Anne McCaffrey - Statki 1 - Statek, który śpiewał.doc

(125 KB) Pobierz
Anne McCaffrey

Anne McCaffrey

Statek, który śpiewał

 

(The Ship Who Sang)

 


Z „NF” 1/92

Urodziła się kaleką i jako taka byłaby skazana na śmierć, gdyby nie udało się jej pomyślnie przejść encefalograficznych badań, którym poddawano wszystkie nowo narodzone dzieci. Zawsze istniała możliwość, że choć kończyny miały powykręcane, uszy słabo słyszały, zaś oczy prawie nic nie widziały, to kryjący się wewnątrz umysł był bystry i sprawny.

Zupełnie nieoczekiwanie encefalogram okazał się być w całkowitym porządku i tą wiadomością natychmiast podzielono się z czekającymi, rozpaczającymi rodzicami. Pozostała im do podjęcia tylko jedna, ostateczna decyzja : czy poddać dziecko eutanazji, czy też pozwolić, aby stało się zamkniętym w sztucznych ścianach „mózgiem”, czyli jednostką sterującą jakiegoś urządzenia. Pod tą postacią ich dziecko nie zaznałoby żadnych niewygód, żyjąc wiele stuleci w metalowym pancerzu i oddając Planetom Centralnym nieocenione usługi. 

Pozwolono jej żyć i nadano imię Helva. Przez trzy pierwsze, roślinne miesiące wierzgała swymi kalekimi kończynami, doświadczając świata dokładnie w taki sam sposób, jak czynią to wszystkie niemowlęta. Nie była sama ; razem z nią w specjalnym, państwowym żłobku znajdowało się jeszcze troje takich dzieci. Niebawem przeniesiono je wszystkie do Głównej Szkoły Laboratoryjnej, gdzie rozpoczął się delikatny proces transformacji.

Jedno z niemowląt zmarło w trakcie osadzania, ale pozostałych siedemnaścioro, tworzących „klasę” Helvy, znalazło się bezpiecznie w metalowych skorupach. Teraz zamiast kopać nóżkami Helva poruszała kółkami, a zamiast wymachiwać rączkami wyciągała przed siebie mechaniczne manipulatory. W miarę dorastania miano dołączać jej coraz więcej połączeń nerwowych, do kontrolowania różnych mechanizmów wchodzących w skład statku kosmicznego. Helvie bowiem było przeznaczone zostać „mózgiem” zwiadowczego statku, zaś jej obdarzonym zdolnością ruchu partnerem miał być mężczyzna albo kobieta, którego lub którą sobie sama wybierze. Miała znaleźć się wśród elity podobnych sobie istot, bowiem zarówno wyniki wszystkich testów na inteligencję, jak i wskaźniki adaptacyjne lokowały ją zdecydowanie powyżej przeciętnej. Zakładając, że jej rozwój wewnątrz metalowej skorupy będzie dorównywał oczekiwaniom i nie pojawią się żadne efekty uboczne, związane z prowadzeniem takiej właśnie, a nie innej egzystencji, życie Helvy powinno być niezwykłe i bogate, znacznie ciekawsze od tego, jakie staje się zazwyczaj udziałem „normalnej” ludzkiej istoty. 

Tymczasem jednak w żadnym z zapisów funkcji mózgowych ani testów na inteligencję nie znalazły odbicia pewne fakty, o których władze musiały prędzej czy później się dowiedzieć.  Nie pozostawało im w związku z tym nic innego, jak tylko czekać, ufając, że potężne dawki warunkowania psychologicznego przyniosą wreszcie konkretne wyniki, wznosząc konieczny mur między nią a świadomością niezwykłego odizolowania i presją odpowiedzialności. Kierowany ludzkim mózgiem statek  n i e  m ó g ł  nagle popaść w szaleństwo ani pogrążyć się w depresji, przede wszystkim przez wzgląd na moc i możliwości, w jakie Centrala musiała wyposażać swoje jednostki. Tego typu statki, rzecz jasna, miały już dawno za sobą stadium eksperymentów.  Większość dzieci znakomicie znosiła operacje przysadki mózgowej ograniczające dalszy wzrost, dzięki czemu można było uniknąć konieczności przenoszenia ich do coraz większych skorup, zaś jedynie minimalny procent nie przeżywał ostatecznego połączenia z przyrządami kontrolnymi.  Wszyscy ludzie-mózgi, bez względu na to, jakiej natury były ich dziecięce deformacje, przypominali rozmiarami dorosłe karły, ale żaden z nich nie zgodziłby się na zamianę nawet z posiadaczem najdoskonalszego ciała w całym Wszechświecie. 

Tak więc przez długie, szczęśliwe lata Helva uwijała się w swojej skorupie wśród innych dzieci, bawiąc się w takie gry jak „Wspólnicy” i „W Poszukiwaniu Mocy” oraz wchłaniając wiedzę na temat technik odrzutowych, trajektorii, systemów komputerowych, logiki, higieny psychicznej, podstaw psychologii istot pozaziemskich, filologii, historii podboju Kosmosu, prawa, zasad ruchu w przestrzeni, sygnalizacji, a także całej masy innych rzeczy, o których musiał wiedzieć każdy rozsądny, wykształcony obywatel. Niezauważalnie dla samej siebie, ale za to ku wielkiemu zadowoleniu nauczycieli, wchłaniała zasady swego uwarunkowania równie łatwo jak płyn odżywczy. Kiedyś miała za to być wdzięczna monotonnemu głosowi, sączącemu jednostajnie docierające aż do podświadomości, słowa.

W cywilizacji, której część składową stanowiła Helva, nie brakowało nadzwyczaj aktywnych, przepełnionych dobrymi chęciami organizacji stawiających sobie za cel odkrycie i zdemaskowanie wszystkich okrucieństw, jakim gdziekolwiek w świecie poddawano czy to ludzi, czy inne żywe istoty. Jedno z takich ugrupowań - Towarzystwo Na Rzecz Praw Inteligentnych Mniejszości - zainteresowało się losem zamkniętych w skorupach „dzieci”.  Stało się to niemal dokładnie wtedy, gdy Helva ukończyła czternaście lat. Widząc, że nie ma innego wyjścia, władze Planet Centralnych wzruszyły ramionami i zorganizowały wycieczkę do Szkoły Laboratoryjnej, na samym początku prezentując zainteresowanym kompletną kartotekę zawierającą dokładne dane na temat każdego przypadku, łącznie z fotografiami. Bardzo niewielu spośród przybyłych aktywistów zdobyło się na to, żeby przejrzeć więcej niż kilka początkowych zdjęć. Większość ich dotychczasowych zarzutów przeciwko „skorupom” ustąpiło miejsca uldze, że te okropne (dla nich) ciała są litościwie ukryte przed ludzkim wzrokiem.

Klasa miała właśnie lekcję sztuk pięknych, jednego z obowiązkowych przedmiotów w bardzo wypełnionym programie. Helva uruchomiła jeden ze swych mikromanipulatorów, którego później miała używać do dokonywania precyzyjnych napraw swojej tablicy kontrolnej. Zadanie, które przed nią stało, było ogromne - wykonanie kopii „Ostatniej wieczerzy” - zaś płótno nadzwyczaj małe, mianowicie główka niewielkiej śrubki. Dostosowała odpowiednio swój wzrok i zabrała się do pracy, wydając przy tym nieświadomie dziwny, mruczący odgłos. Zamknięci w skorupach ludzie  wykorzystywali co prawda swoje struny głosowe i przepony, ale do porozumiewania się używali raczej mikrofonów niż ust. Ciepłe, wibrujące mruczenie Helvy miało w sobie coś niezwykłego i interesującego, nawet mimo niczym nie skrępowanych wędrówek przez wszystkie możliwe skale chromatyczne. 

-               Masz bardzo ładny głos - zauważyła jedna ze zwiedzających szkołę kobiet.

Helva „uniosła głowę” i dostrzegła fascynującą panoramę regularnych, brudnych kraterów na łuskowatej, różowej powierzchni. Jej pomruk zamienił się w zdumiony gulgot, ale niemal od razu instynktownie wyregulowała swój „wzrok” i znajdujące się w skórze pory wróciły do normalnych proporcji.

-               Owszem, przez kilka lat uczono nas tego - odpowiedziała spokojnie. - Podczas długotrwałych podróży w przestrzeni międzygwiezdnej różne głosowe nieprawidłowości mogą stać się nadzwyczaj irytujące i jako takie muszą być koniecznie wyeliminowane. Bardzo lubiłam te lekcje.

Chociaż Helva pierwszy raz w życiu widziała zwyczajnych ludzi, przyjęła to bez większych emocji. Gdyby zareagowała inaczej, natychmiast zostałoby to zarejestrowane.

-               Chciałam powiedzieć, że mogłabyś ładnie śpiewać, kochanie ... - wyjaśniła kobieta.

-               Dziękuję pani. Czy chciałaby pani zobaczyć, co robię ? - zapytała uprzejmie Helva. Instynktownie unikała rozmowy na jakiekolwiek osobiste tematy, niemniej jednak zapamiętała tę wypowiedź, by później się nad nią zastanowić.

-               A co robisz ?

-               W tej chwili wykonuję kopię „Ostatniej wieczerzy” na główce śrubki.

-               Co ty powiesz ? - zaszczebiotała kobieta.

Helva przełączyła z powrotem swój „wzrok” na powiększenie i przyjrzała się krytycznie swemu dziełu.

-               Oczywiście, niektóre kolory nie dorównują użytym przez Mistrza i zdaje się, że coś pokręciłam z perspektywą, ale w sumie to chyba nie najgorsza kopia. 

Kobieta wytrzeszczyła z wysiłkiem oczy.

-               Och, przepraszam ! - Głos Helvy był pełen autentycznej skruchy. Gdyby tylko mogła się zarumienić, z pewnością by to uczyniła. - Zapomniałam, że wy, ludzie, nie potraficie zmieniać skali powiększenia.

Przysłuchujący się rozmowie pracownik Szkoły uśmiechnął się z dumą i rozbawieniem, słysząc w tonie Helvy wyraźne współczucie dla upośledzonych w ten sposób.

-               Proszę, to powinno pomóc. - Helva wzięła w jeden ze swych manipulatorów szkło powiększające i przytrzymała je nad swoim dziełem.

Wchodzący w skład delegacji mężczyźni i kobiety pochylili się nad nim, ze zdumieniem wpatrując się w główkę maleńkiej śrubki, na której z niewiarygodną dokładnością odtworzono „Ostatnią wieczerzę”.

-               Cóż - zauważył jeden z dżentelmenów, zmuszony towarzyszyć w inspekcji swojej żonie - dobry Bóg może spokojnie jeść tam, gdzie aniołowie boją się nawet postawić stopę.

-               Czy nawiązuje pan do średniowiecznych dyskusji nad tym, ilu aniołów może się pomieścić na łebku szpilki ? - zapytała uprzejmie Helva.

-               Tak, właśnie o tym myślałem.

-               Problem ten można łatwo rozwiązać, jeśli zastąpi się anioły atomami i będzie się znało skład tworzącego szpilkę metalu.

-               A ty z pewnością mogłabyś to wtedy obliczyć ?

-               Oczywiście.

-               Młoda damo, czy pamiętano również o tym, żeby zaprogramować ci poczucie humoru ?

-               W każdym razie posiadamy umiejętność wyważania proporcji, a to sprowadza się mniej więcej do tego samego, proszę pana.

Dżentelmen zarechotał z zadowoleniem i uznał, że jednak warto było się tutaj pofatygować.

Jeżeli nawet komitet spędził potem kilka miesięcy na analizowaniu tego, czego dowiedział się w Szkole, to Helva również miała teraz do rozgryzienia pewien problem.

„Śpiew” jako termin, który można było zastosować wobec jej osoby, wymagał dokładnych badań. Rzecz jasna, miała za sobą kurs muzyki, w którego trakcie poznała zarówno bardziej popularne, klasyczne dzieła takie jak „Tristan i Izolda”, „Kandyd”, „Oklahoma” i „Wesele Figara”, jak również piosenkarzy wieku atomowego - Birgit Nilsson, Boba Dylana i Geraldine Todd, a także zadziwiające rytmiczne progresje Wenusjan, wizualne współbrzmienia Kapellan, koncerty Altairian i jękliwe zawodzenia Reticulan. „Śpiew” dla każdej z zamkniętych w skorupie osób wiązał się z istotnymi problemami natury technicznej. Uczono je, aby przed dokonaniem jakiejkolwiek prognozy najpierw dokładnie rozważyć wszelkie aspekty badanego zagadnienia. Dzięki starannemu wyważeniu proporcji między praktycznym zmysłem a optymizmem kierujący statkami ludzie-skorupy mogli ratować siebie i swoje załogi nawet z najbardziej beznadziejnych sytuacji. Dlatego właśnie dla Helvy nawet najpoważniejsza niedogodność, a mianowicie ta, że nie może otworzyć ust, by zaśpiewać, nie stanowiła wcale przeszkody nie do pokonania. Postanowiła opracować metodę, która pozwoli jej obejść to utrudnienie i pokonać własne ograniczenia, dzięki czemu będzie mogła śpiewać.

Zaczęła od prześledzenia sposobów, przy użyciu których na przestrzeni stuleci ludzie wydawali dźwięki i wydobywali je z instrumentów. Jej własne, przeznaczone do tego celu narządy były bardziej natury instrumentalnej niż wokalnej.  Najtrudniejsze wydawało jej się kontrolowanie oddechu i artykulacja w jamie ustnej dźwięków samogłoskowych. Jeśli chodzi o ścisłość, to ludzie-skorupy nie oddychali w pełnym sensie tego słowa. Tlen i inne potrzebne gazy nie trafiały z atmosfery do ich organizmów za pośrednictwem płuc, lecz dzięki urządzeniom zainstalowanym w skorupach. Po trwających jakiś czas eksperymentach Helva odkryła, że jest w stanie uzyskać dźwięk o określonej wysokości dzięki odpowiedniemu ustawieniu swojej części przeponowej, zaś rozluźniając mięśnie gardła i wydłużając jamę ustną może w taki sposób artykułować samogłoski, by te były należycie rejestrowane przez laryngofon.  Porównanie osiągniętych w ten sposób rezultatów z nagraniami współczenych piosenkarzy nie wypadło nawet najgorzej, choć wykonywane przez nią utwory cechowała jakaś nieuchwytna odmienność. Nie były wcale gorsze, po prostu inne. Dla kogoś obdarzonego absolutną pamięcią opanowanie całego repertuaru, jaki znajdował się w bibiotece Szkoły, nie stanowiło żadnego problemu. Niebawem przekonała się, że potrafi wykonać dokładnie każdy utwór, jaki jej się spodoba - nie przyszło jej na myśl, że kobieta śpiewająca basem, barytonem, tenorem, mezzosopranem, sopranem i sopranem koloraturowym stanowi dosyć niezwykłe zjawisko. Dla niej była to jedynie kwestia odpowiedniego ustawienia przepony i takiej emisji, jakiej wymagał dany rodzaj muzyki.

Jeżeli władze nawet wiedziały o jej niezwykłych zainteresowaniach, to nie dawały tego po sobie poznać. Ludzie-skorupy byli wręcz zachęcani do posiadania jakiegoś hobby, pod warunkiem oczywiście, że nie zmniejszało to ich sprawności w realizowaniu zadań technicznych.

W szesnaste urodziny Helva ukończyła szkołę i została zainstalowana na statku XH-834. Jej własna, tytanowa skorupa znalazła się wewnątrz jeszcze potężniejszej i bardziej wytrzymałej, na głównym pomoście statku zwiadowczego.  Dokonano połączeń receptorów nerwowych, słuchowych, optycznych i sensorycznych, opieczętowano je, następnie to samo uczyniono z kończynami, w zależności od potrzeby skracając je lub wydłużając, a wreszcie zakończono operację włączając do sieci połączeń delikatne i skomplikowane nad wszelkie wyobrażenie końcówki nerwów mózgowych. Przez cały ten czas Helva znajdowała się pod narkozą, nieświadoma tego, co się z nią dzieje. Kiedy się obudziła, była już statkiem. Jej mózg zawierał wszystkie potrzebne informacje, od danych nawigacyjnych począwszy, na ilości ładunku, jaki był niezbędny do odbycia podróży, skończywszy. Mogła znaleźć dla siebie i dla swego partnera wyjście z każdej sytuacji, której opis zawierały przebogate archiwa Planet Centralnych i którą były w stanie wymyślić najbardziej płodne umysły.

Pierwszy prawdziwy lot (bowiem loty symulowane wykonywała od chwili, gdy ukończyła osiem lat) wykazał ponad wszelką wątpliwość, że Helva w zupełności opanowała wszelkie tajniki swojej profesji. Była już gotowa na spotkanie z wielką przygodą i partnerem, który miał jej w tym towarzyszyć.

Tego dnia, kiedy Helva zameldowała się na służbę, w bazie znajdowało się siedmiu wykwalifikowanych zwiadowców. Było co najmniej kilka zadań, które wymagały natychmiastowej interwencji, ale Helvą już od dłuższego czasu interesowali się szefowie kilku wydziałów Centrali, z których każdy postawił sobie za punkt honoru pozyskanie jej właśnie dla  s w o j e j  sekcji. Nikt nie pomyślał o tym, żeby ją przedstawić  potencjalnym partnerom. Statki zawsze same decydowały o wyborze.  Gdyby w bazie znajdowała się wówczas jakaś inna „mózgowa” jednostka, z pewnością podpowiedziałaby Helvie, co należy uczynić. Przypadek zrządził jednak inaczej. Podczas gdy w Centrali trwały zawzięte kłótnie, Robert Tanner wymknął się z baraku dla pilotów i podszedł do smukłego, metalowego kadłuba Helvy.

-               Halo, jest tam kto? - zapytał.

-               Oczywiście - odpowiedziała Helva włączając zewnętrzne receptory. - Czy ty jesteś moim partnerem ? - spytała z nadzieją, rozpoznawszy mundur zwiadowcy.

-               Mogę nim być, jeśli tylko o to poprosisz - odparł przepełnionym tęsknotą tonem.

-               Nikt do mnie nie przyszedł. Pomyślałam, że może nie ma akurat wolnych partnerów, a nie dostałam od Centrali żadnych wskazówek.

Nawet ona musiała przyznać, że brzmi to tak, jakby się skarżyła, ale prawda przedstawiała się w ten sposób, że była bardzo samotna, stojąc tak na pogrążonym w ciemności lądowisku. Do tej pory zawsze miała towarzystwo innych ludzi-skorup, zaś ostatnio techników. Nagłe osamotnienie straciło szybko urok nowości, stając się trudnym do zniesienia ciężarem. 

-               Brak wskazówek od Centrali to żaden powód do zmartwienia, a tak się przypadkiem składa, ślicznotko, że tam w baraku jest jeszcze ośmiu facetów, którzy aż gryzą palce z niecierpliwości czekając, kiedy wreszcie zaprosisz ich na swój pokład.

Mówiąc to Tanner był już w środku i rozglądał się z uznaniem po głównej kabinie, dotykając badawczo tablicy przyrządów, przeciążeniowego fotela pilota i wtykając głowę po kolei do wszystkich innych pomieszczeń statku.

-               Gdybyś chciała za jednym zamachem przytrzeć nosa

Centrali, a nam wszystkim sprawić prawdziwą frajdę, to możesz połączyć się z barakiem i ogłosić, że urządzasz mały wieczorek zapoznawczy. Co ty na to ?

Helva zachichotała w duchu. Ten człowiek różnił się całkowicie zarówno od tych nielicznych, którzy ją do tej pory odwiedzali, jak i od wszystkich techników ze Szkoły.  Zachowywał się swobodnie i z ogromną pewnością siebie, zaś propozycja zorganizowania spotkania, podczas którego mogłaby wybrać sobie partnera wydała jej się wręcz znakomita. Co najważniejsze, w żaden sposób nie kłóciła się z jej rozumieniem przepisów. 

-               Kontrola, tu XH-834. Proszę połączyć mnie z barakiem pilotów.

-               Na wizji ?

-               Tak.

Ekran wypełnił obraz ośmiu mężczyzn znudzonych czekaniem.

-               Mówi XH-834. Czy mogę prosić, żeby wszyscy pozostający bez przydziału zwiadowcy przyszli do mnie na pokład ?

Osiem postaci nagle ożyło, rzucając się w kierunku walających się w bezładzie części ubrania, wysupłując się z ręczników i prześcieradeł i wyłączając rozmaite grające urządzenia.

Helva przerwała połączenie, zaś Tanner zarechotał wesoło i rozsiadł się wygodnie, oczekując na przybycie pozostałych.

Helva odczuwała niemal nieznane takim jak ona podniecenie oczekiwania. Żadna aktorka przed premierą nie była tak stremowana, wystraszona i oszołomiona, ale od aktorki różniło ją także i to, że nie mogła ulżyć nerwom wpadając w histerię. Mogła natomiast sprawdzić swoje zapasy jedzenia i napojów, co uczyniła, przyrządzając następnie dla Tannera poczęstunek z nietkniętego do tej pory składu żywności. 

Zwiadowców popularnie nazywano „muskułami”, w odróżnieniu od „mózgów”, którymi były, rzecz jasna, ich statki. Podobnie jak one musieli przejść niezwykle trudne szkolenie, zaś do Ośrodka Kursów Zwiadowczych Planet Centralnych przyjmowano zaledwie 1 procent najlepszych młodych uczonych z każdej planety. W związku z tym każdy z ośmiu młodych mężczyzn, którzy biegnąc na wyścigi po trapie wpadli do gościnnie otwartej śluzy, był nadzwyczaj przystojny, inteligentny, obdarzony znakomitą koordynacją ruchową, doskonale wytrenowany i każdy też ostrzył sobie zęby na lekko zakrapiany alkoholem wieczór, mając nadzieję, że po jego zakończeniu to on właśnie zostanie na pokładzie statku.

Ta skomasowana ludzka inwazja zupełnie oszołomiła Helvę, która pozwoliła sobie na luksus rozkoszowania się przez chwilę tym uczuciem. 

Potem zaczęła przyglądać się młodym ludziom. Oportunizm Tannera bawił ją, ale jej specjalnie nie pociągał. Jasnowłosy Nordsen wydawał się zbyt nieskomplikowany. Bruneta Alatpaya cechował upór, dla którego nie potrafiła znaleźć zrozumienia. Zgorzkniałość Mir-Ahnina świadczyła o panującym w jego duszy mroku, którego nie miała ochoty rozjaśniać, chociaż najbardziej ze wszystkich starał się zwrócić na siebie jej uwagę.  Zaiste, były to niezwykłe zaloty, choć miało to być dla niej zaledwie pierwsze z wielu małżeństw - „muskuły” odchodziły po siedemdziesięciu pięciu latach służby lub nawet, jeżeli mieli pecha, jeszcze wcześniej, natomiast „mózgi”, nie posiadające starzejących się ciał, były praktycznie niezniszczalne. Teoretycznie, kiedy człowiek-skorupa spłacił już swoją służbą kolosalny dług, zaciągnięty na opiekę w dzieciństwie, operacje i kształcenie, mógł odejść, dokądkolwiek chciał, w praktyce jednak wszyscy pozostawali w szeregach Służby dopóty, dopóki nie zdecydowali się na samounicestwienie lub zginęli podczas wykonywania zadania.  Helva miała kiedyś okazję rozmawiać ze statkiem liczącym sobie 322 lata, ale była tak onieśmielona, że nie odważyła się zadać żadnego osobistego pytania.

Nie zdążyła jeszcze podjąć żadnej decyzji, kiedy Tanner zaczął śpiewać żartobliwą piosenkę opowiadającą o pechowych przypadkach zuchwałego, tępego, potwornie niezdarnego Billy’ego Muskuła. Niebawem przyłączyli się do niego inni, co zaowocowało tak potworną kakofonią, że zaczął rozpaczliwie machać rękami, nakazując wszystkim ciszę.

-               Potrzebujemy donośnego, prowadzącego tenora. Jennan, czy oprócz tego, że chowasz w rękawie asy, potrafiłbyś coś zaśpiewać ?

-               Owszem, same krzyżyki - odparł pogodnie zagadnięty.

-               Jeżeli rzeczywiście nie obejdziemy się bez tenora, to ja mogę spróbować - zaofiarowała się Helva.

-               Ależ, moja dobra  k o b i e t o  ! ... - zaprotestował

Tanner.

-               Dobra, zaśpiewaj „a” - roześmiał się Jennan.

Rozległ się bogaty, czysty, wysoki dźwięk ; zdumioną ciszę, która zaraz potem zapadła, przerwał dopiero Jennan.

-               Za takie „a” Caruso oddałby całą resztę swojej skali.

Odkrycie jej pełnych możliwości nie zajęło im zbyt dużo czasu.

-               Tannerowi chodziło tylko o dobrego tenora - zauważył któryś żartobliwie - a nasze kochane maleństwo dostarczyło od razu całą operę. Chłopaki, ten który zostanie na tym statku, daleko zawędruje!

-               Nawet do Głowy Konia? - zapytał Nordsen cytując krążące w Centrali powiedzenie.

-               Tam i z powrotem, cały czas przy wtórze cudownej muzyki

·        zachichotała Helva.

-               Zawsze razem - dodał Jennan. - Biorąc pod uwagę mój głos będzie lepiej, jeśli to ty zajmiesz się muzyką, a ja ograniczę się do słuchania.

-               Zawsze wydawało mi się, że to  j a  mam być tym, kto powinien słuchać - odparła Helva.

Jennan złożył pełen godności ukłon, kierując go w stronę centralnej tablicy kontrolnej, a więc tam, gdzie Helva naprawdę b y ł a.  W tym momencie i właśnie z tego powodu podjęła decyzję. Jennan, jako jedyny ze wszystkich, adresował swoje wypowiedzi bezpośrednio  d o  n i e j,  choć zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, że ona widzi go niezależnie od tego, gdzie akurat się znalazł i że jej ciało jest ukryte za masywnymi, metalowymi ścianami. Przez cały okres ich partnerstwa Jennan nigdy nie zaniedbał tego, żeby mówiąc do niej zwrócić jednocześnie głowę w jej kierunku. Rewanżując się za to Helva od tej pory zawsze zwracała się do niego za pośrednictwem centralnego mikrofonu, choć nie zawsze była to najbardziej efektywna metoda.

Nie zdawała sobie sprawy, że tego wieczoru zakochała się w nim. Ponieważ nigdy wcześniej nie miała do czynienia z miłością i oddaniem, a tylko z ich uboższymi kuzynami, szacunkiem i podziwem, nie potrafiła rozpoznać swojej reakcji na ciepło, jakim emanowała jego osobowość, i uwagę, jaką jej poświęcał. Będąc zamknięta w skorupie uważała, że nie dotyczą jej uczucia związane w znacznym stopniu z fizycznym pożądaniem.

-               Cóż, miło było cię poznać, Helva - powiedział niespodziewanie Tanner przerywając im dyskusję na temat barokowych cech „Pójdźcie, wszystkie dzieci sztuki”. - Do zobaczenia w przestrzeni, szczęściarzu. Dzięki za przyjęcie, Helvo.

-               Chyba nie musicie już iść ? - zapytała uświadamiając sobie po chwili, że od jakiegoś czasu ona i Jennan przestali zwracać uwagę na obecność innych.

-               Najlepszy zwyciężył - uśmiechnął się krzywo Tanner. -

Chyba powinienem zdobyć skądś kasetę z jakimiś miłosnymi kupletami. Mogą się przydać, jeśli następny statek będzie podobny do ciebie.

Helva i Jennan, obydwoje nieco zmieszani, przyglądali się, jak pozostali wychodzą.

-               Czy ten Tanner sobie za dużo nie wyobraża ? - zapytał

Jennan.

Helva przyglądała mu się, kiedy stał niezgrabnie przy pulpicie sterowniczym, zwrócony twarzą w kierunku skrywającej ją skorupy. Ręce miał skrzyżowane na piersi, a szklanka, którą trzymał, była już od jakiegoś czasu pusta. Był przystojny, jak zresztą wszyscy, lecz w jego czujnych oczach migotał płomyk nieroztropności, na ustach łatwo pojawiał się uśmiech, zaś głos (czyli to, co ją najbardziej pociągało) był dźwięczny, głęboki i pozbawiony jakichkolwiek nieprzyjemnych naleciałości lub akcentu.

-               W każdym razie jeszcze to sobie dobrze przemyśl, Helvo.

Daj mi rano znać, jeśli uznasz, że jesteś już zdecydowana.

Uczyniła to podczas śniadania, skonsultowawszy uprzednio swój wybór z Centralą. Jennan przeni...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin