziąć kapelusz. 00:13:47:Chwileczkę. Jeszcze broszka. 00:13:49:Jak znajdziesz szpilki do włosów,|zatrzymaj je. To też weź. 00:13:57:Są tutaj. 00:13:59:Twój kapelusz. 00:14:00:Rzuć mi go.|Nie podoba mi się twoje spojrzenie. 00:14:03:-Co w nim złego?|-Ojciec mówił o tym na kazaniu w niedzielę. 0...
mdarcym