Jack McDevitt Brzegi zapomnianego morza Dla Roseanne i Eda Garrity, Z kt�rymi zawsze mog�em si� dzieli� swoimi my�lami 1 Zamkni�te w bursztynie formy r�norakie W�osy, li�cie, trawy, muchy i robaki Rzeczy ca�kiem zwyk�e, i du�e i ma�e Ciekaw jestem tylko, jak si� tam dosta�y Alexander Pope, "List do doktora Arbuthnota" - A Cӯ TO MO�E BY�, DO DIAB�A!? - zdumia� si� Tom Lasker, przekrzykuj�c wycie wiatru. Will od�o�y� na moment �opat�, by zobaczy�, co przyci�gn�o uwag� jego ojca. Z ziemi wystawa�a tr�jk�tna p�ytka, przypominaj�ca kszta�tem p�etw� rekina. By�a twarda, prawdopodobnie metalowa, cho� nieskorodowana. Obaj m�czy�ni znajdowali si� na grzbiecie g�rskim, kt�ry wyznacza� zachodni� granic� farmy. By�o ju� p�no, pracowali wi�c przy �wietle kilku �ar�wek, staraj�c si� zamontowa� na wzg�rzu system rur, kt�rymi p�yn�aby woda pompowana ze studni. Lasker o�wietli� latark� dziwny przedmiot, a Will dotkn�� go czubkiem buta. Nocne powietrze nios�o ze sob� zapach zbli�aj�cej si� zimy. Ch�odny wiatr smaga� zbocze i ko�ysa� �ar�wkami zawieszonymi na kablu. Lasker przykl�kn�� i nie zdejmuj�c r�kawic, odgarn�� ziemi� d�o�mi. Tr�jk�tna p�ytka by�a czerwona. G�adka i twarda. Kiedy pr�bowa� j� wyci�gn��, nawet nie drgn�a. �wier� mili od tego miejsca znajdowa� si� ich dom, pi�trowy budynek otoczony g�stym szpalerem drzew. Okna domu jarzy�y si� ciep�ym, weso�ym blaskiem. Metalowa p�etwa po��czona by�a z pr�tem o tej samej barwie i strukturze, przechylonym o jakie� trzydzie�ci stopni w stosunku do gruntu. Will wsun�� pod niego szpadel i razem pr�bowali go przewa�y�. Pr�t podda� si� odrobin�, ale ponownie wr�ci� na swoje miejsce. - Na trzy - powiedzia� Lasker. Odliczy� do trzech, po czym obaj z ca�ych si� naparli na trzonek �opaty, stracili r�wnowag� i przewr�cili si� na siebie, �miej�c si� g�o�no. - Wystarczy na dzisiaj, tato - powiedzia� Will. - Chod�my co� zje��. Pasmo g�rskie zwane Pembina Escarpment widoczne by�o z okien sypialni domu Toma Laskera. Tworzy�y je okr�g�e wzg�rza i grzbiety, zwie�czone ostrymi ska�kami. Na tle p�askiego jak st� krajobrazu wygl�da�y naprawd� imponuj�co. Dziesi�� tysi�cy lat wcze�niej by� to zachodni brzeg �r�dl�dowego morza, pokrywaj�cego wielkie obszary ziemi na terenie kilku stan�w: Dakoty, Minnesoty, Manitoby i Saskatchewan. Miejsce, w kt�rym sta� obecnie dom Laskera, w�wczas znajdowa�o si� kilkaset st�p pod powierzchni� wody. Lasker by� du�ym, odrobin� niezgrabnym m�czyzn� o rzedn�cych ju� ciemnych w�osach i szerokich ramionach. Ostre, surowe rysy jego twarzy wyrze�bione zosta�y przez zbyt liczne, bezlitosne zimy. Ca�e swe dotychczasowe �ycie sp�dzi� w okolicach Fort Moxie. Uwa�a�, �e jest ma�o interesuj�cym cz�owiekiem, zwyk�ym farmerem, kt�ry ci�ko pracuje, nie szuka towarzystwa i dba o swoj� rodzin�. O�eni� si� szcz�liwie, mia� dw�ch dorastaj�cych syn�w, kt�rzy nie sprawiali mu �adnych k�opot�w, i uwielbia� latanie. Jak wielu miejscowych farmer�w mia� licencj� pilota i sw�j samolot, Katana DY-20. Pr�cz tego jednak posiada� maszyn� z czas�w drugiej wojny �wiatowej, Navy Avengera, i nale�a� do Konfederacji Si� Powietrznych - grupy entuzjast�w, kt�rych pasj� by�o odnawianie starych samolot�w wojskowych. Wczesnym rankiem nast�pnego dnia Lasker i Will powr�cili na wzg�rze. Pa�dziernik na p�nocnych r�wninach zazwyczaj jest zimny i szary. Ten dzie� by� typowy. Lasker pracowa� w kurtce puchowej, nie rozgrzawszy si� jeszcze do��, by zrzuci� wierzchni� warstw� odzie�y. P�etwa wystawa�a kilka cali nad ziemi�. Podtrzymywa� j� pr�t o grubo�ci dw�ch cali. Lasker pomy�la�, ile szk�d mog�yby wyrz�dzi� te metalowe �miecie, gdyby najecha� na nie traktorem. Will wbi� �opat� w ziemi�. - No dobra - westchn��. - Pozb�d�my si� tego. Odrzuci� na bok fragment gleby, kt�ra nawet o tej porze roku by�a ci�ka i s�odka. Powietrze sta�o nieruchomo. Na p�ocie siedzia�a niebieska s�jka, przygl�daj�c si� pracy m�czyzn. Lasker by� w pogodnym nastroju. Metalowa p�etwa intrygowa�a go coraz bardziej. Nie potrafi� sobie wyobrazi�, czym jest, ani jak znalaz�a si� na terenie, kt�ry od ponad sze��dziesi�ciu lat nale�a� do jego rodziny. Co wa�niejsze, stanowi�a problem, kt�ry pozwala� mu d�u�ej przebywa� z synem i zbli�a� go do niego. Jak g��boko si�ga� metalowy palik? Odmierzy� kilka st�p w linii prostej od miejsca, w kt�rym wbity by� pr�t i zacz�� metodycznie wybiera� ziemi�. Will przy��czy� si� do niego i ju� po chwili ostrza ich �opat uderzy�y o metal. Palik by� d�ugi co najmniej na sze�� st�p. Kopali razem do chwili, gdy Will musia� p�j�� do szko�y. Lasker wr�ci� wtedy do domu, napi� si� kawy, zjad� tost i zabra� si� ponownie do pracy. Przerwa� j� dopiero po po�udniu, kiedy Ginny zawo�a�a go na lunch. Po posi�ku wybra�a si� z nim na pole, by zobaczy�, co sprawia mu tyle k�opotu. Ginny by�a wysok�, inteligentn� kobiet�, urodzon� i wychowan� w Chicago. Przyjecha�a do P�nocnej Dakoty jako inspektor celny, by wyrwa� si� z miejskiego �ycia. Szybko zakocha�a si� w tym ma�om�wnym farmerze, kt�ry z kolei zacz�� regularnie podr�owa� do Kanady, licz�c po cichu na to, �e zostanie przez ni� zatrzymany na granicy. Czasami kupowa� w tym celu jakie� rzeczy, artyku�y, za kt�re musia� p�aci� c�o. Ginny pami�ta�a dobrze pierwsz� z takich podr�y Toma; pojecha� wtedy do Winnipeg i wyda� tam ponad trzydzie�ci dolar�w na ksi��k� o historii lotnictwa. By� mocno rozczarowany, kiedy kaza�a mu jecha� dalej, gdy� okaza�o si�, �e ksi��ki zwolnione s� od c�a. Przyjaciele starali si� zniech�ci� go do Ginny. "Przestraszy si� mro�nych zim", powtarzali. "Szybko znudzi jej si� �ycie w ma�ym miasteczku. W ko�cu wr�ci do Chicago". M�wili o Chicago takim tonem, jakby le�a�o ono gdzie� na Plutonie. Min�o jednak dwadzie�cia lat, a Ginny wci�� tutaj by�a. Mro�ne noce, �nie�yce i ciche wieczory przy kominku s�u�y�y jej r�wnie dobrze jak Tomowi. - Czy to rzeczywi�cie taki wielki problem? - spyta�a, zak�opotana, stoj�c na kraw�dzi do�u, kt�ry Lasker wykopa� wok� �erdzi. D� mia� ju� sze�� st�p g��boko�ci i Tom musia� schodzi� na dno po drabinie. - W�a�ciwie nie. - Wi�c dlaczego a� tak si� przejmujesz? Przecie� wcale nie musisz wyci�ga� tego z ziemi, prawda? Utnij to i po k�opocie. - Hej, nie chcesz si� zabawi� w poszukiwacza przyg�d? - spyta�, uciekaj�c si� do argumentu, kt�rego Ginny u�ywa�a czasem przeciw niemu. - Naprawd� nie chcesz wiedzie�, co to jest? Ginny u�miechn�a si� lekko. - Wiem, co to jest. Palik. - A sk�d si� tutaj wzi��? Ginny zajrza�a do wykopu. - Tam co� jest - powiedzia�a. - Na dnie. By� to fragment jakiej� tkaniny. Lasker zszed� do do�u i okopa� materia�, a potem pr�bowa� go wyci�gn��. - Jest przywi�zany do palika - o�wiadczy� po kilku nieudanych pr�bach. - Zdaje si�, �e niepotrzebnie przysparzasz sobie pracy. - Ale tego nie powinno tutaj by�. - Zgoda. Tyle �e mamy jeszcze dzisiaj inne rzeczy do zrobienia. Tom skrzywi� si� tylko i wbi� �opat� w mi�kk� ziemi�. *** Wygl�da�o to jak maszt. Ca�y maszt razem z �aglem. Przymocowany do pok�adu. Lasker poprosi� do pomocy s�siad�w i wszyscy zacz�li odkopywa� dziwne znalezisko. Pok�ad stanowi� cz�� jachtu. A jacht by� ca�kiem spory. Ods�aniano go stopniowo podczas tygodniowych rob�t prowadzonych przez coraz wi�ksz� grup� przyjaci�, dzieciak�w ze szko�y �redniej, a nawet przypadkowych przechodni�w. Metalowa p�etwa rekina by�a w rzeczywisto�ci elementem dekoracyjnym, osadzonym na szczycie jednego z dw�ch maszt�w. Sam jacht stanowi� okaza�y przyk�ad marynistycznej architektury, mie�ci� w sobie kilka kabin i kabin� sternika, a takielunek pozostawa� najwyra�niej w nienaruszonym stanie. Wsp�lnymi si�ami wyci�gn�li go z ziemi i po�o�yli na boku, podpieraj�c burt� betonowymi blokami. M�odszy syn Laskera, Jerry, obmy� jacht strumieniem wody z gumowego w�a. Spod warstwy b�ota wyjrza�a jasnofioletowa farba, kremowe panele pokrywaj�ce burt� od wewn�trz i jaskrawozielony pok�ad. Strumie� wody uderzaj�c o tward� powierzchni� rozpryskiwa� si� i tworzy� delikatn� mgie�k�. Na sterburcie, przy dziobie i rufie wisia�y grube liny. Prawdopodobnie liny do cumowania. T�um zgromadzony wok� jachtu r�s� z ka�d� godzin�. Betty Kausner dotkn�a st�pki raz i drugi, ostro�nie, jakby mog�a si� sparzy�. - To chyba w��kno szklane - powiedzia� jej m��, Phil. Jack Wendell podszed� bli�ej do jachtu, opar� d�onie na biodrach i przyjrza� mu si� uwa�nie. - Nie s�dz� - pokr�ci� g�ow�. Jack s�u�y� kiedy� w marynarce. - W��kno szklane jest inne w dotyku. - Tom - Betty Kausner spojrza�a w oczy Laskera. - Czyja to ��d�? Lasker nie mia� poj�cia. Jacht by� wspania�y. L�ni� w blasku jesiennego s�o�ca Dakoty. Co kilka minut kto� pyta� go, czy to nie �art. Lasker zna� tylko jeden pow�d, dla kt�rego kto� m�g�by zakopywa� tak� ��d�, a tym powodem by�y narkotyki. Spodziewa� si� znale�� w niej cia�a i kiedy weszli do wn�trza, z oci�ganiem zagl�da� do kolejnych kabin. Po chwili z zadowoleniem stwierdzi�, �e jego obawy by�y bezpodstawne. Jacht nie przypomina� niczego, co Lasker widzia� kiedykolwiek w �yciu, cho� nie potrafi� powiedzie�, dlaczego nabra� takiego przekonania. By� mo�e sprawi�o to dziwne �wiat�o, przebijaj�ce si� mi�dzy chmurami pierwszego ranka, kiedy zobaczy� ��d�. By� mo�e winne by�y temu dziwne proporcje dzioba i rufy, rumpla i g��wnego masztu. Mo�e jakie� nieuchwytne, ale znacz�ce elementy kad�uba, czy jego kszta�t. Will spojrza� na wsch�d, tam gdzie p�yn�a Czerwona Rzeka P�nocy. - Daleko st�d do jakiej� wi�kszej wody - powiedzia�. - Jest chyba w ca�kiem dobrym stanie. - Ray Hammond, farmer, do kt�rego nale�a�y ziemie na wsch�d od drogi numer 11, podrapa� si� po g�owie. - Wygl�da tak, jakby� m�g� wyp�yn�� nim jutro na pe�ne morze. - Czubkiem buta dotkn�� brudnych �agli. - Cho� tutaj przyda�oby si� troch� myd�a i wody. Na podje�dzie zatrzyma� si� jaki� samoch�d. Wysiad� z niego Ed Pat...
pokuj106