URSULA K. LE GUIN Dary LEWA REKA CIEMNOSCI Tej samej autorki ukazaly sie: WSZYSTKIE STRONY SWIATA CZARNOKSIEZNIK Z ARCHIPELAGU GROBOWCE ATUANU NAJDALSZY BRZEG TEHANU WRACAC WCIAZ DO DOMU CZTERY DROGI KU PRZEBACZENIU MALAFRENA OPOWIADANIE SWIATA OPOWIESCI ORSINIANSKIE SWIAT ROCANNONA MIASTO ZLUDZEN KOTOLOTKI KOTOLOTKI Z WIZYTA U MAMY OPOWIESCI Z ZIEMIOMORZA Przelozyla Maciejka Mazan Proszynski i S-U.a Tytul oryginalu: GIFTS Copyright (C) 2004 by Ursula K. Le Guin AU rights resewed Ilustracja na okladce: Cliff Nielsen Redakcja: Lucja Grudzinska Redakcja techniczna: Elzbieta Urbanska Korekta: Bronislawa Dziedzic-Wesolowska amanie komputerowe Aneta Osipiak 4 000318636 Wydawca: Proszynski i S-ka SA 02-651 Warszawa, ul. Garazowa 7 Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnicza im. W.L.Anczyca S.A. 30-011 Krakow, ul. Wroclawska 53 1 Zjawil sie u nas, zgubiwszy droge, i boje sie, ze tymi srebrny-mi lyzkami, ktore nam ukradl, nie zdolal sie wykupic, gdy uciekl i zapuscil sie w wysokie gory. A jednak ten zagubiony, ten zbieg, stal sie naszym przewodnikiem. Gry nazwala go zbiegiem. Kiedy sie zjawil, byla pewna, ze dopus- cil sie czegos strasznego, morderstwa lub zdrady, i ucieka przed ze- msta. Co innego moglo wygnac czlowieka z Nizin az tutaj, miedzy nas? -Nieswiadomosc - powiedzialem. - Nic o nas nie wie. Nie boi sie nas. -Mowil, ze tam w dole ostrzegali go, by nie wchodzil miedzy czarnoksieznikow. -Ale on nie zna sie na darach - odparlem. - Dla niego to tyl- ko gadanina. Legendy, klamstwa... Oboje mielismy racje, to pewne. Emmon na pewno uciekal, chocby tylko przed zasluzona reputacja zlodzieja lub nuda; byl rownie niespokojny, nieustraszony, ciekawski i niekonsekwent- ny jak szczeniak, ktory biegnie tam, gdzie prowadzi go wech. Te- raz, gdy sobie przypominam jego akcent i frazowanie, wiem, ze pochodzil z poludnia, ziem dalszych niz Algalanda, gdzie opowie- sci o Wyzynach byly tylko opowiesciami, starymi podaniami o da- lekiej polnocy, gdzie czarnoksieznicy zamieszkuja lodowate gory i dopuszczaja sie niewyobrazalnych czynow. Gdyby wierzyl w to, co uslyszal w Dannerze, nigdy by nie przy- byl do Caspromantu. Gdyby uwierzyl nam, nigdy by sie nie zapus- cil wyzej. Uwielbial sluchac opowiesci, wiec i nas wysluchal, ale nie dal wiary. Byl miastowy, mial jakies wyksztalcenie, przemie- rzyl cale Niziny. Znal swiat. Kim bylismy my, ja i Gry? Co wiedzie- 5 lismy, slepy chlopiec i ponura dziewczynka, szesnastoletni, uwie-zieni wsrod przesadow i nedzy samotnych gorskich gospodarstw, ktore bardzo na wyrost nazywalismy posiadlosciami? Zachecal -w swej leniwej zyczliwosci - do mowienia o naszej mocy, lecz kiedy mowilismy, on widzial nasze surowe, twarde zycie, okrutna biede, okaleczonych i zacofanych wiesniakow, widzial nasza nie- znajomosc niczego poza tymi mrocznymi gorami i mowil sobie: Tak, tak, jakaz to wielka moc moga miec te biedne smarkacze? Gry i ja lekalismy sie, ze kiedy nas opuscil, poszedl do Gere- mantu. Strach pomyslec, ze nadal moze tam byc, zywy, lecz znie- wolony, z nogami wykreconymi jak korkociagi lub twarza zmie- niona w potwornosc dla rozrywki Erroya, lub tez oczami, ktore w przeciwienstwie do moich naprawde osleply. Erroy by nie scier- pial jego beztroskiego sposobu bycia. Zadalem sobie nieco trudu, zeby Emmona trzymac z dala od mego ojca, kiedy mell jezykiem, lecz jedynie dlatego, ze Canoe mial niewiele cierpliwosci i ponure usposobienie, a nie z obawy, ze moglby uzyc swego daru w zlej sprawie. Poza tym nie zwracal uwagi na Emmona ani nikogo innego. Od smierci matki zatonal w cierpieniu, wscieklosci i rozpaczy. Pielegnowal swoj bol i prag- nienie zemsty. Gry, ktora znala gniazda wszelkiego ptactwa w pro- mieniu wielu mil, widziala raz scierwo orla w gniezdzie na Urwi- sku. Padl, wysiadujac dwa srebrne, groteskowe jaja, gdyz pasterz zabil orlice, ktora przynosila mu pozywienie. Podobnie moj ojciec wysiadywal swoj bol, glodujac. Dla Gry i mnie Emmon byl skarbem, swietlista istota, ktora weszla w nasz mrok. Zaspokoil nasz glod. Bo i my glodowalismy. Nigdy nie mielismy dosc opowiesci o Nizinach. Odpowiedzial na wszystkie pytania, ktore zadawalem, lecz czesto zartobliwie, wy- mijajaco czy tylko od niechcenia. Prawdopodobnie chcial przed na- mi ukryc spora czesc swojej przeszlosci, a zreszta nie byl wnikli- wym obserwatorem i precyzyjnym sprawozdawca, jak Gry, ktora zastepowala mi oczy. Potrafila dokladnie opisac nowego cielaka, jego blekitnawa masc, wezlaste nogi i male futrzane wyrostki ro- gow, tak ze i ja go prawie widzialem. Lecz kiedy prosilem Emmona, by mi opowiedzial o Gorzkowodzie, on rzekl tylko, ze to zadne mia- sto, a targ jest nudny. A jednak wiedzialem, poniewaz opowiedzia- la mi o tym matka, ze w Gorzkowodzie sa wysokie czerwone domy i ulice jak wawozy, ze wykladane lupkiem stopnie wspinaja sie 6 z dokow i przystani, gdzie przybijaja i odplywaja statki, ze jest tamtarg drobiowy i rybny, i korzenny, kadzidlany i miodowy, targ, gdzie sprzedaje sie stare stroje, i taki, gdzie sprzedaje sie nowe, i wielkie targi garncarskie, na ktore ludzie zjezdzaja sie z gornego i dolnego biegu rzeki Trond, a nawet z dalekich morskich wybrzezy. Moze w Gorzkowodzie Emmonowi nie powiodlo sie w zlo- dziejskim rzemiosle. Jakiekolwiek mial powody, wolal zadawac pytania i sluchac nas z zajeciem - glownie mnie. Zawsze lubilem mowic, jesli tylko trafil mi sie sluchacz. Nawet Gry, zwykle milczaca i nieufna, po- trafil sprowokowac do mowienia. Watpie, zeby rozumial, jak bardzo mu sie poszczescilo, ze tra- fil na nas dwoje, lecz cenil sobie nasza goscine i wygody podczas surowej, slotnej zimy. Litowal sie nad nami. Bez watpienia sie nu- dzil. Byl ciekawski. -Wiec co wlasciwie wyczynia ten jegomosc z Geremantu, ze budzi taki strach? - pytal tonem na tyle sceptycznym, bym ze wszystkich sil zapragnal mu udowodnic prawdziwosc mych slow. Lecz o tych sprawach nieczesto sie mowilo nawet wsrod obdarzo- nych. Wydawalo sie, ze mowienie o nich na glos jest nienaturalne. -Dar tego rodu nazywa sie skrecaniem. -Krecenie? Oszukiwanie? -Nie. - Trudno bylo odnalezc slowa, trudno je wypowiedziec. -Skrecanie ludzi. -Wokol wlasnej osi? -Nie. Ich rak, nog. Karkow. Cial. - Sam zaczalem sie lekko skrecac, zaniepokojony tematem. W koncu dodalem: - Widziales starego Gonnena, tego z lasu, na Wyzynnej Gorze. Mijalismy go wczoraj na goscincu. Gry powiedziala ci, kto to jest. -Zgiety wpol jak scyzoryk. -Brantor Erroy tak go zgial. -Tak go pochylil? Za co? -Za kare. Brantor twierdzil, ze przylapal go na podkradaniu drewna w lesie Gere. -Tak sie objawia reumatyzm - odezwal sie Emmon po chwili. -Gonnen byl wtedy mlody. -Wiec nie widziales tego na wlasne oczy. -Nie - przyznalem, dotkniety jego niewiara. - Ale on to wi- dzial i moj ojciec. Gonnen mu powiedzial. Gonnen powiedzial, ze 7 wcale nie byl w Geremancie, tylko blisko granicy, w naszych la-sach. Brantor Erroy go zobaczyl i krzyknal, a Gonnen sie przestra- szyl i zaczal uciekac z drwem na plecach. Upadl. Kiedy chcial wstac, grzbiet mial juz wykrzywiony i zgarbiony, tak jak teraz. Jego zona mowi, ze kiedy chce sie wyprostowac, krzyczy z bolu. -A w jaki sposob brantor mu to zrobil? Emmon nauczyl sie tego slowa od nas; twierdzil, ze na Nizi- nach go nie znaja. Brantor to pan lub pani ziem, czyli najwazniejszy i najbardziej obdarzony z calego rodu. Moj ojciec byl brantorem Caspromantu. Matka Gry byla brantorem Barrow w Roddmancie, a jej ojciec brantorem Roddow tych posiadlosci. My jestesmy ich spadkobiercami, ich orlatkami. Wahalem sie z odpowiedzia. Emmon nie szydzil, lecz nie wie- dzialem, czy powinienem w ogole mowic o mocy daru. Odpowiedziala mu Gry. -Wystarczylo, ze spojrzal - odezwala sie swoim cichym glo- sem. W mojej slepocie jej glos byl mi zawsze jasnym swiatlem po- ruszajacym sie w lisciach drzewa. - 1 wskazal lewa reka albo pal- cem, moze tez wypowiedzial jego imie. A potem powiedzial slowo, dwa lub wiecej. I to wszystko. -Jakie slowa? Gry milczala; moze wzruszyla ramionami. -To dar Gerow, nie moj - odezwala sie w koncu. - Nie znamy jego regul. -Regul? -Regul, jakich przestrzega jego dar. -A jakich regul przestrzega twoj dar, jak dziala? - spytal Emmon, nie kpiac, lecz kipiac ciekawoscia. - Czy to ma cos wspol- nego z polowaniem? -Darem Barrow jest przywolanie - powiedziala Gry. -Przywolanie? Kogo przywolujesz? -Zwierzeta. -Jelenie? - Po kazdym pytaniu nastepowala krotka pauza, w sam raz na skinienie glowy. Wyobrazilem sobie twarz Gry, szczera, lecz pelna dystansu. - Zajace? Dziki? Niedzwiedzie? Gdybys przy- wolala niedzwiedzia, a on by do ciebie przybyl, co bys wtedy zrobila? -Mysliwi by go zabili. - Zrobila pauze i dodala: - Nie wzy- wam zwierzyny lownej. Jej glos nie byl jak wiatr w listowiu, ale jak wicher na skale. 8 Nasz przyjaciel na pewno nie rozumial, o co jej chodzi, leczjej ton mogl go nieco zmrozic. Przestal sie zwracac do niej i spytal mnie: -A ty, Orrec, jaki masz dar? -Ten sam co ojciec - powiedzialem. - Dar Casprow jest zwa- ny odczynianiem. I nic ci o nim nie powiem. Wybacz. -To ty mi wybacz moja niezrecznosc - rzekl Emmon po kro...
Scorpik