Dziedziczone Przekleństwo II.doc

(1218 KB) Pobierz

Dziedziczone Przekleństwo II

 

 

 

Autor: Zilidya.

Beta: MichiruK

Paring: SmH, SmD, Drarry(bez seksualnych scenek).

Rating: +15

Długość: 9 + dodatek

Opis: Przekleństwo Rodowe wróciło w podwójnej wersji.

 

Ostrzeżenia: non-canon, przemoc, tortury(bez szczegółowych opisów),

Prawa własności: Wszystkie postacie należą do J.K Rowling i z tego fanfiction nie są                                   

                    pobierane żadne korzyści.

 

 

 

Rozdział 1.

 

Od pokonania przekleństwa minęły trzy miesiące. Trzy długie, spokojne miesiące. Żadnych problemów. Nigdy dotąd nie słyszał o klątwie wypadków, dopóki sam nie został nią poczęstowany.

A teraz?

A teraz Złoty Chłopiec, Wybraniec lub po prostu Harry Potter, był szczęśliwy, i to z bardzo wielu powodów.

Nie musiał wracać na wakacje do Dursleyów. Cóż, fakt, że głównie było to spowodowane ich śmiercią. Nie martwił się jednak, że nie ma opiekuna. Jakoś sierociniec kojarzył mu się z Tomem. To był kolejny plus na jego liście rzeczy wesołych. Voldemort przycichł. Harry nie wierzył bynajmniej, że podkulił ten swój gadzi ogon pod siebie i ukrył się przed swym Nemezis. Nie, raczej obmyśla plan szerokiego ominięcia paskudnej przepowiedni. Bardzo wrednej i okrutnej dla nich obu. Szczególnie dla kogoś, kto unika śmierci na każdy możliwy sposób.

Jego nowy prawny opiekun był, co prawda, sarkastycznym, tłustowłosym dupkiem, ale przynajmniej miał w pełni rozwinięte moralne uczucia, jeśli chodzi o zajmowanie się nastolatkiem. O, błąd! Dwójką nastolatków. To kolejny plus. Samotne wakacje pod czujnym i, na pewno, wymagającym okiem Mistrza Eliksirów nie miały prawa być zbytnio szczęśliwe, już nie mówiąc o tym, by były pasjonujące.

Jednak w towarzystwie Draco zapowiadały się ciekawie. Gorąco ciekawie. Może nawet namiętnie interesująco.

Harry zadrżał nagle, czując nieprzyjemne dreszcze przebiegające mu po plecach. Jego instynkt samozachowawczy już dawno nie dawał znaku życia. Do dziś.

Rozejrzał się, ale na błoniach nie było nikogo. Nie miało prawa być kogokolwiek. Szkoła opustoszała wczoraj. Poza dyrektorem, Filchem z panią Norris i Snape’em z dwójką podopiecznych, zamek był pusty. Nie licząc oczywiście duchów, zjaw, poltergeistów i różnego innego typu ektoplazmowego życia po życiu.

Przeczucia jednak nadal nie dawały mu spokoju. Coś było wyraźnie nie tak.

Wstał spod płaczącej wierzby pochylającej swe gałęzie nad taflą jeziora. Nadal nikogo w zasięgu wzroku. Ruszył w kierunku zamku. Stanie na otwartej przestrzeni nie należało do najmądrzejszych, szczególnie w jego przypadku.

Już dotykał klamki drzwi, gdy poczuł, jak coś uderza go w plecy pomiędzy łopatki. Pociemniało mu przed oczami, a ostatnim, co zapamiętał, były  drzwi otwierające się pod jego ciężarem i on sam uderzający o kamienną podłogę.

 

**

 

Harry! Harry!

Ktoś natrętnie próbował go obudzić. Nie bardzo mu się to podobało. Było mu cieplutko, milutko i tylko brakowało ciszy. Ciszy i spokoju.

Harry!

Otworzył oczy, żeby zobaczyć, kto stara się go tak natarczywie przebudzić. W tej samej chwili poczuł, że jego głowa miała spotkanie z czymś zgoła odmiennym od poduszki. O, cegła byłaby dobrym określeniem, albo kamień. Spory głaz.

Czy to pan rzucił we mnie cegłą, dyrektorze? – Usiadł powoli, opierając się o poduszkę, w aż za dobrze znanym łóżku. – O, Madame Pomfrey! – Uśmiechnął się na widok pielęgniarki stojącej obok z błękitną fiolką w dłoni. – Długo się nie widzieliśmy.

I myślałam, że tak pozostanie, kochanieńki.

Każdemu może się zdarzyć potknięcie na schodach.

Dziękuję, Poppy, że wpadłaś nas odwiedzić. – Dumbledore uśmiechnął się do kobiety. – Naprawdę mocno się przestraszyłem, gdy Irytek zaczął wykrzykiwać, że ktoś morduje Harry’ego, a zaraz potem znalazłem go nieprzytomnego na podłodze w Wielkim Holu.

Nic mu nie jest. Spory guz, to wszystko. A ja i tak musiałam przyjść, bo Severus obiecał mi kilka swoich eksperymentalnych eliksirów do przetestowania.

Właśnie tę chwilę wybrał sobie Postrach Hogwartu na wtargnięcie do Skrzydła Szpitalnego.

Draco właśnie mnie zawiadomił, że Potter miał wypadek.

Spokojnie, Severusie, to nic poważnego. Tylko guz na głowie – uspokajał go Albus, prowadząc do łóżka, na którym siedział brunet.

Dołączył do nich także Malfoy.

Wcale się nie denerwuję.

Harry patrzył na gromadzącą się wokół niego widownię. Ból głowy, jak na złość, wrócił, gdy obserwował nowoprzybyłą dwójkę.

Jak się czujesz, Harry? – odezwał się Draco.

Czy ty nie potrafisz usiedzieć pięciu minut w spokoju, bez wpadania w kłopoty? – Snape zmarszczył dziwnie brwi.

Chłopak zerkał to na jednego, to na drugiego.

Mam jedno maleńkie pytanko do waszej dwójki.

Tak, Potter? Czego ten twój maleńki móżdżek nie przyswaja?

Severusie! – zdenerwowała się Poppy.

Mogę wiedzieć, kim wy jesteście?

W ciszy, która zapadła, słychać było głęboko wciągane powietrze zebranych.

Harry?! Nie pamiętasz? To profesor Snape i Draco.

Nastolatek zaprzeczył.

Nie. Nie pamiętam ich. Czy znaliśmy się wcześniej? Czy to ma coś wspólnego z moim uderzeniem w głowę? Coś w rodzaju amnezji? Gdzieś o tym czytaliśmy z Hermioną.

Granger pamiętasz, a Weasleya? – rzucił Severus.

Rona? Oczywiście, że pamiętam. Czemu miałbym nie pamiętać? Czy jest pan może nowym nauczycielem Obrony, a to pański syn?

Nie, Potter. To nie jest mój syn! – Snape wkurzył się nie na żarty.

I całe szczęście. – Draco otrząsnął się ostentacyjnie, jakby coś zimnego przesunęło mu się po plecach. – Takich włosów to bym nie przeżył.

Albusie, sprawdź czy Potter nie został poczęstowany Obliviate. Ma zbyt wybiórcze braki w pamięci.

Dumbledore skinął na Pomfrey. Ta zanuciła inkantację.

Nie. Brak efektów Obliviate.  Nie wykryłam też żadnego innego zaklęcia zmieniającego pamięć.

Severus sapnął i spojrzał na Pottera.

Co ty znowu planujesz? Powtórkę z rozrywki?

Nie rozumiem.

Albusie, jaka jest szansa, że klątwa Pottera nie uaktywni się ponownie przy tej jego sklerozie?

Chodzi ci o fakt, że zapomniał o przebaczeniu?

Właśnie.

Niewielka. Zaklęcie oficjalnie zostało zdjęte, gdy wina została przebaczona.

Właśnie o to mi chodzi. Zapomniał, że przebaczył! To tak, jakby nic się nie stało.

Nie denerwuj się tak, Severusie. – Poppy podsunęła mu krzesło i pchnęła na niego podenerwowanego Mistrza Eliksirów. – To źle robi na cerę.

Oczy mężczyzny zapałały taką złością, że kobieta mimowolnie odsunęła się na bezpieczną odległość.

Nie drażnij węża, Poppy. – Albus położył dłoń na ramieniu przyjaciela, by w razie czego go powstrzymać, jednak jego oczy uśmiechały się wesoło. – Na ten jad nawet Fawkes nie zaradzi.

Czy mogę prosić o nie traktowanie mnie jak rzeczy – odezwał się Harry, trąc skronie. – Ja tu jestem.

Wszystko w porządku, Harry? – Draco zbliżył się do niego, przykładając dłoń do czoła. – Masz niewielką gorączkę.

Głowa mnie nadal boli. – Odsunął jego dłoń. – Mógłbyś mnie nie dotykać? Nie znam cię i proszę o powstrzymanie się od takich spoufaleń.

Harry, profesor Snape jest twoim opiekunem, a Draco jego drugim podopiecznym. – Dumbledore zamienił się miejscami z blondynem, siadając przy łóżku.

Dlaczego nie jadę do Dursleyów? Zawsze kazał mi pan do nich wracać na wakacje. I dlaczego profesor Snape jest moim opiekunem? Nic nie rozumiem.

Harry nie przestawał pocierać skroni. Poppy ponownie rzuciła czar diagnozujący.

Harry, wiem, że mogłeś zapomnieć i to, co powiem może trochę cię zaszokować…

Dursleyowie nie żyją, prawda? – jęknął chłopak, łapiąc się za głowę. – To Voldemort ich zabił.

Przypomniałeś sobie?

Tylko coś mi mignęło. Jakaś sala i oni, cali zakrwawieni. Czy ja przy tym byłem?

W pewnym sensie tak. Miałeś wizję.

Potter spojrzał na niego dziwnie. Oczy lśniły mu jakimś złym blaskiem.

Dlaczego pan ich nie chronił? Co panu zrobili, że pozwolił ich pan torturować Voldemortowi i nie próbował ich ratować? – Harry znów chwycił się za głowę. – Mam deja vú… Czy my już się o to kłóciliśmy?

Tak, Harry. I to dosyć dosadnie.

Chłopak rozejrzał się po zebranych. Zamykał przez chwilę i otwierał lewe oko, obserwując ich.

Coś nie tak, Harry?

Dyrektorze, dlaczego tak dziwnie widzę drugim okiem? Jakieś kolorowe plamy?

Severusie, ty znasz szczegóły – poprosił Dumbledore. – Mógłbyś?

Mistrz Eliksirów transmutował poduszkę z sąsiedniego łóżka w lusterko i rzucił je na kolana Gryfona.

Spójrz w nie!

Nastolatek powoli sięgnął po lusterko. Gdy zobaczył swoje oczy, zbladł, dotykając policzka.

Tu były blizny, prawda? Bardzo brzydkie blizny.

Tak, były. – Poppy zabrała mu przedmiot, zanim pękające krawędzie skaleczyłyby trzymającą go dłoń.

Czy to robota Voldemorta? – Oddech chłopaka stał się szybki i urywany.

Nie. Twojego wuja – odpowiedział Snape, patrząc mu w oczy. – Znęcał się nad tobą przez pierwsze dwa tygodnie zeszłych wakacji.

Nie pamiętam – szepnął Harry, próbując się uspokoić, ale bez rezultatów. – Mam same dziury w pamięci. Dlaczego ciągle widzę Rona i Hermionę przy tym łóżku?

Bo też często tu przebywałeś. Średnio co dwa tygodnie. – Pomfrey zdecydowała się zareagować i podała mu eliksir uspokajający.

Co to było? Czy nadal mi dolega? O czym mi znowu nie mówicie? I dlaczego ciągle boli mnie głowa?

Bo za bardzo próbujesz sobie przypomnieć – rzekł tym razem Draco. – Z jakiegoś nieznanego nam powodu straciłeś wspomnienia o mnie i wuju.

Wuju? Przecież pamiętam wuja Vernona.

Mówimy o moim wuju, Potter! Profesor Snape jest moim wujkiem.

Potter zerknął na milczącego mężczyznę. Zmarszczył brwi, znów masując czoło.

To zbyt pogmatwane. Czy ktoś mógłby powiedzieć wszystko po kolei? Najlepiej zaczynając od tego kim pan jest?

Severus Snape. Profesor nauczający cię przez sześć lat Eliksirów.

Nietoperz – wyrwało się chłopakowi.

Potter! Wypraszam sobie!

Jakby mi to robiło różnicę. Nie znam pana! – Zerwał się do siadu, równając się z Mistrzem Eliksirów.

Jesteś taki sam, jak twój ojciec. Niewychowany, krnąbrny, wulgarny i głupi!

Przynajmniej był sobą, a nie krył się pod płaszczem psychola! – krzyczał Harry, choć sam nie wiedział, skąd miał takie informacje.

Potter! Nie pozwalaj sobie!

Nawet pana nie pamiętam, a i tak pana nienawidzę!

Sala zatrzęsła się nagle od podmuchu niekontrolowanej magii. Gorące powietrze otoczyło kłócącą się dwójkę.

I z wzajemnością, bachorze.

Niespodziewany błysk otoczył obie postacie. Wszyscy zasłonili oczy, chroniąc je przed tym blaskiem.

Po krótkiej chwili wszystko wróciło do normy.

Severusie!

Harry!

Obaj leżeli nieprzytomni. Harry na krawędzi łóżka, a Snape na podłodze. Pomfrey natychmiast pochyliła się nad nimi.

Nie mogę ich obudzić – zauważyła po chwili, zdumiona. – Ale poza tym nic im nie jest.

Proponuję zostawić ich na razie w spokoju. Jeśli w najbliższym czasie się nie obudzą, zaczniemy się martwić. Mam dziwne podejrzenia, że ta kłótnia miała coś wspólnego z ich stanem. Muszę coś sprawdzić – powiedział Albus, po czym westchnął i wyszedł, gdy Draco i Poppy kładli profesora na łóżku obok.

No i tyle jeśli chodzi o urlop – zaśmiała się pielęgniarka (? :P).

Nie tylko pani – dorzucił Draco, siadając na krześle pomiędzy dwoma zajętymi posłaniami.

 

**

 

Snape budził się powoli. Sam nazwałby ten powrót do świadomości raczej ostrożnym. Uchylił jedną powiekę, rozglądając się i sprawdzając, gdzie jest. W chwili rozpoznania ambulatorium, całe wcześniejsze zdarzenie wróciło do niego w pełni.

Zamorduję gówniarza – warknął, wytrącając z zamyślenia Draco.

Szybko się obudziłeś, wujku. Byliśmy przekonani, że zajmie wam to co najmniej kilka dni.

Jak długo spałem? – spytał Snape, wstając.

Około dwóch godzin.

Nawet się do mnie zbliżaj, kobieto – wycedził Mistrz Eliksirów, widząc podchodzącą do niego Pomfrey. – Nic mi nie jest.

To dlaczego straciłeś przytomność?

Przez tego niewdzięcznego bachora. Jego rozchwiana magia mnie poraziła. – Wskazał na nadal śpiącego winowajcę.

Tylko, w takim razie, dlaczego on też jest nieprzytomny? Własna magia nie krzywdzi.

A co mnie to? Sam się załatwił. To Potter, pewnie potrafi i to.

Co się z tobą dzieje, Severusie? Ostatnimi tygodniami jesteś strasznie nerwowy. A jeszcze dziś ta kłótnia. Przecież jesteś jego opiekunem. Myślałam, że się dogadaliście. Czyżbyś nagle zmienił zdanie?

Draco milczał, obserwując swojego ojca chrzestnego uważnie. Jego twarz nie wyrażała niczego, ale oczy to inna sprawa. W ich czerni było widać złość i... strach. Tylko czego obawiał się Severus Snape?

Krzyk, wręcz wrzask, z przeciwnego łóżka zmroził ich krew. Potter kulił się w poplątanej pościeli, ściskając głowę.

Snape w tym samym momencie upadł na podłogę, trąc czoło.

Pani Pomfrey, co się dzieje? – Malfoy klęczał przy Severusie, przytrzymując go.

Pielęgniarka robiła to samo z Gryfonem. Kilka minut później chłopak opadł na poduszkę, ocierając smugę krwi z czoła. Profesor w tej samej chwili osunął się na podłogę.

Potter otworzył oczy. Widząc powoli wstającego przy pomocy chrześniaka mężczyznę, zagryzł wargi.

Czyli mówił prawdę.

Snape spojrzał na niego, mrużąc złowrogo oczy.

Sprecyzuj!

Voldemort. Znalazł sposób, aby ponownie aktywować jakąś klątwę i... O jakiej klątwie mówił? Wiele z tego, co powiedział nie rozumiem. Co się działo przez ostatni rok, czego nie pamiętam?

Sam fakt, że czegoś nie pamięta strasznie go frustrował. I dlaczego tak wybiórczo? Tylko dwie osoby i coś ważnego. Coś naprawdę ważnego.

Cały rok byłeś pod działaniem przekleństwa. W jego wyniku bardzo często byłeś pacjentem Madame Pomfrey. O konkrety musisz zapytać Granger. Nikt poza nią i Weasleyem nie znał wszystkich szczegółów – poinformował go blondyn.

Co jeszcze mówił Czarny Pan? I co ja mam z tym wspólnego? Dlaczego odczuwałem ból w tym samym czasie, co ty? – wtrącił się Postrach.

Połączył nas. Cytuję: „Wykończę was obu, nawet jeśli w efekcie sam przypłacę życiem. Przepowiednia może się mylić.” Skąd on zna treść przepowiedni?

Ty mu powiedziałeś.

Oczy Harry’ego rozszerzyły się w szoku. Chłopak nie wierzył w to, co usłyszał.

To nieprawda!

Sam nam o tym powiedziałeś, gdy już wróciłeś od Sam-Wiesz-Kogo. – Pomfrey stała u jego boku, zerkając na obu swoich pacjentów z lękiem, czy nie zaczną zaraz rzucać w siebie klątw.

Chłopaka znów zaczęła boleć głowa, gdy próbował sobie przypomnieć cokolwiek.

To jakiś zły sen.

Co miałeś na myśli, mówiąc „połączył”? – zapytał nagle Snape.

Przy pierwszej poważniejszej kłótni przekleństwo miało wrócić do swojej pierwotnej wersji, a dodatkowo objąć pana, jeśli jest pan śmierciożerczym zdrajcą, o którym mówił. Jest pan? Domyślam się, że tak.

Już gorzej być nie może – warknął Mistrz Eliksirów, siadając na brzegu łóżka, z którego chwilę wcześniej wstał. – Co miałeś na myśli, mówiąc „połączył”? – powtórzył pytanie. – Czy chodziło mu o zdublowanie klątwy, tak że będę miał swoje własne wizyty u Pomfrey?

Nie. Będzie pan odczuwał moje.

No, pięknie. Czyli boli cię głowa, czy tylko moja tak sobie pulsuje bez powodu?

Boli. Zawsze boli po kontakcie z Voldemortem. A brak niektórych elementów pamięci też boli, gdy próbuję sobie przypomnieć.

To przestań myśleć! Nic dobrego nigdy z tego nie wynikło.

Harry zmierzył go ostentacyjnie wzrokiem.

Czy pan zawsze taki jest?

Jaki?

Sarkastyczny, złośliwy, egoistyczny, zimny, samolubny, skandaliczny, zgorzkniały, niegrzeczny...

Możesz przestać, Potter? – przerwał mu wściekły nauczyciel.

Mogę dalej.

Daruj sobie!

Wstał i opuścił szpital, trzaskając drzwiami.

Chyba jednak nie chcę wiedzieć, co się działo przez ostatni rok – burknął brunet, także opuszczając łóżko i kierując się stronę łazienki.

Miał ochotę na długi prysznic. Gorący i rozluźniający. Napuścił trochę wody do brodzika, by nie wchodzić na zimne kafelki. Niemiłe uczucie.

Rozebrał się, odkładając rzeczy na półkę. Ruszył szybko pod strumień ciepłej wody. Nawet nie zapamiętał, kiedy stopa ujechała mu na mokrych kafelkach. Następne, co skojarzył, to ostry ból w biodrze. Spróbował wstać, ale cierpienie go powstrzymało.

Draco!

Blondyn uchylił drzwi po rzuceniu Alohomory.

Co się stało?

Szybko zakręcił wodę i przykrył chłopaka ręcznikiem, kryjąc strategiczne miejsca.

Coś z biodrem. Lepiej idź do Snape’a. Pani Pomfrey chyba sobie ze mną poradzi.

Malfoy wybiegł z łazienki, wpuszczając jednocześnie pielęgniarkę. Ta szybko i sprawnie zajęła się jego kontuzją, rzucając zaklęcie leczące.

Po chwili słychać było złorzeczenia Nietoperza lewitowanego na noszach.

Nie mogłeś się powstrzymać, Potter?! Nie minęło nawet pięć minut! Czy po prostu chcesz mnie zabić, by sprawić Czarnemu Panu trochę frajdy?!

Przepraszam – skulił się brunet, widząc tyle nienawiści skierowanej właśnie w niego.

Nie wiedział, skąd się to wzięło, ale wolał nie przebywać zbyt blisko. Pomimo bólu zaczął się cofać w najdalszy kąt sali. Czar leczniczy jeszcze jednak nie skończył swego zadania. Chłopak potknął się, nie mogąc utrzymać ciężaru ciała na nodze, i upadł, kryjąc głowę między ramionami w oczekiwaniu uderzenia.

Wszyscy milczeli, widząc tę reakcję.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin