Makuszyński Król Azis.txt

(148 KB) Pobierz
KORNEL MAKUSZY�SKI

KR�L AZIS

Niezmiernie by� znu�ony kr�l Azis, kiedy si� o p�nocy zwl�k� z �o�a, usn�� nie 
mog�c.
Nie wiedzia�, czy to niepok�j gor�cej, �arem drgaj�cej nocy krew w nim burzy, 
czy te� wspomnienie zabawy przedwieczornej sen z oczu mu sp�dza. Kiedy s�o�ce 
stan�o nad cyprysowym gajem, kt�rego szczyty znaczy�y kres dnia, wtedy 
odetchn�a ziemia, jakby si� z jej piersi stoczy�a ci�ka s�oneczna kula i wtedy 
wszystko ogarn�a dobra, �askawa cisza, niepok�j koj�ca. W takiej chwili nie 
uczyni krzywdy jedno stworzenie drugiemu, a zbrodniarz ukryje l�kliwie w 
zanadrzu n�, kt�rego dob�dzie noc�. A oto kr�l Azis, ujrzawszy w tak� smutn�, 
przedziwnie cich� chwil� dumne �ab�dzie, p�yn�ce jak bia�e �odzie po sadzawce, 
uj�tej w marmurowe kolisko, zapragn�� us�ysze� �piew konaj�cych ptak�w. Kaza� 
przynie�� �uk, strza��, zdobn� w t�cz� pi�r, na ci�ciwie po�o�y� i czeka�, a� 
si� ptaki wspania�e piersi� zwr�c� ku niemu. Siedm �ab�dzi p�yn�o do jego st�p. 
Nagle si� rzuci� ten, kt�ry p�yn�� pierwszy, wyci�gn�� szyj�, uderzy� obci�temi 
skrzyd�ami o wod� i bluzn�� krwi�. Kr�l Azis na �uku si� opar� i s�ucha� 
chciwie. Ptak umiera� na zabarwionej krwi� fali cicho, bez g�osu, przera�onemi 
tylko skar��c si� oczyma.
Zmarszczy� brwi wspania�y kr�l Azis; wida� by�o, �e od nadmiernego gniewu dr�a�a 
mu r�ka, kiedy od kl�cz�cego u st�p jego niewolnika bra� strza�� drug�. Ju� mu 
sp�dzono w pobli�e przera�one i rozpierzch�e �ab�dzie, przeto bez trudu mierzy� 
w �nie�yste piersi. Siedm zabi� ptak�w i nie us�ysza� ich g�osu.
- Czemu nie �piewa�y te ptaki, umieraj�c? - zapyta� nagle kr�l Azis cz�owieka, 
kt�ry sta� za nim w postawie pokornej, chocia� mia� na sobie p�aszcz, przetykany 
z�otem i �a�cuch wspania�y na piersi.
Cz�owiek ten, ujrzawszy obr�cone na siebie oczy Pana, ukl�k� i odrzek� prawie 
szeptem:
- Gin�y zbyt szybko, o Panie! Nie zazna�y m�ki...
Wtedy mu kr�l Azis w oczy spojrza� i rzek�:
- Kiedy mi si� spodoba, zginiesz i ty, ale nie b�dziesz umiera� szybko...
Cz�owiek ten na twarz upad� i j�cza�.
Teraz kiedy si� z �o�a w�r�d dusznej nocy zwl�k� kr�l Azis, z niech�ci� 
przypomnia� sobie zabaw� przedwieczorn�, zrozumiawszy, �e nie by�a to igraszka 
kr�lewska.
G�ow� mia� pe�n� szum�w; to �ar leniwej nocy krew w nim wzburzy� i gna� j� po 
�y�ach, nadmiernie t�tni�cych. Kr�l Azis wyszed� na szerokie, marmurowe schody, 
pe�zaj�ce u st�p wspania�ych kolumn, stoj�cych na stra�y pa�acu. Wspar� si� o 
jedn� z nich i spojrza� w dysz�c� ci�ko, parn� noc letni�.
Poza ogrodami, poza nieprzeniknionym murem cyprys�w, widzialne tylko przez wy�om 
uczyniony w nim do u�ytku �askawych oczu kr�lewskich, spa�o niespokojnym snem 
bia�e miasto, rozleg�e i pyszne. Znu�one gwarem dnia, kt�ry skona� z wie�cem na 
s�onecznem czole, jak biesiadnik, gin�cy od nadmiaru rozkoszy, upojone pot�g� 
swoj� jak wspania�y zwierz pustynny, kt�rego poi zapach krwi, �miertelnie 
strudzone krzykiem i wrzaw� na cze�� swego �ywota, chodz�cego w blasku s�o�ca - 
leg�o to bia�e, marmurem b�yskaj�ce miasto na z�otym, sypkim piasku morskiego 
wybrze�a, aby odpocz�� w�r�d nocy i och�odzi� si� wiatrem, kt�ry morze wysy�a�o 
noc w noc na wytchnienie panom swoim. Dzi� jednak parna noc po�o�y�a swoje 
d�ugie, z nieprzejrzystego cienia uczynione r�ce, na morze i uciszy�a wszystkie 
wiatry i wszystkie powiewy, z oddalonych lec�ce brzeg�w, wi�c si� bia�e, pyszne 
miasto m�czy�o, jak cz�owiek, kt�ry zapad� w gor�czkowy sen i sennym, omdla�ym 
ruchem r�k stara si� zmor�, gniot�c� mu piersi, straci� i zd�awi�. Ogrody 
dysza�y ci�k�, zabijaj�c� woni� r�, omdla�y bluszcze, zwis�szy bezw�adnie, 
cyprysy sta�y bez szmeru.
Kr�l Azis spojrza� z nienawistna pogard� na �pi�ce miasto, kt�re omdla�o na 
morskim brzegu, jak spragniony w�drowiec, co pad� bezsilny i strawiony 
pragnieniem, zanim zdo�a� r�ce wyci�gn�� ku fali. Brwi �ci�gn�� wspania�y kr�l 
Azis i pocz�� schodzi� przez marmurowe, szerokie schody ku ogrodom, kt�re zala�a 
noc, tak, �e tylko wierzchy najwy�szych cyprys�w odcina�y si� ledwie widocznym 
zarysem na granatowem tle nieba, wydobywszy si� z nocnej toni, co wszystko 
poni�ej zatopi�a, jak pow�d�. Znu�ona ca�odziennym wrzaskiem cisza spa�a w 
g�szczu; sp�oszony ptak niech�tnie, ci�ko w ciemno�ci bij�c skrzyd�ami, 
przelecia� tu� przed twarz� kr�lewska.
Nagle, od strony, gdzie sta�y fontanny, ozwa� si� chrapliwy, zduszony, na po�y 
senny g�os:
"Strze�cie kr�la Azisa!"
A za chwil�, gdzie� daleko, z pod palm odbrzmia� mu inny, wo�aj�cy:
"Uszanujcie sen kr�lewski!"
To stra�e kr�la Azisa nawo�ywa�y si� wzajemnie.
Kr�l Azis st�pa� cicho po �wirze ogrodowej alei, wytyczonej bia�emi widmami 
pos�g�w; szed� ku fontannom, gdzie czuwa� stra�nik, zbrojny w w��czni�. Ujrza� 
go po chwili, wypatruj�c pilnie: stra�nik w��czni� wbi� w ziemi�, a sam u�o�y� 
g�ow� na ch�odnej tarczy; od czasu do czasu tylko opiera� si� na r�ku i przez 
sen wo�a�:
"Strze�cie kr�la Azisa!"
Podszed� ku niemu kr�l i pochyli� si� nad sennym: dotkn�� go r�k�, budz�c.
Stra�nik zerwa� si� z ziemi, w��czni� pochwyci� i zamierzy� si� na kr�la.
- Kto jeste�? - krzykn��.
- Milcz! - szepn�� kr�l Azis - ogr�d s�yszy...
- Czego chcesz?
Stra�nik, ostrze w��czni kieruj�c w piersi Azisa, wpatrywa� si� w chmurn� twarz 
kr�lewska, lecz jej nie pozna�. Rzek� cicho:
- Czego szukasz w kr�lewskich ogrodach?
- Kr�la! - szepn�� przenikliwie kr�l Azis i palec porozumiewawczo po�o�y� na 
ustach.
- Kr�la?!...
- M�w ciszej... Jego szukam... Czy nie wiesz, postanowiono, aby wybi�a jego 
ostatnia godzina?
- Bo�e! - rz�zi� stra�nik.
- Ja mam sprawi�, aby nie ujrza� wschodz�cego s�o�ca. M�wi� ci to, aby� krzykiem 
nie zbudzi� pa�acu... Tu jest dla ciebie z�ota moneta z g�ow� kr�la Azisa...
- Wola�bym g�ow� kr�la Azisa bez z�otej monety... Panie! - szepta� stra�nik - 
musz� wywo�a� has�o. Nie trw� si�!
Odst�pi� i chrapliwym g�osem zawo�a�:
- "Strze�cie kr�la Azisa!"
- "Uszanujcie sen kr�lewski!" - wo�a�o w dali pos�uszne echo.
Kr�l Azis u�miechn�� si� dziwnie w ciemno�ci.
- Dobrze sprawiasz s�u�b� - rzek� - oto masz jeszcze jedn� sztuk� z�ota... 
Mi�ujesz kr�la?
- Niech go stoczy robactwo! - odpowiedzia� stra�nik. - Twoje r�ce b�d� 
b�ogos�awione... Tylko niech ci d�o� nie zadr�y, aby� m�g� uderzy� wprost w 
serce... T�dy id�!... Mieli go zabi� wczoraj, pewnie wiesz o tem, je�li dzi� 
przychodzisz ze sztyletem...
- Wiem! Nie zabili go, gdy� czuwa� przez ca�� noc...
- Tak! - rzek� stra�nik - czemu dr�ysz?... czyta� ksi�gi i pie�ci� panter�, 
kt�ra jak pies chodzi za nim... Dzie� jeden jeszcze ogl�da� s�o�ce, oby go ju� 
nie ujrza� jutro!... T�dy id�!... Na marmurowych schodach czuwa niewolnik... 
Znajdziesz �atwo czarna gardziel... St�paj ostro�nie... Niech ci B�g pomaga! 
Jutro ca�owa� b�d� twoje r�ce, ja i wszyscy ze mn�... Jak si� nazywasz?
- Na co ci moje imi�? Je�li mi si� uda, wszystkie ulice b�d� jutro �piewa�y moje 
imi� i morze b�dzie wo�a� je rykiem fal... A je�li mi si� nie uda, 
niebezpiecznie jest s�udze kr�lewskiemu zna� imi� mordercy...
- Chwa�a ci, jakkolwiek si� zowiesz... Id� przed siebie! B�d� wo�a� g�o�no: 
"Strze�cie kr�la Azisa" aby zag�uszy� kroki twe na �wirze... Szukaj starannie 
serca, bo mo�e go nie ma kr�l Azis! - ("Strze�cie kr�la Azisa!") - A potem wo�aj 
g�o�no, a ja zbudz� miasto... Serca szukaj i nie wyjmuj ze� no�a... Cicho! 
D�wi�k jaki�... ("Strze�cie kr�la Azisa")... od strony pa�acu... Ukryj si�, 
panie... Jakby kto� uderza� po ziemi �a�cuchem... ("Strze�cie kr�la Azisa")... 
Czemu nie pe�zasz w g�szcz? Pr�dzej, na Boga, pr�dzej!... B�dziesz zgubiony ty i 
ja, je�li kto ujrzy... Co to?
S�ycha� by�o brz�k ogniw �a�cucha, uderzaj�cych gwa�townie o siebie; szed� g�os 
od strony marmurowych schod�w, szarzej�cych w oddali.
Kr�l Azis nie poruszy� si� z miejsca.
- Uciekaj! - krzykn�� st�umionym g�osem stra�nik.
Za�mia� si� nagle z�ym �miechem kr�l Azis, ujrzawszy twarz stra�nika. Oto z 
g�szczu wybieg�a bez szelestu pantera kr�lewska, wlok�c za sob� z�ocony �a�cuch 
i, przypad�szy do kr�lewskich n�g, ociera� si� o nie pocz�a, pieszcz�c si� 
dziwnie. W tej chwili zasz�y bielmem oczy stra�nika i b�ys�y w ciemno�ci jak 
szklane oczy trupie. Nieludzkie, ob��kane przera�enie wykrzywi�o mu usta; pozna� 
kr�la i oszala�. W��cznia z r�k mu wypad�a: nagle pocz�� ucieka�, jakgdyby 
�mier� zobaczy� i jakiem� �miertelnem rz�eniem wo�a� na ca�y g�os bezustannie: 
"Strze�cie kr�la Azisa!"
Kr�l Azis nie spojrza� nawet w t� stron�, albowiem musia� uspokaja� panter�, 
kt�ra wygi�a si� w kab��k i zmru�y�a oczy. Za obro�� chwyci� kr�l Azis i, 
wiod�c zwierz�, powolnym krokiem poszed� alejami w stron� pa�acu. Spa� marmurowy 
dom, owin�wszy si� szczelnie w p�aszcz mroku: gdzie� w dali wzdycha� ju� pocz�o 
senne morze, jakby b�agaj�c zmi�owania i s�o�ca.
Kr�l Azis wszed� do komnat. Panter� u drzwi uwi�za� na z�oconym �a�cuchu, a sam 
wszed� do sali, pe�nej przejrzystego mroku, gdy� w jednym jej rogu b�yska�a 
md�em �wiat�em lampa. Blask pad� na twarz kr�la Azisa. Gorza�y w niej oczy z�ym 
b�yskiem, oczy dziwnie czarne, jakby dwa ognie wprawione w twarz z wosku. Kr�l 
Azis mia� twarz zmi�t� i niezmiernie znu�ona, jakby ��ta; gdyby niesamowicie 
�wiec�ce oczy powiekami zakry�, by�by raczej podobny do trupa. Straszny u�miech 
b��ka� si� po znu�onej twarzy, u�miech, co sp�ywa� z oczu i bieg� ku ustom, 
zaci�tym gro�nie, bladym i bezkrwistym. W twarzy kr�lewskiej nie by�o krwi.
R�ce mu dr�a�y, kiedy uj�wszy z�ote szczypce, obja�nia� w��kno lampy; dreszcz po 
nim przebieg�, gdy� nagle poczu� zimno. Owin�� si� p�aszczem i usiad� na 
rze�bionem krze�le, patrz�c czarnemi oczyma w �wiat�o. Czo�o zmarszczy� kr�l 
Azis - widocznie my�li jego by�y z�e, jak b�yskawica. I czy to blade �wiat�o 
lampy na twarz mu pad�o, czy te� blask oczu, gdy� twarz kr�la Azisa sta�a si� w 
jednej chwili jakby mniejsza, jakby j� ostremi palcami schwyci� kurcz i 
�ci�gn��, tak, �e ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin