Simak Ustrojstwo.txt

(19 KB) Pobierz
CLIFFORD SIMAK

ustrojstwo

Trafi� na to ustrojstwo w je�ynowych chaszczach, kiedy szuka� kr�w. Przez k�p� 
wysokich topoli przesiewa� si� ju� mrok, wi�c nie m�g� przyjrze� mu si� zbyt 
dok�adnie i nie m�g� r�wnie� przygl�daniu si� po�wi�ca� zbyt wiele czasu, 
poniewa� wuj Eb by� okropnie z�y na niego, �e przegapi� gdzie� te dwie m�ode 
kr�wki i je�eli szukanie ich potrwa za d�ugo, to wuj Eb najpewniej znowu 
przy�o�y mu pasem, a on ju� wi�cej chyba jednego dnia nie zniesie. I tak b�dzie 
si� musia� obej�� bez kolacji, bo zapomnia� p�j�� do �r�d�a po wiadro zimnej 
wody. A ciotka Em czepia�a si� go przez ca�y dzie�, �e do pielenia ogr�dka ma 
dwie lewe r�ce. 
- W �yciu nie widzia�am dzieciaka, kt�ry by tak ba�amuci� czas - piszcza�a na 
niego przera�liwie, a potem m�wi�a dalej, �e s�dzi�aby, i� powinien okaza� 
troch� wdzi�czno�ci za to, �e ona i wuj Eb wzi�li go do siebie i uratowali z 
sieroci�ca, ale nie, on nigdy nie czuje najmniejszej wdzi�czno�ci, tylko robi, 
co mo�e, �eby ich martwi�, a na dodatek jest leniwy, i Boga bra�a na �wiadka, �e 
nie wie, co z niego wyro�nie. 
Znalaz� obydwie kr�wki w samym naro�niku pastwiska, w pobli�u zagajnika z 
w�oskimi orzechami, i pop�dzi� je do domu; wl�k� si� za nimi i znowu zastanawia� 
si�, czy nie uciec, ale wiedzia�, �e nie ucieknie, poniewa� nie ma dok�d. 
Chocia�, przekonywa� sam siebie, niemal wsz�dzie by�oby lepiej ni� tu, razem z 
ciotk� Em i wujem Ebem, kt�rzy tak naprawd� nie byli wcale jego wujem i ciotk�, 
tylko po prostu dwojgiem ludzi, co go wzi�li do siebie. 
Kiedy ch�opiec wszed� do obory, p�dz�c przed sob� obie kr�wki, wuj Eb ko�czy� 
w�a�nie dojenie i wci�� jeszcze by� okropnie z�y, �e ch�opiec tak je przegapi�, 
kiedy przyprowadza� pozosta�e krowy. 
- No - powiedzia� wuj Eb - tak spraw� za�atwi�e�, �e musia�em wydoi� to, co 
przypada i na mnie, i na ciebie, a wszystko dlatego, �e nie policzy�e� kr�w, co 
zawsze ci ka�� robi�, �eby� mia� pewno��, �e s� wszystkie. Nale�y ci si� 
nauczka, wi�c mo�esz wydoi� te dwie, kt�re przyprowadzi�e�. 
Tak wi�c Johnny wzi�� sw�j tr�jno�ny zydelek do dojenia i wiadro, i doi� kr�wki, 
a m�ode kr�wki ci�ko si� doi, i do tego s� p�ochliwe, i ta czerwona wierzgn�a, 
a Johnny wpad� do �cieku, i mleko, kt�re ju� mia� w wiadrze, wyla�o si�. 
Na ten widok wuj Eb si�gn�� po pas wisz�cy za drzwiami i przy�o�y� Johnny'emu 
par� razy, �eby si� nauczy�, �e ma bardziej uwa�a� i �e mleko to pieni�dz, a 
potem kaza� mu doko�czy� dojenie. 
P�niej poszli razem do domu, a wuj Eb przez ca�� drog� narzeka� na dzieciaki, 
kt�re wi�cej sprawiaj� k�opot�w, ni� same s� warte. Ciotka Em wysz�a im do drzwi 
na spotkanie i zapowiedzia�a Johnny'emu, �eby przypadkiem nie zapomnia� 
porz�dnie umy� n�g, zanim si� po�o�y, bo nie chce, �eby pobrudzi�  jej �liczne, 
czyste prze�cierad�a od g�ry do do�u. 
- Ciociu Em - poprosi� Johnny - jestem strasznie g�odny. 
- Ani k�sa - odpar�a; w �wietle kuchennej lampy wida� by�o, jak ponuro zaciska 
usta. - Mo�e jak si� troch� przeg�odzisz, nie b�dziesz tak ci�gle o wszystkim 
zapomina�. 
- Chocia� kromeczk� chleba. Wcale bez mas�a i w og�le. Chocia� kromeczk�. 
- M�ody cz�owieku - str�ci� si� wuj Eb - s�ysza�e�, co powiedzia�a ciotka. Myj 
te swoje nogi i do ��ka. 
- I �eby� mi je porz�dnie umy� - do�o�y�a ciotka Em. 
Tak wi�c umy� sobie nogi i poszed� do ��ka, i le�a�, przypominaj�c sobie, co 
takiego widzia� w je�ynowych chaszczach, i przypomnia� sobie te�, �e s�owa o tym 
nie pisn��, poniewa� nie mia� okazji tego zrobi�, kiedy wuj Eb i ciotka Em 
uje�d�ali go przez ca�y bo�y dzie�. 
Postanowi�, �e nie powie im, co znalaz�, bo gdyby powiedzia�, odebraliby mu to 
tak samo, jak zawsze mu wszystko odbierali. A gdyby nawet nie odebrali i tak  
wszystko by zepsuli i ju� nie mia�by ani rado�ci, ani nic. 
By�a tylko jedna rzecz, kt�ra nale�a�a naprawd� do niego, stary scyzoryk z 
od�amanym czubkiem ma�ego ostrza. Niczego na �wiecie tak nie pragn�� jak nowego 
no�yka, na kt�ry m�g�by wymieni� ten stary, ale by� zbyt m�dry, by znowu o niego 
prosi�. Raz ju� poprosi�, a wuj Eb i ciotka Em rozwodzili si� nad tym ca�ymi 
dniami i m�wili, jaki to z niego niewdzi�cznik, jaki chciwiec, przecie� oni 
wzi�li go z ulicy, a on wci�� by� niezadowolony, tylko chcia�, �eby wydawali 
uczciwe pieni�dze na jaki� tam scyzoryk. Johnny d�ugo trapi� si� tym, �e 
powiedzieli, �e wzi�li go z ulicy, poniewa� jak wiedzia�, nigdy na �adnej ulicy 
nie by�. 
Le�a� w ��ku, wygl�da� przez okno na gwiazdy i zacz�� zastanawia� si�, co 
w�a�ciwie zobaczy� w je�ynowych chaszczach i nie m�g� sobie za dobrze 
przypomnie�, poniewa� wcale tego dok�adnie nie widzia�, a nie by�o czasu, �eby 
przystan�� i popatrze�. Ale to co� by�o takie jakie� �mieszne i im wi�cej si� 
zastanawia�, tym bardziej chcia� si� temu czemu� dobrze przyjrze�. 
Jutro, pomy�la� sobie, porz�dnie si� temu przyjrz�. Jak tylko b�d� mia� okazj�, 
jutro. I wtedy u�wiadomi� sobie, �e jutro nie b�dzie okazji, bo jak tylko 
sko�czy porann� robot�, ciotka Em zagoni go do pielenia ogrodu i nie spu�ci z 
niego oka, i nie b�dzie �adnej okazji, �eby si� wymkn��. 
Le�a� w ��ku i zastanawia� si� nad tym jeszcze przez chwil�, i sta�o si� dla 
niego jasne jak s�o�ce, �e je�eli chce si� temu czemu� przyjrze�, musi p�j�� 
dzi� w nocy. 
Po chrapaniu na dole orientowa� si�, �e wuj Eb i ciotka Em zasn�li, wi�c wsta� z 
��ka, w�o�y� koszul� i spodnie, i ukradkiem zszed� po schodach, starannie 
omijaj�c skrzypi�ce deski. W kuchni wlaz� na krzes�o, �eby dosi�gn�� pude�ka z 
zapa�kami nad szaba�nikiem przy starym piecu na drewno. Wzi�� gar�� zapa�ek, a 
potem zastanowi� si� i od�o�y� z powrotem wszystkie, poza p�tuzinem, poniewa� 
ba� si�, �e ciotka Em zauwa�y ich brak. 
Na dworze trawa by�a mokra i zimna; ch�opiec starannie podwin�� nogawki spodni, 
�eby nie przemok�y i ruszy� przez pastwisko. 
Po drodze przez las by�o kilka strasznych miejsc; ba� si�, ale nie za bardzo, 
zreszt� nikt nie m�g�by i�� noc� przez las i nie ba� si� chocia� troszeczk�. 
W ko�cu doszed� do je�ynowych chaszczy i przystan��. Zastanawia� si�, jak uda mu 
si� po ciemku przej�� przez je�yny i nie podrze� ubrania, i nie powbija� sobie 
kolc�w w bose stopy. I stoj�c tam zastanawia� si�, czy to co�, co wcze�niej 
widzia�, wci�� jeszcze tam jest, i nagle wiedzia�, �e tak, bo poczu�, jak 
nap�ywa od tego czego� fala �yczliwo�ci, ca�kiem jakby ono m�wi�o mu, �e wci�� 
jeszcze tam jest i �e nie musi si� ba�. 
Poczu� si� odrobink� zaniepokojony, bo nie by� przyzwyczajony do �yczliwo�ci. 
Mia� tylko jednego przyjaciela, Benny'ego Smitha, kt�ry by� mniej wi�cej w jego 
wieku, ale z Bennym widywa� si� tylko podczas szko�y, i nie przez ca�y czas, bo 
Benny du�o chorowa� i musia� ca�ymi dniami siedzie� w domu. A poniewa� Benny 
mieszka� daleko, po drugiej stronie rejonu szkolnego, w czasie wakacji nigdy si� 
z nim wcale nie widywa�. 
Tymczasem oczy przyzwyczai�y si� troch� do panuj�cego w je�ynowych chaszczach 
mroku i wyda�o mu si�, �e dostrzega ciemniejszy zarys tego czego�, co tam 
le�a�o, i pr�bowa� zrozumie�, jak to mo�liwe, �e czuje, �e ono jest �yczliwe, 
skoro jest ca�kiem pewny, �e to tylko jaka� rzecz, tak jak w�z, albo nape�niacz 
silosowy, i �e wcale nie jest �ywe. Gdyby my�la�, �e jest, toby si� naprawd� 
wystraszy�. 
A to co� nadal objawia�o mu swoj� �yczliwo��.
Wyci�gn�� wi�c do przodu r�ce i pr�bowa� rozepchn�� krzaki, �eby si� tam wcisn�� 
i zobaczy�, co to jest. Gdyby uda�o mu si� do tego czego� zbli�y�, m�g�by 
zapali� zapa�k�, kt�r� mia� w kieszeni, i lepiej si� przyjrze�. 
- St�j - odezwa�a si� �yczliwo�� i na to s�owo zatrzyma� si�, chocia� wcale nie 
by� ca�kiem pewien, �e je us�ysza�. - Nie przypatruj si� nam z tak bliska - 
ci�gn�a dalej �yczliwo��, a Johnny poczu� si� tym troszk� oburzony, bo przecie� 
wcale si� niczemu nie przygl�da�, a przynajmniej nie z bliska. 
- W porz�dku - powiedzia� - nie b�d� na was patrzy�. - I zastanawia� si�, czy to 
jaka� zabawa, taka jak w chowanego, w kt�r� bawi� si� w szkole. 
- Kiedy ju� zostaniemy dobrymi przyjaci�mi - rzek�o to co� do Johnny'ego - 
b�dziemy mogli na siebie patrze� i wtedy nie b�dzie to mia�o znaczenia, bo 
wiedz�c, jacy jeste�my w �rodku, nie b�dziemy zwracali uwagi, jak wygl�damy na 
zewn�trz. 
A Johnny, stoj�c w mroku, pomy�la�, �e oni musz� wygl�da� ca�kiem okropnie, 
skoro nie chc�, by ich zobaczy�, a to co� powiedzia�o do niego: 
- Dla ciebie wygl�daliby�my okropnie. Dla nas ty wygl�dasz okropnie. 
- No to mo�e dobrze - stwierdzi� Johnny - �e mnie nie mo�ecie zobaczy� w 
ciemno�ciach. 
- To ty nie widzisz w ciemno�ciach? - zapyta�o, i Johnny powiedzia�, �e nie, i 
przez chwil� panowa�o milczenie, chocia� Johnny s�ysza�, jak ono usi�uje 
zrozumie�, dlaczego on nie widzi, kiedy jest ciemno. 
A potem zapyta�o, czy potrafi zrobi� co� innego, a on nawet nie potrafi� 
zrozumie�, co ono pr�buje powiedzie� i w ko�cu jako� poj�o, �e on nie potrafi 
zrobi� tego, o co prosi�o. 
- Boisz si� - powiedzia�o. - Nie ma powodu, �eby� nas si� ba�. 
A Johnny wyja�ni�, �e nie boi si� ich, wszystko jedno czym s�, poniewa� oni s� 
�yczliwi, ale �e boi si� tego, co mog�oby si� sta�, gdyby wuj Eb i ciotka Em 
dowiedzieli si�, �e si� wymkn�� z domu. Na to oni zadali mu du�o pyta� o wuja 
Eba i ciotk� Em, a on usi�owa� wyja�nia�, ale wydawali si� nie rozumie�, tylko 
chyba my�leli, �e m�wi o rz�dzie. Pr�bowa� im wyt�umaczy�, jak to naprawd� jest, 
ale by� pewien, �e wcale nie zrozumieli. 
W ko�cu, zachowuj�c wielk� uprzejmo��, nie chc�c urazi� ich uczu�, powiedzia�, 
�e musi i��, a poniewa� zatrzyma� si� tam du�o d�u�ej, ni� planowa�, to ca�� 
drog� do domu przeby� biegiem. 
Dosta� si� do domu i do ��ka bez k�opot�w i wszystko by�o wspaniale, tylko �e 
nast�pnego ranka ciotka Em znalaz�a zapa�ki w jego kieszeniach i wyg�osi�a 
kazanie na temat niebezpiecze�stwa zapr�szenia ognia w oborze. Do pokre�lania 
swoich s��w u�ywa�a r�zgi ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin