Igor Newerly Zosta�o z uczty bog�w Szcz�liwy, kto ogl�da� �wiat@ w chwilach przemiany i prze�omu:@ bogowie go do swego domu@ wezwali, by do uczty z nimi siad�@ (Fiodor Tiutczew, przek�ad Juliana Tuwima) �ladami �elaznego �ubra Pojechali�my z Jarkiem na ten cmentarz. Kamienna p�yta by�a oczyszczona i wok� ros�y kwiatki, dba� o to czerstwy jeszcze Makar Kozak z pobliskiej ulicy Tropinka (by�a tu kiedy� zamiast ulicy �cie�yna przez zachwaszczone ugory). Zacz��em m�wi� z my�l�: niech�e Jarek wie co nieco o swym dziadku. W miar� jak rozpami�tywa�em, wszystko zdawa�o si� uchodzi� w t�um skamielin dooko�a, pomi�dzy znaki z czas�w carskich na pomnikach, i tchn�o niezm�con� dziwno�ci� jak gr�b rosyjskiego oficera, nad kt�rym stoj� oto syn i wnuk, pisarze polscy. Potem dziesi�� kilometr�w szos� asfaltow� - za moich czas�w by�a z t�ucznia, czyli makadam - dziesi�� kilometr�w przez puszcz�, po kt�rej tylko nazwa zosta�a, Puszcza Bia�owieska. Ano, by�a tu puszcza, p�tora tysi�ca kilometr�w kwadratowych kniei kr�lewskiej, bory niebywa�e, nie tkni�te siekier�, tylko monarcha m�g� sobie pozwoli� na tak� per�� swej korony, na luksus utrzymania ostatniej w Europie najprawdziwszej pierwotnej puszczy, gdzie sta�y jeszcze �wi�te d�by poga�skie, a cisza by�a g��binowa, denna cisza, i zielonkawosiny jak rozpylony grynszpan p�mrok, i zapach pr�chnicy zetla�ej na wieki przed milenium, gdzie ro�liny, drzewa, zwierz�ta �y�y jak chcia�y i �ubry chodzi�y swobodnie stadami prosto z prehistorii. Taka by�a puszcza mego dzieci�stwa. Znik�a z ostatni� dynasti�. Niemcy za kajzera zacz�li, Poleszucy z okolicznych wiosek podchwycili i w te p�dy tak�e do lasu z siekierami, po nich nadle�nictwa pa�stwowe i obce koncesje z pi�ami mechanicznymi, z tartakami, z Hajn�wk� ca��, w ko�cu Niemcy za Hitlera, i ch�opi, i partyzanci, wszyscy ci�li las, t�ukli zwierzyn�, a� granic� przeci�to t� per�� na dwoje, tu Bia�owie�a sowiecka, a tu Bia�owie�a polska - tak� sztuk� puszcz� t�uk� na makadam, psiakrew, na makadam... Szukali�my �lad�w dawnego czasu po drodze i potem na miejscu, w Zwierzy�cu. Nie by�o. Znaku po dziadkowym Zwierzy�cu nie zosta�o. By� park - ro�nie las, by� pa�acyk - stoi nowa, nawet zgrabna le�nicz�wka. Nikt nie wyjrza�. Sarenka przygl�da�a si� nam zza w�g�a, przechyliwszy z lekka g��wk� jak wszystkie sarenki, kt�re mia�em, a co roku przynoszono nam jakie� znalezione w lesie sarni�tko. Karmili�my je smoczkiem, Helenka i ja, k��cili�my si�, rywalizowali�my z sob� o wzgl�dy naszej pieszczoszki. Dzie� zaczyna� si�, gdy na korytarzu rozlega�y si� drobno kl�skaj�ce kroki, nas�uchiwali�my, czy raciczki jej nie zgrzytn� w po�lizgu na parkiecie, bo wtedy z pewno�ci� b�dziemy mieli dzie� feralny. Wreszcie wchodzi�a, Bo�e mi�y, wchodzi�a mi�dzy nasze ��ka i przechyliwszy �epek zerka�a w prawo i w lewo, to by�a wielka chwila, wstrzymywali�my dech pod ko�derkami: u kogo b�dzie dzi� szuka�a ciep�ej buteleczki mleka? Pod czyj� poduszk� wetknie sw�j czarny, wilgotny, rozkoszny pyszczek? Sarenka ros�a z nami, mia�a p�niej ma�e i sz�a z nimi w swe w�asne le�ne �ycie, czasem okazywa�a si� kozio�kiem, jak Frycek, kt�ry wyr�s� na kapitalnego rogacza o wspania�ych krzy�owych parostkach, ale tak si� rozbryka�, �e ka�dego b�d�, pokaleczy� nawet bo�ogrobsk� bab� Genowef�, co to chodzi�a niby to do grobu Zbawiciela i wraca�a z woreczkiem ziemi �wi�tej, kt�r� nast�pnie przez ca�� zim� sprzedawa�a w Budach na szczypty, ot� t� bab�, ledwo do nas przysz�a, Frycek wyr�n�� z ty�u w krzy� i dziadek kaza� go przep�dzi� za bram�. Wtedy w�a�nie wydarzy�a si� ta historia z �ubrami. Przyjechali Anglicy, jedna jedyna wycieczka, jak� pami�tam. Nie znano tu przecie� �adnej turystyki. Puszcza Bia�owieska, prywatny maj�tek cara, to by�y obszary ca�kowicie zamkni�te, dost�pne wy��cznie dla panuj�cego i jego go�ci. Musieli to by� nie byle jacy Anglicy, skoro uzyskali zgod� dworu na zwiedzanie puszczy. Dziadek da� im dwa powozy i jegra. Nie szukali d�ugo, bo ju� kilometr od Zwierzy�ca trafili na stado �ubr�w z Fryckiem, a trzeba wiedzie�, �e po wygnaniu z raju przysta� do �ubr�w i chodzi� z nimi w charakterze czujki. �ubry na ten niezwyk�y dla nich widok tylu ludzi ustawi�y si� w sw�j szyk obronny, byki dooko�a, krowy z cielakami w �rodku, i tak si� przypatrywa�y spode �ba pstrej i rozgadanej gromadce, a Frycek, kt�ry nieraz ludzi przewraca�, doskoczy� bli�ej i jeden Anglik zacz�� si� z nim mocowa�. Jegier pr�bowa� mu na migi wyperswadowa�, �eby da� spok�j, bo to wyj�tkowo z�o�liwy cap, ale tamten machn�� r�k�, co mu tam jaki� sarniak, on w Afryce polowa� na lwy, na nosoro�ce... Przygi�� kark Frycka do ziemi, a� Frycek zabecza�, i wtenczas �ubry ruszy�y. Mo�e by tylko post�pi�y par� krok�w, gdyby nie pop�och, nie paniczna ucieczka do powoz�w, w�wczas �ubry ruszy�y �wawiej, panie w krzyk i jeszcze si� zas�aniaj� letnimi, od s�o�ca, parasolkami z czerwonego jedwabiu, wi�c byki w cwa� i zacz�a si� gonitwa. P�dz�, ziemia dudni, z daleka wida� ju� palisad� Zwierzy�ca, i ju� bram� wida�, ale co to? - brama zamkni�ta! Stangret Boles�aw czapk� zdj�� i prze�egna� si�, tak mi tyle razy opowiada�, prze�egna�em si�, paniczu, bo to, widz�, koniec, przede mn� p�ot, a z ty�u �ubry, roznios� nas na rogach i kopytach... Szcz�ciem Dmytruk, g�upawy Dmytruk, kt�rego babcia trzyma�a przez lito�� we dworze, sta� akurat przy bramie, rozwar� wierzeje i zatrzasn��, mia� rozum zatrzasn�� za powozami. Tylko dzi�ki niemu sko�czy�o si� na strachu, wszyscy zeszli szcz�liwie z powoz�w na roztrz�sionych nogach, ale jedn� lady trzeba by�o wynosi�, bo zemdla�a. A w og�le, je�li chodzi o �ubry, kt�rych w�wczas by�o du�o, podobno oko�o 800 sztuk, to byli�my z nimi w dobrej komitywie i spotkawszy w lesie przygl�dali�my si� zza drzew, jak si� pas� lub w�druj�. Nie bali�my si� �ubr�w w stadzie, uciekali�my dopiero na widok samotnego byka, taki bowiem, co nie ma �ony ani dzieci, kt�rego �adne stado nie przyjmuje, taki wyrzutek chodzi z�y, m�wiono, uciekajcie, dzieci, bo si� rzuci i na rogi we�mie. W krajobrazie mego dzieci�stwa �ubry by�y czym� tak codziennym i fascynuj�cym jak neony, jak �ycie ulicy dla ch�opca wielkiego miasta. Obecno�ci� ich oddycha� Zwierzyniec, pa�ac i chaty, m�wiono o nich, przejmowano si� nimi, gniewano, gdy dajmy na to Jednorogi wychodzi� na szos� w dzie� targowy i sta� sobie godzinami zatrzymuj�c wszystkie wozy do Bia�owie�y albo gdy Lucyper rozwydrzy� si� nie do wytrzymania zabijaj�c trzeciego z kolei cz�owieka, istny ludob�jca, s�usznie go starszy pan, to znaczy dziadek, zastrzeli�. �ubry budzi�y strach, podziw, zaciekawienie, czasem wsp�czucie, niepodobna przecie� nie litowa� si� nad wiekowym bykiem, jak d�ugo i ci�ko umiera, przewraca si� z boku na bok pod d�bem i co westchnie, to si� puszcza odezwie bli�niaczym, g�uchym poj�kiem. Albo taka niep�odna �ubrzyca, co nie mog�c si� doczeka� w�asnego male�stwa uprowadza, biedna, ja��weczk� z babcinego stada. Mieszka�y obok nas w tej samej puszczy, ich sprawy i prze�ycia nie by�y bez znaczenia dla nas, mieszka�c�w Zwierzy�ca, pami�tam, jak d�ugo i uporczywie wszyscy si� zastanawiali, zgadywali, dlaczego �ubry poci�gn�y raptem pod Browsk. Co w tym jest takiego i ku czemu? Pami�tam dni walki z zaraz�, a w rok p�niej nastr�j przygn�bienia w ca�ym osiedlu, gdy zdycha�y �ubry kaukaskie... Dziadek w celach do�wiadczalnych, trzeba wiedzie�, zapocz�tkowa� wymian� �ubr�w nizinnych i g�rskich, z Kaukazu przesiedla� do Bia�owie�y i odwrotnie, z�owione u nas wysy�a� na Kaukaz. Raz wzi�� mnie na takie �owy. Zajechali�my bryczk� pod sam p�ot, pod tak� ja�niutk�, pachn�c� �wie�o ociosanym drewnem �cian� z grubych desek, d�ugo�ci mo�e stu krok�w, a wysok� na dwa metry. Wdrapali�my si� do�� �wawo jak na nasz wiek (ja mia�em osiem lat, a dziadek siedemdziesi�t) i wyjrzawszy z g�ry zobaczyli�my drug� tak� sam� �cian� p�otu naprzeciwko, obie tworzy�y zw�aj�cy si� stopniowo korytarz, wylot zamyka�a wielka masywna skrzynia_klatka na k�kach, suwane jej drzwi by�y podniesione, tak �e nie widzia�o si� za nimi jegra, co sta� na wierzchu klatki i trzyma� przed sob� drzwi jak tarcz�, jak n� gilotyny. A z drugiej strony p�otu, na kt�rym stali�my wszyscy - dziadek, ja, ch�opi i jegrzy - na niewielkiej �r�dle�nej polance, znajdowa�y si� od wczoraj zwabione tu i zamkni�te w ogrodzeniu �ubry, ma�e stadko, siedem, mo�e dziesi�� sztuk. Ju� si� zorientowa�y, �e s� zamkni�te, widzia�y g�owy ludzi czyhaj�cych na nich zza p�otu, strwo�one wi�c i czujne zbi�y si� do kupy i sta�y nieruchomo gotowe do ataku. S�o�ce stamt�d o�lepia�o, dziadek przes�oni� d�oni� oczy lustruj�c ca�e stadko. Wszyscy patrzyli na niego, zdawa�o si�, �e i �ubry widz� tylko jego, tego oto najstarszego w siwej kurtce z zielonym szamerunkiem, i to nasuwa�o pewne skojarzenia, nie bez uczucia dumy: Burmus �y�, ile tylko mo�e �ubr, dawano mu, kiedy zdech�, 35 lat, dziadek ma dwa razy tyle, taki stary, ale jary, rumianolicy, z bia�� brod� jak �wi�ty Miko�aj, nawet �adniejszy, taki dumny, z orlim nosem i ostrym strzeleckim spojrzeniem, z pewno�ci� �adniejszy od �wi�tego, tylko bez tej s�odkiej, wigilijnej dobroci, gdzie tam, s�odyczy nie ma w sobie �adnej, ale m�dry, ale najwa�niejszy, daj Bo�e ka�demu takiego dziadka... Skin�� wreszcie d�oni� na pi�knego byka stoj�cego nieco na uboczu. Z p�otu zeskoczy� m�ody jegier i ci�gn�c za sob� sznur z fladrami przemkn�� mi�dzy bykiem a stadem, �ubry �achn�y si� i cofn�y. Byk zosta� odci�ty od stada, ale nie poszed� naprz�d w stron� korytarza. Pr�bowano go ruszy� tak i owak - nie chcia�. Upar� si� i basta. W�wczas nie wiadomo sk�d i jak zjawi� si� na polanie Kiczkaj��o i poszed� na byka. - Pozor! - krzykn�� dziadek, to znaczy, �e si� zirytowa� lub rozsierdzi�, wymyka�y mu si� wtedy s�owa czeskie - ale mi nie bzikuj! - C...
pokuj106