Eryk Remiezowicz [Wied�min] : Dwie bitwy Brouver Hoog wydawa� wielk� uczt�. Powodem by�o to, co starosta Mahakamu nazwa� powrotem. Krasnoludy z ca�ego �wiata opu�ci�y miasta i kry�y si� przed wojn� w bezpiecznym Mahakamie. Brouver og�osi�, �e chce powita� braci godnie. W najwi�kszych komnatach krasnoludzkiego matecznika rozstawiano sto�y. Pomimo trudno�ci z zaopatrzeniem, mahakamskie krasnoludy wyci�gn�y ze spi�arni wszystko, co mia�y najlepszego. Uczta przebiega�a zgodnie z najstarszymi i naj�wi�tszymi krasnoludzkimi obyczajami, kt�re nakazywa�y �re� i pi� bez opami�tania, i komentowa� smakowito�� oraz obfito�� potraw dono�nymi bekni�ciami.. Zakazane by�o jedynie �piewanie po trze�wemu i sikanie pod �ciany. To ostatnie mia�o s�u�y� utrzymaniu zdrowej atmosfery. Zoltan Chivay mia� ju� zdrowo w czubie. By� w ko�cu prawdziwym krasnoludem, oddanym tradycjom swego ludu. Powoli zaczyna�o mu si� dwoi� przed oczami. Pe�gaj�ce i rozmyte �wiat�o pochodni w po��czeniu z paroma litrami piwa zaczyna�o robi� swoje. D�ugo musia� si� zastanawia�, co nie zgadza si� w postaci stoj�cej obok mahakamskiego starosty. Dopiero po chwili doszed� do tego, �e na oto na krasnoludzkiej uczcie znalaz� si� cz�owiek! Zamierza� wybe�kota� jaki� stosowny komentarz, ale Brouver Hoog ubieg� go . - Oto jest graf Kobus de Ruyter, wojownik znakomity i szlachcic uczciwy - wrzasn�� starosta przekrzykuj�c gwar. Pot�ne p�uca i stalowe struny g�osowe by�y jedn� z podstawowych kwalifikacji do urz�du starosty Mahakamu. - Przyszed� si� nam pok�oni� i wyrazy szacunku z�o�y�! - wywrzeszcza� Hoog. Towarzystwo odwrzeszcza�o z powrotem swoje wyrazy szacunku. Znaczna cz�� krasnolud�w wplot�a w nie jednak barwne opisy problem�w seksualnych grafa, wynikaj�cych z pot�nego wzrostu i wystaj�cego brzucha. C�, to r�wnie� by� wyraz szeroko poj�tego krasnoludzkiego szacunku. - Nie tylko jednak w tym celu przyby� do nas szacowny graf! Domy�lacie si� krasnoludzcy bracia, czemu do nas przyjecha�? W odpowiedzi ca�a sala zgodnie rykn�a: - Nasze baby przyjecha� ogl�da� zbere�nik! Pad�y dalsze opisy i propozycje dotycz�ce ludzkich technik ��kowych. - Nie zgadli�cie bracia - odpowiedzia� rze�ko Hoog. - Nie po baby i nie po pieni�dze on tu przyjecha�. Nie chce nawet naszych zbroi i miecz�w, cho� jego �o�nierze w pordzewia�ych garnkach biegaj�! W wielkiej wojennej potrzebie s� nasi przyjaciele z Redanii. Pytam wi�c: kto zg�asza si� na ochotnika, aby Czarnych odeprze� i za Jarug� wyrzuci�? Nie by�o braw. Brouver si� o�miesza�. Czemu mia�yby ich obchodzi� ludzkie sprawy? Mahakam by� niezdobyty. Nie tylko dlatego, �e le�a� w g�rach. R�wnie� dlatego, �e obie armie walczy�y mahakamsk� broni�. - Serce mi �amiecie - Hoog uderzy� w tony liryczne. - Przecie to wasze domy i warsztaty b�dzie wr�g niszczy�! To waszych ludzkich przyjaci� tam b�d� mordowa�! I wy mo�ecie tak tu siedzie�? Zoltan wiedzia�, czyje warsztaty b�d� niszczone. Zacz�� trze�wie� w b�yskawicznym tempie. Nagle zauwa�y� czujne i trze�we spojrzenia siedz�cych zausznik�w Brooga. Przypomnia� sobie wszystkich, kt�rym opowiada� dowcipy o wiecznie sklejonych barszczem w�sach starosty. Rozejrza� si� dooko�a. Nagle zauwa�y�, �e pod �cianami stoi par� posterunk�w stra�y. Trze�wych jak �winie i uzbrojonych po z�by. Broog ci�gn�� dalej: - Dennis Cranmer! Lata ca�e pracowa�e� w Ellander! Chcesz si� teraz od tego odwr�ci�? Wstyd by�by to wielki dla ca�ej krasnoludzkiej rasy. Sta� obok mnie i przysi�gnij wierno�� i pos�usze�stwo wobec kr�la Foltesta! Dennis wsta�. Te� ju� wytrze�wia�. Na tyle, �eby wiedzie�, �e nie ma innego wyj�cia. Hoog rycza� dalej: - Sheldon Skaggs! Kupcy zabijali si� o to, �eby� ich karawan strzeg�. Takich wojownik�w na pewno b�dzie trzeba! Zoltan nie zdziwi� si�, kiedy us�ysza� swoje nazwisko. Wiedzia�, �e to samo dzieje si� teraz w ca�ym Mahakamie. Wiedzia� te�, �e wszystkie krasnoludy p�jd�, tak jak on. �e duma nie pozwoli im przyzna� si� do tego, �e nikt ich tutaj nie chce.. * * * I dlatego to nie miejsce dla ciebie, pomy�la� Dennis Cranmer. Nie dla ciebie, Jarre. Bo ja mam wci�� jeszcze niesp�acone d�ugi u Nenneke. Dlatego chcia�bym, by� wr�ci� ca�o z tej wojny. A Ochotniczy Huf Mahakamski, z�o�ony z krasnolud�w, z osobnik�w obcej i gorszej rasy, kt�rych nie chc� nawet ich w�a�ni wsp�bratymcy, b�d� zawsze posy�a� z najwredniejszymi zadaniami, na najgorsze odcinki. * * * Tylko siedem czarodziejek znajdowa�o si� w siedzibie lo�y. Zam�t powsta�y po rozpocz�ciu wojny wytworzy� wiele niebezpiecze�stw i szans, wobec kt�rych czarodziejki nie mog�y pozosta� oboj�tne. I tak na przyk�ad Sabrina Glevissig pilnowa�a sytuacji w Kaedwen, a Fringilla bawi�a w Toussaint. W Montecalvo by�a ju� Assire van Anahid, kt�ra niedawno wr�ci�a z Nilfgaardu. Ko�czy�a w�a�nie swoj� przemow�: - Takim to sposobem diuk de Wett pozbawi� Emhyra mo�liwo�ci szybkiego podboju P�nocy. - Emhyr przekombinowa� - stwierdzi�a Sheala. - Wymy�li�, �e wysy�aj�c de Wetta i aep Dahy'ego na wojn�, utnie g�ow� opozycji wewn�trznej. - Ale dzi�ki pani Assire i g�upocie ksi�cia Joachima- Filippa sk�oni�a g�ow� w kierunku eleganckiej czarodziejki - grupa armii "Verden" da�a naszym w�adcom czas na mobilizacj�. Nieobecna chwilowo pani Glevissig stara si� w�a�nie utrudnia� dzia�ania armii nilfgardzkiej w Kaedwen i twierdzi, �e da sobie z tym rad�. Pozosta� nam tylko jeden problem. * * * Menno Coehoorn rozpocz�� narad� tradycyjnie od stosu wyzwisk pod adresem rodziny de Wett, ze szczeg�lnym uwzgl�dnieniem ksi�cia Joachima. Od kilku tygodni pr�bowa� wpasowa� resztki armii Verden w struktury swoich wojsk. Sz�o to wyj�tkowo opornie. �o�nierze de Wetta byli zdemoralizowani i chcieli jedynie wr�ci� do domu. - Mam jednak dobr� nowin�, panowie - marsza�ek u�miechn�� si� wrednie. - Cesarz zapewni� mnie we w�asnor�cznie napisanym li�cie, �e nied�ugo ksi�cia de Wett b�dzie mo�na ogl�da� jedynie na portretach. Cytuj�: "Zrobimy mu uczciwy proces, a potem powiesimy". S�dz� r�wnie�, �e �o�nierzy de Wetta doprowadzili�my do stanu, w kt�rym mo�emy pozwoli� im i�� za nami bez obawy, �e uciekn�. - Generale Braibant - Menno zgasi� u�miech i wr�ci� do zwyk�ego sobie ch�odnego i skoncentrowanego opanowania. - Pa�ska Czwarta Konna ma uspokoi� Verden. W tym czasie reszta Grupa Armii �rodek podejdzie pod Mayen�. - Armia Verden zdo�a�a straci� wi�kszo�� sprz�tu obl�niczego i nie jeste�my chwilowo w stanie zdobywa� naraz Mayeny i Mariboru - ci�gn�� marsza�ek dalej. - Zdecydowa�em si� na Mayen�. Maribor jest za blisko Mahakamu, a te przekl�te kar�y s� nam wrogie. Maj�c Mayen� b�dziemy mogli odci�� kurdupli i zabra� si� za Maribor. Tam te� przezimujemy. - Verden to ci�ki teren - powiedzia� Brabaint. - W lasach pe�no tam kup ch�opskich. Je�eli jeszcze Natalis zostawi� tam troch� regularnej piechoty, to wieki tam sp�dz�. - Pomy�la�em o tym - odpar� marsza�ek Coehoorn. - Dostanie pan wsparcie, prawdziwych mistrz�w walki w lasach. * * * " Z�� s�aw� okry�y si� elfy w tej wojnie. Coehoorn spu�ci� ich na mieszka�c�w Verden niczym psy na bezbronne owce. Czym�e zajad�o�� i m�stwo ch�opskie, czym�e do�wiadczenie i wyszkolenie p�nocnej piechoty, kiedy walczy� przysz�o z wrogiem, kt�remu drzewa i zwierz�ta pomagaj�, i kt�ry si�� nieczyst� i trucizn� wojuje. Wielu zgin�o, wod� ze studni pij�c. Inni znowu w �rodku nocy ostrzem no�a zostali zbudzeni. Nie znali pi�kni �o�nierze lito�ci ni szacunku. Jak byd�o im si� zdawali�my. Wielu tam si� okrucie�stwem wyr�ni�o, ale jedno imi� powtarzali wszyscy" * * * - Isengrim Faoiltiarna! - Brabaint mia� g�os niczym dzwon i lubi� si� nim popisywa�. Tak by�o i teraz. Elf z trudem powstrzyma� si� przed zakryciem uszu. Ludzkie porykiwanie zawsze rani�o jego uszy. - W uznaniu pa�skich zas�ug w czasie walk w Verden, cesarz wspania�omy�lnie darowuje wam wcze�niejsze przewiny. Zostajecie r�wnie� podniesieni do stopnia pu�kownika. Gratuluj� - Brabaint u�cisn�� r�k� Faoiltiarny, podaj�c mu jednocze�nie patent. Nie patrzy� jednak �wie�o upieczonemu pu�kownikowi w oczy. Mia� go za morderc�, nie za �o�nierza. - Wasi towarzysze poprosili mnie, pu�kowniku Faoiltiarna, o to, �ebym wam powierzy� dow�dztwo nad brygad� "Vrihedd". Jestem sk�onny to zrobi�. Je�li si� zgadzacie, powtarzajcie s�owa przysi�gi: Ja, Isengrim Faoiltiarna... - Ja, Isengrim Faoiltiarna... - elf o ma�y w�os nie ziewn��. Ludzkie rytua�y by�y bezsensowne, a w dodatku nudne. - �lubuj� wobec wszystkich tu obecnych... - �lubuj� wobec wszystkich tu obecnych... - Wierno�� cesarzowi i bezwarunkowe spe�nianie wszystkich rozkaz�w moich prze�o�onych... - Wierno�� cesarzowi i bezwarunkowe spe�nianie wszystkich rozkaz�w moich prze�o�onych... "�eby� ty wiedzia�, gdzie ja mam cesarza do sp�ki z moimi prze�o�onymi, Dhoine" pomy�la� Faoiltiarna. - Oraz pos�usze�stwo wobec praw Nilfgaardu. - Oraz pos�usze�stwo wobec praw Nilfgaardu. - Tak mi dopom� Wielkie S�o�ce. Elf zawaha� si�. To by�o blu�nierstwo. Mo�e to i lepiej. Dzi�ki temu m�g� si� zawsze wykr�ci� z przysi�gi. - Tak mi dopom� Wielkie S�o�ce. - Og�aszam niniejszym, �e pu�kownik Faoiltiarna jest komendantem brygady Vrihedd! - Brabant dar� si� tak, �e s�ysza�a go chyba ca�a armia. - Zg�osi si� pan do mnie za p� godziny, pu�kowniku. Jest par� papier�w do podpisania. Na razie daj� panu czas, niech koledzy panu pogratuluj�. Brabaint odwr�ci� si� na pi�cie i poszed� do swojego namiotu. Ludzcy oficerowie podchodzili do elfa mamrocz�c par� zdawkowych uprzejmo�ci i odchodzili tak szybko, jak im tylko grzeczno�� pozwala�a. Faoiltiarna nie dba� o to. Na ca�ym �wiecie liczy�y si� jedynie elfy. * * * - Cholerne, umalowane, nieludzkie bydlaki! - Filippa ciska�a si� po ca�ym pokoju, potrz�saj�c trzymanym w r�ce li�cie. - Wyr�n�li wszystkich naszych w Verden! Jakim cudem, Dijkstra, powiedz mi, jakim cudem? Dijkstra milcza�. Wiedzia�, �e spieprzy� spraw�. Cuda cudami, a Czwarta Konna sz�a przez Verden ja...
pokuj106