Rzępołuch Pamięć.txt

(30 KB) Pobierz
Rados�aw Rz�po�uch

Pami��

W ciemno�ci dr�ka by�a tylko ciemno�ci�, lecz szed� pewnie i szybko, st�paj�c 
po zmarzni�tej ziemi. Po obu stronach wyrasta�y nieprzeniknione, cho� 
niewidoczne �ciany, nie dawa�o si� odr�ni� ziemi ani nieba, ca�kiem 
pozbawionego gwiazd, bez okrucha ksi�yca. Nie ujrza�yby go teraz najbystrzejsze 
oczy, za� uszy nie pos�ysza�yby go - wsz�dzie wok� panowa�a cisza, wielka i 
odwieczna jak mrok, nie odzywa�y si� nocne stworzenia, czarny wiatr bezg�o�nie 
pa��ta� si� w chwastach przy �cie�ce i nagich ga��zkach drzew, a stopy jego, 
stawiaj�c d�ugie, jakby �lizgaj�ce si� kroki nie wydawa�y �adnego d�wi�ku, nie 
szele�ci�y szaty. Zda�o si�, �e ca�y �wiat zastyg� w g��bokim �nie.
Nagle gwa�townie przystan��, wyprostowa� si� i ur�s� bardzo, zach�annie wci�gn�� 
w p�uca zimne jak l�d powietrze, a� w nozdrzach mu za�wiszcza�o, zagwizda�o 
piskliwie jak niezwyk�y ptak. Przez chwil� sta� absolutnie nieruchomo, zmieniony 
w pos�g na �rodku �cie�ki, lecz wkr�tce przygarbi� si� i pod��y� dalej, jak 
przedtem �lizgaj�c si� po ziemi, bezg�o�nie jak widmo, co przemierza noc. 
�cie�ka prowadzi�a w pobli�u wioski, teraz ca�kiem u�pionej. Obr�ci� g�ow�. 
Stamt�d te� nie dochodzi� go �aden d�wi�k, jednak jego wra�liwe zmys�y wyra�nie 
doznawa�y obecno�ci ludzi, ukrytych w domostwach, wyczuwa�y ciep�o ich cia�, 
zawini�tych w grube futra zwierz�ce, ich spokojne b�d� nier�wne oddechy dziwnych 
sn�w, ogie� buzuj�cy pod �cian�, cienkie j�zyki dymu, z wie� komin�w wznosz�ce 
si� pod czarne niebo. Czu� te� zwierz�ta w zagrodach, ogromne wo�y i �agodne 
krowy, chrapanie �wi� i psy, �pi�ce czujnym snem w budach. 
Odwr�ci� si� i pod��a� dalej.
Wkr�tce wyczu�, �e ziemia pod jego nogami nieznacznie si� wznosi, i oto ju� 
znalaz� si� tam, gdzie zmierza�. Wsz�dzie tu ros�y suche, zesz�oroczne chwasty, 
lecz bez �adnego szelestu poszukiwa� w�r�d wielkich kamieni, co w niesamowitym 
mroku zdawa�y si� promieniowa� �agodnym, niebieskawym �wiat�em. Nagle pojawi� 
si� leciutki powiew i przyni�s� mu zapach, mocny i �yciodajny opar �wie�ej 
ziemi. Skoczy� i dotar� do �r�d�a, pad� na ziemi�, rozp�aszczaj�c cia�o, 
rozcapierzy� r�ce i nogi i podsun�� si�, podpe�z� silnymi skurczami pasji i 
uwielbienia. Wystawi� g�ow� za kraw�d� otworu, po brzegi pe�nego przejmuj�cej 
woni, za� g��boki d� otwiera� jeszcze wi�ksz� ciemno��, zia� mrokiem nieznanych 
przestrzeni, wi�d� wewn�trz. 
Wtem zda�o mu si�, �e co� nagle odmieni�o si� w otoczeniu - mo�e by� to ruch, 
mo�e nik�y d�wi�k, mo�e odcie� zapachu. Momentalnie poderwa� si� i wypr�y�, 
lecz nic ju� tam nie by�o. Sta� jeszcze kr�tk� chwil�, potem skoczy� i roztopi� 
si� w ciemno�ciach. 
- To pogrzebiesz j�, Nomalu - stwierdzi� Styron. By� to starszy ju� cz�owiek i 
przemawia� z pewnym smutkiem, jak m�wi� ludzie o nieszcz�ciach, kt�re spotka�y 
innych i prawdopodobnie dotkn� te� ich.
W wiosce nie by�o gospody, lecz wie�niacy zwykli si� gromadzi� w domu 
naczelnika, najwi�kszym ze wszystkich, gdzie zawsze mo�na by�o zasi��� kr�giem 
na pogaw�dki i piwo. 
- Ano musz� - prychn�� Nomal z niech�ci�. 
- Patrze� tylko, bez niczego pomar�a - zauwa�y� Ugan, mieszkaj�cy na skraju 
wioski. Rozleg�o si� kilka potakuj�cych g�os�w. 
- Ale kto� si� narodzi� - Talzol, �ona naczelnika, nie mog�a si� powstrzyma�, by 
nie uzupe�ni� - bowiem w wiosce niedawno przysz�o na �wiat dziecko jej s�siadki, 
dziewczynka. Talzol by�a tu jedyn� kobiet� w�r�d m�czyzn, pozosta�e plotkowa�y 
po innych domach.
- �e pomar�a, to �le - upiera� si� Ugan.
- Nikogo nie zostawi�a, to dobrze - Talzol te� potrafi�a by� uparta.
- Pieni�dz�w podobno zostawi�a - odezwa� si� Dider, ma�y ch�op o ci�tej twarzy, 
o kt�rym wszyscy wiedzieli, �e swarliwy jest prawie jak kobieta. 
- To pogrzeb b�dzie mia�a okaza�y - skwitowa�a Talzol, wywo�uj�c u�miech 
zadowolenia u swojego m�a.
- Co komu po pieni�dzach?
- Dziwne, dziwne. Nikt nie ma pieni�dz�w, a ona ma. Ciekawym, sk�d - zastanowi� 
si� Waran. By� gruby, �ysy i zd��y� do tej pory wypi� najwi�cej piwa ze 
wszystkich, wprawiaj�c si� w refleksyjny nastr�j.
- �eby kozy trzyma�, za stara jest. 
- I na pole za stara.
- Chyba ona nigdy pola nie mia�a. 
- I nawet krowy nie mia�a. 
- Kury te� ani jednej - pad�o kilka propozycji. 
- Sk�r mog�a mie� - rzuci� Nomal. 
- A za co? Za pieni�dze? M�wi�em ju�, pieni�dz�w tu na nic - zaoponowa� Dider. 
- Ja tak my�l�, �e ona, jak m�oda by�a, to gdzie� tych pieni�dzy dosta�a, a 
potem nie by�o co z tym robi� - m�wi� Waran. Dzisiaj do�� szybko uda�o mu si� 
zaspokoi� pragnienie i siedzia�, wpatruj�c si� w pochodni� p�on�c� pod sufitem. 
- To po co trzyma�a?
- A co, mia�a wyrzuci�?
Pozostali na serio zabrali si� do piwa mniej wi�cej wtedy, gdy Waran sko�czy�. 
Jak zawsze, rozmowa wzbudzi�a w nich pragnienie zimnego napoju. Trzymany na 
dworze, osi�ga� odpowiedni� temperatur�, trzeba by�o tylko uwa�a�, by za szybko 
jej nie utraci�, bo w pomieszczeniu, gdzie na wielkim palenisku wci�� trzaska�y 
drwa i poci�o si� tylu ludzi, by�o bardzo ciep�o.
- Jakby pomy�le�, to po�y� jeszcze mog�a. 
- Ale chyba lekko jej by�o - powiedzia� jeden z biedniejszych gospodarzy. Ci 
siedzieli dalej od beczki i trzeba by�o podawa� im kubki, jednak cz�sto zdarza�o 
si�, �e �wie�o nape�niony kubek, kt�ry rozpoczyna� sw� drog� do nich, ko�czy� j� 
gdzie� wcze�niej.
- Mo�e i lekko, ale patrzy�a dziwnie jako� - rzek� inny. Siedzia� na sto�ku z 
niedoko�czonym kuflem piwa i wpatrywa� si� w pod�og�. 
- Tobie wszystko dziwne, Ancobol. 
- Nie dziw si�, Ancobol - zwr�ci� si� do niego 
Nomal. - Piwa si� napij. 
Ch�op odda� napocz�ty kubek innemu, a sam wzi�� pe�ny, kt�ry mu podali. Szybko 
wypi� po�ow� i zn�w wpatrzy� si� w klepisko. 
- Ancobol pije ostatni, pierwszy zalewa si� - rzuci� kto� z boku. Rozleg�y si� 
�miechy. 
- Nie krzycza�a ale chyba? - spyta� Styron.
- Nie, nie, nie krzycza�a - zapewni�o go jednocze�nie kilka g�os�w.
- Zulan tylko krzycza�a - zauwa�y�a Talzol.
- Jakby krzycza�a, mo�e by wiadomo by�o, od czego pomar�a - zastanowi� si� gruby 
Waran. - A tak to nie wiadomo.
- Nie wiadomo, ale na cmentarz i tak jej trzeba - rzek� Nomal.
- To g�upiego Edama spotka! - zawo�a� Mazidol. 
- Nie ona, a pogrzeb go spotka - pad� sprzeciw. Dider na chwil� oderwa� si� od 
kurzego udka. Ka�dy go�� powinien przynosi� jedzenie ze sob�, kur� czy sznur 
kie�bas i wi�kszo�� stosowa�a si� do dobrych obyczaj�w, lecz Dider zawsze mia� 
ze sob� niewiele albo nic i m�wi�, �e jest ma�y, to ma�o je, a zreszt� nie jest 
g�odny. A potem opycha� si�, jakby w domu nic nie mia�. 
- Patrz, cz�owiecze, taki �yje bez niczego i jak pomrze, nie zmiarkuje nic - 
ch�op zwany Stamilo rzuci� w dym od paleniska. Piek�o si� tam na kiju kilka kur, 
z kt�rych ta pierwsza zaczyna�a si� ju� porz�dnie rumieni�. 
- Ciekawe, czy kur� by lubi� - rzek�a Tolzal od tamtej strony.
- Co ty gadasz, kobieto?! - podni�s� g�os jej m��. - Nieszcz�cie do domu by 
przyni�s�!
- Jeszcze pomy�li, �e to cmentarz! - potwierdzi� szybko Styron. 
- Nie ka�demu on nieszcz�cie przynosi - mrukn�� Dider. 
Numal od razu poj�� aluzj�. W wiosce chodzi�y pog�oski, �e Edam podobno robi z 
kim� interesy. Z kim, tego ludzie nie wiedzieli, ni te�, czym mo�na handlowa� z 
takim �az�g�, i dlatego budzi�o to ich ciekawo��. A skoro wszyscy siedzieli 
teraz w domu Numala, to jego najprawdopodobniej mia� Dider na my�li. To w�a�nie 
dlatego m�g� nie przynosi� jedzenia i ob�era� si� za dw�ch - wiedzia� o 
wszystkim, co si� dzia�o w wiosce, a jak nic si� wcale nie dzia�o, i tak by�o 
trzeba na niego uwa�a�.
- W�a�nie. Pomrze i nie powie ni s�owa - powt�rzy� Stamilo. 
- Tak jak Bubartul stara - dopowiedzia� Ugan. 
- Ciekawym, czy aby nie od nieszcz�cia. 
- Umar�a stara, nie wiedzie� od czego - rzek� Nomal, marszcz�c brwi.
Rozmowa ci�gn�a si� d�ugo, wci�� wracaj�c do tego samego miejsca. Potem 
odbiega�a od niego dalej, gdzie indziej za ka�dym razem, by potem do niego 
powr�ci�. Gdy kolejny raz tam si� znalaz�a i zn�w chcia�a si� rozwin��, okaza�o 
si�, �e zabrak�o piwa. 
Stara kobieta siedzia�a cicho, bez s�owa, od dawna samotna w swej chacie, bez 
dzieci, kt�re dawno wyprowadzi�y si� daleko st�d i odwiedza�y j� rzadko, bez 
zwierz�t w obej�ciu, kt�re mog�yby wyczu� t� smu�k� niewidzialnego dymu, co 
wznios�a si� nad strzech� i rozwia�a na wietrze; nie by�o konia, by zar�a�; 
krowy, by zarycza�a smutno; psa, by zani�s� si� urywanym szczekaniem; jedyna 
�ywa istota, kt�ra z ni� mieszka�a, wielki kot w bure pr�gi, kilka miesi�cy temu 
poszed� do puszczy, nie wiadomo po co i nie powr�ci� ju�. By�a wtedy zima, gdy 
posz�a go szuka�, lecz drog� zagrodzi� jej strumyk, co p�yn�� pod lodem tak 
cienkim, �e nie utrzyma� nawet jej cia�a, lekkiego jak przepi�rka; jednak wcale 
nie poczu�a zimna, przej�ta poszukiwaniem, lecz cho� d�ugo drepta�a po �niegu, 
kot nie odpowiedzia� na jej wo�ania i w ko�cu wr�ci�a, prawie nie czuj�c �alu, 
bo wida� wola� pozosta� w�r�d drzew, pi�knych i bia�ych jak kr�lewny z ba�ni... 
Odt�d by�y z ni� tylko jej domowe sprz�ty, milcz�cy, wierni towarzysze, 
drewniana �y�ka, do po�ysku wyg�adzona jej d�oni�, palenisko, gdzie zupa dawno 
wystyg�a w �eliwnym, sczernia�ym garze, jej stary zydel, jedyny w chacie, zawsze 
tak wygodny i przyjazny jej, �e chroni� przed upadkiem nawet gdy spa�a, i 
pokruszone �ciany, przez kt�re patrzy�a teraz na horyzont, gdzie powoli d�wiga�o 
si� czerwone s�o�ce.
Mimo wszystko, pogrzeb zapowiada� si� efektownie. Pieni�dze Bubartul by�y to 
zwyk�e miedziaki, lecz okaza�o si�, �e Gomana, wioskowy bogacz, zechcia� 
zamieni� cz�� swego maj�tku na monety, kt�rych mia� bardzo ma�o, lecz za to 
mn�stwo byd�a, sk�r, garnk�w i no�y. 
Zmar�a nie mia�a krewnych, wi�c Nomal, naczelnik wioski, musia� poszuka� ludzi, 
kt�rzy zgodziliby si� urz�dzi� pogrzeb. Uda�o mu si� to bez k�opot�w, bo suto 
zap�aci� im towarami, kt�re Gomana da� za Bubartul pieni�dze. Pogrzeb mia...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin