Zimniak Kuracja.txt

(18 KB) Pobierz
ANDRZEJ ZIMNIAK

KURACJA

Tego dnia wszystko wydawa�o si� inne, nawet w powietrzu unosi�a si� nieuchwytna 
mgie�ka odmienno�ci. Szed�em poln� �cie�k� w�r�d bujnych traw, a nad ��k� w 
ciep�ym s�onecznym powietrzu czerwcowego popo�udnia polatywa�y wa�ki. Lecz 
zapach p�l by� jaki� dziwny, jakby to �mieszne, ale wtedy tak naprawd� mi si� 
wydawa�o �wie�o skoszon� traw� na dalekich pag�rkach posypano cynamonem; 
opalizuj�ce w s�o�cu szkliste skrzyd�a wa�ek rzuca�y zbyt barwne, o ton za ostre 
refleksy, a nawet g�osy bawi�cych si� nad rzek� dzieci brzmia�y piskliwie i 
zdawa�y si� wprowadza� moj� czaszk� w wibracj�. Powtarza�em sobie stanowczo, �e 
co� jest nie w porz�dku - ale co? Pr�bowa�em skupi� si� na tym problemie, ale 
my�li wci�� rozbiega�y si� chaotycznie, uchodz�c spod kontroli jak zgraja 
rozfiglowanych urwis�w. Chwilami mia�em wra�enie, �e moje zmys�y przesun�y si� 
o jak�� jednostk� na skali odczuwania, powoduj�c zmiany w percepcji zjawisk. A 
mo�e to �wiat wok� uleg� przemianie, d���c nieuchronnie ku swojemu 
przeznaczeniu? 
Przyspieszy�em kroku, staraj�c si� odp�dza� niechciane refleksje. �cie�ka wi�a 
si� wzd�u� strumienia w�r�d m�odych drzew, co chwila musia�em wi�c schyla� 
g�ow�, aby prze�lizn�� si� pod zwisaj�cymi ga��ziami. I chocia� wszystkie 
szczeg�y drogi zna�em na pami��, przy ka�dym pochyleniu dostrzega�em 
jasnozielone, nienaturalnie jaskrawe p�dy traw, wygl�daj�ce spod wielkich k�p 
zielska. Zacz�o si� to wszystko dzisiaj w szkole, a by� mo�e ju� znacznie 
wcze�niej, tylko z powodu nik�o�ci symptom�w nie zwr�ci�em uwagi na zmiany. Tak, 
dzisiaj po raz pierwszy dzieci zacz�y mnie denerwowa�. Ich g�osy piskliwym 
dyszkantem wdziera�y si� pod czaszk�, rozbiegana ruchliwo�� tych Bogu ducha 
winnych istot wyprowadza�a mnie z r�wnowagi. By�em surowy, lecz w por� zdo�a�em 
pow�ci�gn�� rozdra�nienie. Co dzia�o si� ze mn�? 
Prawie biegiem dotar�em do domu. Tam wreszcie odpoczn�. �ona ko�czy�a 
przygotowywanie obiadu. S�dz�c po gwa�towno�ci, z jak� wybiera�a talerze i 
sztu�ce, nie by�a w najlepszym humorze. 
- Jak sp�dzi�a� dzie�? - spyta�em; b��dz�c jeszcze my�lami po ogromnej niecce 
rozgrzanych ��k, pe�nych dziwnego niepokoju. 
- A jak mog�am go sp�dzi� - jej g�os sprawia� wra�enie spokojnego, lecz nasycony 
by� wyczuwalnym zgorzknieniem, a agresywno�� odpowiedzi wynika�a z obwiniania o 
ten stan rzeczy mnie, innych ludzi, zwierz�t i ca�ego �wiata w og�le. 
Przygl�da�em si� jej chudym nogom i zbyt szczup�ej figurze, wspominaj�c czasy 
sprzed dziesi�ciu lat, kiedy to ten sam widok (�ona nie zmieni�a si� wiele) 
wzbudza� we mnie uwielbienie i radosne po��danie. Niestety, czas uczyni� z nas 
dwoje innych ludzi. Porozumienie utrudnia�a twarda opoka niewra�liwo�ci, 
potrzebne nam by�y coraz silniejsze bod�ce, aby odczuwa� cokolwiek. 
- Dom, dom i jeszcze raz dom, oto ca�y m�j �wiat kontynuowa�a w tym samym tonie. 
Dyskusja by�aby bezsensowna, albowiem niepogodzona kobieta mia�a na sw�j spos�b 
racj�, a jednocze�nie nie mia�a jej, tak jak ka�dy z nas, uskar�aj�cy si� na 
przypisanie do swojego losu. 
Do kuchni wpad�a jak bomba nasza c�rka, z�otow�osy urwis o chabrowych oczach. 
- Mamusiu, ona parzy! 
- Mia�a� narwa� marchwi na obiad - g�os �ony taja� niby wiosenny �nieg. 
- No w�a�nie, tak, o tym przecie� m�wi� ! - piszcza�a dziewczynka. - O, zobacz, 
jak parzy! 
- Chod�, obejrzymy t� marchew - wzi��em ma�� za r�k�. - Pewnie dotkn�a� 
pokrzywy. Pomog� ci. 
Wyszli�my do ogr�dka, w kt�rym kwietne rabatki przeplata�y si� z zagonami 
warzywnymi. Zn�w poczu�em niepok�j, rozbiegaj�cy si� po piersi delikatn� siatk� 
dra�ni�cych impuls�w. Te kwiaty mia�y nienaturalne barwy, jak na jakim� 
kiczowatym obrazie lub w liliowym zmierzchu pogodnego dnia. A mo�e... mo�e to 
nie zmiany w moim sposobie odbioru stanowi� przyczyn�? Mo�e co� dzieje si� 
wok�, na co ja reaguj� zmys�em wzroku, za� moja c�rka - zmys�em dotyku? 
Skierowali�my si� ku grz�dce. Marchew ros�a r�wnymi rz�dami, nie dostrzeg�em tam 
ani pokrzyw, ani �adnych innych ro�lin. 
- To ci� oparzy�o? 
- Tak, tak, tatusiu, w�a�nie to! Ja boj� si� tej marchwi ! Wyrwa�em ro�liny, 
otrzepa�em starannie z ziemi i wr�ci�em do domu. Wzbiera�a we mnie z�o��. Ci�g 
nieistotnych zbieg�w okoliczno�ci, bzdurnych skojarze� i wytwor�w wyobra�ni 
by�em sk�onny wzi�� za tajemnicz� prawid�owo��, a nieznane zjawiska. Bardziej 
racjonalnych wyt�umacze� mo�na by znale�� wiele - chocia�by proszek nasenny z 
luminalem, o kt�rego za�yciu zd��y�em od wczoraj zapomnie�. A marchew? C�rka 
kiedy� skaleczy�a si� o zwyk�� traw�, wi�c c� dziwnego z marchwi�? 
Po obiedzie mia�em zamiar troch� poczyta�, lecz przeszkodzi� mi ha�as na dole. 
Dzieci, jedno nasze i dw�jka od s�siad�w, kt�rych nigdy nie mo�na by�o �ci�gn�� 
do domu przed zmrokiem, harcowa�y w najlepsze w go�cinnym pokoju. Dzi� nie 
chcia�y wyj�� i ju�; tutaj czu�y si� �wietnie, ustawiaj�c piramidy z krzese� i 
w�a��c na kredens. Wrzeszcza�y przy tym wniebog�osy, a potem zanosi�y si� suchym 
kaszlem. 
Wyszed�em na taras. Przed szyb� drzwi le�a�y setki martwych owad�w, mo�e �ona 
znowu u�y�a �rodk�w chemicznych, a mo�e... My�l, b��dz�ca nie kontrolowanymi 
�cie�kami intuicji, zgas�a nagle. Czy�bym pogr��a� si� w stanach maniakalnych? 
S�o�ce pogodnie zachodzi�o za dalekie, lesiste wzg�rza, do kt�rych nigdy nie 
dotar�em, cho� wielekro� wyobra�a�em sobie ich kr�te, cieniste �cie�ki i pe�ne 
�wiat�a polany. Chcia�em tam i��, lecz zawsze co� powstrzymywa�o mnie i zmusza�o 
do pozostania w bezpiecznym domu. Mo�e przyczyn� by�a zwyk�a oci�a�o��, typowa 
dla drugiej po�owy �ycia, a mo�e l�k przed nieznanym, kt�rego duch unosi� si.� w 
ka�dym lesie? Lasy, ��ki, strumienie, ta niwa �ycia, od kt�rej cz�owiek 
odgrodzi� si� jednak �cianami z betonu i stali, l�kaj�c si� zaczajonej w ka�dych 
zaro�lach gro�by. Ludzie nie mog� obej�� si� bez ro�lin, u�ywaj� ich do 
wszystkiego: jako po�ywienia, jako karmy dla swoich zwierz�t hodowlanych, jako 
budulca. Bezwzgl�dna jest eksploatacja tego innego �ycia, lecz cz�owiek nie mo�e 
zastanawia� si� nad alternatyw�, bo jej po prostu nie ma. Czy huba drzewna 
mog�aby przenie�� si� pewnego dnia na kamie�? Zastanawia�em si� nieraz, dlaczego 
ludzie obawiaj� si� przebywa� w ost�pach le�nych. Czy powoduje nimi jedynie l�k 
przed samotno�ci�? 
Zszed�em do ogrodu, st�paj�c po trawie ci�kiej od wieczornej rosy. Duszna wo� 
kwiat�w, pomieszana z wilgotnym zapachem gnij�cego zielska, wype�ni�a mi krta� i 
p�uca dra�ni�cym ob�okiem. Zanios�em si� m�cz�cym kaszlem. Dokuczliwy atak min�� 
dopiero w domu, po za�yciu odpowiednich �rodk�w u�mierzaj�cych. 
Tego wieczora d�ugo nie mog�em zasn��, oddycha�em z wysi�kiem. S�ysza�em, �e 
c�rka r�wnie� mia�a ataki suchego kaszlu. Uczulenie na py�ek kwiatowy - 
rozwi�zanie uspokoi�o mnie, lecz sen nadal nie przychodzi�. Nasz pies wy� 
przera�liwie, inne odpowiada�y mu z bli�szej i dalszej okolicy. Wreszcie 
zapad�em w niespokojn� drzemk�. Widzia�em ca�e stada szczur�w maszeruj�ce drog�, 
chmary ptak�w odlatuj�ce z piskiem i ujadaj�ce na �a�cuchach psy. W pewnym 
momencie wycie usta�o i zapad�em w spokojniejszy sen. Nie przeczuwa�em nawet, �e 
wtedy w�a�nie nasz poczciwy pies zastyg� w �miertelnym skurczu na progu domu. A 
by� to dopiero pocz�tek. 
Na drugi dzie� rano w pod�ym nastroju powlok�em si� do szko�y. S�ab� kondycj� 
fizyczn� po �le przespanej nocy pogarsza�y m�cz�ce ataki kaszlu. Nie zwraca�em 
ju� nawet uwagi na jaskrawozielon� traw� i bladozielone niebo czu�em wci�� 
narastaj�cy niepok�j. Co� dzia�o si� wok�, co�, co zagra�a�o nie tylko 
zwierz�tom - by�em o tym przekonany. 
Na zaj�cia zg�osi�o si� zaledwie kilkoro dzieci, a i te wci�� pochyla�y blade, 
zm�czone twarze w napadach uporczywego kaszlu. Odwo�a�em lekcje i wr�ci�em do 
domu, gdzie ju� oczekiwa� mnie doktor Hart. Z jego zachowania wynika�o, �e ma 
co� wa�nego do powiedzenia, wi�c udali�my si� od razu do gabinetu na g�rze. 
- Niech pan pos�ucha, Glenn - stary lekarz nie ukrywa� zdenerwowania - mamy w 
naszej okolicy pocz�tki jakiej� powa�nej epidemii. Objawy choroby s� niezwyk�e i 
prawie wszyscy odczuwaj� je podobnie, pan r�wnie� - poczeka�, a� przejdzie mi 
nag�y atak kaszlu. - Nie wiem, czy dotar�y ju� do pana ostatnie wie�ci - 
zawiesi� na chwil� g�os w osiedlu pad�y niemal wszystkie psy, a teraz przysz�a 
kolej na byd�o. 
- Co na to szpital w mie�cie? 
- Nic - odpar� - s� zaskoczeni w r�wnym stopniu co my. Ale nie przyszed�em do 
pana na plotki. Chcia�bym przedyskutowa� pewne dane. Ot� - kontynuowa� po 
kr�tkiej przerwie - prowadz�, jak papu wiadomo, badania w zakresie �ywienia. W 
efekcie, z laboratoryjno-technicznego punktu widzenia, sprowadza si� to do 
podawania odpowiednio spreparowanych pokarm�w kontrolnych grupom szczur�w. Nie 
wdaj�c si� w zb�dne szczeg�y, sprawa wygl�da tak: zwierz�ta �ywione �wie�ym 
pokarmem ro�linnym choruj� ju� od oko�o dziesi�ciu dni, podczas gdy podawanie 
karmy konserwowanej nie wywo�ywa�o �adnych ubocznych efekt�w. Na pocz�tku 
s�dzi�em, �e to jaka� przypadkowa infekcja, ale zapad�o na ni� sto procent 
szczur�w karmionych r�nymi rodzajami �wie�ych od�ywek! Oto objawy, w kolejno�ci 
wyst�powania: wzmo�ony zanik pewnych wyuczonych odruch�w, podra�nienie dr�g 
oddechowych, nast�pnie rodzaj odurzenia, co� na kszta�t stanu narkotycznego, 
cofaj�cego si� i powracaj�cego w coraz silniejszych atakach, a w ko�cu 
rozprz�enie funkcji centralnego uk�adu nerwowego, zw�aszcza m�zgu i rdzenia. 
Jako biolog wie pan, co to oznacza. Wie pan r�wnie�, �e szczury i ludzie reaguj� 
podobnie. 
- To nie jest lokalna infekcja - przerwa�em lekarzowi. Dzi� rano mia�em telefon 
od ludzi zamieszka�ych na przeciwleg�ym kra�cu kontynentu - u nich jest to samo. 
To samo i w tym samym czasie - czyli epidemia raczej wykluczona. 
- W ka�dym razie czynnik przenoszony jest przez ro�liny, i to od niedawna - 
podj�� Hart. 
- Albo te� sk�adniki, ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin