JACK VANCE OSTATNI ZAMEK Rozdzia� 1 1 Pod koniec burzliwego, letniego popo�udnia s�o�ce przebi�o si� w ko�cu zza k��bi�cych si�, czarnych deszczowych chmur, o�wietlaj�c zamek. Zamek by� zdobyty, jego mieszka�cy wymordowani. Do ostatnich chwil klany nie uzgodni�y mi�dzy sob�, jak nale�ycie wyj�� na spotkanie przeznaczeniu. Szlachta o najwi�kszym presti�u i znaczeniu zdecydowa�a si� zignorowa� poni�aj�ce okoliczno�ci i pod��y� do swych zwyk�ych spraw, z nie mniejszym ni� kiedy� poszanowaniem etykiety. Kilku zdesperowanych do histerii kadet�w, chwyci�o za bro� i przygotowa�o si� do odparcia decyduj�cego ataku. Pozostali czekali pasywnie, w gotowo�ci, prawie szcz�liwi, �e b�d� mogli odpokutowa� za grzechy rasy ludzkiej. �mier� przysz�a jednakowo do wszystkich i wszyscy czerpali z umierania tyle satysfakcji, ile mo�e da� ten niewdzi�czny proces. Dumni siedzieli, odwracaj�c strony swych pi�knych ksi��ek, dyskutuj�c o jako�ci stuletnich ekstrakt�w lub pieszcz�c ulubionego Phana, i umierali, nie racz�c zauwa�y� tego faktu. Niecierpliwi wbiegli na b�otniste zbocze, kt�re jakim� cudem wznios�o si� nad blankami Janeil. Wi�kszo�� z nich zosta�a pogrzebana pod osuwaj�cym si� gruzem, ale kilku dotar�o do grzbietu, by strzela�, ci�� i d�ga�, dop�ki sami nie zostali zastrzeleni, zmia�d�eni przez p�ywe wozy bojowe, poci�ci lub pok�uci. Pe�ni skruchy czekali w klasycznej postawie oddychania, na kolanach, ze zgi�t� g�ow� i umierali, wierz�c, �e takie jest ich przeznaczenie w �wiecie, w kt�rym Mecy byli symbolem ludzkiego grzechu. W ko�cu wszyscy byli martwi: szlachetni, damy, Phani w pawilonach, Wie�niacy w stajniach. Ze wszystkich mieszka�c�w Janeil prze�y�y tylko Ptaki, dziwne stworzenia, nieokrzesane, o ochryp�ych g�osach, niepomne dumy i wiary, zaj�te bardziej stanem swych kryj�wek ni� splendorem zamku. Gdy Mecy wyroili si�, schodz�c z blank�w, Ptaki opu�ci�y swe siedliska i wykrzykuj�c przera�liwe kl�twy, pofrun�y na wsch�d, w stron� Hagedorn, ostatniego zamku na Ziemi. 2 Cztery miesi�ce wcze�niej Mecy pojawili si� w parku przed Janeil, nosz�c jeszcze �lady walki, kt�r� stoczyli na Wyspie Morza. Szlachcice i damy Janeil, w liczbie oko�o dw�ch tysi�cy, wspinali si� na wie�yczki i balkony, podchodzili Promenad� Zachodz�cego S�o�ca i z wa��w i parapet�w zamku spogl�dali w d� na br�zowoz�otych wojownik�w. K��bi�y si� w nich r�ne uczucia: oboj�tno�� i weso�o��, nonszalancka pogarda oraz szczypta zw�tpienia i pesymizmu; skutek ich wyrafinowanej kultury, poczucia bezpiecze�stwa za murami Janeil i braku jakiejkolwiek drogi ucieczki. Ju� dawno temu Mecy nale��cy do Janeil opu�cili zamek, by przy��czy� si� do rewolty. Pozostali jedynie Wie�niacy, Phani i Ptaki, z kt�rych mo�na by stworzy� tylko namiastk� si�y zbrojnej. Wydawa�o si� jednak, �e nie ma takiej potrzeby. Uwa�ano, �e Janeil jest niezdobyty. Wysokie na dwadzie�cia st�p mury zamku wykonane by�y z czarnej, stopionej ska�y umieszczonej w oczkach ze srebrzysto- niebieskiego stopu metali. Baterie s�oneczne dostarcza�y energii wystarczaj�cej na wszystkie potrzeby zamku, a w wypadku najwy�szej konieczno�ci jedzenie mog�o by� syntetyzowane z dwutlenku w�gla i pary wodnej, tak jak syrop dla Wie�niak�w, Phan�w i Ptak�w. Janeil by� samowystarczalny i bezpieczny, cho� w ka�dej chwili mog�y zaistnie� problemy z mechaniczn� aparatur�. Nie by�o Mek�w, kt�rzy j� naprawiali w razie awarii. Sytuacja by�a oczywi�cie trudna, ale nie beznadziejna. Za dnia bojowo nastawieni szlachcice przynie�li dzia�a energetyczne i strzelby sportowe i zabili tylu Mek�w, na ile pozwala� im zasi�g broni. Po zmroku Mecy podprowadzili wozy bojowe oraz spychacze ziemi i rozpocz�li wznoszenie wa�u dooko�a mur�w zamku. Mieszka�cy Janeil patrzyli, nie rozumiej�c, dop�ki wa� nie wzni�s� si� na wysoko�� pi��dziesi�ciu st�p i nie zacz�� osuwa� si� w stron� mur�w. Wtedy straszny cel dzia�a� Mek�w sta� si� oczywisty, daj�c pole pos�pnym przewidywaniom. Ka�dy szlachcic Janeil by� erudyt� w jednej przynajmniej dziedzinie wiedzy. Kilku by�o teoretykami matematyki, podczas gdy wi�kszo�� studiowa�a dog��bnie nauki fizyczne. W�a�nie niekt�rzy z pomoc� Wie�niak�w spr�bowali uruchomi� ponownie dzia�ko energetyczne. Niestety, dzia�ko nie by�o utrzymane w odpowiednim stanie. Kilka cz�ci by�o skorodowanych lub zniszczonych. Prawdopodobnie mo�na by je wymieni� w sklepach Mek�w z poziomu minus drugiego, ale nikt w ca�ej grupie nie zna� nomenklatury Mek�w i ich systemu alarmowego. Warrick Maddency Arban* zaproponowa�, by Wie�niacy przeszukali stra�nic� Mek�w, ale z powodu ograniczonych mo�liwo�ci umys�owych Wie�niak�w nic nie zosta�o zrobione i ca�y plan ponownego doprowadzenia dzia�ka do u�ytku nie powi�d� si�. Szlachta Janeil patrzy�a z satysfakcj�, jak gruz wznosi si� coraz wy�ej i wy�ej dooko�a nich, tworz�c ha�d� w kszta�cie krateru. Ko�czy�o si� lato. W pewien burzliwy dzie� py� i gruz przer�s� mury i zacz�� spada� na dwory i place. Janeil mia� zosta� wkr�tce pogrzebany, a wszyscy jego mieszka�cy uduszeni. Wtedy w�a�nie grupa impulsywnych, m�odych kadet�w, kt�rzy mieli wi�cej energii ni� godno�ci, chwyci�a za bro� i pogna�a na zbocze. Mecy zrzucali na nich ziemi� i kamienie, ale garstka dotar�a na szczyt, gdzie walczy�a w wielkim uniesieniu. Walka trwa�a pi�tna�cie minut i ziemia rozmi�k�a krwi� i deszczem. Na jedn� wspania�� chwil� kadeci oczy�cili grzbiet ska�y i gdyby wi�kszo�� ich towarzyszy nie zgin�a pod gruzem, wszystko mog�oby si� wydarzy�. Ale Mecy przegrupowali si� i przypu�cili kontratak. Zosta�o dziesi�ciu ludzi, potem sze�ciu, potem czterech, potem jeden, potem nikt. Mecy wyroili si� na blanki, morduj�c wszystkich z ponur� systematyczno�ci�. Janeil, przez siedemset lat siedziba eleganckich szlachcic�w, sta� si� pozbawionym �ycia wrakiem. 3 Mek, stoj�cy jako okaz w muzeum, by� podobnym do cz�owieka naturalnym stworzeniem pochodz�cym z planety Etamina. Jego twarda, z�otobr�zowa sk�ra b�yszcza�a metalicznie, jak gdyby by�a naoliwiona lub wywoskowana. Przechodz�cy przez g�ow� i szyj� kr�gos�up l�ni� jak z�oto - w istocie by� pokryty przewodz�c� pow�ok� miedziano-chromow�. Organy czuciowe M�ka zgrupowane by�y w wi�zkach znajduj�cych si� w miejscu ludzkich uszu. Oblicze - co cz�sto szokowa�o, gdy przechodzi�o si� przez ni�sze korytarze - by�o pofa�dowanym mi�niem, podobnym z wygl�du do ludzkiego m�zgu. Jego otw�r g�bowy, nieregularna szczelina u podstawy twarzy, by� zb�dnym organem z powodu pojemnika z syropem wszytego pod sk�r� na ramieniu. Organy trawienne, u�ywane pocz�tkowo do odcedzania substancji od�ywczych ze zgni�ej ro�linno�ci bagiennej, uleg�y atrofii. Mecy zwykle nie nosili ubra�, z wyj�tkiem fartuch�w roboczych i pasa z narz�dziami, tak �e ich z�otobr�zowa sk�ra l�ni�a w s�o�cu. Tak wygl�da� Mek, stworzenie r�wnie skuteczne jak cz�owiek, by� mo�e dzi�ki zaletom swego m�zgu, funkcjonuj�cego tak�e jako odbiornik radiowy. Pracuj�c w grupie, w otoczeniu tysi�cy innych, wydawa� si� mniej godny zachwytu, hybryda podcz�o-wieka i karalucha. Pewni uczeni, zw�aszcza D. R. Jardine z Porannego �wiat�a i Salonson z Tuang, uwa�ali M�ko w za istoty md�e i flegmatyczne, ale gruntownie badaj�cy te sprawy Claghorn z zamku Hagedorn mia� wr�cz przeciwne zdanie. Emocje Mek�w, jak m�wi�, r�ni�y si� od ludzkich i by�y przez cz�owieka niezbyt zrozumia�e. Po wnikliwych studiach Claghorn wyr�ni� ponad dwana�cie takich emocji. Pomimo tych bada� rewolta Mek�w by�a nie mniejsz� niespodziank� dla Claghorna, D.R. Jardine'a i Salonsona ni� dla ca�ej reszty. Dlaczego? - pytali wszyscy. Jak to si� sta�o, �e grupa zawsze pos�usznych poddanych przeprowadzi�a tak morderczy spisek? Najbardziej racjonalne przypuszczenie by�o r�wnocze�nie najprostsze. Mecy czuli si� upokorzeni s�u�b� i nienawidzili Ziemian, kt�rzy usun�li ich z naturalnego �rodowiska. Przeciwnicy tej teorii twierdzili, i� przenosi ona ludzkie emocje i postawy na organizm nie--ludzki, �e Mecy mieli powody do wdzi�czno�ci wobec cz�owieka, kt�ry uwolni� ich z warunk�w Etaminy Dziewi��. Na to obro�cy teorii zapytywali z przek�sem: "Kto stosuje ludzkie emocje w tej interpretacji"? Otrzymywali odpowied�, �e skoro nikt nie jest niczego pewien, jedno takie nadu�ycie nie jest bardziej absurdalne ni� inne. Rozdzia� 2 1 Zamek Hagedorn zajmowa� czubek czarnej, diorytowej turni, g�ruj�cej nad p�nocn� stron� szerokiej doliny. Wi�kszy i bardziej majestatyczny ni� Janeil, Hagedorn ochraniany by� murami o obwodzie jednej mili, wysokimi na trzysta st�p. Blanki wznosi�y si� dziewi��set st�p nad dnem doliny, a wyrastaj�ce z nich wie�e, wie�yczki i stra�nice nawet jeszcze wy�ej. Zachodnia i wschodnia strona turni opada�y ca�kiem ku dolinie, podczas gdy na tarasach po�o�onych na mniej stromych �cianach, p�nocnej i po�udniowej, uprawiano winoro�l, karczochy, gruszki i granaty. Wznosz�ca si� z dna doliny aleja okr��a�a ca�y zamek, prowadz�c do portalu na centralnym placu. Naprzeciw sta�a wielka Rotunda, po obu stronach kt�rej wznosi�y si� wysokie Domy, nale��ce do dwudziestu o�miu rodzin. Pierwszy zamek, zbudowany natychmiast po powrocie cz�owieka na Ziemi�, sta� na miejscu, na kt�rym obecnie znajdowa� si� plac. Dziesi�ty Hagedorn przy pomocy ogromnej liczby Mek�w i Wie�niak�w wzni�s� nowe mury, po czym zniszczy� stary zamek. Z tego okresu pochodzi�o te� dwadzie�cia osiem Dom�w powsta�ych pi��set lat temu. Poni�ej placu znajdowa�y si� trzy poziomy s�u�ebne. Stajnie i gara�e na dnie, nast�pnie sklepy i kwatery nale��ce do Mek�w i w ko�cu sk�ady, wartownia i sklepy specjalistyczne: piekarnie, browary, szlifiernie, arsena�y, magazyny i tym podobne. Obecny Hagedorn, dwudziesty sz�sty w linii, nazywa� si� Claghorn z Overwhele. Jego wyb�r na to stanowisko by� dla wszystkich wielk� niespodziank�, poniewa� O.C. Charle, jak zwa� si� wcze�niej, ...
pokuj106