Remiezowicz Godzina piąta minut trzydzieści.txt

(107 KB) Pobierz
Eryk Remiezowicz

Godzina pi�ta, minut trzydzie�ci

Urodzony w lutym dawno temu, z zami�owania chemik i in�ynier chemik, lubi czyta�, ogl�da�, gra�, �piewa�, biega�, 
�mia� si� i mie� du�o pracy. Pisze du�o i ch�tnie, czasem sensownie.
Debiutowa� we Framzecie, opowiadaniem "Trzy ma�e problemy" .
Publikowane opowiadanie zosta�o wyr�nione w pierwszym Konkursie Literackim "Esensji"
O godzinie 17.30 czasu centralnego, druga
mi�dzygwiezdna stacja transportu Uk�adu S�onecznego zosta�a wybita ze swojej orbity. Natychmiast wys�ano kilka 
holownik�w, kt�re mia�y �ci�gn�� j� do najbli�szej stoczni w celu przeprowadzenia niezb�dnych napraw. W tym 
samym czasie, kiedy na Thalass� odholowywano uszkodzone instalacje, na Ziemi po�piesznie szukano winnych, a tam, 
gdzie dawniej istnia�a stacja numer dwa, stworzono niewielki rezerwowy punkt komunikacyjny, os�aniany przez ci�ki 
lotniskowiec "Moltke" i wsp�pracuj�cy z nim zesp� uderzeniowy "Teuta".
Podczas remontu, w trakcie usuwania szcz�tk�w pocisk�w z resztek stacji, odkryto kapsu�� z wyj�tkowo trwa�ego 
molibdenowego organostopu. Otworzono j� z najwy�sz� ostro�no�ci�, bardziej pieszcz�c ni� tn�c. W �rodku znajdowa� 
si� ozdobiony czerwon� lakow� piecz�ci� papierowy rulon, kt�rego tre�� wys�a�a znaczn� cz�� dow�dztwa Floty na 
przyspieszon� emerytur�. Wystarczy�o tych kilka prostych zda�: "Pr�bowali�cie zniszczy� nasz dom, licz�c na to, �e 
usuniecie nas w ten spos�b. Nie uda�o si�. �yjemy. Uda�o wam si� jedynie przerwa� ostatnie ��cz�ce nas z Sol wi�zy. 
Spotkamy si� jeszcze. Pozdr�wcie admira�a Konopackiego.".
Oznacza�o to, �e najbardziej sporna z operacji ziemskiej Floty nie przynios�a spodziewanych efekt�w. M�j przyjaciel 
Kemal Pahor �y� i mia� jeszcze wi�cej powod�w, �eby nas nie lubi�. Winny ca�ego zamieszania Konopacki wywin�� 
si� od sprawy - ju� nie �y�. Wojna z Warn� trwa�a dalej.
***
Nigdy nie zrozumiem jakim cudem ludzko�� zgromadzi�a a� tyle g�upoty, kr�tkowzroczno�ci, zapalczywo�ci i 
bierno�ci zarazem, �eby przekszta�ci� niewinne i bzdurne spory handlowe w ludob�jstwo. Dziwi� si� tym bardziej, �e 
pami�tam jeszcze czasy, kiedy by�o prosto i pi�knie, bo trwa�a w�a�nie ekspansja poza Uk�ad S�oneczny. Sama idea 
wojny mi�dzyplanetarnej uwa�ana by�� przez opini� publiczn� za wybitny kretynizm i pojawia�a si� jedynie jako 
pretekst do rozdymania drajdewizyjnych produkcji. Na �adnej z planet nie by�o niczego, czego nie da�oby si� taniej i 
lepiej wytworzy� w strefie S�o�ca. W dodatku wszystkie skolonizowane �wiaty uznawa�y z dobrej woli przewodnictwo 
swojej ojczyzny cz�sto prosz�c j� o po�rednictwo i rozs�dzanie spor�w. Kiedy za� Rada Sol grzecznie poprosi�a o 
przesy�anie na Ziemi� nadwy�ek, t�umacz�c, �e wysy�a� emigrant�w trzeba, a surowce nie s� niewyczerpane, 
otrzyma�a w odpowiedzi kurtuazyjne zapewnienie, �e pomoc dla macierzy jest najwy�szym zaszczytem, poparte, co 
wi�cej, ca�kiem powa�n� liczb� kontener�w. Niewiarygodne, prawda? Ale byli�my wtedy sercem ludzko�ci 
wysy�aj�cym do gwiazd dzie� w dzie� tony sprz�tu i tego co najwa�niejsze - ludzi.
Idylla trwa�a jeszcze, kiedy zacz�to zaludnia� Warn�, najwi�kszy uk�ad planetarny jaki kiedykolwiek odkryli�my. 
Dwadzie�cia jeden planet, w tym cztery nadaj�ce si� prawie od razu do zamieszkania. Od razu rozpocz�a si� masowa 
emigracja w tamtym kierunku. Budowano, tworzono, rozwi�zywano problemy, a przy okazji na najwi�kszym z 
nadaj�cych si� do kolonizacji �wiat�w odkryto �ycie. Nie by�o to pierwsze tego typu znalezisko, ale po raz pierwszy 
stwierdzono podobie�stwo (niewielkie, ale jednak) substancji tworz�cych organizmy ziemskie i pozauk�adowe. 
Pokrywa�o si� nawet kilkana�cie aminokwas�w. Na pro�b� Rady Ziemi Warne�czycy przes�ali nam par� zbiornik�w 
pe�nych tamtejszych porost�w, kt�re nast�pnie szczeg�owo przebadano w ziemskich laboratoriach, odnajduj�c w 
warne�skich zi�kach krocie fascynuj�cych substancji. By�y tam leki i �rodki przeciwb�lowe, ca�kiem niez�e 
halucynogeny, niekt�re z ro�lin sta�y si� te� modnymi przyprawami. W du�ych dawkach by�y owe warne�skie dodatki 
truj�ce, ale w ma�ych miewa�y zbawienne, wzgl�dnie zabawne dzia�anie. Na nasz� pro�b�, Warne�czycy zacz�li z 
ka�dym transportem przysy�a� regularnie kilka kontener�w z "zi�kami". W zamian za to ich statki emigracyjne 
dostawa�y dodatkowe automatyczne minizak�ady, absurdalnie olbrzymie pojemniki z lekami, czy te� inne 
oprzyrz�dowanie, kt�re Warne�czycy uznali akurat za potrzebne. I tak to trwa�o przez ca�e sto dziewi��dziesi�t lat, od 
pierwszego statku z transportem z Warny do Sol, a� do pocz�tku awantur. Sam nie wiem komu ten uk�ad przeszkadza�. 
Mnie na pewno nie, ale ja na pocz�tku ca�ego zamieszania mia�em jakie� pi��dziesi�t lat, mieszka�em w Kalabrii i 
by�em pilotem wewn�trzuk�adowego frachtowca. Kr�tko m�wi�c, nikt mnie o zdanie nie pyta�, bo i niby dlaczego.
Z naszej strony ca�a ta bezsensowna historia zacz�a si� od komisarza McCullana. Znalaz�szy silne plecy, stwierdzi� na 
jednym z posiedze� komisji ekonomicznej Ziemi, �e wymiana z Warn� przynosi nam wiele strat. Oznajmi�, �e nale�y 
powo�a� specjalne biuro do zbadania sprawy, potem uchwali� podstawy prawne dla handlu mi�dzygwiezdnego, 
rozszerzy� je na ca�e Sol i reszt� uk�ad�w, a na ko�cu utworzy� komisj� Handlu Mi�dzyplanetarnego. Rzecz jasna 
szefem nowo powsta�ej agencji mia� by� McCullan. Chodzi�o prawdopodobnie o dodatkowe sto�ki dla krewnych i 
znajomych, w zwi�zku z czym spraw� na�wietlono w gazetach ze znudzeniem, uwa�aj�c j� za kolejn� typow� 
biurokratyczn� ruchawk�. A szkoda. W tym samym czasie podobn� kampani� rozpocz�to bowiem na Warnie. 
Prowadzi� to niejaki Zlati��, szermuj�c dziwnie podobnym do naszego has�em "Nie dajmy si� wykorzystywa�!". Na 
Ziemi nikt tego nie zauwa�y�, a je�eli nawet, to zignorowa�, bo kogo tak naprawd� obchodzi� prosty wiceminister bez 
jakiegokolwiek demokratycznego mandatu. B��d by� to straszny, bo �w zdawa�oby si� nieznaczny urz�dnik, mia� 
powi�zania z kilkunastoma najwa�niejszymi klanami tamtego uk�adu gwiezdnego. Nikt nie zauwa�y�, �e na Warnie 
faktycznym ustrojem rz�dz�cym by�a oligarchia, a rodzina Zlati��, do sp�ki z familiami Pahor, Sonal, Kutlay i 
Solakovi decydowa�a o wszystkim, o czym si� da�o.
Pierwszy ruch nale�a� do McCullana, kt�ry wys�a� list domagaj�cy si� przyznania Ziemi uprzywilejowanego statusu w 
handlu z Warn�. To bardzo zdenerwowa�o przeci�tnych Warne�czyk�w, kt�rzy w mi�dzyczasie zd��yli ju� si� poczu� 
wykorzystywanymi pionierami. Opr�cz tego, McCullan zdo�a� rozw�cieczy� szef�w klan�w, bo skierowa� swoje dzie�o 
do prezydenta, podczas gdy ka�dy na Warnie wiedzia�, �e jest on nieznaczn� marionetk� z drugorz�dnego klanu, a 
wybiera si� go wy��cznie dla uspokojenia nastawionych demokratycznie sola�skich polityk�w. Warne�czycy, kln�c po 
cichu, zaproponowali rozmowy. Ziemianie zachowali jeszcze resztki zdrowego rozs�dku, co sk�oni�o ich do przyj�cia 
oferty i rozpocz�cia negocjacji. Z Sol wys�ano dyplomat�w, najwy�szej rangi specjalist�w, wydaj�c przy tym sumy 
wi�ksze ni� rzekome straty w handlu. Na Warnie przyj�to ich wystawnie, formuj�c na ten cel specjalnie kompani� 
honorow� i ozdabiaj�c w po�piechu port pasa�erski. Warne�czycy wydali na to prawie tyle samo co my na naszych 
negocjator�w, co jasno dowodzi, �e g�upota jest zara�liwa i ani mi�dzygwiezdna pr�nia, ani ponad sto lat �wietlnych 
nie jest dla niej przeszkod�.
Rozmowy zacz�y si� od p�omiennych deklaracji, z kt�rych jasno wynika�o, �e �adna stron nie ma specjalnego poj�cia 
o tym czego chce druga. W�a�ciwie, to ma�o kto wiedzia� czego chce. Dyplomaci z obu oboz�w przyst�pili do 
spotkania pewni, �e maj� racj�, a ci drudzy s� g�upsi i robi� im na z�o��. Nic dziwnego, �e negocjacje przypomina�y 
nieco uk�ad dw�ch gwiazd - Ziemianie i Warne�czycy kr��yli wok� siebie w sta�ej odleg�o�ci i nic nie mog�o ich do 
siebie zbli�y�. Trwa�o to kilka miesi�cy, po kt�rych nasi pojechali do domu, nie osi�gn�wszy niczego. Nie mogli 
jednak dopu�ci� do tego, �eby wyda�o si�, jak bardzo s� niepotrzebni. W celu unikni�cia wydatk�w zdecydowano si� 
na bardzo prost� i tani� metod� kontynuowania negocjacji. Wys�ano kapsu�� z listem, co samo w sobie nie by�oby 
mo�e takie z�e, gdyby nie fakt, �e by�o to dzie�o bardzo obra�liwe w tre�ci. Stwierdzono tam dobitnie, �e Warne�czycy 
istniej� tylko dzi�ki pomocy i pracy wszystkich Solan, a w szczeg�lno�ci Ziemian. Zaznaczono wyra�nie, �e ich 
poczynania s� niewdzi�czno�ci�, po czym zagro�ono bli�ej niesprecyzowanymi konsekwencjami.
W odpowiedzi na nasze ultimatum przys�ano nam z Warny kapsu��, w kt�rej znajdowa� si� list ze zwi�z�ym "Idi u 
piczku materinu". Wtedy klika McCullana wpad�a na drugi z kolei idiotyczny pomys�, decyduj�c o zaprezentowaniu 
naszej si�y. Mocno ju� byli zdesperowani i wyda�o im si� to najlepszym wyj�ciem z sytuacji. Postanowiono wi�c 
napr�y� ziemskie mi�nie i pokaza� drzemi�c� w Uk�adzie Sol pot�g� (jako� tak to uzasadniano). Wzi�to kilkadziesi�t 
frachtowc�w, obito p�ytami pancernymi, doklejono do ka�dego kilkana�cie wie� z prost� artyleri� i pos�ano w drog�. 
Nasi ch�opcy mieli troch� postrzela� do sztucznych satelit�w, mo�e zniszczy� par� instalacji i wr�ci�. Nic prostszego, 
gdyby nie podstawowy b��d pope�niony w trakcie planowania ekspedycji. Za�o�ono mianowicie milcz�co, �e 
Warne�czycy nie wpadn� na ten sam pomys�. Nasze frachtowce pojawi�y si� w ich uk�adzie, ustawiono instalacj� do 
odpalenia powrotnego, zacz�to �adowa� do niej energi�, a statki bojowe ruszy�y ra�no w kierunku jednej z 
zewn�trznych stacji uk�adu. Zanim jednak osi�gni�to cel, pojawi�y si� pociski Warne�czyk�w. Kilka miliard�w ton 
ska�, rozdrobniono i rozproszono na kilka tysi�cy kilometr�w sze�ciennych, tworz�c rozleg�� chmur� py�u, kt�r� 
rzucono na nasz� oci�a�� flot�, kt�ra �atwo wpad�a w kosmiczn� zasadzk�. Zanim zdecydowali si�, czy hamowa�, czy 
te� skr�ca� i dopasowali do tego ca�� formacj�, byli ju� w �ro...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin