ALFRED SZKLARSKI SOBOWT�R PROFESORA RAWY SCAN-DAL Prolog - niepokoj�ce wezwanie Mimo pe�ni kalendarzowego lata, od wielu dni trwa�a z�a, jesienna pogoda. Szare, o niskim pu�apie chmury wci�� zasnuwa�y niebo. Co chwila zrywa� si� porywisty wiatr i smaga� ziemi� strugami zimnego deszczu. W�a�nie zapada� przedwczesny wieczorny zmrok. Pospieszny poci�g Warszawa - Wiede� mkn�� na po�udniowy zach�d ku Katowicom. Okna rozko�ysanych p�dem wagon�w rozb�ys�y elektrycznym �wiat�em. Wagon restauracyjny by� bez przerwy zape�niony. Kelner niezmordowanie przebiega� od stolik�w do kuchni i roznosi� na tacy zam�wione przez podr�nych dania. Kr���c po wagonie, co pewien czas ciekawie zerka� na barczystego, starszego m�czyzn� o skroniach mocno ju� przypr�szonych siwizn�. Zaj�� on miejsce przy stoliku zaraz po wyruszeniu poci�gu z Warszawy i od trzech godzin siedzia� g��boko zamy�lony, nie zwracaj�c na nikogo uwagi. Obiad dawno ju� ostyg� na talerzu, a m�czyzna wci�� w skupieniu co� rozwa�a�. Kelner w�a�nie powraca� do kuchni, gdy naraz kto� przytrzyma� go za �okie�. Spojrza� przez rami�. To by� ten milcz�cy, zamy�lony pasa�er. - Czy w Katowicach b�dziemy bez op�nienia? - zapyta�. - Ju� nadrobili�my tych kilka minut, przyjedziemy zgodnie z rozk�adem - wyja�ni� kelner. - Czy mo�e poda� co� innego szanownemu panu? - Poda�...? Co poda�? - zdziwi� si� pasa�er, jakby nie zrozumia� pytania. - Szanowny pan nie zjad� obiadu! Je�li nie smakowa�, mog� teraz przynie�� jak�� zimn� zak�sk�! Na pewno jest pan g�odny! - Nie zjad�em obiadu? - zdziwi� si� profesor Rawa. Spojrza� na stolik i doda�: - Widocznie zapomnia�em... Tak, jestem g�odny. Prosz� o porcj� szynki. - A mo�e by tak fili�aneczk� czarnej kawy? To czasem pomaga cz�owiekowi - zaproponowa� kelner. - M�wi pan, �e pomaga...? Nie, dzi�kuj�! Prosz� o herbat�. Pasa�er zn�w pogr��y� si� we w�asnych rozmy�laniach. Kelner zaintrygowany pobieg� do bufetu. Wydawa�o mu si�, �e w szarych oczach roztargnionego m�czyzny czai� si� jaki� nieokre�lony niepok�j. Profesor Rawa zjad� plasterek szynki z such� kromk� chleba i popi� herbat�. Od najm�odszych lat przestrzega� odpowiedniej diety, dzi�ki czemu zachowa� sprawno�� fizyczn� i jasno�� my�li, kt�re szczeg�lnie tego w�a�nie dnia mog�y mu by� bardzo potrzebne. Czas szybko mija�... Za oknami wagonu zaja�nia�a �una, w kt�rej od czasu do czasu wykwita�y czerwonawe odblaski. Poci�g mkn�� teraz przez Zag��bie. Wkr�tce b�ysn�y uliczne jarzeniowe latarnie i barwne neony. Poci�g wje�d�a� do Katowic, g��wnego o�rodka G�rno�l�skiego Okr�gu Przemys�owego, tak swoistego pod wzgl�dem przemys�owym, krajoznawczym i ludno�ciowym. U�miech okrasi� powa�n� twarz profesora Rawy. Lubi� Katowice, stolic� polskiego g�rnictwa i hutnictwa. By�y one dla niego miniatur� pulsuj�cych �yciem i prac� du�ych miast europejskich. Spogl�daj�c przez okno profesor po�o�y� na stoliku stuz�otowy banknot. Poci�g ju� wje�d�a� na peron. Rawa szybko narzuci� p�aszcz. Zapomniawszy o reszcie ruszy� ku wyj�ciu. Kelner porwa� pieni�dze i pobieg� za dziwnym pasa�erem. - Prosz� pana, prosz� pana! - wo�a� w �lad za wychodz�cym. - Nie wzi�� pan reszty! Nim jednak dotar� do drzwi wagonu, profesor Rawa wmiesza� si� w t�um pasa�er�w, kt�rzy pospiesznie schodzili do ni�ej po�o�onych, os�oni�tych pasa�y dworca. Zacina� rz�sisty deszcz. Rawa niebawem dobrn�� do wyj�cia z peron�w do hali dworcowej. Naraz przytrzymano go za rami�. - Prosz� o bilet! - rozbrzmia� nieco podniesiony kobiecy g�os. Profesor zamy�lony usi�owa� i�� dalej, lecz kto� uporczywie przytrzymywa� go za r�kaw p�aszcza i wo�a�: - Prosz� odda� bilet! Rawa dopiero teraz dostrzeg� w budce kontrolera chud�, nisk� kobiet� w mundurze kolejarskim, domagaj�c� si� zwrotu biletu. Jaki� podr�ny tu� za jego plecami m�wi� podenerwowanym g�osem co� niepochlebnego o roztargnionych ludziach. Profesor zafrasowany zacz�� przeszukiwa� kieszenie. Ma�e zamieszanie nie usz�o uwagi m�czyzny, opartego plecami o automat z peron�wkami w hali dworca za budk� kontrolerki. Spod opuszczonego na oczy ronda kapelusza badawczo przyjrza� si� profesorowi, a potem podni�s� do g�ry ko�nierz p�aszcza. W tym momencie, jakby na um�wione has�o, inny m�czyzna, pogr��ony dot�d w czytaniu ,,Dziennika Zachodniego� obok drugiej budki kontrolera, natychmiast schowa� gazet� do kieszeni, po czym szybkim krokiem wyszed� z hali na ulic�. Profesor Rawa wreszcie znalaz� bilet kolejowy w bocznej kieszonce marynarki. Wr�czy� go kontrolerce. Niebawem wyszed� przed dworzec. Ostatnia taks�wka w�a�nie znika�a za naro�nikiem ulicy M�y�skiej. Profesor niezdecydowany przystan�� na skraju chodnika. Dwaj tajemniczy m�czy�ni, kt�rzy przed chwil� w hali dworcowej wymienili porozumiewawcze znaki, obecnie nie spuszczali wzroku z roztargnionego naukowca. Jeden z nich wyj�� z kieszeni gazet� i ostentacyjnie wrzuci� j� do kosza na �mieci, umieszczonego nas�upie. Wtedy samoch�d, zaparkowany przy wysepce na �rodku placyku, ruszy� ku dworcowi. W tej niemal�e chwili drugi m�czyzna przystan�� za profesorem Raw�, by zapali� ogarek papierosa. Samoch�d zatrzyma� si� przed profesorem przy kraw�niku chodnika. - Jad� do Ligoty, je�eli gdzie� po drodze, mog� podwie�� - uprzejmie zagadn�� kierowca, uchylaj�c drzwiczek wozu. - Mieszkam na R�yckiego! Bardzo dzi�kuj�, chyba z nieba mi pan spad�! - ucieszy� si� Rawa. - Kiepska dzisiaj pogoda. - Prawie ca�e lato do niczego. Prosz� wsiada�, podwioz� pana - odpar� kierowca, dyskretnie u�miechaj�c si� ironicznie. - Czeka�em na kogo�, kto nie przyjecha� tym poci�giem. Profesor Rawa wsiad� do samochodu. M�czyzna, kt�ry zapala� papierosa, teraz rzuci� niedopa�ek na ziemi� i szybko oddali� si� ku M�y�skiej. Tu� za rogiem sta�a granatowa warszawa. Na widok nadchodz�cego drzwi samochodu otworzy�y si�; w g��bi wozu ju� siedzia� drugi m�czyzna, kt�ry przedtem udawa�, �e czyta gazet�. Zaraz te� kr�tko zapyta�: - No i co?! - Akcja przebiega planowo, jedzie podstawionym wozem - pad�a odpowied� i m�czyzna pospiesznie ulokowa� si� na przednim siedzeniu obok szofera. - Uwaga, ju� skr�caj� w M�y�sk�! - rozleg� si� ostrzegawczy g�os kierowcy. - Wyprzed� ich i jed� prosto na R�yckiego rozkaza� ten w g��bi warszawy. Profesor Rawa tymczasem pochyli� si� do przodu, z zaciekawieniem obserwuj�c ulic�. Na rogu M�y�skiej i Pocztowej niemal przylgn�� twarz� do szyby os�aniaj�cej kabin� szofera. Na Rynku, w potokach �wiat�a reflektor�w, mimo z�ej pogody, trwa�y prace przy budowie szybko wyka�czanego, du�ego gmachu domu towarowego. Rawa z zadowoleniem stwierdzi�, �e barwny neon na fasadzie budynku ju� obwieszcza� narodziny ,,Zenitu�. - No, no, nie�le si� uwin�li - mrukn�� Rawa, podziwiaj�c nowoczesne i estetyczne kszta�ty .okaza�ej budowli. - Teraz podganiaj� robot�, bo za dwa dni dwudziesty drugi lipca! Potem zn�w b�d� si� grzebali! - zauwa�y� kierowca spod oka obserwuj�c pasa�era, - My zawsze musimy wszystko krytykowa� - cierpko odpar� profesor. Sk�pana w deszczu brukowana nawierzchnia ulicy Ko�ciuszki skrzy�a si� w �wietle latar� jarzeniowych, kt�re niczym kryszta�owy r�aniec pi�y si� ku po�udniowej dzielnicy miasta. Kierowca silniej nacisn�� gaz. Granatowa warszawa wyprzedzi�a go ju� znacznie. Samoch�d lekko wspina� si� na wzniesienie przy Parku Ko�ciuszki. Rz�d miejskich tramwaj�w sta� przed zajezdni�. Po prawej stronie zarysowa�a si� ciemna skarpa parku, na niej za� strzeliste kontury zabytkowego, drewnianego ko�ci�ka oraz dzwonnicy , otoczone g�stw� krzew�w i smuk�ych drzew. - Zaraz za torem kolejki w�skotorowej nale�y skr�ci� w prawo - wyja�ni� Rawa, gdy samoch�d min�� skarp�. - Znam t� dzielnic� - odpar� kierowca i zapyta�: - Kt�ry numer? - Czwarty dom z kolei - wyja�ni� profesor. - Willa stoi nieco w g��bi ogrodu. Z ulicy numer prawie niewidoczny. Kierowca troch� przyhamowa� na zakr�cie. Wjechali pomi�dzy wysokie krzewy odgradzaj�ce ulic� R�yckiego od ulicy Ko�ciuszki. Samoch�d zacz�� zarzuca� na mokrej, por�ni�tej koleinami drodze. Przystan�� przed �elazn�, a�urow� bram�. Profesor wcisn�� w r�k� szofera dwudziestoz�otowy banknot, po czym wysiad� z samochodu, kt�ry wkr�tce znik� w wylocie opustosza�ej ulicy. Rawa przybli�y� si� do �elaznej furtki, obramowanej dwoma kamiennymi s�upkami. Na ka�dym z nich, na wysoko�ci twarzy doros�ego m�czyzny, widnia�y trzy b�yszcz�ce, metalowe ozdoby, Wykonane w kszta�cie wypuk�ej, okr�g�ej tarczy. Profesor przystan�� przed s�upem, w kt�ry wmurowane by�y zawiasy furtki. Dotkn�� d�oni� �rodkowej tarczy, nast�pnie wykona� ni� p�aski p�obr�t w kierunku ruchu wskaz�wek zegara. W ods�oni�tym w ten spos�b otworze ukaza�o si� wg��bienie kryj�ce wylot tuby. �Nie mam kluczy!� zawo�a� p�g�osem. Rygiel szcz�kn�� w zamku. Furtka sama otworzy�a si� szeroko. Dw�ch m�czyzn, obserwuj�cych Raw� z ukrycia w pobliskich zaro�lach, porozumiewawczo tr�ci�o si� �okciami. Furtka zn�w sama zamkn�a si�, gdy profesor wszed� do ogrodu. Kilkana�cie metr�w za parkanem znajdowa�a si� w�r�d drzew obszerna jednopi�trowa willa z wykuszami i wej�ciem os�oni�tym do�� g��bokim podcieniem. Parter domu zbudowany by� z ciosanego bia�ego kamienia, wy�ej za� mur tworzy�y nietynkowane, czerwone ceg�y. W frontowej �cianie widnia�o tylko jedno ma�e i okr�g�e jak okr�towy iluminator okienko, dzi�ki czemu dom sprawia� wra�enie do�� ponurej, ufortyfikowanej budowli. Profesor znalaz� si� wkr�tce w g��bi podcienia przed drzwiami bez klamki. Nad wbudowan� w nie p�askorze�b� g�owy robota z rozchylonymi ustami i oczami widnia�a emaliowana tabliczka z zagadkowym, czarnym napisem: �Powiedz kim jeste�, a dowiesz si�, czy zasta�e� gospodarza w domu.� Profesor Rawa nie trac�c czasu pochyli� si� ku robotowi i szepn��: �Sezam...� Jak za wypowiedz...
pokuj106