Stefan Chwin Hanemann.doc

(68 KB) Pobierz

Stefan Chwin – Hanemann

Stefan Chwin (pseud. Max Lars, ur. 11 kwietnia 1949 r. w Gdańsku), polski powieściopisarz, krytyk literacki, eseista, historyk literatury, grafik związany z Gdańskiem, doktor habilitowany, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Gdańskiego na Wydziale Filologicznym. Wykłada na Uniwersytecie Gdańskim. Swoje artykuły publikuje w czasopismach zagranicznych: niemieckich, szwedzkich, anglojęzycznych, a także w prasie polskiej. Jako naukowiec zajmuje się romantyzmem i romantycznymi inspiracjami w literaturze nowoczesnej (m. in. u Witolda Gombrowicza). W swoich powieściach często nawiązuje do myśli Fryderyka Nietzschego. Najsłynniejszą jego powieścią jest Hanemann (1995), przetłumaczona między innymi na język niemiecki i angielski oraz nagrodzona Paszportem Polityki. Książka opowiada o Wolnym Mieście Gdańsk opuszczanym tuż po wojnie przez dotychczasowych niemieckich mieszkańców i zajmowanym przez repatriantów ze Wschodu. Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. W latach 1996-2003 juror Literackiej Nagrody Nike.

·  Krótka historia pewnego żartu (1991) ·  Literatura i zdrada (1993)   Hanemann (1995)   Romantyczna przestrzeń wyobraźni (1998) ,  Esther (1999),  Złoty pelikan (2003) ,  Kartki z dziennika (2004) ,  Żona prezydenta (2005) , Dolina Radości (2006),  Dziennik dla dorosłych (2008)

Hanemann (1995), powieść Stefana Chwina, uznana książką roku, opowieść o splątanych dziejach Gdańska w okresie Wolnego Miasta, podczas wojny i w czasach powojennych. Jej bohaterem jest Niemiec, reprezentant zanikającej warstwy dawnego gdańskiego mieszczaństwa, profesor anatomii, którego narzeczona Luiza ginie podczas katastrofy statku pasażerskiego w Glettkau-Jelitkowie. To właśnie jej śmierć sprawia, że profesor nie opuszcza swojego miasta, kiedy przechodzi ono w ręce polskiej administracji. To, że pozostaje, budzi zdumienie jego znajomych i służby bezpieczeństwa. Rozmawiającemu z nim oficerowi powiada: „to że mówię po polsku, jest takim samym przypadkiem, jak to, że mówię po niemiecku”. Odtąd Hanemann staje się zamknięty w sobie, żyje w cieniu wspomnień miasta, które kiedyś inaczej wyglądało. Wszystko wokół niego ulega zniszczeniu i zapomnieniu — jednym z wymownych przykładów odchodzenia dawnego świata jest niezwykłe pożegnanie Walmannów z ich domem, z rzeczami, które symbolizują solidność mieszczańską. Obcość bohatera potęguje się, nawiedzają go myśli samobójcze, zastanawia się nad przypadkami głośnych zamachów samobójczych Kleista i Witkacego.
 

Narracja:

Swoją opowieść snuje Chiwn z perspektywy narratora, wspominającego swoje dzieciństwo, Polaka zaciekawionego losami tajemniczego Niemca. Odtwarza on historię Hanemanna na podstawie rozmów, jakie przeprowadził z Franzem Zimenrmannem. On opowiada historię Hanemanna w swoim sztokholmskim mieszkaniu. Ta perspektywa narracji nadaje opowieści smaku swego rodzaju śledztwa, podczas którego narrator usiłuje dociec, jakie były motywy postępowania Hanemanna. Przy czym Chwin okazuje się mistrzem opisu, odnajdującym w drobnych detalach smak czasu i ślad emocji. Jest to opowieść o człowieku wrażliwym i delikatnym, wiernym i zarazem kruchym, powalonym nieszczęściem, a zarazem wytrwałym, który próbuje ocalić pamięć.

Problematyka:

1)      EGZYSTENCJALNA- powieść obrazuje kryzys egzystencji jednostki (zwłaszcza doświadczenie wydziedziczenia, obcości, przemijania) rozgrywający się na tle odtworzonych z pietyzmem realiów życia polsko-niemieckiej społeczności Gdańska z 2. Ćwierci XX wieku.

2)      POWIEŚĆ O MAŁEJ OJCZYŹNIE – Gdańsk (opisany bardzo szczegółowo) ukazany został jako miasto multietniczne, w którym łączą się krańcowo różne kultury – polska i niemiecka. W utworze widoczny jest podział na polskość i niemieckość. Od początku do rozdziału „Słowo” narrator i bohaterowie operują nazewnictwem niemieckim, od rozdziału „Słowo” pojawiają się już nazwy polskie. Jest Gdańsk - nie Danzig, Tczew - nie Dirschau, Wrzeszcz - nie Langfuhr, ulica Grottgera - nie Lessinstrasse, itd. Przy starym,  niemieckim nazewnictwie pozostaje jedynie Hanemann jako jeden z nielicznych łączących stare z nowym. Gdańsk to Heimat dla Hanemanna, tutaj bowiem są jego korzenie, ale staje się on także miejscem urodzenia narratora i innych dzieci przybyszy ze Wschodu. Rodzinne korzenie wprawdzie nie w nim się zaczynają, jednak młode pokolenie tutaj odnalazło swą tożsamość. Gdańsk staje się jego „małą ojczyzną”, domem. Młodzi stają się ludźmi stąd.

   Warto dodać, że w Gdańsku urodził się w 1949 roku Stefan Chwin. Jego rodzina przybyła tu, zaakceptowała inność i specyfikę miasta oraz nową przestrzeń i odzyskała spokój wewnętrzny.

 

S T R E S Z C Z E N I E:

Rozdział I – Czternasty sierpnia:

14 sierpnia o godz. 15:00 do Instytutu Anatomii, w którym pracował Hanemann i jego asystent Retz przywieziono zwłoki pewnej kobiety. Zatonęła ona na pokładzie małego, spacerowego statku o nazwie Stern, tego samego dnia o godzinie 9:00. Ponieważ z wraku statku wyłowiono także zwłoki przestępcy poszukiwanego przez policję, dlatego na rozkaz komisarza Wittenberga, Hanemann miał dokonać sekcji zwłok kobiety. Podejrzewano także, że wśród ofiar wypadku znaleziono kogoś, kto zginął jeszcze przed zatonięciem statku. Gdy ciało kobiety przywieziono do Instytutu Anatomii, Hanemann razem ze swoim asystentem oraz otaczającą stół grupą studentów rozwiązał worek, w którym były zwłoki. Okazało się, że należą one do Luizy Berger. Wprawiło go to w tak wielkie zaskoczenie, że kazał Retzowi kontynuować sekcję, a sam będąc w szoku opuścił budynek instytutu.

Rozdział II – Okno

Hanemann wrócił do domu i zaczął palić fotografie (czego później żałował). Na zdjęciach tych dało się zauważyć postać kobiety. Był w niej zakochany. Spotkał się z nią 3 dni temu, planowali wspólny wyjazd do Konigsbergu (Królewiec). Ona nalegała, by odłożyć to na później, bo jej matka nie najlepiej się czuła. Teraz wyrzucał sobie, że nie był wystarczająco stanowczy i nie doprowadził do wyjazdu od razu. Wciąż miał w pamięci ostatnie chwile z nią spędzone, pamiętał każdy szczegół, każdy gest. Wspominał jak stała przy oknie, rozczesywała włosy, jak zawsze nienagannie ubrana. Tamtego dnia była rozdrażniona. Kobietą ta była właśnie Luiza Berger.

Rozdział III - Wyrzucony

Parę dni później do Hanemanna przyjechała siostrzenica Anna. Piękna, wysoka kobieta. Chciała go pocieszyć i namówić do powrotu do instytutu. On jednak nie miał zamiaru tam wracać. Okazało się, że Luizę znaleziono na statku razem z jakimś mężczyzną. Podejrzewał, że coś ich łączyło. H. (od tej pory tym skrótem oznaczam imię Hanemanna J ) został wyrzucony z instytutu, ponieważ „nie potrafił trzymać języka za zębami”. Na urodzinach rektora Akademii Medycznej zachował się niestosownie do okoliczności. Poza tym Zimermann (z którym rozmawia narrator) stwierdza, że H. w tamtym czasie zadawał się z nieciekawym towarzystwem. Dowiadujemy się także, że Luiza zdradzała go już od dawna.

Rozdział IV – Rzeczy

Sprawa H. była szeroko komentowana na mieście. Rozgłos straciła w kontekście szykujących się do opuszczenia miasta Niemców. Cały Gdańsk opanowały wielkie przygotowania do wyjazdu. Mieszkańcy podzielili swój dobytek na ten, który mieli ze sobą zabrać oraz ten, który musiał zostać na zatracenie (choć niektórzy z nich wciąż mieli nadzieję, że jeszcze tam powrócą). Wszyscy pakowali się bardzo starannie, tak aby być gotowym na każdą ewentualność. I tak na przykład banknoty wszywali w kołnierze, a rulony chowali do lasek. Powoli żegnali się z miastem.

Rozdział V – Flanele, płótna, jedwab

Zaczęło się bombardowanie Gdańska. Jego mieszkańcy dokonali ostatnich przygotowań do odjazdu. Wallmanowie – sąsiedzi Hanemanna chcieli uciec Do Hanoweru, do ciotki Heidi i wuja Siegfrieda. Było im bardzo ciężko opuścić dom.

Rozdział VI – Trzciny

Wallmanowie wraz z Hanemannem przedzierali się przez bombardowane i płonące miasto w stronę torów kolejowych. Małe Ewa i Maria (córki Wallmanów) były przerażone. Idąc wzdłuż torów dotarli do portu, gdzie przy falochronie miały czekać na nich transportowce. Port w większej części był ogarnięty przez ogień. Okazało się, że transportowiec Bernhoff nie wpłynie do portu, a ludzie mają być przewożeni na jego pokład holownikami. Trwało to bardzo długo, a port wciąż był bombardowany, płonęły cysterny, ludzie ginęli. Wreszcie przypłynął holownik, który jako pierwszy wypatrzył H. Dzięki temu rodzina Wallmanów wsiadła na jego pokład jako jedna z pierwszych. Zapomnieli jednak zabrać ze sobą bagażu H. On wraca więc po swoją walizkę. Kiedy próbował dotrzeć z powrotem na holownik, został ranny i stracił przytomność. Gdy się ocknął wówczas pomost był już pusty. Mimo, że kolejne holowniki miały jeszcze przypłynąć, on postanowił nie opuszczać Gdańska. Podwieziony przez płk Remetza wrócił do swojego domu znajdującego się przy Lessingstrasse 17. W okolicznych domach nie było już żywej duszy.

Rozdział VII – KruchePo powrocie do domu H. zrobił obchód okolicznych domostw. Chciał znaleźć kogoś żywego. Na próżno. Zamiast ludzi znalazł powyłamywane mosiężne klamki i doszczętnie zdewastowany dom Schultzów. Rabusie zniszczyli w nim wszystko, co napotkali na swojej drodze. Porozbijali szkło, pocięli obrusy, firany, zasłony, porąbali meble, by nie zostawić niczego dla Polaków, którzy mieli osiedlać te domy.

Rozdział VIII – Stella. Heinrich Mertenbach, August Walberg i Stella Lipschutz (siostra Luizy Berger) chcieli opuścić miasto. Zmierzali w kierunku portu. W drodze zastała ich noc, którą spędzili na przeciwko domu H., którego Mertenbach widział stojącego przy oknie. Udało im się w końcu dotrzeć do portu, wsiąść na statek i odpłynąć (jakiś dziwny rozdział…).

Rozdział IX – Słowo.   Ojciec i matka narratora (która wówczas nosiła go w swoim brzuchu) szukali w Gdańsku domu do osiedlenia. Mogli zajmować dobytki pozostawione prze Niemców. Chodzili od domu, do domu szukając najbardziej masywnego budynku. Wybrali ten, który zdawał się mieć najsolidniejszy dach. W czasie oglądania domu usłyszeli głosy dochodzące z piętra. Okazało się, że oprócz nich w domu znajdował się H., dwaj mężczyźni oraz kobieta, która niszczyła cenne przedmioty znajdujące się w mieszkaniu. Mężczyźni okazali się być Polakami, którzy plądrowali okoliczne domy, a teraz znęcali się nad H., bo był Niemcem. Józek (tak miał na imię ojciec narratora) widząc to wpadł w ogromny gniew i krzyknął „won”. To jedno słowo sprawiło, że rabusie opuścili budynek, oburzeni, że Polak stanął w obronie Niemca. Od tego momentu dom H. przy ulicy Lessingstrasse 17 stał się także ich domem.

Rozdział X – Lawenda.  Rodzice narratora zajęli mieszkanie na parterze, po Wallmanach. Wszystko tam pachniało lawendą. Rozpakowywali swój niewielki dobytek, sprzątali i zadomawiali się w nowym domu.

Rozdział XI – Grottgera 17. Ojciec podjął pracę w spółce „Antracyt”, mama była instruktorką w szkole pielęgniarskiej. Powodziło im się dobrze. Gdańsk wciąż się zmieniał. Niemieckie nazwy ulic zastąpiono polskimi i tak Lessingstrasse 17 stała się ulicą Grottgera 17. Ale w podziemiu szpitala, w którym pracowała matka wciąż znajdowały się schrony pełne ukrywających się Niemców. Matka otrzymywała z pracy paczki żywnościowe. Hanemann zaczął jeździć na Podwale Grodzkie na Halę Targową, aby sprzedać trochę sztućców i srebra. Potrzebował bowiem pieniędzy na życie. Później zaczął udzielać korepetycji z języka niemieckiego, które w końcu stały się głównym źródłem jego utrzymania. Ani on, ani pani Stein, którą od czasu do czasu odwiedzał nie zamierzali opuszczać Gdańska.

Rozdział XII – Czarne świerki.  H. siedział wpatrzony w okno, wracał pamięcią do czasów, gdy Gdańsk zamieszkiwali Niemcy (nic ważnego, ani ciekawegoJ).

Rozdział XIII - Klinika Lebensteinów.  H. otrzymał list od swojego asystenta Retza. Był tym faktem zaskoczony, bowiem sądził, że on już dawno nie żyje. W liście tym Retz najwięcej uwagi poświęcił pamiętnej nocy, gdy próbowali opuścić Gdańsk i na pokładzie Bernhoffa dotrzeć do Niemiec. Państwo Wallmanowie bardzo martwili się o H., któremu nie udało się wsiąść na pokład. Niestety w trakcie rejsu statek był ostrzeliwany, nie posiadał wystarczającej liczby szalup, by móc uratować wszystkich. Wallmanom nie udało się dostać do szalup, próbowali uciec z płonącego statku skacząc z ogromnej wysokości do wody (prawie jak Titanic J). Niestety żaden z nich nie wypłynął już na powierzchnię. Retzowi udało się przeżyć, gdyż jako lekarz mógł popłynąć z rannymi szalupą. Dotarł do Bremy, gdzie zamierzał otworzyć praktykę lekarską. Kilka miesięcy później H. otrzymał kolejny list, tym razem z kliniki Lebensteinów z Bremy, z którego dowiedział się, że Retz umarł raka płuc.

Rozdział XIV – Wezwanie. H. otrzymał wezwanie. Udał się do Gdańska na wyznaczoną godzinę. Urzędnik wypytywał go o list, który otrzymał z Danii: kto był jego adresatem, czego dotyczył i dlaczego nie został wysłany pocztą, tylko przekazany  przez marynarza. Podejrzewał, że mógł zawierać jakiś tajne informacje. H. wszystkiemu zaprzeczył. Urzędnik wypytywał go też dlaczego został w Gdańsku i czy zamierza opuścić go w najbliższym czasie. H. kolejny raz zaprzeczył. Urzędnik dał H. do zrozumienia, że posiadają na jego temat wiele informacji. Wiedzą o jego rodzinie, oraz o tym czym się zajmuje. Przestrzegł, żeby nie próbował zbliżać się do faszystowskich agentów, którzy z pewnością zechcą skorzystać z jego umiejętności (np. znał biegle 3 języki) i wiedzy. H. oświadczył, że nie ma zamiaru z nikim współpracować. Po powrocie do domu długo rozmyślał nad tym kogo Faszyści mogli przeciągnąć na swoją stronę.

Rozdział XV – Las Gutenberga. Narrator wspomina jak uczył się języka niemieckiego. Największą trudność sprawiało mu czytanie gotyckich liter. W nauce pomagał mu H. Gdy narrator przychodził na lekcję nieprzygotowany, wówczas H. zapraszał go do Lasu Gutenberga i  bynajmniej nie chodziło o las na zachodnich zboczach Jaśkowej Doliny. H. podchodził do mahoniowej szafy i wyciągał przypadkowy tom z półki, na której stały książki z lat trzydziestych. Dawał 16- letniemu wówczas chłopcu, aby poczuł ciężar tomu i dotknął żółtawego papieru. Następnie H. siadał w swoim fotelu i zaczynał czytać po niemiecku. Chłopak niewiele z tego rozumiał, a język niemiecki wydawał się dla niego pusty i obcy. Było tak aż do momentu, gdy któregoś dnia H. zaczął czytać listy Kleista, wówczas narrator „poczuł, że obce słowa (…) dosięgają jego serca”. Utożsamiał się z autorem listów młodym chłopcem odepchniętym przez rodzinę i otoczenie, który oparcie znalazł w młodej dziewczynie. W 1811 oboje po napisaniu tych szaleńczych listów odebrali sobie życie nad brzegiem jeziora znajdującego się za Lasem Gutenberga. Narratorowi wydawało się, że Hanemann opowiada o kimś kogo dobrze zna. On sam natomiast utożsamiał ów młodą dziewczynę z Anną, którą widywał na schodach ogólniaka, a  w której był szczerze zakochany.

Rozdział XVI – Fraktura. Hanemann wieczorem zasiadł w swoim fotelu i czytał historię pt: „Zeznanie Strimminga, właściciela zajazdu Pod nowym dzbanem nieopodal Poczdamu”. Opowiada ona o pewnej parze, która 20 listopada przyjechała do zajazdu. Poprosili o 2 pokoje i zapowiedzieli, że zostaną tam tylko kilka godzin, bo mają przyjechać po nich przyjaciele z Poczdamu. Z pokoju na piętrze rozpościerał się piękny widok na jezioro. Poprosili o łódź, aby przeprawić się na jego drugi brzeg. Znajomi wieczorem nie przyjechali, więc para została kolejny dzień w gospodzie. Kazali sobie oczyścić odzież, zjedli posiłki, wysłali przez gońca list do Berlina. Po południu wybrali się na drugi brzeg jeziora, gdzie kazali sobie przynieść kawę. Gdy służąca przyszła po filiżanki kobieta poprosiła by po umyciu naczyń przyniosła je z powrotem nad jezioro. Gdy służąca odeszła kawałek drogi usłyszała 2 strzały, pomyślała, że to pewnie ich goście zabawiają się strzelaniem. Kiedy wróciła z czystymi filiżankami zobaczyła ich leżących, całych we krwi. Okazało się, że się zastrzelili. Wieczorem przyjechali panowie z Berlina. Jeden z nich był mężem zabitej. Od niego gospodarze dowiedzieli się, że mężczyzną, który się zastrzelił był Heinrich von Kleist. 22 listopada pochowano zmarłych w jednej mogile. Na tym kończy się historia czytana przez H.

Rozdział XVII – Listek dębu. H. odwiedzał czasem pan J. Znali się jeszcze za czasów Wolnego Miasta. Wówczas pan J. był nauczycielem w Gimnazjum Polskim, teraz pracował jako nauczyciel niemieckiego w liceum na Topolowej. Przychodził on do H. aby posłuchać poprawnej niemczyzny, z którą na co dzień nie miał zbyt wiele do czynienia. Inni Polacy zamieszkujący Wolne Miasto podobnie cenili sobie każdą możliwość rozmowy w języku Goethego. Do Polaków, którzy dopiero osiedlali się w mieście odnosili się powściągliwie. Któregoś dnia pan J. zauważył na biurku H. listy Kleista i oświadczył, że on go znał. Widywał jego obrazy na wystawach w Warszawie i Poznaniu, poza tym Kleist malował jego portret. J. zaczął opowiadać następującą historię: wszystko zdarzyło się parę dni po wybuchu wojny , gdzieś na wschodzie, za wielką rzeką, na równinie, wśród bagien. Polski generał wydał rozkaz aby wszyscy mężczyźni opuścili bombardowane miasto. Malarz  i dziewczyna wsiedli do pociągu jadącego na wschód, ale nie wiedzieli, gdzie dokładnie jedzie ten pociąg. Paliły się dworce, samoloty ostrzeliwały pociąg. Malarz i dziewczyna zatrzymali się w małej wsi wśród lasów. Był chory na nerki i wątrobę, zatruł się gdzieś wodą ze studni, bardzo cierpiał, a bóle narastały. Mówił jej, że bez niego sobie nie poradzi, dlatego powinni umrzeć razem. I tak wybrali się któregoś dnia do lasu, gdzie na piasku mieli skończyć ze sobą. Wcześniej on udzielił im ślubu. Potem on podciął sobie żyły, a jej dał do wypicia jakąś substancję. Dzień wcześniej wkroczyli do Polski Rosjanie. Okazało się, że dawka, którą ona wypiła była zbyt słaba i dziewczyna nie zabiła się, straciła tylko przytomność. Gdy następnego dnia się obudziła zobaczyła jego leżącego koło niej z zakrwawioną ręką. Postanowiła go pochować, choć on podobnie jak jego mistrz – Miciński nie chciał grobu. Pragnął by pozostało po nim jedynie wspomnienie. Historię tą pan J. usłyszał kilkadziesiąt lat później, od owej dziewczyny, która przeżyła nieudaną próbę samobójczą. J. uważał, że malarz był bardzo podobny do Kleista, który popełnił samobójstwo, gdyż czuł się do głębi zraniony klęską Niemiec, nie mógł znieść ducha pruskiej armii oraz został odrzucony przez rodzinę. Henrietta z którą pisał pożegnalne listy uciekła z nim nad jezioro bo zżerał ją rak i puste życie u boku męża.

Rozdział XVIII – Zaszewki, jedwab, perłowe guziki. H. lubił odwiedziny pana J. Któregoś dnia pan J. opowiedział mu, że pamiętnego dnia 14 sierpnia gdy zatonął Stern on był na pomoście Neufahrwasser z koleżanką z Krakowa. Zobaczył Luizę, która była z jakąś młodą kobietą i wydawało się jakby na kogoś czekała. Pan J. razem z towarzyszącą mu panią R. początkowo mieli płynąć Sternem, ale w skutek choroby morskiej pani R. musieli opuścić pokład. O tym, co wydarzyło się dalej Pan J., dowiedział się od Stelli – siostry Luizy. Czekała ona w Glettkau jak się umówiły. Gdy statek podpłynął bliżej portu, w którym czekała Stella, zobaczyła ona swoją siostrę w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. I w tym momencie kadłub Sterna rozstąpił się, woda zalała maszynownię, potem wywrócił się do góry dnem. Luiza na oczach siostry zatonęła wciągnięta przez liny na dno. O tym wszystkim pan J. opowiedział Hanemannowi parę dni po zdarzeniu.

Rozdział XIX – Arystokracje i upadki.  Rozmaite rzeczy mające za czasów Wolnego Miasta swoje miejsce w każdym domu, po zasiedleniu miasta przez Polaków zaczęły ginąć i wciąż zmieniały właścicieli. Najczęściej wynoszone były sztućce np. przez sąsiadów, którzy wpadli do gospodarza w odwiedziny, a wychodzili z mieszkania niosąc jakiś łup pod pazuchą. Z czasem poniemieckie porcelanowe zestawy do kawy, złote i srebrne sztućce zostały wyparte przez Polskie aluminiowe - firmy Wars. Także wiele innych przedmiotów przypominających rodaków Goethego zostało zniszczone, w wraz z nimi pamięć o jego pierwszych właścicielach. Gdańsk zmienił się do tego stopnia, że nawet H. nie potrafił sobie przypomnieć wyglądu budynków w których niegdyś zamieszkiwali Niemcy.

Rozdział XX – Hanka. Któregoś dnia w domu narratora pojawiła się Ukrainka – Hanka. Zauważył ją rano krzątającą się po kuchni. W domu oprócz nich nie było już nikogo. Teraz dowiadujemy się, że nasz narrator ma na imię Piotr (szybko J). Okazało się, że Hanka została gospodynią w ich domu. Piotrkowi od razu się spodobała, każdy posiłek w jej towarzystwie smakował mu dużo lepiej. Z czasem zaczął się w niej zakochiwać, podziwiał jej każdy gest, ruch, słowo. W domu nastały nowe porządki, bo wszystko musiało być po myśli Hanki. Była dobrą gospodynią, świetnie gotowała, utrzymywała dom w czystości. Któregoś dnia pan Wierzbołowski doniósł, że Hanka przyjechała transportem z Przemyśla, że przeszła straszne rzeczy. Ojciec Piotra nie wierzył w to. Narrator więc sam zapytał o to służącą, ale ona go zbyła odpowiedzią, że jest ze świata. Nazajutrz wracając wcześniej ze szkoły zajrzał do kuchni i zobaczył ją zapłakaną, stojącą koło okna. Nie chciała powiedzieć co się stało. Kilka dni później kobieta próbowała popełnić samobójstwo. Nieprzytomną w kuchni znalazł ją H.

Rozdział XXI – Boże Ciało. To, co się stało wstrząsnęło H. na tyle mocno, że obudziło w nim wspomnienia z młodości spędzonej w Berlinie. Zaczął się zastanawiać nad fenomenem śmierci i samobójstwa. Odbył się pogrzeb Hanki.

Rozdział XXII – Powrót.  Mama wracała wraz z Hanką do domu. Po drodze bacznie obserwowali ją sąsiedzi, ale nie  patrzyli na nią z pogardą, bo była osobą bardzo lubianą. Ona tymczasem cały czas trzymała fason i udawała jakby nic się nie stało. Gdy weszła do domu, w którym niegdyś pracowała jako gospodyni od razu podążyła do swojego pokoju i zaczęła się pakować. Matka chciała ją zatrzymać, ale Hanka nie zgodziła się. Ojciec zaczął ją przekonywać, że jak od nich odejdzie, to nie będzie miała się gdzie podziać, a ludzie nie mają nic do niej i może w ich domu zostać. Wszystko na próżno, dziewczyna zdecydowała, że musi opuścić ich dom, gdyż przyniosła im wstyd i sprawiła dużo problemów. Pożegnała się ze wszystkimi i wróciła do swojego pokoju. Po paru minutach wyszła pięknie wymalowana i ubrana i udała się na górę do H. aby powiedzieć mu o swoim odejściu. Nagle zaczęła wrzeszczeć. Uderzała H. po twarzy, rwała sobie włosy z głowy i płakała, miała do niego żal, że w porę przyszedł do kuchni i jej próba samobójcza się nie powiodła. Krzyczała, że nie chce żyć.

Rozdział XXIII – Niedoczekanie! . Po tym incydencie Hanka nie miała wyboru i musiała zostać w domu Piotra. Jego rodzice nie chcieli jej wypuścić widząc w jakim jest stanie. Opiekowali się nią bardzo troskliwie. Dziewczyna zachorowała, miała gorączkę. Aż któregoś dnia po rannej kąpieli Piotr usłyszał jak Hanka wypowiedziała bardzo stanowczo słowo NIEDOCZEKANIE! Od tej pory znów tchnęło w nią życie, postanowiła zacząć wszystko od nowa. Piotr jednak po tym, co zaszło nie potrafił już patrzeć na Hankę tak jak dawniej. W domu nie mówiło się tez o Hanemannie, ani o tamtym dniu, gdy służąca poszła się z nim „pożegnać”. Gdy mijała go na schodach, wówczas przyspieszała kroku.

Rozdział XXIV – Odcień. H. po awanturze, jaką urządziła mu Hanka przyglądał się w lustrze swojej podrapanej twarzy. Zastanawiał się dlaczego miała do niego pretensje i po co przyszła do niego tak wymalowana i ubrana. Nigdy jej takiej nie widział. Po całej awanturze unikali się wzajemnie, choć on miał wielką ochotę, by ją odwiedzić. Gdy wychodziła z domu, wówczas stał przy oknie i przyglądał się jej bardzo uważnie. Ilekroć słyszał stukotanie korkowych obcasów na chodniku, tylekroć podchodził do okna. Czasami przerywał korepetycje i stał przy oknie w długim milczeniu. Jego uczucia względem Hanki były bardzo ambiwalentne. Raz się z niej śmiał, innym razem się na nią złościł, to znów było mu jej żal. Doszło do tego, że nie mógł się na niczym skoncentrować. Próbował zagłuszyć swoje myśli i pragnienia poprzez pracę, ale wszędzie widział Ją…

Rozdział XXV – Puste łóżko.  Hanka będąc któregoś dnia na dworcu kolejowym zobaczyła małego chłopca, który pokazując różne sztuczki i przedstawiając coś na kształt mini pantomimy zarabiał na życie, rozśmieszając przy tym czekających na pociąg podróżnych. Jego twarz zapadła jej głęboko w pamięć i kilka dni później wróciła na dworzec, by zabrać go ze sobą. Przyprowadziła go do domu Piotra. Okazało się, że mały nie mówi, ale rodzina narratora bardzo troskliwie się nim zaopiekowała. Malec miał spać w łóżku, które stało w pokoju Piotra i do tej pory było puste…

Rozdział XXVI – Palce. Okazało się, że chłopiec rozumiał, co mówią domownicy, nie potrafił tylko wyrazić tego wszystkiego gestami. Mama dowiedziała się, że H. może coś zrobić w tej sprawie. I rzeczywiście H. jeszcze w czasie studiów zainteresował się językiem migowym. Adam (tak nazywał się chłopiec) zaczął więc chodzić do H. na lekcje języka migowego. Był bardzo pojętny i szybko przyswajał sobie rozmaite kształty, które pokazywały jego palce. Potrafił tez świetnie czytać z  ust. W czasie tych lekcji także Hanka uczyła się migowego. Szło jej to jednak dużo gorzej niż Adamowi, jej palce nie chciały układać się tak jak powinny, wówczas H. brał ją za rękę i układał dłoń w kształt różnych liter. Świetnie się przy tym oboje bawili (zaczyna coś iskrzyć J). Adam uwielbiał naśladować różne osoby i miał do tego wielki talent. Potrafił wybiec na deszcz i spacerując po ścieżce z niewidzialnym parasolem w ręce , przemoknięty do nitki kołysał biodrami tak jak robiła to pani W., naśladował także niedzielne maszerowanie pana Borunia, wyjmował z ust niewidzialne gwoździe tak, jak robił to pan Orzechowski. Gdy któregoś wieczoru Piotr zapytał Adama skąd się wziął w Gdańsku i czy ma jakiś bliskich chłopiec nic na to nie odpowiedział tylko zaczął płakać.

Rozdział XXVII – Brzytwa tamtego. Cd historii opowiadanej przez pana J. o malarzu i jego dziewczynie, którzy próbowali się razem zabić (por. rozdz. XVII). Dziewczyna po tym jak znaleziono ją pod wielkim drzewem leżała nieprzytomna przez parę dni. Z całej wsi zbiegli się ludzie. Byli dobrzy, przynosili jaja, ser, ktoś dał jej poduszkę. Była młodsza od malarza o 17 lat, dlatego ktoś powiedział: „dziwny ojciec, co córkę chciał zabić”. Gdy wróciła do miasta zajęli się nią znajomi malarza, pisała na maszynie, porządkowała papiery. Potem po powstaniu trafiła do obozu w głębi Niemiec. Tam znalazła ją siostra. Kiedy weszła do baraku zobaczyła ją siedzącą na pryczy z kawałkiem szkła, którym chciała podciąć sobie żyły. Wciąż miała pretensje do malarza, jak mógł ją tak zostawić, umrzeć bez niej. Przeżyła obóz, ale nie miała dokąd wracać. Tułała się po cudzych mieszkaniach. Zamieszkała w górach u ludzi, którzy pamiętali malarza. Potem zaczęły się problemy zdrowotne, odklejenie siatkówki itp. Była młoda, ale nie mogła patrzeć na mężczyzn. Uważała się za żonę malarza( w końcu sami udzielili sobie ślubu). Wszędzie podpisywała się jego nazwiskiem, chciała, by inni wiedzieli kim jest. H. długo rozmyślał nad historią tej dziewczyny i postanowił, że ochroni Hankę, która także chciała popełnić samobójstwo przed tak złym losem.

Rozdział XXVIII – Bielidło i purpura. Trwała lekcja religii. Piotr czekał zniecierpliwiony, kiedy się skończy, bo wiedział, że na zewnątrz czeka banda chłopaków, którzy prześladowali Adama. Postanowił więc wybiec z salki jako pierwszy i obronić kolegę. Tak też zrobił, zaraz po zakończeniu lekcji wybiegł i rzucił się z pięściami na stojących nieopodal chłopaków. Zobaczył to jednak ks. Roman, który był oburzony zachowaniem Piotrka. Adam na migi zaczął tłumaczyć, że on chciał go tylko obronić ale ksiądz zrozumiał opatrznie, że Piotrek także niemowę chciał uderzyć. Kazał zgłosić się rodzicom, a samego łobuza zamknął w salce i kazał przemyśleć swoje zachowanie. Po chwili w oknie salki pojawił się Adam, który uwolnił swego niedoszłego obrońcę z „więzienia”. Wracając do domu chłopcy naśladowali i przedrzeźniali wszystkich sąsiadów z okolicy, wszystkich za wyjątkiem H. i Hanki.

Rozdział XXIX – Zbocze. Piotra obudziły nad ranem głosy dochodzące z kuchni, w której znajdowali się jego rodzice, pan J. i H. Pan J. przekonywał, żeby Niemiec natychmiast opuścił kraj, bo władza ma coś na niego. Miał niedobre informacje także dla Hanki, której chciano odebrać Adama, za to, że ma rzekomo niewystarczająco dobre warunki, co było kompletną bzdurą. Miał zostać przewieziony do ośrodka w Szczecinku. H. nie chciał w to wszystko uwierzyć, powiedział, że nigdzie nie wyjedzie. Hanka tymczasem udała się do pokoju chłopców, zaczęła tulić do siebie Adama i przyrzekać mu, że nigdy go nie opuści i nikomu go nie odda. Piotrek obserwował tą scenę ze łzami w oczach, on także bardzo się przywiązał do niego. Postanowili, że Hanka Adam i H. wyjadą z miasta jeszcze tego samego dnia. Udali się na peron osobno i bez bagaży, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Walizki przywiózł im Piotr. Po drodze na dworzec ostatni raz on i Adam przedrzeźniali mieszkańców ulicy Grottgera. Po długim pożegnaniu cała trójka odjechała.

Rozdział XXX – Szron. Bez Hanki, Adama i H. życie Piotra znów stało się nudne. Gdańsk wciąż się zmieniał, stawał się coraz bardziej polski.  Chłopiec każdego dnia wyczekiwał na list z wiadomościami od Adama, w końcu kiedy wyjeżdżał, wsunął mu do kieszeni kartkę z adresem. Niestety żaden list do Piotra nigdy do niego nie dotarł.           

4

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin