Dziecięce nawyki[Z].doc

(200 KB) Pobierz

Tytuł: Dziecięce nawyki

Autor: Lux

Tytuł oryginalny: As Children Often Do

http://zakazanylas.feen.pl/viewtopic.php?p=10268&sid=7d0807426626545ef9db16aad14c445a#10268

Tłumacz: unbelievable

beta: bella :*

Paring: Snarry

Rating: NC-18

 

 

1.

- Odwaga – zadrwił – to naprawdę okropna cecha. Prowadzi dobrych ludzi prosto w objęcia śmierci. Rodzi głupotę. To właśnie ona sprawiła, że ty zapukałeś do moich drzwi. Co ci to mówi na jej temat?

- Skąd może pan to wiedzieć? Szczerze wątpię, że ma pan w swoim ciele choć jedną, mężną kość! – wykrzyknął w odpowiedzi Harry.

Nienawidził tego, z jaką łatwością Snape’owi za każdym razem udawało się do niego dotrzeć i tego, z jaką wściekłością on sam reagował na każdy akt poniżenia ze strony Mistrza Eliksirów.

- Więc szczęście jest po mojej stronie, prawda? – Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie, pokazując wszystkie krzywe, żółte zęby. – Niemniej jednak wygląda na to, że pan, panie Potter, ma odwagę w nadmiarze.

Złoty Chłopiec stał jedynie na swoim miejscu, wpatrując się prosto w paciorkowate, czarne oczy starszego czarodzieja.

- Zostawi pan Neville’a w spokoju?

Snape przekładał swoje białe pióro pomiędzy palcami – jego upierzenie nie dotknęło niczego poza powietrzem.

- Chcę czegoś w zamian.

Umysł Harry’ego nagle zalała fala pustki. Nie sądził, że ta rozmowa potoczy się właśnie w ten sposób.

- Będę czyścił lochy przez cały miesiąc.

Mistrz Eliksirów zakpił z młodzieńca w żywe oczy:

- Sprzątanie? W zamian za wyrzeczenie się mojej ulubionej rozrywki? Spróbuj jeszcze raz. - Gryfon starał się zmusić mózg do wymyślenia czegoś… czegokolwiek. Nie mógł pozwolić, żeby Longbottom cierpiał tylko dlatego, że Snape ma ochotę ciągle traktować go jak gówno i bezczelnie z tego kpić. – Wygląda na to, że odwaga pozostawiła po sobie jedynie fałszywą nadzieję.

Złoty Chłopiec spiorunował starszego czarodzieja wzrokiem.

- Dobrze. Czego ode mnie chcesz?

Na ustach Mistrza Eliksirów ponownie pojawił się uśmiech ukazujący rząd zębów. Było w nim coś złowieszczego, co sprawiło, że całe ciało Harry’ego zamarło, a zęby Gryfona zgrzytały o siebie nawzajem.

- Nie możesz dać mi tego, co naprawdę chciałbym dostać. To zbyt skomplikowane jak na twój słaby, mały mózg. – Uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. – Odwaga nie dodaje nikomu rozumu.

Gryfon obnażył zęby.

- Dam panu wszystko, czego pan tylko sobie zażyczy.

Snape potrząsnął przecząco głową.

- Najważniejsza zasada we wszelkiego rodzaju negocjacjach, Potter: nigdy nie zgadzaj się na żadne warunki, dopóki nie poznasz ich treści. - Mistrz Eliksirów okrążył Złotego Chłopca, mając nadzieję, że ten się poruszy. Kiedy jednak Harry nie wykonał żadnego ruchu, starszy czarodziej warknął: - Jesteś idiotą.

Złoty Chłopiec usłyszał tuż za sobą głośny oddech profesora. Wyglądało na to, że każdy włos na jego głowie był w stanie zarejestrować coś na kształt elektryczności bijącej od Mistrza Eliksirów.

- Powiedz mi, czego chcesz.

Głos Harry’ego zabrzmiał nieco pewniej, niż młodzieniec się czuł.

- Chcę – wyszeptał groźnie Snape wprost do ucha Gryfona – zobaczyć ciebie na kolanach, czołgającego się u moich stóp. Chcę twoich łez i twojej krwi. Pragnę widzieć twój uśmiech, kiedy będziesz na mnie patrzył, a ja będę zaciskał swoje palce wokół twojego małego gardła. – Mag uśmiechnął się pod nosem, zauważając, że Potter drży. – Chcę, żebyś zrobił to dobrowolnie. Czegokolwiek bym nie uczynił, pragnę, żebyś mnie błagał. Będziesz pełzać na czworakach i płakać, dopóki ci tego nie dam. Zrobisz to dobrowolnie, Potter?

- Nie – odpowiedział szybko i bezmyślnie.

- W takim razie nasz układ jest nieważny.

Snape podszedł do swojego biurka i usiadł na krześle stojącym przy nim, zakopując się w stercie papierów – zupełnie, jakby Harry w ogóle nie wszedł do jego gabinetu.

Złoty Chłopiec poczuł się tak, jakby ktoś uderzył go w brzuch naprawdę mocno. Czyżby chciał, żeby Neville cierpiał z powodu tych wszystkich upokorzeń tylko dlatego, że on, Harry, nie ma dostatecznie dużo odwagi, by znieść wszystko, czego zażyczy sobie Mistrz Eliksirów?

- Dobrze – powiedział w końcu. – Zrobię to dobrowolnie.

Severus nie podniósł wzroku znad sterty papierów, ale Złoty Chłopiec dostrzegł, jak na jego twarzy pojawia się ten dobrze mu znany uśmieszek.

- Najwidoczniej lekceważyłem wcześniej pojęcie odwagi. Jeśli mówisz poważnie, wróć do tego gabinetu za równy tydzień.

- Dobrze.

- Jesteś wolny.

 

*

 

O ironio, tydzień ciągnął się niemiłosiernie długo, a zarazem pędził na łeb, na szyję. Piątkowa noc zastała Harry’ego w lochach, w gabinecie Snape’a. Młodzieniec stał niecierpliwie tuż przed biurkiem mężczyzny, a profesor zajęty był sprawdzaniem prac. Gryfon spiorunował wzrokiem tył tłustych włosów starszego czarodzieja, naprawdę chcąc, żeby Mistrz Eliksirów w końcu wydał mu jakiś rozkaz.

- Przyszedłeś tutaj dobrowolnie? – zapytał w końcu.

- Tak – warknął Gryfon.

- Wyjdziesz stąd z szacunkiem?

Skrobanie pióra Snape’a brzmiało jak paznokcie ocierane o gładką taflę szkolnej tablicy. Złoty Chłopiec miał ochotę wyrwać je z dłoni profesora i skakać po nim, dopóki nie zostanie doszczętnie zniszczone.

- Nie.

Po raz kolejny jego odpowiedź padła szybko i bezmyślnie.

Minęło kilka minut, sprawiając, że w Harrym pojawiło się uczucie zażenowania – wręcz lekkiego zakłopotania. Nie rozumiał tej nowej gry i nie miał pojęcia, w jaki sposób wpasowuje się ona w te wszystkie poprzednie, które prowadził ze Snape’em w przeszłości. Przestępował z nogi na nogę, zastanawiając się, dlaczego Mistrz Eliksirów chciał, żeby Gryfon po prostu tam stał. W jego piersi zaczęła narastać złość. Potter powinien być teraz ze swoimi przyjaciółmi albo się uczyć! A zamiast tego stoi tutaj jak głupek – mimo wszystko bezcelowo.

- Jesteś wolny. Przyjdź w następny piątek.

Zdziwiony i trochę wzburzony, Harry zrobił to, co mu rozkazano. Uciekł z lochów, oddychając w końcu innym powietrzem, tak różnym od niemiłosiernej duchoty, panującej w gabinecie Snape’a. Idąc, Potter doskonale słyszał charakterystyczny dźwięk kroków stawianych na kamiennej podłodze oraz oddech, który coraz częściej wiązł mu w gardle. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego te kilka ostatnich minut aż tak go przestraszyło.

 

*

 

Dni wlekły się niemiłosiernie, zupełnie jak niekończące się koło ciągłości. Wszystko, o czym Harry potrafił myśleć, to jego dziwaczne spotkanie ze Snape’em w zeszły piątek.

W dodatku prawie nie mógł doczekać się kolejnej wizyty w lochach.

 

Ciekawość umiera w obliczu determinacji, by pokazać Mistrzowi Eliksirów, że jest w stanie znieść wszystko i niczego się nie boi.

W piątek zapukał stanowczo do drzwi gabinetu Snape’a i cierpliwie czekał na odzew. Mijały minuty. Zapukał jeszcze raz. Nie usłyszał niczego – ani charakterystycznego dźwięku, jakie wydaje krzesło przesuwane po kamiennej podłodze, ani nawet cichego skrobania pióra po pergaminie. Szczerze wątpił, że profesor zapomniał o ich spotkaniu, więc zapukał głośniej. Walił w nie, dopóki cicho nie skrzypnęły i nie otwarły się, zmuszając go do zaprzestania tej czynności. Może Snape zasnął. Gryfon patrzył wilkiem na drzwi, dopóki te całkowicie nie stanęły przed nim otworem. Dopiero wtedy mógł zobaczyć wnętrze pomieszczenia. Mistrz Eliksirów wciąż siedział przy swoim biurku, sprawdzając prace. Dźwięk pióra skrobiącego po pergaminie wydawał się być nieco głośniejszy niż poprzednio. Harry poczuł, że skoczyło mu ciśnienie – jeszcze chwila, a jego uszy zaczęłyby krwawić.

- Dlaczego kazał mi pan czekać pod drzwiami?

Snape nie podniósł wzroku. Wciąż czytał, poprawiając góry zwojów pergaminu.

- Miałem ważniejsze rzeczy do zrobienia.

Gorąco uderzyło prosto do policzków Harry’ego. Nienawidził czuć się niepotrzebny; nie cierpiał myśli, że dla kogoś jest po prostu nieistotny. Jak wielkim błędem było myślenie, że Mistrz Eliksirów mógłby paść mu do stóp? Przecież od zawsze zachowywał się w sposób niemożliwie przypominający Dursleyów, a już samo to sprawiało, że Harry miał ochotę wykrzyczeć mu parę słów prosto w twarz.

Wyprostował się bardziej, wypychając klatkę piersiową do przodu, zapewne po to, by uczyniło to jego postawę nieco bardziej imponującą.

- Co powiedzieliby ludzie, gdyby znaleźli mnie wylegującego się przed drzwiami twojego gabinetu?

- Zapewne stwierdziliby, że jesteś idiotą. – Snape nie przestawał pisać. – Powiedz mi coś, Potter. Ufasz mi?

Gryfon gapił się na swojego profesora. Sama myśl o tym wydała mu się wyjątkowo śmieszna. To Snape! Ten sam mężczyzna, który nieustannie poniża go w klasie, który niemal sprawił, że zginął jego – Harry’ego – ojciec chrzestny! Zaufanie jest ostatnią rzeczą, którą kiedykolwiek mógłby skojarzyć z Mistrzem Eliksirów.

- Nie – odpowiedział, słysząc w swoim głosie cień zdradliwej radości.

Czarodziej nie odpowiedział. W konsekwencji Harry poczuł się niezbyt pewnie stojąc tutaj, w jego gabinecie. To nie było dla niego znane terytorium, choć najprawdopodobniej prawie każdy uczeń Hogwartu widział to pomieszczenie co najmniej raz. Siedlisko węża. Wprawdzie Snape nie jest aż tak imponujący jak bazyliszek, ale z pewnością w swojej niegodziwości okazuje się być dalece bardziej przerażający.

Pióro skrobiące po pergaminie doprowadzało Złotego Chłopca do szaleństwa. Był już niemalże gotów do wyrwania go z dłoni profesora, kiedy Mistrz Eliksirów się odezwał.

- Możesz odejść. Do zobaczenia w następnym tygodniu, Potter.

Harry wycofał się wolniej niż ostatnim razem, idąc tyłem w kierunku drzwi, dopóki jego plecy się z nimi nie zderzyły. Nerwowo dotykał płaszczyzny, szukając klamki, a kiedy wreszcie ją odnalazł, szarpnął mocno i wypadł na korytarz. Nie spotkał nikogo na swej drodze do wieży Gryffindoru. Wykrzyczał hasło Grubej Damie i wbiegł do Pokoju Wspólnego. Wszyscy już spali, więc młodzieniec skręcił w lewo, by usiąść przed kominkiem i przemyśleć to, co się wydarzyło.

 

 

*

 

Jest zdecydowanie bardziej ostrożny, kiedy następnego tygodnia zbliża się do drzwi. Puka grzecznie i staje w cieniu. Czas oczekiwania zdaje się być dłuższy niż ostatnio, ale kiedy w końcu drzwi się przed nim otwierają, młodzieniec wślizguje się do gabinetu profesora, przylegając plecami do ściany pomieszczenia tak daleko od Snape’a jak to tylko możliwe. Zanim Mistrz Eliksirów cokolwiek mówi, Harry dociera już do kominka, przechodzi kilka stóp dzielących go od jego biurka, po czym siada na krześle stojącym tuż naprzeciwko.

Teraz ma przynajmniej pewność, że zostanie zauważony, nawet jeśli jego profesor nie odezwie się ani słowem.

Gryfon nie rozumie tego układu. Co daje Snape’owi cotygodniowym przychodzeniem do jego gabinetu i staniem w nim jak wieszak na ubrania? Nie świadczy mu tym żadnych usług. Nigdy wcześniej nie rozumiał Mistrza Eliksirów, a teraz ma wrażenie, że jest w stanie pojąć jeszcze mniej. Jednak mimo wszystko, siedzi i czeka, aż mężczyzna się odezwie. Prawie nie czuje już złości, która ogarnęła go w zeszłym tygodniu. Jakkolwiek jest trochę ciekawy tego, jakie będą następne słowa Snape’a.

Młodzieniec odwraca wzrok od kominka, przenosząc spojrzenie na profesora. Cienie tańczą na jego wysokim czole, a nos niemalże dotyka krawędzi biurka. Włosy mężczyzny opadają na jego policzki, tworząc coś na kształt tłustej kurtyny. Złoty Chłopiec zaczyna zastanawiać się czy nos Mistrza Eliksirów wyglądał tak od zawsze, czy może został parokrotnie złamany za czasów jego młodości. Poczuł się dziwnie zafascynowany swoim profesorem. Ta cisza może zostać wykorzystana na kilkanaście różnych sposobów, dopóki Snape się nie odezwie i niczego nie zażąda. Nagle Potter pomyślał, że może Mistrz Eliksirów mówił poważnie o nim i jego dobrowolności.

Jeszcze bardziej zdezorientowany, młodzieniec przypatruje się starszemu czarodziejowi uważniej, ale nie odnajduje nic, co jeszcze mógłby zaobserwować. Snape w swojej postawie wydaje się być wyjątkowo nieskomplikowany. To prawie dziwne – patrzeć, jak oddaje się tak prozaicznej czynności, jaką jest poprawianie sprawdzianów. Nie szydzi, nie rzuca kąśliwych uwag. Daje się dosłyszeć jedynie cichy dźwięk pióra skrobiącego po pergaminie w zupełnej ciszy, gdy zaciekawiony młodzieniec wpatruje się w profesora zza krawędzi jego biurka. Harry przez chwilę zastanawia się, czy Mistrz Eliksirów zapomniał, że on wciąż tu jest. Potter zawsze pragnął być normalny, a że zwykle wiązało się to z nie zauważaniem go, ostatecznie mógłby być za to wdzięczny.

Gryfon ziewa i odwraca głowę w kierunku kominka. Tysiące pytań urządza sobie wyścig w jego umyśle, kiedy młodzieniec wpatruje się w skwierczące w ogniu polana. Odkrył nowy rodzaj spokoju, który pełza tuż pod jego skórą jak pasożyt.

Może, pomyślał sceptycznie, to dobrze, że tutaj jestem.

Tak jak podczas dwóch poprzednich wizyt, Snape odprawia Złotego Chłopca ruchem dłoni, przypominając mu o tym, by wrócił tu za równy tydzień. Harry niemal nie chce wyjść, w konsekwencji idzie do dormitorium wyjątkowo powolnym tempem.

Może następny weekend będzie inny.

 

*

 

Cały tydzień myśli tylko o tym dziwnym spokoju. Jest przerażony tym, w jaki sposób go analizuje. O ironio, jednocześnie niemalże się uśmiecha.

Serce Potter przyspiesza bieg, kiedy Snape przekracza próg Wielkiej Sali. Podczas obiadu młodzieniec niemal siłą zmusza się do nie patrzenia na stół prezydialny. Jest zły i skonsternowany przez to nowe odkrycie. Żałuje, że nie potrafi uwierzyć, iż profesor byłby w stanie zrobić dla niego cokolwiek - to wszystko sprawia, że jest przekonany, iż to jedynie jego własne uczucia.

Tym razem przynosi ze sobą pracę domową i czeka cierpliwie za drzwiami, uprzednio nawet nie zapukawszy. Snape doskonale wie, że on tu jest. Potter czeka prawie pół godziny, zanim drzwi w końcu stają przed nim otworem, po czym wślizguje się do środka – to proste, zupełnie jakby został zaproszony od razu. Siada na fotelu przed kominkiem i wyciąga podręcznik do Transmutacji i pergamin, by móc spokojnie odrobić pracę domową. Słowa zlewają się w jedną całość, stają się zupełnie nie do odróżnienia, ale Harry wytrwale próbuje je odczytać. Jeśli ma przychodzić tutaj co piątek, będzie w tym czasie robił coś pożytecznego. Hermiona byłaby dumna.

Jego własne pióro dołącza do Snape’owego. Wkrótce potem wspólnego pisania jest za dużo – słowa wypisane na pergaminie Złotego Chłopca nie mają zupełnego sensu. Zatrzaskuje książkę i upuszcza ją na podłogę.

- Pozwól mi coś zrobić!

Snape powoli przestaje pisać i podnosi głowę.

- Proszę?

Gryfon okrąża fotel i biurko, po czym zatrzymuje się, wpatrując się gniewnie w swojego profesora.

- Wszystko, co robię, to siedzenie tutaj każdego piątku!

Nie dotrzymuje warunków umowy i wydaje się nie w porządku, że Snape przestaje szydzić z Neville'a, skoro Harry nie robi nic w zamian. Potter zastanawia się, kiedy stał się aż tak sprawiedliwy.

Mężczyzna odwraca się na krześle, by móc spojrzeć na Harry’ego.

- Jesteś gotów?

- Tak, do cholery!

Młodzieniec krzyczy, zaciskając dłonie w pięści. Jego oczy, ukryte za tymi śmiesznymi okularami, ciskają błyskawice.

- Jesteś zdenerwowany – mówi Snape w taki sposób, jakby złość Harry’ego nie była niczym więcej jak dobrym dowcipem.

Potter szybkim ruchem wyrzuca ręce w górę.

- To dlatego, że nie pozwalasz mi nic dla siebie zrobić!

Kpiący uśmieszek pojawia się po raz kolejny, powodując, że Złoty Chłopiec się uspokaja. Doskonale zna ten grymas – profesor bardzo dobrze już go z nim zaznajomił. Ostatecznie znalazło się coś, czego może się uchwycić.

- A więc mówisz, że chciałbyś coś dla mnie zrobić?

Potter kiwa twierdząco głową i czeka, aż Snape zdecyduje się odpowiedzieć. Serce wręcz galopuje w jego piersi.

- Możesz usiąść przy moich stopach – mówi Mistrz Eliksirów, wskazując na miejsce pod biurkiem.

Przestrzeń jest duża, ale jest tam nieco ciemno.

Profesor czeka, podczas gdy Złoty Chłopiec się waha. Spojrzenie Harry’ego przesuwa się od Snape’a do miejsca pod biurkiem. Jakim cudem będzie w stanie zrewanżować się nauczycielowi, jeśli będzie siedział u jego stóp? W ogóle tego nie pojmuje, ale z drugiej strony… Czy kiedykolwiek będzie w stanie zrozumieć tego mężczyznę?

Z długim, ciężkim westchnieniem, Potter usadawia się pod biurkiem.

- Dobry chłopiec – mówi Snape, po czym rozsiada się wygodniej.

Siedzi tak, by jego nogi spoczywały tuż przy Złotym Chłopcu. Wraca do pracy.

Młodzieniec opiera się ramieniem o biurko i wpatruje się w nogi profesora.

Co dziwne, jego ciało przypomina sobie to miejsce. Serce Pottera przestaje bić tak szaleńczym rytmem, a oddech wyrównuje się. To tak, jakby był w domu – w swojej komórce pod schodami. Uśmiecha się i przysuwa się nieco bliżej nogi Mistrza Eliksirów. Nigdy nie nienawidził komórki pod schodami - była swego rodzaju jego samotnią, jego zbawieniem. Czasem, gdy jest zmuszony wrócić do domu z numerem czwartym, stojącego przy Privet Drive, tęskni za swoim małym łóżeczkiem i pająkami. Wzdycha i wyobraża sobie, że ta ciemna przestrzeń w rzeczywistości jest jego pierwszym miejscem zamieszkania, które zna zdecydowanie lepiej, niż kiedykolwiek będzie w stanie poznać swoje szkolne dormitorium. Wie, że tutaj wszystko jest w porządku.

Zdecydowanie zbyt szybko Snape spogląda pod biurko.

- Jesteś wolny, już późno. Przyjdź za tydzień.

Harry kiwa twierdząco głową i wychodzi spod mebla. Światło padające z kominka boleśnie razi jego oczy. Z żalem wpatruje się w przestrzeń pod biurkiem Mistrza Eliksirów. Być może pozwoli Potterowi wejść tam również w następnym tygodniu. Kiwa głową w stronę profesora i przed wyjściem zbiera swoje rzeczy. Wracając do wieży, zaczyna nucić. Nawet pani Norris nie jest w stanie zniszczyć jego humoru.

 

*

 

Następnego tygodnia jest tak bardzo podniecony, że ledwie potrafi się powstrzymać, gdy czeka pod drzwiami do gabinetu Mistrza Eliksirów. Podobnie jak miesiąc wcześniej, wślizguje się do pomieszczenia, kiedy tylko drzwi otwierają się i staje nieopodal ściany, czekając aż Snape coś powie.

Po chwili jednak decyduje się przemówić pierwszy.

- Mogę usiąść przy pańskich stopach?

Zaskoczony pytaniem Złotego Chłopca, Severus przestaje pisać w połowie zdania i podnosi na niego wzrok. Teraz już wie, jak daleko dotarli. Spogląda na oczy Harry’ego, kierujące się w przestrzeń pod jego własnym biurkiem. Powinien wynagrodzić takie zachowanie czy wręcz przeciwnie – poczekać jeszcze, aż Potter w pełni na to zasłuży? Ostatecznie kiwa twierdząco głową i pozwala Harry’emu wcisnąć się między jego kostki i ulokować w ciemnym miejscu. Severus jest zaskoczony, słysząc jak Gryfon wzdycha radośnie, opierając się o jedną z jego nóg. Pozwala na to, po czym wraca do pracy.

Złoty Chłopiec patrzy na otaczającą go przestrzeń. Uśmiecha się tak szeroko, iż niemal czuje, że jego twarz za chwilę pęknie. Teraz jest nawet lepiej niż w zeszłym tygodniu. Nogi Snape’a, znajdujące się tuż przed nim powodują, że Gryfon czuje się bezpiecznie – sprawiają wrażenie czwartej ściany w małym sanktuarium Harry’ego.

Myślał o tym miejscu przez cały ubiegły tydzień. Nawet leżąc w ciepłym, wygodnym i osłoniętym kotarami łóżku, wszystkie jego myśli skłaniały się tylko i wyłącznie do tego, jak dużo milej byłoby znajdować się teraz w tej niewielkiej przestrzeni pod biurkiem profesora eliksirów.

Młodzieniec zamyka oczy i pozwala, by charakterystyczny dźwięk dochodzący z kominka go uspokoił. Skrobanie pióra po pergaminie sprawia, że mimo wszystko nie jest w stanie zasnąć. Pierwsza godzina mija wolno, a Harry czuje się wyjątkowo dobrze. Upływają prawie dwie godziny, zanim czyjaś dłoń wplątuje swoje palce w jego włosy. Oczy Pottera otwierają się natychmiastowo, ale młodzieniec bez słowa protestu pozwala na to. Co więcej, przysuwa się jeszcze bliżej, by Snape nie musiał sięgać aż tak daleko. Gryfon nie jest przyzwyczajony do bycia dotykanym w tak czuły sposób, ba – w ogóle nie przywykł do czyjegoś dotyku. Mimo to jest prawie pewien, że to uczucie zdecydowanie mu się podoba.

Palce mężczyzny zsuwają się w dół jego głowy, masując delikatnie kark – to sprawia, że Harry niemal mruczy z przyjemności.

Gorąco w dole jego żołądka wzrasta z każdą chwilą. Kładzie rękę na kolanie, kompletnie zdumiony, kiedy orientuje się, że ma erekcję.

Upewniwszy się, że dźwięk skrobania piórem po pergaminie wciąż jest rytmiczny, Gryfon powoli rozpina swoje spodnie, zamykając palce wokół penisa. Gwałtownie porusza dłonią, wsłuchując się w nieustający odgłos pisania – tym samym upewnia się, że Snape nie zdaje sobie sprawy z tego, co on, Harry, robi. To zdecydowanie nie jest najlepszy pomysł, ale Złoty Chłopiec wie, że masturbowanie się pod biurkiem profesora Snape’a wymaga od niego nie lada odwagi. Szybko przełyka ślinę, przygryzając wargi. Opiera głowę na kolanie Mistrza Eliksirów, po czym dochodzi. Stara się złapać oddech i cieszyć się resztą wieczoru, ale jest to z góry skazane na porażkę przez buzujące w nim hormony.

O północy Snape mówi, że Harry ma wrócić do swojej sypialni.

- Następny tydzień.

Gryfon wypełza spod biurka wyjątkowo niezdarnie, próbując ukryć rumieńce pokrywające jego policzki. Wychodząc, nie mówi ani słowa – ba, nawet nie patrzy w kierunku profesora. Nadchodząca noc jest najbardziej żenująca w całym jego życiu. Kiedy leży już w łóżku z zaciągniętymi zasłonami, wszystko, o czym potrafi w tej chwili myśleć, to zdradziecka erekcja i mała przestrzeń u stóp Snape’a.

 

2.

Przez cały najbliższy tydzień Harry nie ośmielił się choćby spojrzeć na Snape’a. Nawet teraz, stojąc już w jego gabinecie w piątkowy wieczór, jedynie wbija wzrok w podłogę, nie prosząc o możliwość zajęcia miejsca pod biurkiem profesora. Jak mógł być tak głupi? Może powinien teraz błagać o przebaczenie?

Może Severus niczego nie zauważył, ale Złoty Chłopiec do tej pory nie potrafi pozbyć się ze swojego umysłu tego wspomnienia. Wciąż pamięta jak ekscytującym przeżyciem było szczytowanie, kiedy Mistrz Eliksirów pracował tuż obok, głaszcząc jego włosy. Przygryza dolną wargę, by zdusić w sobie cichy jęk, po czym porusza się, czując się nieco niekomfortowo.

- W zeszłym tygodniu pozostawiłeś po sobie mały bałagan pod moim biurkiem – mówi Snape.

Harry zamiera, pragnąc ukryć się w jak najbardziej odległym kącie komnaty.

- Prze-przepraszam.

Naprawdę chce, by stan rzeczy wrócił do poprzedniego. Chce być małym, głupim dzieciakiem siedzącym u stóp Mistrza Eliksirów, zamiast więźniem w sidłach zastawionych pomiędzy chłopcem a mężczyzną. Chce być pieszczony, jednocześnie dając też coś od siebie. Pragnie zapomnieć w tym gabinecie o całej reszcie świata. Pragnie, by świat również o nim zapomniał.

- Dlaczego jesteś tak bardzo zdenerwowany tym, co stało się w zeszłym tygodniu?

Harry przenosi wzrok na starszego czarodzieja, będąc niemalże zdziwionym. Czemu Snape nie jest na niego zły?

- D-dlatego, że ja…

Nie potrafi zmusić się do skończenia wypowiedzi.

- Ponieważ stałeś się pobudzony, kiedy tylko cię dotknąłem? Gdy głaskałem twoje włosy?

Gryfon kiwa twierdząco głową, a na jego policzkach pojawia się czerwień tak bardzo podobna do koloru czupryny Rona. W końcu słyszy charakterystyczny dźwięk, jakie wydaje krzesło przesuwane po kamiennej podłodze.

- Chodź tutaj. – Snape wydaje polecenie.

Bez zbędnego rozglądania się, Złoty Chłopiec wolno przesuwa się w kierunku profesora. Zatrzymuje się dopiero wtedy, gdy dzielą ich zaledwie centymetry. Mistrz Eliksirów dotyka palcem podbródka Gryfona, zmuszając go do podniesienia wzroku. Potter pragnie skurczyć się w sobie, ale w końcu udaje mu się spojrzeć prosto w oczy Severusa. Mężczyźni wpatrują się w siebie, aż ostatecznie padają słowa:

- Usiądź mi na kolanach.

Harry szarpnął się do tyłu i potknął.

- Słucham?

Snape uśmiecha się kpiąco, choć tym razem pokazuje młodemu czarodziejowi łagodniejszą wersję swojego zwyczajowego grymasu.

- Usiądź. Na moich kolanach.

Harry wolno zbliża się ponownie do profesora i niepewnie wspina się na wskazane miejsce. Opiera się plecami o silną klatką piersiową. Czuje ramię owinięte dookoła jego bioder, pomagające mu utrzymać się na miejscu. Gryfon uśmiecha się nieśmiało, wbrew samemu sobie relaksując się w ramionach nauczyciela. Być może istnieje coś lepszego niż mała, ciemna przestrzeń pod biurkiem.

- To takie miłe… - mruczy.

Snape podnosi pióro i wraca do poprawiania sprawdzianów. Harry kładzie głowę na ramieniu mężczyzny, obracając twarz w stronę jego szyi. Bardzo szybko byłby w stanie się do tego przyzwyczaić. Zamyka oczy i wzdycha. Ręka trzymająca go w pasie zaczyna powoli masować jego brzuch. Potter relaksuje się, pozbywając się myśli o tym, że mógłby spaść z kolan… z kolan Snape’a.

Siedzi na kolanach Mistrza Eliksirów. Ta myśl nie przestraszyła go tak bardzo, jak powinna.

Profesor wciąż masuje jego brzuch przez koszulkę, jednocześnie nie przestając pracować. Potter nie potrafi wyobrazić sobie, że ktokolwiek jest w stanie pogodzić te dwie rzeczy. Młodzieniec mruczy z zadowolenia, gapiąc się na Snape’a. Oczy Gryfona są szeroko otwarte, niewinne. Czuje się, jakby upił się winem, którego nigdy wcześniej nie próbował. Zastanawia się, jakie by to było uczucie, gdyby poczuł tę dłoń na swojej nagiej skórze. Zadrżał na tę myśl.

Cień padający z polan trzaskających w kominku wprost na twarz Mistrza Eliksirów sprawia, że mężczyzna wygląda staro i mądrze, a jednocześnie wystarczająco młodo i dojrzale, by Harry obserwował go z konsternacją. Nigdy wcześniej nie myślał o Snape’ie jako o kimś innym niż tylko brzydkim dupku, aż nagle – w zupełnie nowym świetle – widzi w nim coś, czego nigdy wcześniej nie zaobserwował. Przeraża go to i jednocześnie kusi. Młodzieniec zaciska dłoń w pięść i odwraca wzrok.

Ręka spoczywająca na jego brzuchu wciąż lekko go pociera, ani na chwilę nie zmieniając stałego tempa. Po upływie kilku minut powieki Złotego Chłopca zaczynają opadać. Jest mu wygodnie i ciepło – nigdy nie pomyślałby, że może poczuć się lepiej niż wtedy, gdy siedział u stóp Mistrza Eliksirów. Porusza się nieco, by ulokować się wygodniej. Odpoczywa w ramionach Snape’a – to właśnie jest jego nowe zabezpieczenie, w którym spędzi jeszcze dużo czasu.

 

Kilka godzin później Severus ziewa. Jest wyjątkowo zaskoczony, gdy spostrzega, że młodzieniec zasnął, siedząc na jego kolanach. Jego własna dłoń zatrzymała się już dawno temu i opadła bezwładnie na nogi Harry’ego. Przez chwilę patrzy na śpiącą postać, po czym decyduje się odgarnąć samotny kosmyk z czoła Złotego Chłopca. Usta Pottera są lekko uchylone, a on sam skulił się w coś niemożliwie przypominającego lekko zniekształconą piłkę. Wydaje ciche, świszczące odgłosy, choć daleko im do chrapania. Snape uśmiecha się pod nosem, zdając sobie sprawę, jak – najwyraźniej – ufny stał się wobe...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin