Micha� Szo�ochow Cichy don Tom pierwszy To nie sochy nasz� s�awn� ziemi� ora�y... Nasz� ziemi� rozkopa�y ko�skie kopyta, Nasz� s�awn� ziemi� g�owy kozackie usia�y, Cichy nasz Don rozkwita m�odymi wdowami, Kwitnie ojciec nasz, Don, sierotami, Fale cichego Donu sp�ywaj� ojcowskimi, matczynymi �zami! Hej, ty ojcze, cichy Donie! Hej, czemu ty, ojcze, toczysz m�tn� fal�? Ach, jak�e nie mam m�tnej toczy� fali! Ode dna bij� we mnie, Don cichy, lodowe �r�d�a, We �rodku m�ci mnie, bia�a ryba. (Ze starych pie�ni kozackich) Cz�� pierwsza I Zagroda Melechow�w znajduje si� na samym skraju chutoru. Wrota ogrodzenia dla byd�a wychodz� na p�noc, w stron� Donu. Stromy, o�mios��niowy spadek omsza�ych, zielonawych z�om�w kredy i oto brzeg: masa per�owa rozsypanych muszelek, zygzakowata obw�dka krzemienia wyca�owanego przez fale, a dalej ju� koryto Donu, wrz�ce na wietrze ciemnymi zmarszczkami. Na wsch�d, za wierzchowymi p�otami gumien - Szlak Hetma�ski, szpakowacizny pio�unu, bury rdest, zdeptany ko�skimi kopytami, kapliczka na rozstaju, a za ni� step, w zamgleniu p�ynnej dali. Na po�udnie - kredowy grzbiet wzg�rza. Na zach�d - ulica przecinaj�ca plac biegnie a� do b�onia. W przedostatni� wojn� tureck� wr�ci� do chutoru Kozak Prokofij Melechow. Z Turcji przywi�z� �on� - drobn�, otulon� w szal kobiet�. Chowa�a twarz przed lud�mi, z rzadka pokazuj�c zdzicza�e, pe�ne smutku oczy. Jedwabny szal pachnia� dalekimi, nieznanymi woniami. Jego t�czowe desenie podnieca�y kobiec� zazdro��. Branka trzyma�a si� z dala od krewniak�w Prokofija i stary Melechow wkr�tce syna wydzieli�. Do synowskiego kurenia nie zachodzi� a� do �mierci, nie zapominaj�c obrazy. Prokofij pr�dko si� zagospodarowa�: cie�le sklecili kure�, sam Prokofij zrobi� ogrodzenie dla byd�a i pod jesie� przeprowadzi� przygarbion� �on� - cudzoziemk� na nowe gospodarstwo. Gdy szed� z ni� za arb� z dobytkiem, wybieg� na ulic�, kto �y�. Kozacy �mieli si� pod w�sem, baby g�o�no wydziwia�y, horda brudnych Kozacz�t bieg�a z gwizdaniem, lecz Prokofij szed� powoli w rozpi�tym czekmenie jak za p�ugiem: ogromna, ciemna d�o� �ciska�a kruchy przegub �oninej r�ki, g�owa z jasnym czubem wznosi�a si� hardo - tylko na policzkach wzdyma�y si� i falowa�y guzy mi�ni, a pot wyst�pi� mi�dzy skamienia�ymi w nieruchomo�ci brwiami. Odt�d rzadko widywano go w chutorze, nie bywa� te� na majdanie. �y� jak wilk w swoim kureniu nad Donem. W chutorze opowiadano o nim dziwy. Ch�opcy pas�cy ciel�ta na wygonie gadali, jakoby Prokofij pod wiecz�r, gdy zorze wi�dn�, wynosi� �on� na r�kach a� do kurhanu Tatarskiego. Sadza� j� tam na wierzcho�ku kurhanu, plecami do porowatego kamienia, stoczonego przez wieki, siada� obok niej i razem d�ugo patrzyli w step. Patrzyli p�ty, p�ki zorze nie wygas�y, po czym Prokofij otula� �on� w zipun (ch�opski kaftan) i odnosi� do domu na r�kach. Chutor gubi� si� w domys�ach, szukaj�c wyja�nienia tego dziwacznego post�powania, niewiasty a� zapomina�y si� iska�, tyle by�o plotek. O �onie Prokofija gadano r�nie: jedni twierdzili, �e jest pi�kna nies�ychanie, inni - przeciwnie. Sprawa wyja�ni�a si� dopiero wtedy, gdy �o�nierka Mawra, najzuchwalsza z bab chutoru, pobieg�a do Prokofija, niby to po �wie�y zaczyn. W czasie gdy Prokofij poszed� do piwnicy po zaczyn, Mawra sprawdzi�a, �e Turczynka Prokofija funta k�ak�w niewarta. Po powrocie zaczerwieniona Mawra, z chustk� osuwaj�c� si� z g�owy, rajcowa�a w t�umie kobiet. - Najmilsze, co on w niej znalaz� dobrego? �eby cho� kobieta jak si� patrzy, ale ta... W chutorze mamy do wzi�cia dziewuchy o wiele g�adsze. W stanie jak ta osa, o ma�o si� nie z�amie; oczyska czarne, ogromne, strzy�e nimi jak diabe�, nie daj Bo�e! Pewno zlegnie nied�ugo! - Zlegnie? - dziwi�y si� kobiety. - Chybam nie dzieci�, sama troje wynia�czy�am. - A z twarzy jaka? - Z twarzy? ��ta. Oczy przy�mione, oj nies�odko musi by� mi�dzy obcymi. Aha, wiecie, kobietki, �e ona chodzi w m�owskich szarawarach? - No-o-o, no-o?... - wykrzykiwa�y jednym g�osem przestraszone niewiasty. - Sama widzia�am - szarawary, tylko bez lampas�w. Widocznie porwa�a te, co Prokofij nosi na co dzie�. Ma na sobie d�ug� koszul�, a pod koszul� szarawary wpuszczone w po�czochy. Jak to zobaczy�am, a� mnie zatka�o... W chutorze szeptano, �e �ona Prokofija zajmuje si� gus�ami. Synowa Astachowa (Astachowowie siedzieli najbli�ej Prokofija) zaklina�a si�, jakoby drugiego dnia Zielonych �wi�tek widzia�a przed �witem, jak �ona Prokofija, bosa, z go�� g�ow�, doi�a krow� w ich zagrodzie. Zaraz potem wymi� zrobi�o si� jak pi�stka dzieci�ca, krowa straci�a mleko i wkr�tce zdech�a. Tego roku by� pom�r na byd�o. Codziennie trupy kr�w i ciel�t plami�y piaszczyste stoj�a nad Donem. Zaraza przerzuci�a si� na konie. Tabuny ko�skie, buszuj�ce na pastwisku stanicznym, topnia�y w oczach. I wtedy to ciemne gadki j�y pe�za� przez ulice i op�otki... Do Prokofija przyszli Kozacy z zebrania chutoru. Gospodarz wyszed� na ganek, uk�oni� si�. - Z czym przybywacie, panowie starszyzna? T�um w niemym milczeniu zbli�y� si� do ganku. Pewien podchmielony staruch wrzasn�� pierwszy: - Wyci�gaj tu swoj� wied�m�i Zrobimy s�d!... Prokofij rzuci� si� do chaty, ale dop�dzili go w sieni. Ros�y artylerzysta, przezwiskiem Lusznia, stuka� g�ow� Prokofija o �cian�, przygaduj�c: - Nie wrzeszcz, nie wrzeszcz, tobie nic do tego!... Ciebie nie tkniemy, ale bab� twoj� zakopiemy do ziemi. Lepiej zniszczy� j� jedn�, ni�by chutor mia� zgin�� bez byd�a: A ty nie wrzeszcz, bo ci �cian� twoim �bem rozwal�. - Wlec j�, suk�, na dw�r! - hucza�o z ganku. Kolega pu�kowy Prokofija, okr�ciwszy w�osy Turczynki na r�ce, drug� r�k� zaciskaj�c jej usta, biegiem przeci�gn�� j� przez sie� i z wrzaskiem rzuci� t�umowi pod nogi. Cieniutki krzyk prze�widrowa� ryki t�umu: Prokofij rozrzuci� po sieni sze�ciu Kozak�w, wpad� do izby i porwa� szabl� ze �ciany. Kozacy jeden przez drugiego uciekali z sieni. Wywijaj�c nad g�ow� rozmigotan�, �wiszcz�c� szabl� Prokofij zbieg� z ganku. T�um drgn�� i rozsypa� si� po zagrodzie. Ko�o stodo�y Prokofij dop�dzi� artylerzyst� Luszni�, kt�ry by� przyci�ki w nogach; i z ty�u od lewego ramienia na ukos rozwali� go a� do pasa. Kozacy, wy�amuj�cy ju� ko�y z p�otu, sypn�li w step poprzez gumno. Po p� godzinie t�um nabra� �mia�o�ci i podszed� do zagrody. Dw�ch zwiadowc�w kul�c si� wesz�o do sieni. Na progu kuchni, z g�ow� niezgrabnie odrzucon�, le�a�a we krwi �ona Prokofija. Prokofij, z dr��c� g�ow� i nieruchomym spojrzeniem, otula� w ko�uch barani czerwon�, �lisk�, popiskuj�c� kruszynk� - przedwcze�nie zrodzone dziecko. �ona Prokofija zmar�a wieczorem tego samego dnia. Nie donoszone dziecko wzi�a z lito�ci babka, matka Prokofija. Ob�o�ono je parzonymi otr�bami, pojono mlekiem kobylim, a po miesi�cu, przekonawszy si�; �e smag�y, podobny do Turczynka malec wy�yje, zaniesiono do cerkwi i ochrzczono. Nadano mu po dziadku imi� Pantelej. Prokofij wr�ci� z katorgi po dwunastu latach. Przystrzy�ona, ruda, siwawa broda oraz rosyjska odzie� robi�y go obcym, niepodobnym do Kozaka. Wzi�� do siebie syna i zacz�� gospodarzy�. Pantelej wyrasta� �niady, a� czarny. Z twarzy i z figury przypomina� matk�. Prokofij o�eni� go z Kozaczk� - c�rk� s�siada. Odt�d turecka krew zacz�a si� krzy�owa� z kozack�. St�d zjawili si� w chutorze Kozacy Melechowowie, dziwnie przystojni, z garbatymi nosami, przezwiskiem Turcy. Pochowawszy ojca Pantelej wgryz� si� w gospodarstwo. Pokry� dom na nowo, przy��czy� do osady p� dziesi�ciny nie oranej ziemi, postawi� szopy i stodo�� kryt� blach�. Z polecenia gospodarza dekarz wyci�� z obrzynk�w par� blaszanych kogut�w i umie�ci� je na dachu stodo�y. Beztroski wygl�d kogut�w rozwesela� zagrod� nadaj�c jej poz�r zamo�no�ci i zadowolenia. Na schy�ku pe�zn�cych latek okrzep� w sobie Pantelej Prokofijewicz, rozr�s� si� wszerz, przygarbi� nieco, mia� jednak wygl�d postawnego starca. By� gruboko�cisty, utyka� (w m�odo�ci na carskiej rewii w czasie skok�w z�ama� nog�), nosi� w lewym uchu srebrny kolczyk w kszta�cie p�ksi�yca, krucza g�owa i broda nie przerzedzi�y si� mimo staro�ci, w gniewie zapami�tywa� si� i to wida� przedwcze�nie postarzy�o jego dorodn� �on�, niegdy� �adn�, a obecnie opl�tan� sieci� zmarszczek. Starszy syn, Petro, �onaty, podobny by� do matki: ma�y z zadartym nosem, ciemnooki, z bujn� wiech� w�os�w koloru pszenicy; m�odszy, Grigorij, wda� si� w ojca: wy�szy od Petra o p� g�owy, cho� m�odszy o sze�� lat, podobnie jak ojciec mia� zwisaj�cy, jastrz�bi nos, sinawe migda�y gor�cych oczu, wykrojone nieco sko�ne, ostry zarys policzk�w, opi�tych br�zow�, rumian� sk�r�. Grigorij pochyla� si� tak samo jak ojciec, nawet u�miech mieli podobny, nieco zwierz�cy. Duniaszka, pupilka ojcowska, podlotek wielkooki i d�ugor�ki, oraz Daria, �ona Petra, z niemowl�ciem - oto ca�a rodzina Melechow�w. II Rzadkie gwiazdy przed�witu miga�y chwiejnie na niebie koloru popio�u. Spod chmur ci�gn�� wiatr. Mg�a stawa�a d�ba nad Donem, rozp�aszcza�a si� na spadku kredowej g�ry i pe�z�a w jary niby szary, bezg�owy padalec. Lewy brzeg Donu, piaski, bagniska poros�e trzcin�, las w rosie - zia�y op�ta�czym, zimnym ogniem zorzy. Za lini� lasu s�o�ce t�skni�o do wschodu. W melechowowskim kureniu pierwszy zerwa� si� Pantelej Prokofijewicz. Wyszed� na ganek zapinaj�c po drodze ko�nierz koszuli haftowanej krzy�ykami. Trawa na podw�rzu zas�ana by�a srebrem rosy. Stary wypu�ci� byd�o. Daria w samej koszuli pobieg�a doi� krowy. Na �ydki jej bosych n�g pada�a rosa. Na trawie poprzez obej�cie leg� zmi�ty, siwy �lad. Pantelej Prokofijewicz popatrzy�, jak trawa zmi�ta nogami Darii prostuje si� powoli, i poszed� do izby. Na framudze rozwartego okna r�owia�y martwo p�atki wi�ni, przekwitaj�cej w ogrodzie przed domem. Gr...
pokuj106