Makuszyński List z tamtego świata.txt

(428 KB) Pobierz
KORNEL MAKUSZY�SKI

LIST Z TAMTEGO �WIATA

ROZDZIA� PIERWSZY
w kt�rym pradziadek zlecia� ze �ciany, co dw�ch m�odzie�c�w wprawi�o w zdumienie
Pani Marta Ceg�owska, z domu Mo�cirzecka, by�a od niewielu lat wdow�. 
Nieboszczyk m��, pragn�c jej jako tako os�odzi� gorycz samotno�ci, pozostawi� 
jej na otarcie �ez malute�ki maj�teczek, w kt�rym t�sknie rycza�y liczne krowy i 
rzewnie becza�y ciel�ta. Wszystko kwit�o tam na wiosn� i dojrzewa�o w lecie. 
Pani Marta dawno ju� przekwit�a i dojrzewa�a coraz to pi�kniej. By�a to osoba 
pulchna i �agodnego usposobienia, zawsze weso�a i u�miechni�ta jak pogodna 
niedziela. Wielcy my�liciele, a sam szekspir po�r�d nich, stwierdzili 
niejednokrotnie, �e z�e nami�tno�ci, skryte gniewy i podst�pne ��dze obieraj� 
sobie siedlisko w ludziach chudych. Nie dzieje si� tak zawsze, lecz dzieje si� 
do�� cz�sto. Pulchna jak p�czek pani Marta nie wiedzia�a nic o z�o�liwo�ciach 
�ywota i o zdradach, czyhaj�cych na ka�dym zakr�cie dnia. Wierzy�a wszystkiemu i 
wszystkim, kocha�a Boga, ludzi, las, zwierz�ta i kamienie, zawsze by�a gotowa do 
us�ug i bieg�a szybko z pomoc�, ledwie pos�yszawszy cichy j�k lub wezwana 
spojrzeniem milcz�cym, lecz bole�nie wymownym. Odmieniaj�c roztropnie pokorne 
s�owa Hioba, m�wi�a sobie cz�sto, patrz�c na sw�j dobytek: "B�g da�, niech wezm� 
biedni i g�odni ludzie!"
Je�eli jednak grzechem jest nadmierna ciekawo��, przyzna� nale�y z odrobin� 
smutku, �e zacna, przedobra, rumiana, pulchna, weso�a i serdeczn� rado�ci� 
nadziana pani Marta wielk� by�a grzesznic�. Dzia�o si� to bez w�tpienia z 
niezmiernej �yczliwo�ci dla �wiata i ludzi, �e mi�a ta niewiasta usi�owa�a przy 
ka�dej sposobno�ci "si�ga� tam, gdzie wzrok nie si�ga", i dowiedzie� si� o 
wszystkim, co si� odbywa na niebie, na ziemi i pod ziemi�. Nie sta�a si� przez 
to filozofem, musia�aby bowiem schudn�� od wielkiego wysi�ku my�li, a tego nikt 
z jej otoczenia nie zauwa�y�. Ciekawo�� jej by�a szczeg�lnego rodzaju: zawsze 
zadawa�a pytania, wcale nie oczekuj�c odpowiedzi. Gdyby nie by�a taka pulchna i 
okr�g�a, powinna by�a przybra� kszta�t znaku zapytania - ? -. Gdyby na wszystkie 
jej pytania odpowiadano dok�adnie i wyczerpuj�co, nie starczy�oby jej pogodnego 
�ywota na wys�uchanie miliarda trzystu siedemdziesi�ciu trzech milion�w s��w. 
Przy tym pytania przez ni� zadawane nie r�ni�y si� zbytnio od pyta� zach�annie 
ciekawych dzieci, chc�cych na ten przyk�ad dowiedzie� si� koniecznie: "z czego 
si� robi s�o�ce?" Pani Marta miewa�a podobne zmartwienia. Gdy kto� stwierdzi� w 
jej obecno�ci z niezachwianym spokojem i z nale�yt� wiar� w swoje s�owa, �e 
dzisiaj jest sobota, zapytywa�a ciekawie: "Dlaczego dzisiaj jest sobota?" 
Cz�owiek anielsko cierpliwy by�by jej odrzek� snadnie, �e dzisiaj dlatego jest 
sobota, gdy� wczoraj by� pi�tek, m�g�by si� jednak�e nadzia� na pytanie: "A 
dlaczego wczoraj by� pi�tek?" Ci przeto, kt�rzy mieli niew�tpliwy zaszczyt i 
szcz�cie przebywania w jej pobli�u, nie odpowiadali nigdy, i to nie tylko na 
pytania bez sensu, ale i na pytania z jakim takim sensem, co si� wreszcie sta�o 
�r�d�em utrapie� dla tej ciekawej osoby. Otacza�o j� jednak zawsze wiele 
mi�o�ci, chocia� i na ten temat zapytywa�a w braku kogo innego - w�asnego serca:
- Dlaczego mnie ludzie tak kochaj�?
Pulchne serce te� jej nie odpowiedzia�o.
Pani Marta czyta�a w�a�nie ulubion� ksi��k� pt. Sto tysi�cy - dlaczego? - kiedy 
do pokoju wesz�a mi�a Kasia, dziewoja takiej postury, �e gdyby w k�cie nie by�o 
pieca, mo�na by mniema�, �e piec by� wyszed� na chwil� i teraz w�a�nie powraca.
- Prosz� pani! - oznajmi�a g�osem czarnym i wr�cym nieszcz�cie. - Listonosz 
przyszed�.
- O! - zdumia�a si� pani Marta.
A dlaczego przyszed�?
�ywy piec wzruszy� ramionami, albowiem od czas�w wprowadzenia poczty wiadomym 
si� sta�o do�� poka�nej liczbie ludzi, dlaczego przychodzi listonosz.
Pani Marta rzadko otrzymywa�a listy, nie maj�c wielu os�b bliskich, z najbli�sz� 
za�, a w tej chwili przebywaj�c� w za�wiatach: z nieboszczykiem m�em, 
porozumiewa�a si� w spos�b rzewny i jej tylko wiadomy. Nie nale�y si� przeto, w 
drodze wyj�tku, dziwi� zbytnio jej ciekawo�ci. Listonosz, pos�aniec bog�w, tym 
tylko r�ni� si� od Merkurego, �e mia� ogromne w�sy i pali� fajk�. Wydoby� z 
torby pod�u�ne zawini�tko, opatrzone pi�cioma ogromnymi piecz�ciami, czerwonymi 
znakami czarnej tajemnicy.
- O Bo�e! Co to jest? - zdumia�a si� pani Marta.
Poniewa� �ywi i umarli mogli po�wiadczy� z r�k� na sercu, �e jest to paczka, 
wys�ana przez poczt�, listonosz nie kwapi� si� z odpowiedzi�, tej zb�dnej 
operacji wyj�� fajk� z ust. Z wielk�, lecz milcz�c� powag� wskaza� pani Marcie 
palce miejsce, w kt�rym powinna po�o�y� sw�j podpis, za czym wr�czy� jej 
zawini�tko.
- Czy pan by si� czego nie napi�? - zapyta�a ona ciekawie. u n�g, drgn��, wyj�� 
z g�by i odrzek� z t�umionym wzruszeniem.
- O, i jak jeszcze!
Jest rzecz� godn� podziwu, �e pani Marta zadawa�a czasem i takie pytania, na 
kt�re otrzymywa�a odpowied� szybk�, pewn� i pe�n� zapa�u. Nie mog�a jednak 
znale�� do�� pr�dkiej odpowiedzi na w�asne, gor�czkowe pytania:
- Co to by� mo�e? Co to by� mo�e?
Zdrowy rozum podszepn�� jej roztropn� rad�, �eby pokruszywszy krwawe piecz�cie i 
potargawszy pogmatwane sznurki, zajrze� do wn�trza tajemnicy.
Zdumionym jej oczom ukaza�a si� butelka, a s�dz�c z tre�ciwych na niej napis�w, 
wdowa po w�dce, zwanej "wyborow�". Nie by�o w niej bowiem w�dki. W butelce, 
starannie zakorkowanej i zalakowanej, tkwi� papier, zapewne list.
- Ale dlaczego w butelce? - szepta�a zdumiona pani Marta.
Spojrza�a dooko�a, jak gdyby szukaj�c tego, co jej mia� na to odpowiedzie�. 
"Cicho wsz�dzie, g�ucho wsz�dzie..." 
- Czy ja mam to otworzy�? - zapyta�a pani Marta pani� Mart�.
Pani Marta odpowiedzia�a rozs�dnie pani Marcie, �e je�li tego nie uczyni, nie 
dowie si� nigdy o dr�cz�cej tajemnicy butelki.
Sta�o si�!
Z trudem, dr��cymi r�kami, wydoby�a papier, wyg�adzi�a go i zacz�a czyta�. 
Blask s�o�ca wpad� przez otwarte okno i pe�za� po li�cie, jak gdyby chcia� go 
odczyta� r�wnie�.
List brzmia�:
"Najdro�sza, uwielbiana, wznios�a, jedyna, promienista ciociu!...
- Dlaczego "promienista"? - szepn�a ciocia.
"Niech Ci� nie zdziwi nasza niezmierna przezorno��, kt�ra nam kaza�a wa�ny ten 
list zamkn�� we flaszce. Jak o tym wszyscy wiemy, w tych okolicach, w kt�rych 
le�� Twoje w�o�ci, zdarzaj� si� dwa razy do roku ogromne powodzie. Gdyby si� to 
w�a�nie teraz sta�o, list nasz by�by nara�ony na wielkie niebezpiecze�stwa, 
przeto zwyczajem rozbitk�w, powierzaj�cych wa�ne pisma burzliwemu morzu, staramy 
si� list nasz zabezpieczy� na wszelkie sposoby. St�d ta flaszka po w�dce. Nie my 
jednak wypili�my jej zawarto��. My pijamy jedynie wod� �r�dlan�, sok z marchwi, 
a w dniach obfitych kwa�ne mleko. Pust� butelk� otrzymali�my w podarunku od 
pewnego znakomitego pisarza, kt�ry w ten spos�b chcia� wesprze� nasz� m�odo��. 
Teraz Ty butelk� t� racz przyj��, o promienista ciociu!
- Ale dlaczego "promienista"? - zdumia�a si� ciocia po raz drugi.
 "...Wysy�aj� w takim zamkni�ciu to pismo, te� w spos�b jak najpewniejszy jego 
g��bok� tajemnic�. o trzykro� wspania�a ciociu! B�agamy Ci�, aby� w tej je�eli 
bowiem b�dziesz czyta� mo�e si� zdarzy�, �e upadniesz ze zdumienia. Zdarzy�o si� 
bowiem co�, czego rozum ludzki wyja�ni� nie zdo�a. Z trwog� powierzamy to 
papierowi, kt�ry si� mo�e dosta� w niepowo�ane r�ce. Spal przeto to pismo 
natychmiast po przeczytaniu, a popio�y porozrzucaj we cztery strony �wiata! A 
zanim papier spalisz, zajrzyj wpierw do pieca..."
- Dlaczego ja mam zagl�da� do pieca? zakrzykn�a zdumiona pani Marta.
A list odrzek�:
"...bo mo�e i tam siedzi kto ukryty, kto�, co czyha na tajemnic�! Czuj duch! 
Miej sto par ocz�w i jeszcze wi�cej usz�w! Sta� si� lisem i w�em! Pami�taj, 
wspania�a ciociu, �e pochodzisz z rodu Mo�cirzeckich! A dlaczego?"
A dlaczego? - powt�rzy�a ciocia jak echo.
"Dlatego, �e w ubieg�y pi�tek, w dniu sz�stym sierpnia o godzinie jedenastej 
minut 59, a wi�c na minut� przed p�noc�, jeden z Mo�cirzeckich, rejent 
Apolinary Mo�cirzecki, da� znak spoza grobu. Jak o tym wiesz, jest to nasz 
przodek. By� �ysy i mia� wielk� brodawk� po lewej stronie nosa. ot�, kiedy�my 
w�a�nie kl�czeli przy wieczornej modlitwie, sta�o si� co�, co nas przej�o groz� 
i najwi�kszym zdumieniem: nasz prapradziadek bez �adnego powodu zlecia� z 
wielkim trzaskiem ze �ciany. Ani nie by�o trz�sienia ziemi, ani �aden tramwaj 
nie przeje�d�a� w pobli�u, a jednak praszczur spad� i leg� na pod�odze..."
- Ale dlaczego spad�? - zapyta�a z trwog� pani Marta.
"...Nie wiemy, dlaczego! Obraz wisia� na mocnym gwo�dziu, a �ciana nie p�k�a. 
P�k�y natomiast stare, z�ocone ramy, spoza kt�rych wypad�o zapiecz�towane pismo. 
Nie otwarli�my go dot�d, albowiem nie posiadamy do tego prawa. Pismo to jednak 
wygl�da na testament, kt�ry przez wiele lat przele�a� w ukryciu za ram�.
Czy zdajesz sobie spraw�, wznios�a ciociu, jakie mog� by� nast�pstwa tego 
przedziwnego zdarzenia? My jeste�my oszo�omieni i pe�ni przeczu�. Nie co dzie� 
si� zdarza, aby czcigodny praszczur bez �adnego powodu spada� ze �ciany. Co� w 
tym by� musi! Ale co? Nie wiemy. Nie mo�emy Ci w tym kr�tkim li�cie pisa� 
wszystkiego i dlatego b�agamy Ci� na czterech kolanach, aby� przyjecha�a 
natychmiast. Wiemy o tym doskonale, �e wcale nie jeste� ciekawa..."
Ciocia Marta wzruszy�a ramionami.
"...lecz obecno�� Twoja, ciociu z rodu Mo�cirzeckich, jest nieodzowna. Opasz 
wi�c swoje biodra, wdziej sanda�y, we�mij kij pielgrzymi i przybywaj 
niezw�ocznie! Skoro przyb�dziesz do Warszawy, udaj si� na ulic� Zawi�� nr 16. 
Dom, w kt�rym mieszkamy, znajduje si� po prawej stronie .ulicy - je�eli 
wkroczysz w ni� od strony zachodniej, po lewej natomiast - je�li zd��a� b�dziesz 
od wschodu. Rozpoznasz go zreszt� do�� �atwo, ulica bowiem jest nie zabudowana i 
dom ten jest jedynym przy niej budynkiem. Oznaczony jest ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin