Henry Kuttner Tryumf �owcy Poza mn� nie ma nikogo, z kim m�g�bym porozmawia�. Stoj� tutaj, na szczycie wielkiej kaskady marmurowych stopni, spadaj�cej w d�, do holu go�cinnego, a wszystkie moje �ony przyozdobione wszystkimi swoimi klejnotami czekaj�, bo jest to Tryumf �owcy - m�j Tryumf, Zacnego Rogera Bellamy'ego, �owcy. �wiat�o po�yskuje tam w dole na szklanych skrzyniach z setkami zasuszonych g��w, kt�re zdoby�em w uczciwej walce i jestem jednym z najpot�niejszych ludzi w Nowym Jorku. To te g�owy czyni� mnie pot�nym. Ale nie ma nikogo, z kim m�g�bym porozmawia�. Poza mn�? Czy siedzi we mnie, s�uchaj�c, drugi Zacny Roger Bellamy? Nie wiem. Mo�e on jest jedyn� rzeczywist� cz�stk� mnie. Staram si�, jak mog� i nie prowadzi to do niczego dobrego. By� mo�e Bellamy'emu, kt�ry siedzi we mnie, nie podoba si� to, co robi�. Ale ja musz� to robi�. Nie mog� przesta�. Urodzi�em si� �owc� G��w. Urodzi� si� nim, to wielki zaszczyt. Kt� mi nie zazdro�ci? Kt� nie zamieni�by si� ze mn�, gdyby tylko m�g�? Ale nie prowadzi to wcale do niczego dobrego. Nie jestem dobry. S�uchaj mnie, Bellamy, s�uchaj mnie, je�li w og�le tam jeste�, ukryty g��boko w mojej g�owie. Musisz s�ucha� - musisz zrozumie�. Ty tam, w mojej czaszce. Teraz i ty, ka�dego dnia, dos�ownie ka�dego dnia mo�esz si� znale�� w szklanej skrzyni stoj�cej w holu go�cinnym innego �owcy G��w, a st�oczony przed domem mot�och cisn�� si� b�dzie do okien, przybywa� b�d� go�cie, �eby popatrze� i zazdro�ci�, i wszystkie �ony sta� b�d� przystrojone w at�asy i klejnoty. Mo�e ty tego nie rozumiesz, Bellamy. Powiniene� czu� si� teraz wspaniale. Niepodobna, by� zna� ten realny �wiat, po kt�rym ja musz� chodzi� i w kt�rym przysz�o mi �y�. Sto albo tysi�c lat temu m�g� inaczej wygl�da�. Ale to Dwudziesty Pierwszy Wiek. To dzisiaj, to teraz, i nie ma ju� odwrotu. Nie wydaje mi si�, by� rozumia�. Widzisz, nie ma wyboru. Albo razem ze sw� kolekcj� ko�czysz w szklanej skrzyni innego �owcy G��w, a twoje �ony i dzieci zostaj� wydane mot�ochowi, albo umierasz �mierci� naturaln�, do kt�rej jedn� z dr�g jest samob�jstwo, tw�j najstarszy syn dziedziczy tw� kolekcj�, a ty, wtopiony w plastykowy monument, stajesz si� nie�miertelnym. Stajesz na zawsze w prze�roczystej plastykowej pow�oce na cokole na skraju Central Parku, jak Renway, jak stary Falconer, jak Brennan i ca�a reszta. Wszyscy ci� wspominaj�, podziwiaj� i zazdroszcz� ci. Czy wtedy, w tym plastyku, dalej b�dziesz my�la�, m�j Bellamy? Czy ja b�d� tam my�la�? Falconer by� wielkim �owc�. Nie spocz�� ani na chwil� i do�y� pi��dziesi�ciu dw�ch lat. Pi�kny to wiek dla �owcy G��w. Kr��� pog�oski, �e sam zada� sobie �mier�. Trudno powiedzie�. To cud, �e przez pi��dziesi�t dwa lata zachowa� g�ow� na karku. Wsp�zawodnictwo staje si� coraz trudniejsze, a ostatnimi' czasy pojawia si� coraz to wi�cej i wi�cej m�odszych m�czyzn. S�uchaj mnie, Bellamy, Bellamy tam we mnie. Czy ty kiedykolwiek naprawd� co� rozumia�e�? Nadal uwa�asz, �e to jeszcze cudowny czas dzieci�stwa, szczeni�ce lata, kiedy �ycie wydaje si� proste? Czy kiedykolwiek by�e� przy mnie przez te d�ugie, bezlitosne lata, kiedy moje cia�o i umys� przysposabia�y si� do profesji �owcy G��w? Wci�� jeszcze jestem m�ody i silny. Nigdy nie zaprzesta�em treningu. Ale najci�szymi by�y te pierwsze lata. Przedtem �ycie by�o cudowne. Trwa�o to tylko sze�� lat, sze�� lat szcz�cia, ciep�a i mi�o�ci w haremie u boku matki, w�r�d mamek i innych dzieci. M�j ojciec by� wtedy bardzo dobry. Ale idylla sko�czy�a si�, kiedy min�o mi sze�� lat. Nie powinni w og�le uczy� nas mi�o�ci, skoro musia�o to tak kr�tko trwa�. Czy to w�a�nie pami�tasz, m�j Bellamy, tam we mnie? Je�li tak, to ja ci m�wi�, �e te czasy nie mog� ju� wr�ci�. Zreszt� ty to wiesz. Na pewno wiesz. U podstaw treningu le�a�o �lepe pos�usze�stwo i �elazna dyscyplina. M�j ojciec nie by� ju� taki dobry. Nie widywa�em si� cz�sto z matk�, a kiedy ju� j� spotyka�em, ona te� by�a dla mnie inna. Niemniej jednak mia�em swoje zado��uczynienie. Od czasu do czasu odbywa�y si� parady, na kt�rych mot�och wiwatowa� na cze�� moj� i ojca. Kiedy wykazywa�em si� szczeg�lnymi post�pami w walce sam na sam albo w strzelaniu, albo w d�udo, chwalili mnie te� i ojciec, i instruktorzy. By�o to surowo zabronione, ale moi bracia i ja pr�bowali�my czasami zabi� jeden drugiego. Instruktorzy obserwowali nas bacznie. Wtedy nie by�em jeszcze dziedzicem. Ale sta�em si� nim, kiedy podczas walki d�udo m�j starszy brat upadaj�c skr�ci� sobie kark. Wygl�da�o to na wypadek, ale oczywi�cie nim nie by�o i od tego czasu musia�em by� ostro�niejszy ni� do tej pory. Musia�em nauczy� si� przebieg�o�ci. Przez ca�y ten czas, ca�y ten trudny czas, trwa�a nauka zabijania. By�o to naturalne. Bez przerwy wbijali nam w g�ow�, jakie to naturalne. Musieli�my si� uczy�. A dziedzic m�g� by� tylko jeden... Ju� wtedy �yli�my pod chmur� strachu. Gdyby m�j ojciec straci� g�ow�, wyp�dzono by nas wszystkich z posiad�o�ci. Och nie, nie pozostaliby�my g�odni i bez dachu nad g�ow�. To nie do pomy�lenia w tym wieku nauki. Ale nie by� �owc� G��w! Nie stan�� jako nie�miertelny w plastykowym monumencie wzniesionym przy Central Parku! Czasami �ni�, �e jestem jednym z mot�ochu. Wydaje si� to dziwne, ale w tym �nie odczuwam g��d. A to przecie� niemo�liwe. Wielkie elektrownie zaspokajaj� wszystkie potrzeby �wiata. Maszyny syntetyzuj� �ywno��, buduj� domy i daj� nam wszystko, co niezb�dne do �ycia. Nigdy nie m�g�bym nale�e� do mot�ochu, ale je�li ju� by�bym kim� takim, wszed�bym do pierwszej lepszej restauracji i wzi�� sobie do jedzenia z ma�ych szafeczek ze szklanymi drzwiczkami, co tylko dusza zapragnie. Od�ywia�bym si� dobrze - o wiele lepiej, ni� �ywi� si� teraz. A jednak w tym moim �nie jestem g�odny. By� mo�e to co jem nie zadowala ciebie, Bellamy, tam we mnie. Mnie nie zadowala, ale nie po to jest. Moje posi�ki s� po�ywne. Maj� nieprzyjemny smak, a�e zawieraj� wszystkie proteiny i minera�y i witaminy niezb�dne do ustawicznego podtrzymywania najwy�szej sprawno�ci m�zgu i cia�a. I nie powinny by� przyjemne dla podniebienia. To nie p�awienie si� w rozkoszach prowadzi cz�owieka do nie�miertelno�ci w plastyku. Przyjemno�� jest odczuciem os�abiaj�cym i zdradliwym. Bellamy tam we mnie - czy ty mnie nienawidzisz? Moje �ycie nie by�o �atwe. Nie jest �atwym i teraz. Uparte cia�o opiera si� nie�miertelnej przysz�o�ci, nak�ania cz�owieka do s�abo�ci. A jak d�ugo mo�na mie� nadziej� na zachowanie g�owy na karku, je�li jest si� s�abym? Mot�och sypia ze swoimi �onami. Ja nigdy nawet nie poca�owa�em �adnej z moich. (Czy to ty zsy�asz mi te sny?) Moje dzieci? Tak, s� moje; odpowiedzi� jest sztuczne zap�odnienie. Sypiam na twardym �o�u. Czasami wdziewam w�osiennic�. Pijam wy��cznie wod�. Moje posi�ki s� bez smaku. �wicz� co dnia z moimi instruktorami, a� do skrajnego wyczerpania. To ci�kie �ycie - ale w ko�cu staniemy, ty i ja, na zawsze w plastykowym monumencie, a �wiat b�dzie nam zazdro�ci� i podziwia� nas. Umr� jako �owca G��w i b�d� nie�miertelny. Dow�d znajduje si� w tych szklanych skrzyniach tam na dole, w moim holu go�cinnym. G�owy, g�owy - sp�jrz tylko, Bellamy, ile g��w. Stratton, m�j pierwszy. Zabi�em go maczet� w Central Parku. Nosz� na skroni blizn� po ranie, jak� zada� mi tamtej nocy. Nauczy�em si� ju� dzia�a� sprawniej. Musia�em. Za ka�dym razem, kiedy wchodzi�em do Central Parku, pomaga�y mi strach i nienawi��. Czasami w Parku jest strasznie. Chodzimy tam tylko po zapadni�ciu zmierzchu i czatujemy nierzadko przez wiele nocy, zanim zdob�dziemy jak�� g�ow�. Wej�cie do Parku jest, jak wiesz, zakazane wszystkim pr�cz �owc�w G��w. To nasz teren �owiecki. Jestem przebieg�y, zwinny i szybki. Wykaza�em si� wielk� odwag�. Tam, w mrokach Parku, nas�uchuj�c, czekaj�c, podchodz�c, niepewny, czy zaraz nie poczuj� ostrej stali przeszywaj�cej mi gard�o, t�umi�em swoje l�ki i piel�gnowa�em nienawi��. W Parku nie obowi�zuj� �adne regu�y. Bro� palna, maczugi, czy no�e - raz wpad�em w sid�a na ludzi, sama stal, liny i ostre k�y. Ale na czas i dostatecznie szybko zrobi�em unik, dzi�ki czemu zachowa�em woln� praw� r�k� i strzeli�em Millerowi mi�dzy oczy, kiedy po mnie przyszed�. G�owa Millera jest teraz tam, na dole. Nigdy by� nie powiedzia�, �e przez jego czo�o przeszed� pocisk. Tanatolodzy potrafi� czyni� cuda. Ale zwykle staramy si� nie uszkadza� g��w. Czym si� tak zadr�czasz, Bellamy, tam we mnie? Jestem jednym z najwi�kszych �owc�w w Nowym Jorku. Ale taki kto� musi by� przebieg�y. Musi zastawia� sid�a i pu�apki z du�ym wyprzedzeniem i to nie tylko w Central Parku. Musi bez ustanku przydziela� zadania swoim szpiegom i trzyma� napi�te nici kontakt�w biegn�ce z ka�dej posiad�o�ci w mie�cie. Musi wiedzie�, kto jest pot�ny, a kto nie wart zachodu. Co by da�o zwyci�stwo nad �owc�, kt�ry w swym holu ma tylko kilkana�cie g��w? Ja mam ich setki. Do wczoraj wyprzedza�em ka�dego m�czyzn� z mojej grupy wiekowej. Do wczoraj by�em obiektem zazdro�ci dla wszystkich, kt�rych znam, idolem mot�ochu, niekwestionowanym mistrzem po�owy Nowego Jorku. Po�owy Nowego Jorku! Czy wiesz, ile to dla mnie znaczy�o? Co dawa�a mi �wiadomo��, �e moi rywale nienawidz� mnie, a jednak uznaj� moj� wy�szo��? Ty to wiesz, Bellamy. Fakt, �e Wierny Jonathan Hull i Dobry Ben Griswold na sam� my�l o mnie zgrzytaj� z�bami i �e Czarny Bill Lindman z Gwizdaczem Cowlesem policzyli swoje trofea, a potem po��czyli si� ze mn� przez wideofon i b�agali ze �zami nienawi�ci i furii w oczach, �ebym raczy� spotka� si� z nimi w Parku i da� im szans�, kt�rej pragn� - �w fakt by� dla mnie o�ywczym tchnieniem. Wy�mia�em ich. Swoim �miechem doprowadzi�em Czarnego Billa Lindmana do dzikiego sza�u, a potem prawie mu zazdro�ci�em, bo ju� od dawna nie udawa�o mi si� wpa�� w tak� furi�. Lubi� to �ywio�owe popuszczenie cugli wszystkim swoim instynktom pr�cz jednego - instynktu zabijania, na �lepo i bez powodu. M�g�bym wtedy zapo...
pokuj106