Kraszewski Dawny palestrant.txt

(20 KB) Pobierz
J�zef Ignacy Kraszewski

Dawny Palestrant

W chwilach wi�kszych wstrz��nie� i zmian spo�ecznych, kt�re nowy charakter 
nadaj� ludziom pod ich wp�ywem wyros�ym, mo�e najciekawszym widokiem s� owe 
resztki spo�ecze�stwa umar�ego, do�ywaj�ce smutnie dni swoich ostatka na �wiecie 
obcym dla siebie. Wlok� si� ci biedni po ziemi zastyg�ej, w�r�d ludzi, kt�rych 
nie rozumiej�, zesmutnieni, zamkni�ci w sobie, nie maj�c przem�wi� do kogo, 
oczekuj�c, rych�oli odezwie si� im uwolnieniem dzwon ich pogrzebowy. Przykro 
jest spojrze� na nich, tak ci�ar �ycia gniecie im barki bezsilne, tak 
nieub�agany los odebra� im wszystko a wszystko.
Rodzina, najbli�si, ci, kt�rych krew, los, przyja�� i nawyknienie zwi�za�y z 
nimi, nie rozumiej�c ich, dziwi� si� im, ledwie nie t�umacza potrzebuj�, by mow� 
poj�� z innego odzywaj�c� si� �wiata. Szcz�liwi jeszcze, je�li oczyma i usty 
nie szyderstwo, ale lito�� okazuj�.
Mnie zawsze �ciska si� serce na widok tych resztek epoki zamkni�tej, tych 
ob��kanych �o�nierzy, wojska, co ju� przesz�o do wieczno�ci. Coraz ich, prawda, 
mniej jako� si� mi�dzy nami spostrzega, ale za to typy ostatnie wyrazistsze s� 
w�r�d otaczaj�cego �wiata i na tle jego pot�nie si� rysuj�.
Zdarzy�o mi si� nieraz, bywaj�c w bliskim miasteczku przed kilku laty, widzie� z 
rana oko�o godziny dziewi�tej przesuwaj�c� si� ku ko�cio�owi posta�, kt�ra mnie 
wielce uderzy�a.
By� to starzec wysokiego wzrostu, ale zgarbiony, z siwiute�kim w�osem, kt�ry ju� 
z bia�ego koloru na jaki� ��top�owy przechodzi�, w odzieniu dawnego kroju, tak 
zszarzanym, znoszonym i sp�owia�ym, �e zdawa�o si� ostateczn� zwiastowa� n�dz�, 
opieraj�cy si� na wysokiej trzcinie, ze srebrn� skuwk�, na kt�rej do p� prawie 
starty by� lakier i wy�lizgane u�yciem biela�y w��kna. Szed� zwykle prawie n�g 
nie podnosz�c, posuwaj�c tylko nimi, z g�ow� spuszczon�, powoli, ani si� nawet 
ogl�daj�c na mijaj�cych go i ocieraj�cych o niego.
Powoli mija� okno moje, wsuwa� si� w uliczk� wiod�c� do ko�cio�a i nikn�� mi z 
oczu jak widmo wywo�ane z drugiego �wiata. Wszystko w nim tak� we mnie wzbudza�o 
lito��, tak mnie �ywo zajmowa�a ta staro�� jego pos�pna, �em za pierwsz� raz�, 
ujrzawszy go, zapyta� kogo� o imi� tego cz�owieka.
� To stary adwokat, Paliszewski � odpowiedziano mi ruszaj�c ramionami.
� Ale� to biedny jaki� cz�owiek?
� Biedny? Nie wiem, to pewna, �e nie tak ubogi, jak si� wydaje.
� Dlaczeg� tak n�dznie chodzi, sam jeden, pieszo, w tym wieku?
� Albo� wiem! � ruszaj�c ramionami, po wt�re rzek� spytany. � Ma�o go znam, 
m�wiono mi tylko, �e sk�py bardzo.
Na tym w pocz�tku poprzesta� musia�em, ale za drug� raz� spyta�em o pana 
Paliszewskiego �yda. Nikt takiej nie ma wprawy w poznaniu ludzi jak �ydzi; mo�e 
dlatego, �e zale�� od wszystkich, �e wszystkim si� k�ania� musz�, mo�e nareszcie 
wrodzonym jakim� instynktem nikt tak trafnie nie zna i nie opisze ci ka�dego, 
jak Izraelita.
� Pan Paliszewski, pan mecenas! � ze �miechem politowania rzek� mi �yd � pan nie 
wie, co on za jeden? Mecenas! Ot i po wszystkim.
� Biedny wida� jaki� cz�owiek?
� �ebym ja mia� te pieni�dze, co on ma i co straci�, czego bym chcia�!
W�a�nie przechodzi� stary adwokat, a jego szaraczkowa kapota, kontusz pod ni� 
jedwabny wytarty jakiego� niepewnego koloru, proste buty koz�owe i czapka 
niegdy� bia�a, dzi� brudna jak kasztanek, co j� otacza�, tak mi si� dziwnie 
wyda�y sprzeczne z wykrzyknikiem pytanego Izraelity, �em si� go dopytywa� pocz�� 
o ca�e curriculum vitae pana Paliszewskiego i z �atwo�ci� nast�pnych dowiedzia� 
szczeg��w.
O pochodzeniu jego pocz�tkowym dok�adnie nikt nie wiedzia�, domy�lano si� tylko, 
�e musia� by� szlachcic, bo w palestrze sama tylko szlachta si� mie�ci�a, a na 
palcu nosi� sygnet z krwawnikiem i jakim� herbem, kt�rym si� piecz�towa�. Z 
maluczkiego aplikanta w owych czasach, gdy procesy ros�y jak grzyby, wyskroba� 
si� na adwokata i zaraz prawie znacz�ce w palestrze zaj�� miejsce. Da�a mu je 
pracowito�� nies�ychana, nami�tna, �atwo�� niezmierna pisania i m�wienia, w 
ostatku przy pozorach uczciwo�ci takie wyrabianie si� z sumieniem, �e jak mu 
kaza�, tak �piewa�o.
�ycie jego pocz�te z ma�ego bardzo gryzipi�rka, co za mecenasem papiery nasza� i 
w kancelariach stawa� u progu, a w domu nieraz i krzese�ka podawa� litygantom, 
gdy na rad� przyszli, ma�ym si� te� zawsze obchodzi�o. Nie pi�� si� ani do spraw 
znacznych, ani do klienteli mo�nej, ani w swych g�osach stara� si� o zrobienie 
wielkiej s�awy; a �y� gdzie� daleko na przedmie�ciu, w ciasnej izdebce, nie 
wiedzie� jak i czym. Kto tam si� do niego po b�ocie dosta�, nie zobaczy� w domu 
nic pr�cz papier�w, tapczana, na kt�rym sypia�, i pary but�w zapa�nych. Sam 
sobie s�uga, sam pan, co jad� i jak �ycie p�dzi�, nikt nie wiedzia�. Z rana 
tylko widziano go zawsze naprz�d regularnie na mszy �wi�tej, potem z papierami 
pod pach� � w s�dzie. Tu miejsce mia� w k�tku, na ustroniu, i nigdy si� z niego 
nie wymkn��. M�wi� ma�o, zawsze tylko to, o co go zapytano, a nigdy nawet 
ca�kowicie na pytanie nie odpowiedzia�, zjadaj�c, ile m�g�, w sobie. Sk�py 
nadzwyczajnie, obcy wszelkiej przyja�ni, nie dowierzaj�cy, nigdy si� w pole 
wyprowadzi� nie da�, ale te� i nikt na niego poskar�y� si� nie m�g�. W 
konieczno�ci nawet, gdy przeciwnika szarpa�, czyni� to tak grzecznie, tak 
pilnuj�c tytu��w i szafuj�c nimi, tak zasypuj�c formu�ami uszanowania, �e cho� 
si� ten w�cieka�, przyczepi� si� do niego nie m�g�.
Trudno mi by�o z tera�niejszych rys�w pana Paliszewskiego wyczyta�, czym by� 
dawniej, gdy� zgrzybia�a twarz trupi�, ch�odn�, nieporuszon� przedstawia�a 
mask�; ale mi m�wiono, �e wyj�wszy troch� zmarszczek zapracowanych latami, takim 
by� zawsze. Wystawcie sobie d�ugaw� fizjonomi� cery ��tobladej, z brod� 
spiczast� i wydatn�, z czo�em naciskaj�cym g��boko wci�gnione oczy, nos prosty, 
suchy i ko�cisty, usta schowane pod w�sem, a to wszystko razem tak nieruchome, 
tak kamienne, �e trupem pachnia�o za �ycia. Oczy nigdy nie patrzy�y wprost, ale 
i nie buja�y po bokach, zdawa�y si� wlepia� zawsze w co� niewidzialnego na prost 
siebie i niecierpliwi�y t� oboj�tno�ci� swoj�. Paliszewski przecie, szczeg�ln� 
jak��
zapewne organizacj� obdarzony, widzia� wszystko, cho� na nic nie patrzy�.
Tak nie w�a��c nikomu w drog�, powoli na chleb pracuj�c, a ma�ymi bardzo jedz�c 
go kawa�kami, s�awniejszym mecenasom k�aniaj�c si� nisko, wyrobi� sobie 
stanowisko odr�bne. Wszystkie naprz�d drobniejsze a zawi�e sprawy sz�y do niego, 
klientom swoim nie obiecywa� wiele, wymaga� od nich dosy�, ale nie by�o 
praktyki, �eby kogo zawi�d�. U towarzysz�w tym sobie zjedna�, je�li nie 
przyja��, to �yczliwo��, �e im nigdy niczego sprzed nosa nie chwyci�, owszem, 
najch�tniej ust�powa� z drogi i tak szed� cichute�ko dalej a dalej. By�y to 
czasy, w kt�rych palestra gra�a u nas niemal rol�, jak� dzi� graj� arty�ci. 
Wielcy panowie nawet ubiegali si� o przyja�� mecenas�w, przyjmowali ich, poili, 
karmili, pochlebiali, a �e to by� chleb z g�owy czerpany, kto nale�a� do 
palestry, liczy� si� za literata, za uczonego, za cz�eka pi�ra i konceptu.
Z tych powod�w by� szacunek, by�y oklaski i honory, a �e u nas to troje 
objawia�o si� najcz�ciej ucztowaniem i pucharami, pojono palestr�, a� j� 
rozpojono do ostatniego. Przy ka�dym trybunale musia�y by� piwnice, sprowadzano 
na kadencje w�grzyna. Tak samo by�o i w naszym miasteczku, gdzie �adna 
wa�niejsza sprawa nie obesz�a si� bez narady przy kielichach, gdzie kielichy 
poprzedza�y sesje i zaka�cza�y je, gdzie dekreta ca�ymi oblewano beczkami. Pan 
Paliszewski, zaproszony, wci�gni�ty, dawa� si� poi�, ale pi� jak piasek, nie 
daj�c pozna� po sobie, �eby to bynajmniej go o�ywia�o, upaja�o i na humor jego 
wp�ywa�o. Nie rozgada� si� po biesiadzie wi�cej, nie zarumieni�, nie po�artowa� 
i jakim przyszed�, takim odchodzi�. 
Dziwili si� temu wszyscy, wy�miewali si� niekt�rzy, ale w ko�cu ju� to nie 
zwraca�o nawet uwagi.
Po�o�enie jednak Paliszewskiego nieznacznie zmianie ulega�o. Zwr�ci�a uwag� jego 
nies�ychana pracowito��, wytrwa�o�� i �atwo�� pracy, niechybne zwyci�stwa, 
zr�czne przedstawienie sprawy i argumentowanie, kt�rym umia� zwi�za� s�dzi�w, �e 
mu si� ani pr�bowali sprzeciwia�. Pocz�to go naprz�d wzywa� na konferencje, na 
kt�rych cho� si� ma�o udziela�, cz�sto tak widoczn� mia� wy�szo�� zdania, �e mu 
najs�awniejsi prawnicy ust�powa� musieli. Nikt te� nie zr�wna� mu w pami�ci 
fakt�w, dat i najdrobniejszych szczeg��w nie tylko pod okiem jego rozwi�zanych, 
ale o jakich tylko kiedy w �yciu zas�ysza�. Cytowa� w dziesi�� lat dokumenta 
ka�dego procesu, oblaty ich, wyra�enia nawet dos�ownie, a prawo i praeiudicata 
umia� na palcach, tak �e czy do konstytucji, czy do statutu, czy do korektury 
pruskiej uda� si� przysz�o, do niego jak w dym, zaraz paragraf zacytowa�.
Nic nie hardziej�c i nie podnosz�c g�owy, trzymaj�c si� swej ciupki na 
przedmie�ciu, chodz�c w makowej kapocie i pasie lada jakim, kt�rego strz�pki 
starannie zawija�, Paliszewski doszed� do tego, �e si� �adna ju� sprawa bez 
niego nie obesz�a i � co najwa�niejsze � najzawik�a�sze jemu by�y powierzane.
Milczkiem si� gotowa�, z klientem nie m�wi� wiele, przed przywo�ywaniem sprawy 
nikt o niej s�owa od niego nie pos�ysza�, ale gdy si� odezwa�, by�o czego 
pos�ucha�. Bo czy z papieru m�wi�, czy z pami�ci, tak u�o�y�, co tylko by�o na 
poparcie swego, tak wy�uszczy� si� jasno, tak przycisn�� sw� logik� s�dzi�w, �e 
dekret opisa� musieli, prawie jak im podyktowa�. A gdy mu winszowano potem, 
odpowiada� k�aniaj�c si� nisko:
� To nie ja, mo�ci dobrodzieju, to sprawa wygra�a!
Szalonym, co si� do niego czepiali, �e przeciw nim staj�c wygra�, odpowiada� po 
cichutku, bez wzruszenia, zawsze jednym przys�owiem;
� Si te iudex bene iudicabit, cede iustitiae; si male, cede fortunae!
W domowym �yciu nie by�o cz�owieka, co by mniej potrzebowa�; mieszka� zawsze w 
izdebce niezmiernie oddalonego dworku na ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin